Dodam jeszcze, że ułożyłem historię pod to, aby móc postacią wejść prosto do nowej bazy Jedi bez organizowania następnego wprowadzenia zaraz po poprzednim. Tamto w końcu przeszedłem, problemem było nie grać jak ameba z wypłukanym mózgiem już w bazie Jedi, więc wydaje mi się to uczciwe.1. Informacje bazowe
- było, znacie -
2. Doświadczenie z RP:
- było, znacie -
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Nirram Deselisk
b. Wiek: 25
c. Pochodzenie: Balosar
d. Rasa: Muun
e. Wygląd: Typowy Muun. Nie wyróżnia się niczym. Wygląda jak najbardziej przeciętny Muun, stereotyp wycięty z wzoru.
f. Historia:
- Idioci, idioci, idioci, niekompetentni idioci! Żaden z was nie rozumie czym jest prawdziwe oprogramowanie! Nic nie wiecie, nic nie umiecie, umiecie tylko wykonywać polecenia jak tresowana gizka... Wy... wy nawet nie jesteście programistami, wy tylko przeklejacie gotowe badziewie i nie rozumiecie jak ono działa! Nikt z was nie umie stworzyć prawdziwego oprogramowania. Rozejrzyjcie się po tej galaktyce, spójrzcie dokąd zaprowadziła nas technologia, dokąd zaprowadziło nas rozumieć, że to sztuka, że to odkrywanie, że tworzymy dzieła, że kształtujemy świat. Dzięki takim jak ja powstał hipernapęd, dzięki szacunkowi do tej sztuki dziś pracujemy mniej i lżej. Szacunek do informatyki zwalczył więcej niewolnictwa, niż największe rebelie i wojska. A wy każecie mi być tresowaną gizką taką jak wy - krzyczał Nirram Deselisk, Muun, w niewielkim biurze firmy Balosar Connection, tworzącej oprogramowanie do łączności z systemem satelitarnego ostrzegania o zagrożeniach na drogach powietrznych, popularny kierunek ze względu na to że handel kosmiczny na Balosar nieźle się rozkręcił, a to spowodowało spore zatłoczenie powietrzne i duże ryzyko wypadków przez ostatnie miesiące.
- Nirram, dosyć tego. Idę z tym do kadr, kolejny raz nie dowiozłeś kodu na czas i wrzeszczysz o sztuce, standardach, a te twoje wyzwiska, to nie przejdzie w tej firmie. Myślisz, że pracujesz w chlewie? Możesz nazywać przełożonych i współpracowników od idiotów? To poważna firma, nie chlew moich nieszczęsnych rodaków Quarrenów, gdzie możesz się tak zachowywać - odparł kierownik jego zespołu, Kalamarianin wiecznie wyglądający na spokojnego. Nadymane i nadmuchane błony otaczające wielkie gardło mogły być pewnym wyrazem emocji, zwłaszcza połączone z bulgoczącym głosem, zapewne.
- Wrzeszczę o sztuce i standardach, bo od tego oprogramowania zależy życie! To oprogramowanie, które ma odpowiadać za bezpieczeństwo, przywieźć erę bezpieczniejszego pilotażu, może wnieść Balosar na nowe poziomy, a wy chcecie, żebym skleił bezmyślne byle co, jak wy!
- Nirram, oprogramowanie, które tworzymy, nie jest żadną rewolucją, myślisz, że nie powstały tysiące podobnych? Nie wdrażamy rewolucji, robimy coś, co robiły setki przed nami, nie wynajdujesz nowego hipernapędu, przestań robić z tego jakiś cyrk. Nie jesteśmy programistami z Dac tworzącymi oprogramowanie dla krążownika MC90, od którego zależy ludzkie życie, tworzymy pięćsetny system drogowego monitoringu satelitarnego, na samym Balosar jest siedem podobnych aplikacji! Korzystamy z gotowych, sprawdzonych rozwiązań, które przetestowano przed nami na milionach śmigaczy, a ty krzyczysz, jakbyśmy mieli tworzyć oprogramowanie do hipernapędu na wielki lot w nowe galaktyki... Ah na co ja się trudzę... nic do ciebie nie dociera. To jest poważna firma, ta rozmowa skończyła się z chwilą, w której postanowiłeś krzyczeć na ludzi od idiotów w miejscu pracy.
I tak Nirram stracił już trzecią pracę w ciągu tego samego roku. Nikt nigdy nie potrafił zrozumieć jego pasji, manii, ale dla niego... to wszystko co mówił o sztuce, o dziełach tego rodzaju, jak kształtują one świat i nie są po prostu produktem, to była prawda, którą on znał, rozumiał całym sercem. Zawsze gdy tworzył kolejne dzieła sztuki informatycznej, czuł w tym prawdziwy, duchowy zew. Czuł on, że tworzy coś większego, czuł jak potęga technologii tego kosmosu spaja ze sobą ten świat i służy cywilizacji, jak te dzieła ludzkie pełne serca i oddania noszą w sobie cząstkę czyjejś duszy i dotykają ducha innych. To zawsze było dla niego mistyczne przeżycie, czuł w tym prawdziwy trans, zew, to było wołanie czegoś wyższego, jakiegoś niezrozumiałego sedna tego kosmosu. To nie były dla niego jego własne dzieła, to było dzieło natchnienia. Nie umiał się tego pozbyć i traktował tak nawet najprostsze zadania, co kończyło się wykolejeniem z każdej pracy. Umiejętności długo nie starczały.
