Sprawozdania

Awatar użytkownika
Cryxen
Padawan
Posty: 76
Rejestracja: 31 sty 2022, 21:23

Re: Sprawozdania

Post autor: Cryxen »

Największy triumf Sektora

1. Data, godzina zdarzenia: 23.05.23, 20:30-23:30

2. Opis wydarzenia:

Obrazek

Minęło już wiele tygodni od dnia najssstrassszniejssszego ssspośród starć stoczonych w domu Jedi, toteż raport w więkssszości zbędny… ssspisssuję go ku pamięci niesszczęsssnej Uczennicy Rhenawedd. Dobrej i ssserdecznej kobiety, godnej Jedi, która umarła niczym zmutowany bezmózgi zombie.

Dzień jej tragedii przybył jak zawsze znienacka. Gdy ja, Rycerz Jedi Alora Valo i Adept Nalik Reave siedzieliśmy nad jeziorem na naszej wysspie treningowej… zupełnie znikąd, w ułamku sekundy, zaczął lecieć ku nam rozklekotany, wariujący X-Wing. Stary model, T-65 AC2, rozbrojony i ssprzedany na służbę cywilną. Jedna sssekunda i nagle widzimy pojazd lecący bez kontroli w nassszą ssstronę. Adept Reave czym prędzej wskoczył do jeziora schronić się pod wodą przed zagładą. Ja, ssparaliżowany na wózku inwalidzkim, mogłem tylko odwrócić się tyłem i mieć nadzieję, że repulssory choć odrobinę zmniejszą bolesność mej śmierci. Lecz Rycerz Valo heroicznie rzuciła się na mój wózek sssłużyć za dodatkową osssłonę. Oczywiście ussiłowała użyć Mocy do zmniejsszenia tragedii, lecz przy potędze choćby muśnięcia skrzydłem kilkunastotonowego potwora, było to niczym poduszka powietrzna w obliczu zderzenia z czołgiem imperialnym… Lecz z drugiej strony: różnica to między śmiercią w kilkunastu krwotokach, a połamaniem i przeżyciem.

Trudno mi słowami opisać moją mieszankę bólu i agonii nawet po bardzo bezpiecznym lądowaniu amortyzowanym tak na dwójnasób, jak i bezkresss sszoku i pokłonów dla heroicznej Rycerz, na które w raporcie mało miejsca. Pilot sszczęśliwie rozbijał się na plaży nie patrząc na nass i zagrożenie było wynikiem tylko ślepoty i obłędu. A kto czekał w środku, to już ssłuchaczu dobrze wiesz… Uczennica Rhenawedd.

Sserce pękało obserwując ją. Wszędzie jakieś gnijące rany z ssamookaleczania w smrodzie i brudzie. Wygląd niemytej tygodniami ladacznicy, a zapach jeszcze gorssszy. Zapach uderzający upodleniem, obrzydliwością, żalem. Nasza przyjaciółka, członkini naszej grupy, kamratka z wielu bitew, jak dzikie, śmierdzące zwierzę pozbawione godności. Kochana koleżanka, która była jedną z pierwssszych przyjmujących mnie w domu Jedi, bohaterka wielkiej bitwy, zbawczyni Magnusssa Valadora, dobra, kochana kobieta, jak gnijące, niemyte ścierwo, z bezrozumnym obłędem i dzikością w oczach.

W sspazmach prosiła nas o leki, o pomoc, w międzyczasie rozdzierających uszy i ssserce wrzasków. Ja leżałem wbity w piach plaży obok roztrzaskanego na kawałki wózka. Sspuchły niemiłosiernie, ale równomiernie, po całym ciele, bezpieczny, jednak sparaliżowany. Rycerz Valo, jak jakaś niepowstrzymana maszyna, mimo połamanych żeber i napuchłego torsu, powracająca do pionu.

Przybiegli na miejsssce Padawan Halsseth i Rycerz Assshtar. Dwoje wielkich Rycerzy, choć jedna połamana i tytaniczny Padawan zdolny swą władzą nad mieczem zadać nokaut Padawanowi Magnussowi. Dosskonałe grono i pełna kontrola nad sssytuacją…

A jednak. Uczennica Rhena bełkotała po leki. Padawan Halssseth widząc ten dramatyczny widok, pognał w te pędy dać jej leki od zespołu Haname, dobiegł do niej podać je jak najssszybciej… i wtem… jej miecz zmaterializował się w jej dłoni jak w umykającej oczom klatce obrazu. Ossstrze przeszło przez Padawana Halsssetha. Życie odpływające z oczu Twi’leka w ułamkach ssekundy. Przerażony Rycerz Ashtar rąbiący w nią Mocą, by jak najszybciej ją oddzielić od przebitego na wylot nieszczęśnika… pełna, zwierzęca furia w jej oczach… i zabłysło troje mieczy świetlnych i walka oddaliła się poza me oczy.

Ressztę wydarzeń widziałem tylko jako wrzasssski na komunikatorze.

Brutalna walka dwojga Rycerzy ze zrujnowaną Ssephi. Walka, w której Rycerz Assshtar robił co mógł, by wziąć ją żywcem, a Rycerz Alora ledwo chodziła, nie mogła marzyc nawet o dobiegnięciu. Połączenie ich ran i litości sssprawiło, że Ssephi zdołała ogromnie ich okaleczyć, nim miecz ogłuszający ją znokautował. W tym czasie nassz przyjaciel Thon próbował pomagać umierającemu Padawanowi Halssethowi... gdy trwała ta okropna walka. Rycerze zaraz pognali z nim na prom, by próbować go ocalić. W trakcie dołączył tam Uczeń Thang. Troje Jedi, wylewając z ssiebie osstatnie ssskrawki sił, tak w pomocy Mocą, jak i konwencjonalną medycyną, zdołali utrzymać w nim te resssztki życia.

I byli tak wycieńczeni, że gdy ogłuszenie minęło - przez jakieś chore ilości adrenaliny w ciele Rhenawedd Alny ogłuszenie najwyraźniej nie zadziałało poprawnie. Zebrała się z ziemi, ledwo żywa, jak rozsssypująca ssię mumia i i tak sszła zabijać cokolwiek.

Dorwała mój miecz, ale nie dorwała mnie. Z krzaków wyssskoczył młodsszy amphissstaff, który ossłaniał mnie i ratował przed egzekucją, aż na miejsssce przybył Uczeń Thang Glauru. Sstarli sssię w ostatecznej walce, gdy Rycerze nie byli nawet w stanie wyjść z promu.

Kilkanaście minut później... to był już koniec. Barabel był zdominowany, osaczony, ale trzymał się dzielnie. W koncu jego jedno cięcie... zakończyło ten dramat. Dało Rhenawedd Alnie ssspokój. Wiemy, że neurowirusss powoduje w ostatniej fazie niesskończone cierpienie, którego ofiara nie umie nawet wyrazić jak normalna osssoba... i to cierpienie... nareszcie też zgasło.

Tak oto Sssektor zabrał nam wspaniałą uczennicę, zmienił Padawana Halsssetha w wiecznego inwalidę, cudem żywego na ressztkach oparów, okaleczył dwoje wspaniałych Rycerzy i prawie zmienił i mnie w inwalidę trwałego.


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: (Moja partia była gotowa już w czerwcu, lecz czekałem na partię 2 od gracza Alory, aż postanowiłem dzisiaj napisać to sam ze względu na zaległości)

4. Autor raportu: Padawan Cryxen
Awatar użytkownika
Cryxen
Padawan
Posty: 76
Rejestracja: 31 sty 2022, 21:23

Re: Sprawozdania

Post autor: Cryxen »

Zwalczanie ustawy „Kontrola Mocy”

1. Data, godzina zdarzenia: 06.08.23, 21:00-0:30

2. Opis wydarzenia:

Hissstoria ustawy „Kontrola Mocy” miała sssię pewnikiem niedługo rozssstrzygnąć. Mijało mnóssstwo czasssu od zakończenia sssprawy Thanga Glauru i dania nam okazji do konsssultacji na Dremulae co do tej dramatycznej ustawy, ponaglenia pojawiły sssię już co najmniej dwa, w końcu ktoś musssiał natychmiassst lecieć albo cała ta wielka praca zmarnowałaby ssssię. Z zaangażowanych nie było już opcji innej niż ja. Sszukanie i wypychanie na ssiłę jakiegoś Rycerza byłoby katassstrofą, bo sspędziliśmy ogrom czasssu dyskutując nad konkretnymi argumentami, konkretnymi źródłami, historiami i cytatami na poparcie argumentów o śmiertelnym zagrożeniu wielu punktów tego plugawego prawa przez małe „p”. Bez produktów tej długiej pracy improwizowana z ulicy dysskussja skończyłaby się tragedią.

Na miejssscu ssspotkania, tam gdzie dawniej Rycerz Asshtar i Rycerz Alora sstanęli, czekali na mnie: premier Turdin Judeau, nie mylić z jego bratem minissstrem Nelissem Judeau; asystent i doradca Dure Stito, Neimoidianin.

Posstawa premiera była znacznie łassskawsza wobec Jedi niż minissstra Nelisa Judeau. Zarazem miał on czujność i precyzję brata ssswego. Premier porozumiewa się łagodnie, uprzejmie, nadaje rozmowie ssserdeczny i otwarty tok, komunikując się bezpośrednio i z zachęcającą aurą, lecz pozostaje on przy tym niezachwianie precyzyjny. W swej szczerości szczerze określa prymat interesów Dremulae i zachowania pozycji swego rządu, argumentując słusznie, że jeśli rząd pomoże nam wypowiedziami niesmacznymi dla Dremuleańczyków, to Dremulaeńczycy i tak tych słów nie zaakceptują, a rząd sstraci sssympatię ludu, więc pozycję, więc my ssojussznika. Choć premier Judeau jest łasskawsszy i sssympatyczniejszy, niż jego brat, nie wolno pozwolić się zwieść, reprezentuje on te same interesy i cele co jego brat.

Asystent Stito to osoba znacznie bardziej nieustępliwa, krytyczna, ssszczerze sceptyczna i wychodząca z natychmiastową ofensywą. Kiedy premier Judeau jest dyplomatyczny i skoncentrowany na konkretach, asssysstent porusza wątki szersze, trudniejsze i można odnieść wrażenie, że jest tam po to, aby premier nie musiał wyrażać najbardziej ostrych i trudnych wątków osobiście. Asssystent Stitto był cały czas sssceptykiem wynajdującym różne negatywy. Premier Judeau był przychylniejszy, lecz gdy już wyrażał negatywy, były bardzo trudne i ciężkie.

Assystent Stito przeszedł do wątku Fella Mohrgana i jego aresztowania, od czego od razu pragnąłem uciec. Nie chciałem zamiast dyskutować o tym chorym prawie, to o przypadku Fella Mohrgana i pocić się nad robieniem za adwokata kogoś, kto sam sobie byłby wiele lepszym, bezużyteczna, zdublowana rozmowa w wydaniu gorszego do tego adresu, byle uczepić się jakiegoś nowego wątku anty-Jedi i wybić mnie z tropu. Usilnie odsuwałem się od tego tematu, mówiąc o zostawieniu go w rękach zainteresowanych.

Po tych krótkich wstępach zabraliśmy się za sprawę ustawy. Rozmowy były trudne, ciężkie, moi rozmówcy wymagający. Charakter i styl dyskusji już opisałem, nie chcę snuć epopei opowiadających o klimacie tej nieludzko trudnej dysputy. Czasssem moje emocjonalne wypowiedzi i wielka odraza do tego „Prawa”, w którym widziałem czyhanie na nasze życie, były wydaje mi się pozytywne, a czasem przesadne i żenujące. Usłyszałem jasno, że Jedi jako grupa są skompromitowani i skończeni i żaden argument niewygody Jedi czy szkody dla nich nikogo nie obejdzie i potrzebne są twarde materiały. Te kwessstie uznano iż będą politycznie nie do obrony, gdyż streszczając, NIE CYTUJĄC „jeśli Jedi będzie marnie, to trudno, niestety taka jest tragedia kontroli” i „zagrożenie dla Jedi to cena za brak zagrożenia od Jedi dla nas”.

Udało mi się wywalczyć następujące zastrzeżenia, które przedstawi rząd Dremulae:
1. Wybranie III Sądu Galaktycznego z Koros Major będzie uznane za zły wybór. Hissstorie od Cessarza o spaczeniu tego sądu i czyhającym tam źle nie były obiektem zainteresowania, lecz przedstawiłem statystyki dotyczące dużej niestabilności tego sądu i 271% większej rotacji kadr niż w innych Sadach Galaktycznych, oraz najwyższej ilości uchylanych przez wyższe instancje wyroków. Zaznaczyłem, że Cesarz też podniesie zarzuty do tego sądu, a wszak to sąd jego własnej ziemi, co powinno niepokoić zagranicę. Przekonało to naszych dremulaeńskich przyjaciół.
2. Upublicznienie adressssu Jedi zostanie uznane za złe. Wykorzystałem kwestię fanów Jedi i przykładów oblężeń miejsc ich wypoczynku na Odiku II, które kończyły się poszkodowanymi w przepychankach w tłumie do kolejki i ranami tych poczciwych niesszczęśśników oddających nam zasssłużony respekt. Kwessstie zagrożeń dla nasss i problemów nie miały znaczenia, ale zagrożenie dla tłumów wielbicieli tak. Ponadto pokazałem zdobyte przez Padawana Orna dokumenty pokazujące, że przez wzgląd na nas chciano przemycić broń atomową, co jest zagrożeniem dla każdego. Zwrócno mi uwagę, że padłyby argumenty „chwila, zaraz, to my chcemy znac adres Jedi, zeby ich wyrzucic od nas, zeby nikt nam atomówki nie zwiózl! Przeciez wróg moze dorwac adres Jedi, gdy adres ten publiczny nie jest, tym sie wróg zajmuje!” (cytat), ale zauważyłem że władza i tak będzie znać ten adres i i tak będzie mogła taką decyzję podjąć i lepiej by zrobiła to sama, cicho i sssspokojnie, a bezpieczeństwo publiczne to nie temat na wrzassski w mediach. Zaakceptowane.
3. Kwestia twardej ścieżki odwołania planeta członkowska->ambasada Sojuszu na planecie. Mówiłem, że przewiduję tutaj przekupienie konkretnych ludzi i ssasbotaż. Zassstrzegłem, że przecież każdy normalny obywatel ma prawo wniosssku o wyłączenie sędziego/prokuratora/policjanta jeśli podejrzewa sstronniczość i my też powinniśmy to prawo mieć. Zaakceptowane.

Inne kwessstie nie sspotkały się z uznaniem. Kwessstie potencjalnych sszpiegów i wtyk w wyznaczonych przez autorów tego chorego Prawa miejssscach – sssłussznie powiedziano mi, że nie możemy podnosssić tematu wad i problemów Sssojusszu, bo wojsska i ambasady Sssojusszu to zarazem nassi najwięksi obrońcy, oraz przyjaciele Dremulae i sami sobie strzelamy w ogon.

Zaproponowano nam także możliwość wystąpienia w holowizji publicznej w wywiadzie, w którym opowiedzielibyśmy o perspektywie Jedi. Po ssstracie Fella Mohrgana nie byłoby kogo wysssłać, więc podziękowałem i wyjaśniłem naszą niemożność.

Zrobiłem co mogłem. Podziękowania należą się Uczniowi Fellowi Mohrganowi, Padawanowi Ornowi Radamie, Padawanowi Noamowi Panvo za pomoc w gromadzeniu twardych dowodów i materiałów na to ssspotkanie. Ja tylko je z różną jakością wymieniałem...

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Cryxen
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1293
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Sprawozdania

Post autor: Thang Glauru »

Incydent gazowy cz. I

1. Data, godzina zdarzenia: 30.08.23, 21:00-2:00

2. Opis wydarzenia:

Po wspomnianej przez Padawana Panvo turze przesłuchań, miała miejsce jeszcze jedna, w której trakcie również była obecna agentka Kiih. Już na wstępie zaskoczyła ich informacja, że zarzuty wobec Barabela zniesiono. Obrona przygotowana pod kuratelą Padawana Panvo (który dla jasności, dla policji powinien pozostać zwykłym prawnikiem) zdała egzamin celująco. Był to tak duży szok dla Barabela i agentki, że z początku ten przeczuwał jakiś podstęp. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim przyzwyczaił się do tej myśli, że wszystko poszło tak gładko.

Prowadzący sprawę starszy chorąży Gellen Verc oczywiście kontynuował przesłuchanie, chcąc ostatecznie dojść do prawdy stojącej za wydarzeniami z magazynu. Jak sam powiedział, Barabel seryjny morderca jawnie do tej sprawy nie pasował. Jednocześnie jednak ktoś musiał być odpowiedzialny za te zwłoki. Musieli pomóc złapać winnych.

Opowieść o starciu w magazynie Barabel przedstawił w pełni zgodnie z faktami, stąd nawet nie musi nic parafrazować. Opisana historia zawierała w sobie jednak pewne kluczowe luki. Było jasne, że ciała przygotowano zawczasu. Wszystkie były poparzone mieczem świetlnym, do tego o słabej Mocy. Barabel zasugerował, że mógł to być jeden z wielu utraconych mieczy treningowych. Badania ofiar sugerowały, że doznały one długotrwałe, rozległe oparzenia ciała, nie ostre, rozżarzone cięcia. Zapewne chodziło o złapanie użytkownika Mocy w pułapkę. Barabel przedstawił teorię, jakoby zapewne agentka Kiih miała być celem ataku. Gaz jest oczywiście nielegalny na Koros, ale właściciel Aepromu dawno opuścił planetę i nie ma na niej innych przedstawicieli firmy.

Obecność mutanta i wykorzystanie tak precyzyjnych środków pokazują jednak jasno, że ktokolwiek polował na Rugu Opo, był przygotowany na interwencję Jedi. Oficer Verc widział to jasno, że mowa była tutaj o bardzo głębokiej sprawie, w którą muszą być zaangażowane szersze siły. Zwykła mafia nie potrafiłaby wykorzystać tak dużych środków. Ta świadomość po stronie policji daje Jedi pewną swobodę działania. Barabel i agentka mogą operować w porozumieniu ze służbami. Dalsze wydarzenia tylko potwierdziły ich wersję, gwarantując pewną formę współpracy z policją.

Po wielu godzinach teoretyzowania i budowania opinii Barabel w końcu został wypuszczony. Odzyskał swój komunikator i treningowy miecz świetlny. Razem z agentką skierowali się do EV-1. Na ulicy napotkali jednak na tajemniczego jegomościa, który przedstawił się jako Nerbir Utlo, członek tej samej komendy. Od początku zaczął popisywać się dokładną znajomością śledztwa, wiedzą o chorążym i o pojawieniu się na komendzie najemnika z magazynu. Wiedział również o mutancie i o policjantach z mieszkania Lesiharda. Brzmiał dość przekonująco, wyglądał też wiarygodnie. Nie pomyśleli od tym, aby go zweryfikować i sprawdzić. Szybko kupił ich zaufanie, budując historię bazującą na obawach, jakie Jedi już mieli.

Usilnie prosił o rozmowę z zacisznym miejscu, więc zabrali go do EV-1. Tam opowiedział o działającej w policji konspiracji, która ograniczała możliwość swobodnego badania sprawy Gillad, która podobno szła daleko w przeszłość. Szczerzy policjanci mieli być zastraszani i terroryzowani przez siatkę oficerów nieznanego pochodzenia, a dostęp do starych akt był niemożliwy. Podobno była jednak grupa oficerów, którzy badali stare akta z Gillad, dotyczące właśnie magii i mistycyzmu. Zostali jednak dyscyplinarnie zwolnieni przez tę "siatkę", zaszyli się jednak na górniczej planecie Mozos. Tam miała być stara komenda, w której miały być jakieś dowody dotyczące Gillad.

Czytającemu szybko ujawni się, jak bardzo chaotyczna jest ta opowieść i jak bardzo pełna dziur. A do tego bardzo wygodna. Oto nagle pojawił się przestraszony oficer, który jednocześnie doskonale wiedział, gdzie mogą znajdować się dowody. Do tego obecne w miejscu kompletnie niezwiązanym z Gillad, a do tego łatwym do odizolowania przez jakiekolwiek tajne siły. Chaos całej sytuacji sprawił jednak, że Barabel i agentka połknęli przynętę. Opuścili Koros i polecieli na Mozos, kierując się do rzeczonej komendy.

Znajdowała się na opuszczonym Kontynencie Północnym, setki kilometrów od cywilizacji, w jednym - zgodnie z publicznymi zapiskami - z miast opuszczonych w roku 17 ABY ze względu na wulkaniczne zagrożenia. Dopiero gdy zbliżyli się do docelowego miejsca, całość zaczęła Barabelowi wydawać się podejrzana. Historia o zbuntowanych, posiadających kluczowe dowody policjantach wydawała się zbyt piękna. Sam Nerbir udał się razem z Jedi lekką ręką, nikogo nie informując, nie obawiając się żadnych zagrożeń, śledzenia. Jego zachowanie było wiarygodne tylko z pozoru, w rzeczywistości śmierdziało na kilometr. Do Barabela dotarł jednak tylko lekki swąd.

Zbadał Mocą obecność wokół i wykrył wyłącznie jedną aurę, kompletnie zaprzeczając tej pięknej historii Nerbira. Potem zwrócił swoje zmysły na rzekomego policjanta. Ten w jasny sposób miał aurę wysoce przypominającą tą zdrajcy Koela z Dremulae. Barabel uwzględnił jednak, że jego własne zrozumienie pewnych doznań w Mocy mogło być błędne. Obawiał się naskoczyć i sterroryzować Nerbira, co prawdopodobnie skończyłoby się bardzo efektywnie, a do tego bez kolejnych kosztów medycznych.

Wtedy przewidywał, że Nerbirowi może chodzić o porwanie EV-1 i zostawienie Jedi na pustkowiu. Nie wpadł na to, co mogło się w rzeczywistości wydarzyć. Wyszli na zewnątrz we trójkę, po czym zaczęli zgłębiać wnętrze tego, co miało być komendą. Większość drzwi była zaplombowana, wyłącznie jedne były odblokowane. Prowadziły do szybu zablokowanego zasuwanym włazem i tarczą energetyczną. Obydwoma mechanizmami można było operować za pomocą konsoli. Barabel powinien zaproponować zejście Nerbirowi, ale wskoczył sam. Sądził, że jeżeli będzie tam jakieś zagrożenie, to będą to raczej droidy, wieżyczki... nie to.