W końcu musiał pożegnać się z Balosar, jego CV, pełne ciągłych zwolnień, zmian miejsca pracy co kilka miesięcy, zniechęcały wszystkich pracodawców. Może to cała wielka planeta, ale co to za problem wysłać krótki hologram do poprzedniego pracodawcy z pytaniem o pracownika, aby dostać mało zachęcający opis. Postanowił wynieść się do Głębokiego Jądra, zacząć życie gdzie indziej. Mimo tych perypetii i problemów z dostosowaniem się do społeczeństwa, nie można było zarzucić mu braku uporu i chęci, był skłonny polecieć nawet w te zapomniane przez kosmos regiony ukryte za czarnymi dziurami i morderczymi kanonadami asteroid i mgławic, byle pchać swe życie naprzód.
Dotarł do Głębokiego Jądra, gdzie najął się na planecie Hakassi. Na Hakassi dotarł na początku roku 35 ABY. Niestety tam powtarzały się podobne historie. Oczywiście nie były one tak drastyczne, Nirram był narwany i pchany przez pasję i zew, ale starał się z całego serca by nie być idiotą i przynajmniej próbować się dostosowywać. Z pewnością prowadziło go to sporo dalej, gdyż można było zauważyć, że rozstawał się z pracą w bardziej prestiżowych korporacjach w pokojowej atmosferze, gdzie delikatnie i dyplomatycznie zarzucano mu średnią współpracę, zbyt duże narwanie, połączone ze zbyt niskim tempem spowodowanym przez chorobliwy perfekcjonizm. On tymczasem tylko bardziej i bardziej czuł ten zew, którego nie umiał opisać słowami. Dla niego był to zew powołania, wezwanie czegoś wyższego, zawsze siedzące gdzieś z tyłu głowy nienazwane "coś", drobne i subtelne ukłucie, które zawsze tam było. Jednak pewnymi nocami, gdy potrafił siedziec już o 4:30 z siódmym kubkiem cafu i anaxesańskiej herbaty stymulantowej nad milionami linijek kodu, to coś w nim rosło.
Zaprowadziło go jednak donikąd i po 3 zmianach pracy, jego ambicje i walka upadły, nie miał już na to siły. Spakował manatki i znalazł nisko płatną pracę administratora w centrum opieki nad zwierzętami. Lecz wtedy, pewnego dnia, do tego miejsca trafili Jedi, którzy złożyli tam zwierzęta na przechowanie. Nie było co do tego wątpliwości, papiery nie były może jednoznaczne, ale dla wprawnego informatyka rozgryzienie tego nie było problemem, zwłaszcza gdy przeglądał w tej błahej pracy, co tylko mógł.
To wreszcie była jego okazja, wreszcie wszystko stało się jasne. Jedi, wezwanie Mocy, czemu dopiero teraz to zrozumiał. Natychmiast w jego głowie stalo się oczywistym, że trafił do tej pracy, by zew tej siły wyższej posłał go na spotkanie z jemu podobnymi, czy miał rację, któż to wie, ale on całym rozumem i sercem w to wierzył. Nie minęło wiele czasu, a wiedział, co musi zrobić. Jedno ze zwierząt dostało stosowny nadajnik międzyplanetarny, oczywiście oporządzony i oprogramowany przez niego. Potem to tylko kwestia wyrzucenia wszystkich pieniędzy na lot we właściwą planetę, a następnie tylko powietrzna taksówka w dany adres. Co prawda oznaczało to zejście z oszczędnościami na życie na 17 kredytów republikańskich, ale co to robiło mu za różnicę.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Tym razem mogę powiedzieć coś nowego. Pomimo śmierci postaci, natychmiast byłem pewien, że zrobię nową postać. Jestem zachwycony klimatem i profesjonalizmem prowadzenia wszystkich scen, w połączeniu z przede wszystkim przepiękną narracją, pisaną na żywo a na poziomie najlepszej literatury. To obecnie najbardziej mnie wciąga, co może wydawać się zabawne, ale w jakiś sposób naprawdę przemawia do mnie, że narracja jest tutaj jak na najlepszym PBF, a mimo to pisana na żywo. Wrażenia są niesamowite, jakby ktoś na żywo pisał dla mnie o mojej postaci książkę, co czułem naprawdę podczas tego jak Harin umierał z mojej głupoty jak idiota (brzmi zabawnie, wiem). Do tego bardzo przekonało mnie, że mimo tego klimatu i świetnej atmosfery, gra nie jest trudna. Harin dostał CK bo grałem bez ułamka rozumu, z poczuciem realizmu ameby i pchałem się na tą śmierć jak wariat. Widzę też, że mogę naprawdę dużo się tutaj nauczyć. Przyznam, że prawie wszystkie wady, problemy i dziwne zachowania mojej postaci, sam ich nie rozumiałem, Fell musiał mi je wytłumaczyć. Gdy mi je wytłumaczył, zrozumiałem, że to nie rzeczy, które zaplanowałem, to coś, co wyszło mi nieświadomie. Skoro nie mam nad tym kontroli, to nową postać stworzyłem pod to, by to co naturalnie wychodzi mi w grze, pasowało do mojej postaci i nie zgrzytało tak dziwnie, jak u Harina.
b. Skąd wiesz o naszej organizacji? Z filmiku
Wielkie podziękowania dla Fella i Zosha za rozległą pomoc.