Gdy zeskoczył do środka, uruchomiły się tarcze energetyczne, a zaraz po nich właz został zamknięty. Agentka najwyraźniej nie mogła niczego odblokować. Salę zaczął zapełniać znany gaz. Barabel znalazł się w pułapce.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Thang Glauru
Obrazek
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1293
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Sprawozdania

Post autor: Thang Glauru »

Incydent gazowy cz. II

1. Data, godzina zdarzenia: 05.09.23, 20:30-0:30

2. Opis wydarzenia:

Gaz. Barabel siedział zamknięty w ciemnościach, odizolowany od świata i miał kontakt tylko z tym przeklętym gazem. Tym razem jednak wiedział, jak się zachować. Skupił się na tym, aby nie oddychać, zmusić i przekonać swój organizm, żeby zapomniał o potrzebie oddychania. Uruchomił miecz treningowy i zaczął szukać jakichś słabości w konstrukcji, czegokolwiek, co mógł rozbić. Taka pułapka nie mogła być przygotowana bez wad, musiały istnieć jakieś słabe punkty konstrukcji. Agentka dopraszała się kontaktu z nim, informowała o ucieczce Nerbira. Barabel nie mógł jednak nic odpowiedzieć, obmacywał tylko ściany w poszukiwaniu jakiejś słabości lub oznaki, że coś za nią jest. I po długim czasie mu się udało.

Wbił miecz całą siłą w skałę. Ten, jakkolwiek słaby, zaczął stopniowo przepalać kolejne centymetry materiału. Z każdą sekundą powiększał się odcinek, potem półokrąg, stanowiący wzór drogi ucieczki Barabela. Gdy już zaczynał tracić przytomność, zatoczył mieczem krąg i wyrąbał dziurę w ścianie. Wypadł na zewnątrz od razu, a oblepiony gazem płaszcz się zapalił. Barabel zdołał zerwać go z siebie. Wezwał na pomoc agentkę i zaczął transmitować swój sygnał. Gaz zaczął zbierać swoje żniwo. Ból stał się dla Barabela tak dotkliwy, że w gruncie rzeczy stracił kontakt z rzeczywistością. Nic nie słyszał, ledwo cokolwiek czuł, tak go wszystko bolało.

Kolejne etapy historii są dla niego zrozumiane głównie dzięki samodzielnemu łączeniu faktów i słów agentki. On sam głównie toczył walkę o utrzymanie swojego organizmu na chodzie. Sięgnął ku Mocy, czerpiąc z niej i wzmacniając się ją, jak robił to wielokrotnie wcześniej. To dało jego organizmowi dodatkową energię do walki, ale jednocześnie tak go pochłonęło, że odzyskał realną przytomność dużo później, w szpitalu.

Nesanam dotarła do Barabela, który wylądował w jakimś starym lądowisku odciętym polem energetycznym i barierą. Obydwie osłony zajęły jej ogromną ilość czasu do przebicia się, ale w końcu dziewczynie się udało. Próbowała opatrzyć Barabela, ale w tej samej hali pojawił się najemnik z magazynu w towarzystwie droida bojowego, zautomatyzowanej wieżyczki.

Najemnik z początku oferował Nesanam możliwość swobodnego odlotu w zamian za zostawienie mu Barabela. Miał do niej zupełnie inny stosunek niż do Jedi. Twierdził, że ją znał z czasów jej szkolenia. Przedstawiał się jako patriotę, który nie chciał zabić wiernej służki cesarstwa. Sugerował, że ocali Barabela, jeżeli ten zostanie mu wydany. Nesanam oczywiście na to nie przystała. Wywiązała się między nimi walka, którą agentka prawie wygrała. Barabel zaznacza prawie, bo starcie rozstrzygnęło niepowalenie na ziemię jednej ze stron, a pojawienie się wsparcia.

Najwyraźniej w trakcie konfrontacji do Nesanam dołączył policjant korosjański. Najemnik stracił przewagę liczebną, więc próbował wyhandlować swoją drogę ucieczki. Rzucił ku nim granat błyskowy, udając, że to lekarstwo na gaz - wszystko, żeby zapewnić sobie wyjście z sytuacji. Zniknął w chaosie, zostawiając ranną agentkę, umierającego Barabela i rodiańskiego policjanta w hangarze. Dalsza historia jest oczywista - zapakowano ich do EV-1 i agentka zabrała ich do wskazanego szpitala. Tam otrzymali pomoc medyczną i ponownie napotkali na swojej drodze chorążego Verca.

Okazało się, że policja przeczuwała, że terroryści znowu mogą się zainteresować Jedi, jak tylko ci opuszczą komendę. Wysłał patrol mający obserwować Nesanam i Barabela. Śledzili lot Jedi na Mozos. Cała sytuacja udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że Barabel nie kłamał w sprawie magazynu Aepromu. Potwierdziła, że mieli przeciw sobie przeciwnika o wielkiej sile i zasobach.

Trudnością okazało się zebranie do kupy poznanych poszlak. Nikt o nazwisku Nerbir Utlo nie działał w rzeczonej komendzie, był to zwykły przebieraniec w policyjnym mundurze. To mogło oznaczać, że również w mieszkaniu Lesiharda pojawili się nieskorumpowani oficerowie, a przebrani najemnicy. Chorąży zapewniał, że sprawa jest badana, ale znajdowała się pod kuratelą innej komendy. Poznano również tożsamość najemnika.

Rysopis pasował do Droxa Juv'thala. To jakiś korosjański działacz społeczny, znany z pomocy policji, powszechnie szanowany. Osoba, której chorąży w żadnym razie nie zgadzał się sprawdzać. Sądził, że najemnik tylko się pod niego podszywał. Barabel nie był ku temu przekonany, ale nie chciał wzbudzać u chorążego niechęci. W zamian proponował zdobycie od prawdziwego Droxa alibi i poproszenie go o luźną pomoc w śledztwie. W ten sposób Barabel liczył na sprawdzenie wiarygodności jegomościa bez antagonizowania szanującej go policji. Na rezultaty trzeba jednak czekać.

Co do produkcji gazu, tego typu substancję dało się wytwarzać w dużych ilościach tylko za pomocą wysokiej jakości sprzętu. To czyniło pracę podziemną mniej prawdopodobną. Chorąży sugerował, że ta broń może być tworzona w jakimś prywatnym zakładzie chemicznym, nielegalnie. Nie dało się jednak łatwo znaleźć źródła, nawet na podstawie powiązań. Spółek chemicznych powiązanych z Sektorem są bowiem najpewniej tysiące, co najmniej. Barabel jednak poprosił o sprawdzenie listy takowych, choćby wstępnie.

Mozos będzie najpewniej miejscem odbywania prac społecznych przez Barabela. Zamierza na nie wrócić w najbliższym czasie. Oficjalnie tylko on z Jedi przebywa na Koros. Udało im się zachować pobyt reszty Zakonu w tajemnicy i ważne jest, aby tak zostało. Z tego względu tylko on i agentka mogą kontaktować się z policją i lepiej, żeby oni głównie latali na Koros w sprawie tego śledztwa. Jeżeli zdobyli zaufanie policji, choćby szczątkowe, nie wolno im go stracić.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Thang Glauru
Obrazek
Awatar użytkownika
Halseth Letvaine
Padawan
Posty: 81
Rejestracja: 02 lut 2020, 18:54

Re: Sprawozdania

Post autor: Halseth Letvaine »

Niewzruszalny obiekt vs. nieodpieralna siła

1. Data, godzina zdarzenia: 10.09.23, 21:30-2:00

2. Opis wydarzenia:

Sierżant sztabowy Halseth Letvaine do raportu z wydarzeń sprzed 19 godzin.
Miejscem wydarzenia był kwadrat E-5, centralno-wschodni brzeg. Działka mężczyzny rasy ludzkiej, Silama Tremaine’a, sierżanta sztabowego Sojuszu Galaktycznego. 117 kilometrów od „miasta” Odandin.




Nikt nie spodziewał się, że ta względnie niewinna wyprawa zakończy się tak dramatycznie.

Sir Radama i sir Cryxen poznali w trakcie swych wypraw przez Gillad byłego żołnierza Transportu i Logistyki Sił Obronnych Sojuszu Galaktycznego, sierżanta sztabowego Silama Tremaine’a. Podczas zwiedzania planety i węszenia za źródłami problemów i rozmów z nim, nie zachowali należytej ostrożności i człowiek nabrał dużej podejrzliwości, grożąc wzywaniem służb, zauważywszy wiele niepokojących zachowań. Padawani wyznali mu prawdę o swej tożsamości i powierzchownie opisali cel wizyty. Sierżant Tremaine zaakceptował wyjaśnienia i zaprzyjaźnił się z nimi oraz zaoferował pomoc jako pilot. Wielokrotnie korzystano z jego usług. Posiada zdemontowanego M-Winga do lotów wewnątrz systemu Koros oraz EV-1.

Charakterystyka sierżanta Tremaine: sfrustrowany żołnierz, który chciał odciąć się od cywilizacji, kontaktu z ludźmi i wiadomościami, stąd wybrał Gillad za miejsce do życia. Równocześnie brak jakiegkolwiek dostępu do mediów mogących zająć mu czas prowadzi go do frustracji i pewnej bezradności; Gillad nie podoba mu się, nie podoba mu się wizja życia gdzie indziej. Pomoc Jedi i towarzystwo wydają się jakąś okazją dla niego na zrobienie czegoś z życiem po wojnie.

Jego dotychczasowy kontakt z Jedi:
- wsparcie w przewożeniu Jedi na prawie połowie wypraw od dnia jego poznania,
- przewóz sir Glauru i świętej pamięci sir Deseliska na Koros Major.

Sir Tey zwrócił uwagę w minionym czasie na słuszne obawy, że sierżant Tremaine mógł być podstawiony przez naszych wrogów, a nawet jeśli nie, to przy bezkresie infiltracji Gillad, może być obserwowany i śledzony. W trakcie dyskusji na ten temat zdecydowaliśmy się spontanicznie spróbować wyruszyć do niego i dyskretnie zbadać temat.




Na operację wyruszyli:
- Rycerz Jedi Zosh Slorkan
- Padawan Noam Panvo
- Padawan Halseth Letvaine
- Padawan Cryxen

Do podrózy użyto śmigacza cesarskiego dostarczonego przez ludzi ministra Levyzmana Ralla.

Na miejscu odkryliśmy brak obu maszyn sierżanta Tremaine. Sierżanta Tremaine nie było. Zagrabienie urządzeń elektronicznych dobitnie potwierdzało dwie możliwości: albo uciekł, albo został porwany. Nie znaleźliśmy śladów ani przemocy, ani normalnego pakowania. Wniosek był w obu wypadkach przerażający. Albo sprowadziliśmy na niewinnego człowieka nieszczęście – i to nie wiemy nawet jakie… albo zostaliśmy oszukani przez szpiega. Podjęliśmy się badań jego posesji, lecz niczego nie odnaleźliśmy. Wyczuliśmy jednak zaburzenia w Mocy i kontynuowaliśmy rozglądanie się.




Po krótkich poszukiwaniach odnaleźliśmy kilkaset metrów za posesją nieznaną osobę w masce i stroju przypominającym bojowe opancerzenie starożytnych Jedi i wojowników z podobnych im sekt. Uczyłem się o nich z Prakseum, lecz trudno rozpoznać jeden konkretny styl, przeplatały się i przenikały na galaktyczną skalę.

Istota ta bez słowa rzuciła się na nas z wysokiej jakości wibroostrzem do walki.

Nie uznaliśmy tego za zagrożenie ze względu na siłę naszego składu. Nie chcieliśmy tej osoby uśmiercać, istniało duże ryzyko, że nie wie kogo atakuje, jest niepoczytalna lub oszukana. Staraliśmy się przeciw wibroostrzu przeciwstawiać pięści i buty i pacyfistycznie go pochwycić jak nakazuje Zakon. Przyznam, że szło to średnio, ponosiliśmy uszczerbki sił, lecz było to działanie godne Jedi i stosowna, wtedy wyglądająca na niewielką, cena. Taka forma potyczki była dzika i zajmująca dużą przestrzeń, przez co nie zostawiliśmy zbyt wiele miejsca dla sir Panvo na jego talenty.

W pewnym momencie walki zorientowaliśmy się, że nasz wróg powinien być już spacyfikowany… a nie był. Nie mogliśmy go w żaden sposób ogłuszyć. Byliśmy zmuszeni, z bólem, do użycia miecza, starając się celować w znokautowanie kończyn przeciwnika. Był umiejętny:
- wygrałby z sir Cryxenem z łatwością,
- wygrałbym z nim w eleganckiej walce,
- wygrałby z nim sir Rycerz Slorkan jeszcze łatwiej.

Gdy i to nie działało, zorientowaliśmy się, że coś jest wyjątkowo nie tak. Nasz przeciwnik zorientował się, że my się zorientowaliśmy… I rzucił się samobójczo w stronę sir Panvo. Pocięliśmy go mieczem. Przebiliśmy jego tors. Mimo to zepchnął sir Panvo z wysokości, posłał go kilkadziesiąt metrów w dół ze skał i złamał jego prawą rękę z wrzaskiem niosącym się wokół echem.

A on wrócił z nami do walki.

Nie byliśmy w stanie go zabić. Całą trójką nie zliczę, jakie rany mu zadaliśmy – było w tym dwukrotne rozpłatanie głowy i otwarcie torsu. A on walczył dalej. Dominowaliśmy nad nim, deptaliśmy go właściwie. Zwyciężaliśmy cały czas, miażdżąc go trzech na jednego, ale on cały czas walczył jak nie dbający o nic dzikus, w międzyczasie każdego rozpłatania jego głowy powoli wyrywając z nas siły, obijając nas o skały, łamiąc obronę… Co z tego, że wystarczała nam minuta starcia, by rozciąć go na odlew, jeśli w trakcie tej minuty sir Slorkan opadał z sił, a on wstawał jakby nigdy nic.

Staliśmy się całkowicie bezradni i sparaliżowani strachem. Powoli opadaliśmy z sił, w międzyczasie „zabijania” go raz za razem. Sir Slorkan cały czas walczył na przedzie, cały czas brał na siebie ciężar walki i chronił nas, ale w końcu nie dał rady. Wygrał z nim kilka razy, ale wystarczyło że on wygrał raz. Sir Slorkan padł na ziemię z przebitym ciałem… ledwo ocalony przed natychmiastową śmiercią przeze mnie i sir Cryxena. Kazałem sir Cryxenowi ratować go i zabrać stamtąd, a sam próbowałem walczyć z tym monstrum w pojedynkę. Nie miałem żadnych szans. Wygrywałem z nim, myślę że gdyby to był ring, wygrałbym dwa do jednego. Ale to nie miało żadnego znaczenia, gdy nie mogłem go w żaden sposób znokautować. Powoli, mozolnie, przegrywałem, ratowany przez to, że defensywa to moja specjalność. Padawan Cryxen był jednak za słaby fizycznie, by wywieźć sir Slorkana. Byliśmy skazani na śmierć. W końcu rozciął mi nogę aż do ścięgien i wbił w ziemię. Musiałem walczyć na kolanach próbując tylko parować.

Nie skłamię mówiąc, że wszyscy zawdzięczamy życie tylko i wyłącznie Padawanowi Panvo. Nasz powrót jako żywi i mniej więcej oddychający to wyłącznie jego dzieło. Udało mu się dojść do siebie i mimo paraliżu głównej kończyny, wpełznąć na górę, z mieczem w lewej ręce. Gdy zostałem już sam, a sir Cryxen daremnie próbował wywlec sir Slorkana swoimi zapadłymi mięśniami i walczyłem o życie, Padawan Panvo trafił na górę i wydawał się w moich oczach jak heros z legend. Kazał nam zabierać sir Slorkana i „nie wtrącać się między jego miecz a tą kanalię”. Czułem się przy nim jak szeregowy przy generale. Nie zamierzałem dyskutować.

Wiem, że raport to nie miejsce na takie wynurzenia i starałem się cały czas mówić tylko o suchych faktach, lecz… lecz by oddać stosowny honor sir Panvo muszę powiedzieć, że miałem łzy w oczach. W pojedynkę, ze złamaną ręką, walczył lepiej niż cała nasza trójka. Siekał to monstrum szybciej niż my, samemu nie tracąc sił na sekundę i gardy nawet na milimetr. Jego ostrze było jedną wielką fontanną światła, ciosy i ruchy nie do rozróżnienia, jeden wielki wir niebieskiego światła. Rozciął jego głowę kilka razy, rozbił ją o skałę, przebił jego serce, rozpruł żołądek. Nasz przeciwnik może i był nieśmiertelny, ale nie był w stanie choćby raz złamać jego obrony i wycisnąć z Padawana Panvo cięższy oddech. Jeśli gdziekolwiek zdarzało mu się sparować cios sir Panvo, to tylko głupim przypadkiem. Nie umiem opisać tego piorunującego widoku.

W trakcie gdy sir Panvo rzucał tym ścierwem jak workiem treningowym, nam udało się zapakować na śmigacz. Nie mieliśmy pomysłu jak zabrać stamtąd sir Panvo, ale… nasz przeciwnik może był nieśmiertelny, ale czuł ból. W końcu miał już problem wstać. Sir Panvo grzmotnął nim Mocą, posyłając w dal i sam prędko uciekł do nas.

Podsumowanie strat:
- sir Slorkan: przebite ciało, draśnięta nerka, stan krytyczny
- Halseth Letvaine: rozpłatana na odlew, sparaliżowana noga, rozbabrane rany, ryzyko amputacji, stan ciężki
- sir Cryxen: poobijanie, marginalne straty
- sir Panvo: złamana ręka

Znów wiem że raport to nie na to miejsce, ale…

Z CZYM MY WALCZYMY?!




Dodatkowe adnotacje, Adept Liren Monper:
Na zlecenie milady Mistrzyni Jedi uzupełniłem raport Zasłużonego dla Republiki, Padawana Halsetha Letvaine, o dodatkowe opisy napastnika skompletowane z relacji, aby uporządkować wątki.

Szczegóły fizyczne napastnika:
- męska budowa ciała,
- wzrost ok. 160 cm,
- drobna postura, mniej więcej dolne przedziały wagi prawidłowej,
- ubiór stanowiący mieszankę szaty i pancerza, w kolorystyce używanej dzisiaj przez Służbę Cesarską, dawniej przez siły Krath,
- głos rozpoznany z m.in. odgłosów bólu typowy dla ras ludzkopodobnych.

BRAK. PODOBIEŃSTW. DO. MUTANTÓW. SEKTORA. Nie ten wzrost, nie ta budowa ciała, nawet nie ten głos.

Wibroostrze:
- wysokiej jakości,
- moduł wibracyjny niewielkiej intensywności, wciąż tak zabójczy i bestialski jak zawsze,
- wieku nie da się określić, ale nie może mieć więcej niż setka lat, powyżej tego wiek byłby zbyt widoczny, w grę wchodzi wszystko w przedziale 1 dzień-100 lat.

Wykazane zdolności dodatkowe:
- telekineza na poziomie Padawana Cryxena,
- akrobatyka szkolonego na poziomie niżej podpisanego,
- opisana juz w detalach zdolność bojowa.

Zaznaczam, że nie było tam żadnych barier, żadnych iluzji i innych podobnych teorii. Miecz penetrował ciało, przy dekapitacji przechodził przez szyję do połowy i zostawiał ją zwisającą w kawałkach. Żadnych iluzji, bo uczestnicy tego horroru mają próbki tkanek i juchy na wszystkich ubraniach.
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Halseth Letvaine, sierżant sztabowy Nowej Republiki; Adept Liren Monper
Awatar użytkownika
Elia
Mistrz Jedi
Posty: 2638
Rejestracja: 03 lip 2011, 14:29

Re: Sprawozdania

Post autor: Elia »

Informacje różne bis

1. Data, godzina zdarzenia: 16.08.23 (22:00-00:30); 18.08.23 (21:00-01:30); 20.08.23 (20:00-02:00)

2. Opis wydarzenia:

Poniższy raport jest częściowo niejawny. Dostęp do zaszyfrowanych części mają wyłącznie następujące osoby:
Mistrz Bart, Rycerz Valo, Rycerz Tey, Rycerz Slorkan, Padawan Cryxen, Padawan Radama, Padawan Panvo

Tobołek (Lulek)
Zawiozłam Tobołka i jego małego krabiego koleżkę do Glena Holstena Juniora, obecnego właściciela sklepu Wodne Znaleziska w Krabikowie. Tobołek należał do jego ojca, jego prawdziwe imię to Lulek. Krabik i pan Glen ucieszyli się mocno na swój widok.

Z pewnością krabik trafił w dobre, kochające ręce. Całe mieszkanie pana Glena jest pełne krabów i wizerunków krabów, krabowych dywanów, krabowych obrazów – wszystko tchnie wielką sympatią do tych zwierzątek. Zostawiłam słodycze, które nasi uczniowie zdobyli dla zwierzaka – Orn, Cryxen i Nalik, o ile dobrze pamiętam (dajcie mi znać – edytuję tę część).

Z panem Glenem i jego kolegą rozmawialiśmy chwilę o krabach. Poniżej garść informacji:
Kraby żyją średnio 30 lat, co jest imponującym wynikiem dla małych zwierząt tego typu na Hakassi. Nie są rozdzielne płciowo, ale do rozmnażania trzeba dwóch osobników.

Wyróżniamy 3 gatunki:
- północne – niebieskie, z zimnych regionów, źle znoszą ciepło, nie występują nigdzie indziej
- wschodnie – Tobołek
- zachodnie – nasze kraby

W obrębie tych gatunków mogą występować podgatunki, na przykład Nemo to krab zachodni czerwony - rzadka mutacja, długowieczna (żyją nawet 2x dłużej), często wybierane na lidera stada.

Kraby nawiązują silne przyjaźnie z opiekunami, traktują ich jak członków stada, przynoszą jedzenie i dbają. Tobołek jest wybitnie inteligentny, jego „umiejętności handlowe” to nie jest standard dla krabików.
Pan Glen nie chciał mnie wypuścić z pustymi rękami, dostaliśmy więc:
- trzy zestawy do pielęgnacji krabich szczypiec i pancerza, z instrukcją obsługi (balsam w sztyfcie do szczypiec, mydełko do pancerza i mini-skrobak, balsam do odnóży);
- trzy małe terraria na wypadek, gdyby krabiki było trzeba gdzieś schować lub przewieźć; mają grzałkę, można podłączyć do prądu, żeby działała.

Omówiliśmy też możliwe kierunki rozwoju Krabikowa, żeby nie zostało martwą wioska, a bardziej przekształciło się w ośrodek wiedzy i ochrony krabików, centrum edukacyjne albo miejsce produkcji akcesoriów dla krabików. Zaoferowałam naszą pomoc w promocji tego, co mieszkańcom Krabikowa wyda się najbardziej korzystne – dałam garść pomysłów, ale to oni powinni zdecydować o skali i kierunku rozwoju.

Nasze krabiki z bazy zostały wyładowane na jednej z wysp na morzu południowym, dwa kilometry na południowy wschód od Krabikowa. Poleciałam tam w odwiedziny. Krabiki maja się dobrze, ucieszyły się z wizyty. Obdzieliłam je jedzonkiem, pobawiłam się z nimi Mocą. Jeśli ktoś zawita znów na Hakassi powinien koniecznie pamiętać o naszych zwierzakach, z Tobołkiem włącznie!
Wyspa Treningowa
Woda prawie opadła, ale dół bunkra dalej jest zalany, a ziemia jest jak przemoczona gąbka. Rzeczy pozostawione w skrzyniach przetrwały. Zmieściłam w EV-1 pięć droidów treningowych i ładowarkę wymontowaną z kontenera. I tak więcej, niż się spodziewałam.
Wizyta u pułkownika Haname – wirus Sektora
Ostatnio trafiła w moje ręce dodatkowa próbka szczepionki na wirusa Sektora, przekazałam ją panu Haname do badań. Dzięki niej, o ile wszystko pójdzie dobrze, już za kilka miesięcy możemy spodziewać się nowych dawek wyprodukowanych przez laboratoria Hakassi.

Wszystkie dostarczone przez nas zwłoki przydały się, ale ciężko robić na nich nowe badania – prace wciąż trwają, są sukcesy, ale bez świeżych „testerów” nie jest łatwo. Pan Haname chętnie przygarnąłby nowych skazańców – albo nowe zwłoki zainfekowanych Jedi. Truchło Magnusa okazało się prawdziwym skarbem przez to, jak wolno rozwijała się u niego choroba.
Umbara – dokumenty dla Thanga Glauru
Tu wyłącznie krótka notatka, pan Ralum Nege przygotował dokumenty na temat Umbary, o które prosił Thang. Nie wiem co w nich jest, ale dopiero co przesłałam całość Thangowi – przepraszam za opóźnienia!
Ukryte:
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Mistyk Jedi Elia Vile
Obrazek
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2168
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Sprawozdania

Post autor: Ashtar Tey »

Marnotrawni Jedi

1. Data, godzina zdarzenia: 10.10.23, 21:00-2:00

2. Opis wydarzenia:

Tekst poprawiony za pomocą wersji Premium programu Korektor. Wykup plan Pro, by usunąć tę wiadomość.

Opis horrendalnej podróży pominę, bo musiałbym się kilkukrotnie powtarzać także w kolejnych raportach. Pierwszy odcinek był najlepszy, a i tak wyssał z nas wszelką siłę i chęć do życia. Mieliśmy dużo czasu na rozmowy, układanie różnych planów czy dyskusje, ale problem leżał w tym, że nie mieliśmy tak naprawdę żadnego dobrego pomysłu ani punktu zaczepienia. Wiadomo było, że w najlepszym wypadku możemy spodziewać się ekstremalnie wrogiego przyjęcia. Nie mieliśmy właściwie żadnych sensownych punktów zaczepienia, niczego wartościowego, co mogliśmy ofiarować w zamian za pomoc, a przy tym druga strona i tak mogła nawet nie chcieć z nami porozmawiać. Udało nam się złożyć tylko kilka podstawowych faktów. W celu znalezienia Bothan na Kalist pierwszym adresem było ISK i redaktor naczelny Iz'Died. Jeśli to z jakiegoś powodu się nie uda, major Guillam. Ostatecznością było pojawienie się w jakimś budynku rządowym, gdzie Bothanie na pewno byli obecni. Oczywiście, całość utrudniała konieczność zachowania anonimowości tak długo, jak to możliwe, stąd pierwsza opcja była zdecydowanie najlepsza. Jeśli idzie o naszą ofertę, poza szczerym wezwaniem o pomoc i zwrócenia się przeciwko wspólnemu wrogowi, miałem tylko trzy rzeczy. Po pierwsze, mocno niepewna oferta dostarczenia brata Galaapira do Bothan zamiast do Hakassi, bardziej w dowód braku szczególnego przywiązania do tych drugich i ułatwienie negocjacji. Po drugie, potencjalne dane wywiadowcze o Sektorze od uratowanych droidów. Po trzecie, nie ma trzeciej rzeczy. Tylko tyle mieli, nic więcej. Byli zdani zupełnie na łaskę czy niełaskę Bothan i ich wymagania, jeśli w ogóle chcieli jakieś mieć. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to unikać niewygodnych tematów, zdradzenia zbyt wielu tajemnic i zapłacenia zbyt wysokiej ceny, choć jaka by finalnie nie była, w gruncie rzeczy nie mieli zbytniego wyboru. Jednocześnie w trakcie podróży Thang zaczął porządkować i przeglądać dane od Galaapira na temat jego brata - dyski zawierały ekstremalnie szczegółowe informacje o całym jego życiu, co do najmniejszego szczegółu.

Bez problemu trafili do siedziby ISK, gdzie przywitało ich dwóch ochroniarzy. Przywitało to zbyt mocne słowo - uprzejmi, ale wyraźnie spięci, sztuczni i wyczuwalnie wrodzy pracownicy szybko zdradzili, że dokładnie wiedzą kim jesteśmy. Iz'Died nie jest już redaktorem, został głównym doradcą rządowym w sprawie bezpieczeństwa, na jego miejscu znalazł się za to Zynn Voroh, Bothanin, oficjalny wysłannik Zjednoczonych Klanów Bothawui, były Deputowany. ISK jest już oficjalnie bothańskim medium publicznym, efekt nieudanych negocjacji Padawana Valadora. Skalę napięcia i wrogości podkreślały dodatkowo skierowane w nas działka automatyczne, choć nawet to nie było potrzebne, by dobrze zrozumieć atmosferę. Mimo to, zostaliśmy zaproszeni i zaprowadzeni do biura nowego redaktora naczelnego, gdzie jak od razu nas poinformował, że robi to z czystej ciekawości tak absurdalnym pomysłem, by Jedi odważyli się pojawić tu ponownie. Wydaje mi się, że nie muszę tego tłumaczyć i specjalnie opisywać, ale całe przyjęcie i spotkanie było prowadzone w ciągłej atmosferze napięcia, wrogości, nieufności, każdym możliwym odcieniu niechęci. Cała historia i związki z Hakassi, fatalny i tragiczny w skutkach pomysł Padawana Alaety, akcja skierowana przeciwko Edgarowi Bis na terenie Kalist, wreszcie totalna porażka podczas negocjacji Padawana Valadora, kontekst mówi sam za siebie. Ani u Bothan, ani u samego Kalist nie pozostał nawet skrawek zaufania czy dobrej woli. Byliśmy na zupełnie straconej pozycji.

Wstęp negocjacji szybko przerwało wejście mutanta z Sektora, który przedstawił się jako ochrona. Zanim zdążyliśmy zareagować, zastygnięci w zupełnym szoku na ten widok, wyjaśniono nam, że to idealna replika na podstawie badań mutanta zabitego przez Valadora. Wszystko po to, by maksymalnie zmylić Sektor, który mógł ich obserwować, zasiać u nich zwątpienie co do tego skąd jeden z ich mutantów jest w siedzibie Bothańskiej agencji. Nasza reakcja mówiła wszystko - metoda wprost idealna. Po wyjaśnieniu jego obecności przeszliśmy do niesamowicie trudnych, długich, żmudnych negocjacji i opisania naszej prośby, na każdym kroku otrzymując kolejne dowody na to, jak mało znaczą nasze słowa w kontekście historycznych czynów. Nawet, jeśli Deputowany sam przyznał, że sprawa wydaje się czysta, a nasza petycja o pomoc zdaje się wynikać z najczystszych, szczerych pobudek, nawet gdy Bothanie próbowaliby ratować te droidy z samej chęci pomocy, bez dodatkowego zaangażowania w sprawę Sektora, który stanowił tu dodatkową motywację, sytuacja wyglądała jasno. Sam fakt, że Jedi znajdują się po drugiej stronie stołu świadczył dla nich o tym, że sprawa śmierdzi i coś jest z nią nie tak.

Brnęliśmy dalej, krok po kroku oferując po prostu szczerość, co bardzo powoli, niewielkimi krokami zaczynało dawać niewielkie efekty. Nawet, jeśli nie zmieniły się słowa i reakcje, to czułem, że atmosfera staje się jakby odrobinę lżejsza, mniej napięta, a my zaliczaliśmy kolejne mikroskopijne wygrane. Celowo unikaliśmy jakiegokolwiek wybielania się, wprost mówiliśmy, że pomimo naszych intencji nie oczekujemy zmiany zdania o nas i nie oczekujemy niczego wobec Jedi, zależy nam tylko i wyłącznie na uratowaniu droidów. Udało dzięki temu odsunąć się na bok kolejne tyrady na nasz temat, a skupić bardziej na konkretach. Przedstawiłem naszą wyjątkowo biedną ofertę, w międzyczasie jednak wpadając na kolejny dodatek, który chyba przeważył nieco szalę na naszą korzyść - poza obietnicą oddania brata Galaapira, szczepionka na wirusa Sektora, wszystkie dane dotyczące jej syntezy po skończeniu badań nad nią na Hakassi. Ton rozmowy nieco się zmienił i wreszcie udało się przejść do konkretów. Finalna cena, jak można było zakładać, zakładała uderzenie w Hakassi. Deputowany zamierzał nawet żądać od nas otwartych ruchów przeciwko nim, ale w toku negocjacji najwyraźniej udało się go nieco przekonać. Cały zestaw naszych raportów z czasów Hakassi bądź z nim związanych. Wszystko, bez żadnych poprawek, zmian, na które przy tak monstrualnych archiwach i tak nie mielibyśmy czasu, bo dostarczone osobiście w ciągu miesiąca, co zakłada właściwie natychmiastowy powrót na Kalist. Nie mieliśmy tu oczywiście żadnego pola do manewru, żadnego pola do negocjacji tej ceny, a jednocześnie jeśli mamy jakiekolwiek nadzieje na naprawienie tych relacji, to i tak jedyna droga. Deputowany stwierdził, że nie mają zamiaru wykorzystywać tego przeciwko nam, bo i tak nie widzą w tym żadnej korzyści czy sensu, chcą tylko zaszkodzić Hakassi - może niedługo, może za parę lat. W mojej ocenie, biorąc pod uwagę cały kontekst i fakt, że ich początkowa oferta na pewno była dużo gorsza , to najniższa możliwa cena jakiej można było się spodziewać. Mogłem w tym momencie uznać ich pozycję za blef, zagrać na to, że nie pozwolą na zniszczenie tych droidów gdy już o nich wiedzą i odrzucić ich ofertę. Nie byłem jednak w stanie zagrać w ten sposób w sytuacji, gdy ważyły się losy kilkunastu milionów myślących istot. Zgodziłem się i jedyne, co mogłem więcej na tym ugrać to przedstawienie tego jednocześnie jako pierwszy krok w stronę pojednania, coś, co oferujemy również w celu odbudowy zaufania. W momencie pisania tego raportu jestem już w drodze powrotnej na Kalist, z dyskiem ze zgranymi raportami, więc decyzja jest ostateczna.

Szybko wyszło na jaw, że blef był połowiczny. Ochroniarz nie-mutant nie mogąc powstrzymać śmiechu zdradził, że wywiad znalazł flotę trzech Victory I już tydzień temu i unieruchomił ją poprzez zniszczenie astromap dwa lata świetlne od celu. Nie wiedzą gdzie dokładnie znajdują się droidy, floty patrolowe szukają ich planety z sygnałem alarmowym, ale na razie bez sukcesu. Jednocześnie podkreślił, że oczywiście, cała rozmowa jest nagrywana i za późno na zmianę zdania. Na tym etapie jednak nie mieliśmy zamiaru go zmieniać, szczególnie, że przekazane przez nas informacje od Rycerza Zosha mogły pomóc w akcji ratunkowej, przekonując droidy do uwierzenia w autentyczność zagrożenia i nawiązania kontaktu z Bothanami. Tym bardziej, że zaoferowali pomoc w ich ewakuacji i danie tymczasowego schronienia w swojej przestrzeni póki nie znajdziemy im jakiegoś stałego miejsca. Napięcie wyraźnie już spadło i pomimo wyraźnego niesmaku, reszta rozmowy przebiegła w niemalże neutralnym tonie. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy na statek przespać się choć jedną noc na powierzchni planety, po drodze jedząc prawdziwy, ciepły posiłek. Następnym celem wyprawy było Hakassi - i być może Vulpter, jeśli sprawy przyjęcia droidów nie udałoby załatwić się z ambasadorem Ishtikiem.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Rycerz Jedi Ashtar Tey
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2168
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Sprawozdania

Post autor: Ashtar Tey »

Pracowity powrót na Hakassi

1. Data, godzina zdarzenia: 17.10.23 20:00-24:00, 19.10.23, 20:00-1:30

2. Opis wydarzenia:

Tekst poprawiony za pomocą wersji Premium programu Korektor. Wykup plan Pro, by usunąć tę wiadomość.

Powrót na Hakassi był dla mnie dużo bardziej nostalgiczny niż się spodziewałem. Nawet w stanie ekstremalnego wykończenia, śmierdzący do granic możliwości i ledwo widzący na oczy ożywiliśmy się nieco na widok znajomych krajobrazów i rychłego postoju. To zdecydowanie nie był jednak koniec pracy, bo spraw do załatwienia w naszym dawnym domu było mnóstwo. Jeszcze zanim wylądowaliśmy skontaktował się z nami ktoś ze strony ambasadora Ishtika, w odpowiedzi na naszą wcześniejszą prośbę o natychmiastowy kontakt. Rozmowa przebiegała po vulpterańsku i prowadził ją Thang, stąd przez długi czas nie brałem w niej udziału i nie wiedziałem nawet jak dokładnie przebiega. Naszym celem było załatwienie nowego domu dla droidów, a Vulpter jako członek Sojuszu w Jądrze, ze swoim podejściem do istot syntetycznych wydawało nam się najlepszym adresem. Wylądowaliśmy na wyspie treningowej i w czasie gdy Thang dalej prowadził rozmowę, ja zacząłem rozglądać się po okolicy. Teren jest nieco brudny i zaniedbany, z dużą ilością śmieci wyrzuconych przez jezioro, po naszej bazie ani śladu, a bunkier zgodnie z raportem Mistrzyni jest prawie całkowicie zalany. Do jego oczyszczenia potrzebna była nam pompa, ale na ten moment trzeba było załatwić inne sprawy. Wykonałem połączenie do Pułkownika Haname.

Przede wszystkim chciałem poznać wyniki badań nutripasty z Rhael Koa, zlecone podczas poprzedniej wizyty przez Mistrzynię. Analiza składu nie wykazała zupełnie żadnych anomalii - to absolutnie zwyczajna, przeciętna nutripasta, bez choćby najmniejszego śladu czegokolwiek nietypowego. Haname poszedł jednak oczywiście dużo dalej ze swoimi badaniami, odtwarzając perfekcyjnie skład tej z Gillad i przepuszczając obydwie próbki przez syntetyczny układ trawienny. Tu wyniki okazały się już zaskakujące - nutripasta z Gillad jest zwyczajnie bardziej odżywcza i lepiej się wchłania, pomimo braku jakichkolwiek różnic czy wyjaśnienia od strony fizycznej. Nie mówimy tu o jakiejś olbrzymiej różnicy, to kilkanaście procent, ale oczywiście przy identycznym składzie nie ma to najmniejszego sensu. Nie stwierdził też żadnych negatywnych skutków jej stosowania i nic nie wskazuje, by mogła komukolwiek zaszkodzić. Nie mam tu za dużo wniosków, ale potwierdza to moim zdaniem dwie kwestie. Po pierwsze, nie wygląda na to, by do nutripasty cokolwiek dodawano bądź robiono z nią cokolwiek nietypowego w procesie produkcji i szansa, że w jakiś sposób jest przyczyną anomalii w zachowaniu mieszkańców jest niemalże zerowa. Po drugie, coś na tę nutripastę wpływa, prawdopodobnie to, co jest pod fabryką. Jakieś nasycenie energią Mocy z jakiegoś źródła? Nie mam pojęcia, ale przy braku fizycznego czy naukowego wyjaśnienia to chyba jedyny kierunek. Dopytałem jeszcze o postępy w badaniu nad syntezą szczepionki, ale tu nadal brak efektów. Cały proces jest ekstremalnie powolny i tak naprawdę oparty o losowe testy, Haname nie umie nawet przewidzieć ile jeszcze może to potrwać. Jedyny sposób by pomóc w badaniach to zdobyć informacje o produkcji leku, który znajdowaliśmy w posiadaniu Sektora.

Co jakiś czas podczas rozmowy z pułkownikiem dochodziły mnie sfrustrowane sapania i jęki Vulpteeranina, z którym rozmawiał Thang, stąd po omówieniu kluczowych spraw czym prędzej zakończyłem połączenie i dołączyłem do Padawana. Czy to ze względu na własne obawy, czy podsycenie ich przez Thanga, ambasador był najwyraźniej przekonany o tym, że z przyjęciem na Vulpter droidów wiąże się olbrzymie ryzyko ze strony Sektora. Co prawda nie można tego wykluczyć, ale prawdopodobieństwo, że Sektor dowie się o przybyciu tych konkretnych droidów na jedną z planet Sojuszu w Jądrze wydawało mi się niskie, a działania odwetowe jeszcze mniej. Przeszliśmy ponownie przez całą sprawę i stopniowo udało się dojść do rozsądnego kompromisu. Droidy pozostaną przez jakiś czas na terenie Bothan by zgubić ślad, po czym ruszą w kilku grupach, w sporych odstępach czasowych na Vulpter, gdzie zostaną przez jakiś czas ukryte na niezamieszkałej części planety i pozostaną w swoich transportowcach. Dopiero po roku zaczną być wypuszczane, ponownie stopniowo, i asymilowane z lokalną ludnością, co może zająć lata. Oczywiście, być może same droidy będą wolały poszukać sobie jakiejś nowej, niezamieszkałej planety i nie skorzystają z tej oferty, ale jest przynajmniej jakaś sensowna alternatywa. Obiecaliśmy skontaktować się z nimi gdy droidy trafią już bezpiecznie do Bothan.
Ukryte:
Na sam koniec zrobiliśmy jeszcze zakupy - brakujące zapasy medyczne, duży plecak turystyczny i wyrzutnię linek do potencjalnego użycia w akcji związanej z bratem Galaapira i wynajęliśmy pompę, którą zostawiliśmy na wyspie, by oczyściła bunkier z wody.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Rycerz Jedi Ashtar Tey
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2168
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Sprawozdania

Post autor: Ashtar Tey »

Ultimatum i wykop

1. Data, godzina zdarzenia: 22.10.23 18:00-20:00, 24.10.23, 20:00-0:00

2. Opis wydarzenia:

Wy-wy-wysyła ta wia-wiadomość za-zaszyfrowana, ma-ma-mając nadzieja, że S-s-sektor nie ma d-d-dostęp do nasza sie-sieć. Je-je-jeśli ma, t-t-to i tak cokolwiek r-r-robią jest bez z-z-znaczenie, a i-i-informacje na t-t-tyle pilna, że wolał za-zaryzykować.

D-d-do nasza b-b-baza trafił Chi-chistori, kt-który miał prze-przekazać u-u-ultimatum. W mo-momencie sie-sięgania po holoprojektor, Pa-pa-padawan N-n-noam rzu-rzucił w niego mie-miecz, b-b-by powstrzymać przed je-jego powiedzenie, ż-ż-żeby opóźnić ich ru-ruchy, pl-plus mógł mie-mieć bomba. Po-po-podjął d-d-decyzja o r-r-ratowanie życie po-posłaniec, kt-który prz-przestał oddychać i b-b-brak praca s-s-serca i po sz-sz-szybkie o-o-opatrzenie je-je-jego rany i z-z-zgranie r-r-raporty z H-h-hakassi wz-wziął H-h-halseth i po-po-polecieli r-r-razem na Ka-kalist. Ch-chistori miał przy s-s-sobie sporo s-s-sprzęt, po-poleca go prz-prz-przebadać, w-w-wszystko je-je-jest wyłączona i s-s-sprawdzona pod k-k-kątem bomby.

Po-po-podczas podróż prze-prze-przesłuchali Chi-chistori, je-je-jego imie to R-r-rassan. T-t-typowy prze-przedstawiciel S-s-sektor, ch-ch-choć wy-wyciągnięty z wię-więzienie i zmu-zmuszony do w-w-współpraca pod g-g-groźba w-w-wobec jego ro-ro-rodzina. Nie-nie-niewiele wie, je-je-jeszcze mniej r-r-rozumie, a-a-ale w to w-w-wszystko wy-wy-wydaje się bardziej o-o-ofiara niż m-m-morderca z zimna kr-kr-krew. N-n-nie wie na-nawet za c-c-co tra-trafił do wię-więzienie, bo miał "zła f-f-faza". W-w-wyciągnięcie z niego c-c-cokolwiek b-b-b-było bardzo t-t-trudna, mi-mi-mimo, że mówił wszystko b-b-bez żadna o-o-opór, b-b-bo nie miał instrukcja c-c-c-co mówić, jak g-g-go złapią. U-u-układa k-k-końcowa obraz fakty w k-k-kolejność chr-chr-chronologiczna.

1. Cravin Limthor, sz-szef o-o-operacja na Gi-gillad, który s-s-spotkał Orn na B-b-bonadan, r-r-rekrutuje R-r-rassan na pl-platforma k-k-kontroli o-o-orbitalnej nad E-e-etti. M-m-ma po-po-polecieć na Gillad (kt-kt-które na-nazywa K-k-koros, nie wie-wiedział n-n-nawet na j-j-j-jaka pla-planeta jest), na kt-które leci z pi-pilotem o i-i-imię Varley - t-ten u-u-ubiera się w sklejka z-z-zbroja i-imperialne sz-szturmowca, l-l-lata YZ-775.
2. T-t-trafia ja-jako ochroniarz do w-w-wykop. S-s-sektor ma na G-g-gillad ja-ja-jakieś w-w-wykopaliska. M-muszą być głę-głęboka, m-mówił, że ki-kilku tam w-w-wpadło i z-z-zginęło. W po-pobliże je-jest farma, d-d-dom i dw-dw-dwie stodoła, ś-ś-śmierdzi wieś. Co-co-co najmniej 5 r-r-razy ła-ładowali ja-ja-jakieś beczka na transport (ma-mały t-t-towarowiec r-r-rolnicza, kt-ktrych po-po-ponoć pełno na Gi-gi-gillad), cz-cz-czasem z jakaś płyn, cz-cz-czasem z coś inne. R-r-rassam był t-t-tam jako o-o-ochrona z d-d-dwaj inni, pię-pięć droid i t-t-tamta pilot. Byli g-g-gdzieś nad t-t-ta wykop, nic nie w-w-wie o praca tam, a-a-ale na pe-pe-pewno to więk-większa o-o-operacja.
3. S-s-spodziewali się przybycie O-o-orn i C-c-cryxen, kt-którzy mogli t-t-trafić na trop i mie-mie-mieli rozkaz u-użyć wte-wtedy br-br-broń chemiczna, z-z-zabić po ci-ci-cichu, ch-choć najlepiej w t-t-torturach. Mie-mieli pow-pow-powiedziane, że najgorzej, je-je-jeśli z-z-zdarzy się to w t-t-trakcie za-załadunek.
4. Je-je-jeździli po ró-różne miasta d-d-dla rozrywka, pi-pilot k-k-kazał im z-z-zmieniać mie-miejsce, w-w-więc nie da o-o-określić lo-lokalizacja. W-w-wymienił N-novas, D-d-desiv, R-r-remton.
5. Cz-cz-czasem z wi-wi-wizyta prz-prz-przyjeżdżała "e-e-elita", w t-t-tym z-z-znalezieni na K-k-kalist na-najemnicy z la-la-laboratorium, po-po-ponoć b-b-było ich du-du-dużo i cz-często. R-r-rassan s-s-stwierdził, ż-że mogą mieć i-inne punkt na Gi-gi-gillad, b-b-bo gdzieś t-t-tamci musieli mie-mie-mieszkać.
6. P-p-pół r-r-roku t-t-temu dostali z-zlecenie na... Li-lirena. B-b-byli w jego dom, mie-mieli go po-pobić, a-a-ale nie z-z-zabijać, b-b-bo "bagno", nie z-z-zastali go. I-i-inni mieli ja-jakieś inne a-a-akcje na G-g-gillad, b-b-bez szczegółów - mo-może c-c-coś zwi-związane z Pr-pr-profesor?
7. D-d-dostał r-r-rozkaz przez h-h-hologram o prz-prz-przekazanie nam u-u-ultimatum. Pi-pi-pilot w-w-wysadził go 25 k-k-kilometrów od w-w-wioska. Mia-miał prz-prz-przekazać wi-wi-wiadomość, w-w-wrócić do pi-pilot, z-z-zdać r-r-raport i... mie-mie-mieli go po-po-po tym z-z-zabić. Prz-prz-przypadkiem u-u-uratowali mu ż-ż-życie.

T-t-to konkretna potwierdzenie, że S-s-sektor prowadzi na G-g-gillad ja-jakaś wykopaliska. Nie u-u-udało nam d-d-dowiedzieć się nic o lo-lo-lokalizacja, nie b-b-bardzo mają nawet prz-przybliżenie. Na-na-najlepsza t-t-trop to pilot i je-je-jego statek, a-a-ale je-je-jeśli u-używali cię-ciężka sprzęt, a pe-pe-pewnie musieli, może d-d-da się znaleźć jakaś niewielka a-a-anomalia e-e-energetyczna w d-d-dane z s-s-satelita? To pe-pe-pewnie po-po-pośrodku ni-ni-niczego, c-c-coś takie może się w-w-wyróżniać. To ch-ch-chyba lepsza t-t-trop niż f-f-fabryka, a-a-ale trzeba dzi-dzi-działać sz-sz-szybko. Nie wie-wiedzą co S-s-sektor w-w-wie odnośnie los Chi-chistori - z ich pe-pe-perspektywa z-z-zniknął, mo-mogą u-u-uznać za martwy. A-a-ale i tak d-d-dla bezpieczeństwo mogą zacząć z-z-zwijać o-o-operacja.

C-c-co do f-f-finalny los Rassan, o-o-oddał go w r-r-ręce Bothan na K-k-kalist, nie ch-chciał t-t-trzymać go j-jako wię-więzień w wioska, a b-b-biorąc pod u-u-uwagę r-r-rozwój w-w-wydarzenia, t-t-to mo-może dać nam sz-szansa na z-z-zaskoczenie ich. Przy o-o-okazja o-o-oddał dyski z r-r-raporty z H-h-hakassi. Nie d-d-dowiedział się nic n-n-nowe - przy o-o-opóźnienia mi-między J-j-jądro a R-r-rubieże, ż-żadna komunikacja je-je-jeszcze nie w-w-wróciła, a-a-ale przekazali w-w-wszystko odnośnie droidy. P-p-potwierdzili, że g-g-gdy tylko coś się d-d-dowiedzą, to w-w-wyślą wiadomość. Prz-prz-przyjęcie b-b-było z-z-zdecydowanie le-le-lepsza niż os-ostatnio, mo-mo-może jest jakaś ma-ma-mała na-nadzieja na w-w-współpraca i na-naprawa stosunki.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: L-l-lecą na H-h-hakassi w c-c-celu w-w-wysprzątanie b-b-bunkier i w-w-wyspa i o-o-oddanie pompa. Z-z-zostaną t-t-trochę dłużej na ćw-ćwiczenia.

4. Autor raportu: Rycerz Jedi Ashtar Tey
Awatar użytkownika
Liren Monper
Padawan
Posty: 57
Rejestracja: 17 gru 2022, 19:50

Re: Sprawozdania

Post autor: Liren Monper »

Saga bonadańska

1. Data, godzina zdarzenia: 22.07.23 18:30-1:00 | 24.07.23 16:00-21:00 | 25.07.23 17:30-1:30

2. Opis wydarzenia:

Raport skompletowany na podstawie plików wyciągniętych z komputera EV-1, ze shakowanych losowych nagrań Rycerz Valo oraz notatek służbowych Cesarstwa.

W tej pracy skupię się na kluczowych faktach na temat planety Bonadan – to wiedza na temat ziemi wroga, wiedza o tym co tam napotkano… ekhm, mniemam że nie muszę nawet objaśniać jej wagi.

Rycerz Valo przy pomocy milady Nesanam Kiih udały się z użyciem EV-1 na świat Bonadan. Jak skompletowałem od Padawana Radamy:
- w drodze śledztwa na żywo przy pomocy służb z Dremulae i kontaktu z ledwo żywą babcią zdrajcy, porucznika Koela, udało się za pośrednictwem tej ostatniej ustalić, że jej wnuk posiada holomaila na serwerach Bonadan – zupełnie jedyny trop,
- postanowiono spróbować w jakiś sposób go namierzyć na podstawie danych logowania na tego holomaila – takie logowanie powinno pozwalać określać choć mniej więcej lokalizację (z jakiego nadajnika HoloNet skorzystano i tak dalej), a mając ich kilka, zestawiając je i ich daty, może nawet kierunek podróży – to tylko generalna koncepcja, techniczne szczegóły są zawilsze,
- lot na Bonadan, gdzie jest skrzynka, to oczywiście absolutnie jedyna droga by móc te dane zdobyć,
- szansa na wyprzedzenie statku Koela i reszty odpadów z Sektora Korporacyjnego była duża, bo pilot wrażliwy na Moc jest kilkukrotnie sprawniejszy w nawigacji przez Jądro.




Miejscem lądowania było terytorium miasta Wielkie Tesoro. Po sąsiedzku miasta Tesoro i Tesoro Zachodnie oraz miasto Seniv, w którym jest serwerownia firmy od holomaili. Teren rozkopany i mało uczęszczany przez wielkie remonty, poza tym raczej dobra próbka całokształtu Bonadan. Tu zaznaczę, że to kontrola orbity z Espos decyduje, do jakiego wolnego lądowiska was skierować, ale na podstawie podanego celu wizyty, tak aby było w miarę wygodnie. Lądowiska są ewidentnie dość zapchane i często wybór jest marny. Możecie trafić dość daleko od swojego pożądanego celu, proszę koniecznie pamiętać.

Przechodząc od razu do rzeczy i lądowania kobiet na Bonadan, kontakt z ochroną lądowiska z Espos… jeśli ktoś spodziewał się, że KorSecowa „policja” w postaci Espos to jakieś reżimowe fanatyczne wojsko… meh. Znacznie bliżsi szarej, zwykłej ochronie parkingu. To nic więcej, jak prestiżowa i ciężko uzbrojona straż miejska, szara, nijaka, złożona ze stereotypowych „krawężników”. Lokalna populacja boi się ich w kontekście brutalnego postępowania, ale pamiętajmy… wbrew pozorom, to znacznie częściej domena prostych i słabo wyszkolonych sił, które pałką ogłuszającą zaprowadzają podstawowy porządek społeczny, niż jakichś wielkich agentur reżimowych. Taką aurę zdecydowanie Espos zostawia z mych danych.

Lokalna populacja? Pewnie nikt się nie zdziwi, że to ludzie tacy jak my. Z takim samym stężeniem nijakości i naturalności i z takim samym przekrojem charakterów. Normalne społeczeństwo zindustrializowanej planety. Ciekawym materiałem był przypadkowy taksówkarz Pargu, który mienił się jednym z członków malutkiego promila zainteresowanych głęboko tematem tego co dzieje się w dalekich regionach Gejuszu… Sojuszu i innych obcych światów za siedmioma parsekami i czarnymi dziurami.

To tutaj zaczyna się coś ciekawego, bo patrząc po strzępach z dyktafonów… właściwie to nic kompletnie nie wiedzą poza historycznymi fundamentami o wojnie z Imperium, Skywalkerze, Gwiazdach Śmierci i tak dalej. Ich zjadliwa wiedza kończy się na etapie inwazji na Yavin IV i wysadzenia Prakseum Jedi w trakcie wojny yuuzhańskiej. Dalej to teorie o takiej treści: Sojusz przegrywa wojnę z piratami, trwa absolutna destrukcja i rozpad systemu, plaga głodu, na wielu planetach prawdopodobnie nie ma co jeść, według najgorszych teorii nawet trzy czwarte, ogólnie rzecz biorąc kompletna tragedia, w ogóle to jeszcze tam nie wynaleźli Espos i nie wpadli na stworzenie grupy, która zajmowałaby się patrolowaniem ulic i aresztowaniem przestępców i mają tylko wojsko, które przegrywa z piratami. Ogólnie Sojusz pewnie by najechał Sektor zabrać jedzenie, ale Sektor ma na szczęście za dobre wojsko. No i w Wewnętrznych Rubieżach podobno połowę ludności wymordowano, to może tam da się zrobić rolnictwo taniej. I tylko tragedia, że taki słaby dostęp do mediów i mało kto interesuje się takimi dalekimi regionami, bo ludzie nie doceniają, jak pięknie w Sektorze mają.

Teraz dygresja, ale uważam że ważna. Wiecie państwo, jakoś mnie to nie dziwi. Musimy wszyscy zrozumieć, że tam każde wieści z terenów Sojuszu muszą przejść przez kilkadziesiąt nadajników kosmicznych. Że tam może jeden mieszkaniec na 50 tysięcy gdzieś zagląda w tamte tereny poprzez pracę w transporcie handlowym. Że prawie nikt nie lata z terenów Sektora na tak odległe miejsca, bo to fortuna i ogrom czasu i po co. Czemu mieszkaniec planety na miliardy ludności, w systemie na dziesiątki miliardów, w Sektorze na kilkaset miliardów na setkach planet, nie mający jak ogarnąć astronomii tysięcy ciał niebieskich swojego własnego Sektora i zawiłości relacji między setką planet, miałby się interesować takimi rzeczami na poważnie? Czy was interesuje wnikanie w relacje między dziesiątkami sił politycznych i przerażającymi konfliktami w sektorze Kwymar? A to też przecież dziesiątki miliardów ludności. Nie, większość z was pewnie nawet nie wie, że to tam leży planeta Telos… To naprawdę mnie nie dziwi, że 99,9% ludności ledwo wie że Republika jest teraz Sojuszem. Szczerze mówiąc, ja w Głębokim Jądrze ledwo to wiedziałem.




Wracając! Nasze panie nawiązały następujące kontakty:
1) Przypadkowy Quarren, przechodzień, z ewidentnej elity, uprzejmy i kontaktowy, pozostawił swoją częstotliwość i zaprosił na caf. Wyglądał na wyjątkowo zorientowanego w problemach Sektora i niezadowolonego, z ulgą przyjmującego kontakt ze światem zewnętrznym. Ciekawa osobistość.
2) Informatyk Pomtin Nash – Coruscantcka 27/113, miasto Saniv. Bonadańczyk, który oferował usługi całkiem zgrabnie pasujące do idei tej wyprawy, okazał się pogrzebany w długu medycznym, który został natychmiast sprzedany szemranej postaci, która od razu przyszła wywlec go na odpracowanie do, najwyraźniej… semi-niewolniczej pracy. Rycerz Valo zdecydowała się zapłacić za jego dług (co jest jakąś pięciokrotnością godnego zobowiązania za jego pracę) co jednak zaskarbiło sobie jego ogromne zaangażowanie, poufność i szczerą, ogromną wdzięczność za ocalenie – człowiek ten ma ogromny dług wdzięczności. Mimo ewidentnych znaków, że uczestniczki misji prowadzą szemrane działania, bez wahania wspierał je na każdym etapie z najwyższym profesjonalizmem. Myślę, że niesamowicie zaufany człowiek i adres na ewentualną kryjówkę.
3) Serwisant Ghuppe Thern - Industrialna 85/506, miasto Saniv. Pracownik serwerowni firmy utrzymującej skrzynki holomailowe, do której należy ten prosty adres zdrajcy Koela; firma, w której pracuje, zatrudnia desperatów, byłych skazańców, by płacić im jak najniższe stawki, mając absolutnie katastrofalne standardy wszystkiego – BHP, jakości usług, kierownictwa, wszystkiego naprawdę. Człowiek ten pomógł chętnie ze względu na ewidentną próbę… podrywu… na Rycerz Valo. Zapewnił dostęp do danych logowań skrzynki Koela. Gościł kobiety u siebie i oferował postój w przyszłości.

Ten ostatni pozostawił kobietom wiadomość z wytycznymi i wskazówkami i powtórką tego, co opowiadał im w barze.
No nie próbujmy się czarować, piękne panie. Każdy widział, że panie nowe na Bonadan, inaczej nie interesowałyby się tak tym chlewem. Widzę, że kręcą tu panie pewne interesy i kto wie, może jeszcze przyda się paniom miły nocleg, może jeszcze się trochę dogłębniej zaprzyjaźnimy. Streszczę nieco paniom to, co już mówiłem.

Jak mówiłem, akurat znam Bonadan od tej gorszej strony. Po zamieszkach antyprezesowych wylądowałem w pudle na dwa lata... antyprezesowych, aha. Nie ma rządu. Wszystkim rządzi firma. Proszę sobie wyobrazić te wszystkie planety, w których panuje korupcja i syf i wszyscy gołym okiem widzimy i wiemy, że pieniądz rządzi i tutaj robi to bez pośrednictwa jakichś senatorów i prezydentów. Ja to prawdę mówiąc nawet chyba szanuję pod tym kątem.

Wszystko jest poddane pod tego dyktat. To w czym siedziałem to dla jasności nie więzienie, to Zakład Pracy Izolowanej. Miejsce odpracowania szkód poczynionych korporacji poprzez protestowanie i zmuszenie korporacji do wydawania pieniędzy na pałowanie mnie. Kamieniołom więzienny, ale nie ma tu więzienia, bo więzienie brzmi jak państwówka, a to niedopuszczalne. Wszystko musi być korporacyjne. Nie ma służby zdrowia, bo służba to coś dla narodu albo rządu albo króla, jest rynek medyczny, nie ma policji, jest ochrona Espos, nie ma nawet polityki klimatycznej, tylko rynek atmosferyczny, nie ma ustaw, są umowy społeczne, bo ustawy to rząd i regularna władza, a umowa to biznes.

Teraz trochę wskazówek co do ustroju tego podziału władzy (przepraszam, ZARZĄDU, władza to jest w Sojuszu, tu jest KorSec) i z kim trzymać, bo to trochę zawilsze niż się wydaje. Wspominałem ślicznym damom, nieprawdaż, że cały Sektor Korporacyjny to wielkie zrzeszenie bandy korporacji, takich korporacji, które dla Starej Republiki były zbyt chore, więc dali im ten region i kazali spadać z cywilizacji i prowadzić swój ultrabiznes. Jest tu generalnie kilkanaście róznych wielkich korporacji, ale niektóre z nich to realnie dwie mega-korporacje bijące się ze sobą o forsę wewnątrz jednej giga-korporacji. Nie ma czegoś takiego jak planeta konkretnej korporacji, każdy ma różne tereny na własność. Tu gdzie panie były to własność jednego z oddziałów firmy Acep, która jest jedyną, która całkiem jawnie handluje niewolnikami, reszta próbuje się przynajmniej minimalnie ukrywać. Wszystkie jednocześnie są zrzeszone ze sobą i współpracują na polu organizacji ogólnego terenu i budowy wspólnej floty i tak dalej.
Korporacje obecne na Bonadan:
- Sorms - też handlarze niewolnikami, ale bardzo potajemni
- Acep - jak wyżej
- Piechota Kosmiczna CSA - to... specyficzna korporacja, ta korporacja to korporacja od ochrony wielkich flot handlowych Sektora Korporacyjnego. Mają ogromne terytorium na Bonadan. To korpo-wojsko, marynarka dokładniej. Kontrolują większość terenów z kosmoportami.
- Lotna Obrona - jakaś minifiremka kobiety o imieniu Vivien, nie znam więcej.
- RCS Etti - gigakorporacja z Etti
- Wiele innych być może, o których nie wiem.
Musicie panie zrozumieć, że tu nie ma czegoś takiego, że jest jakaś uporządkowana organizacja jasna dla każdego i katalog kto gdzie co. Nie ma tutaj mediów, które zajmowałyby sie jakimiś sprawami którymi żyje Sojusz czy Imperium, polityka, władza, tego typu sprawy. Tu nie ma żadnej przejrzystej informacji. Pracujesz w jakiejś firmie, która pracuje dla innej firmy, która pracuje dla jakiejś korporacji i nie za bardzo wiesz kto jak się nazywa, drogie panie. Tutaj wiesz co się dzieje na terenie swojej dzielnicy, miasta. Nie ma jakiejś wielkiej cenzury, ludzie mogą gadać między sobą co chcą, ale nie ma też żadnych mediów i publicznych środków komunikacji i nim się jakieś wieści rozejdą milion miast dalej, to wszystko zmienia się w głuchy komunikator.

Ale naturalnie, ja tak opowiadam o dziwach i problemach. Poza nimi, Bonadan jest jak wszystko, odejmując smród i zieloną galaretę nad głową. Tutaj idzie naprawdę łatwo się dorobić. Jest dziki, wolny rynek, smród i syf, ale nawet największy niepiśmienny debil pracując na magazynie zarobi na zupełnie spokojne, luźne życie. Starczy na mieszkanie na poziomie, stary ale solidny śmigacz i co jakiś czas na odjechaną konsolkę do gier. Syfu, dziadostwa i wyzysku jest wiele, ale takie miejsca jak chlew, w którym ja pracuję, to raczej miejsca na hołotę najniższego sortu i byłych więźniów, którzy mają do wyboru to albo gruz.

Nawet o Vongach wiadomo tyle, ile paniom mówiłem. Było niby jakieś rodzeństwo Rodian, które negocjowało z Vongami, gdy przylecieli nad teren Sektora w drodze inwazji. Ale równie dobrze nie rodzeństwo, a małżeństwo, nie Rodian, tylko Bothan i nie negocjowali, tylko dali hipermapy na Coruscant. Wszystko plotki z pięćsetnej ręki.

To by było na tyle. Trzymajcie się piękne panie tych informacji, moga się przydać i zawsze zapraszam do siebie do ciepłego łóżka.

Pozdrawiam,
Ghuppe Thern




W drodze dalszych starań i prac, kobiety zawędrowały na różne planety w okolicy, stanowiące potencjalne wygodne przystanki w podróży i potencjalne miejsca przelotu Koela.

- Celanon – Sojusz Galaktyczny. Według treści informacji z lokalnego atlasu, jaki trafił na nawikomputer EV-1 w wyniku sprawdzania danych przez kobiety: „Planeta Celanon jest czescia Sojuszu Galaktycznego, lecz pragniemy ostrzec, ze jego obecnosc i angaz w funkcjonowanie planety sa obecnie minimalne. Sojusz utrzymuje minimalna prezencje i wylacznie niewielka ambasadę. Celanon utrzymuje dobre stosunki z wiekszoscia okolicznych rzadów, od Resztek Imperium, przez Sektor Korporacyjny”. Żadnych problemów ze współpracą i uznaniem listu gończego z Jądra, jednocześnie służby bez większych filtrów i możliwości.

- Ord Radama – Resztki Imperium. Czysto imperialny świat. Mimo to, uznają listy gończe Sojuszu Galaktycznego za przestępcami, z uwagi na bezpieczeństwo publiczne. Sojusz ich nie obchodzi, ale wymieniają z nimi dane o interplanetarnej przestępczości, bo nikt bandytów nie chce u siebie, niezależnie od granic rządowych.

- Ord Cestus – świat neutralny. Nie obchodzą ich żadne Sojusze, Imperium, Jedi, dla nich tacy jak my to wyłącznie zwykli szarzy cywile. Byli skłonni współpracować z Rycerz Valo, bo ta mówiła, że porwany (Reave) to jej narzeczony, statusy prawne z reszty światów mają gdzieś.





Niestety, jak wiemy, pomimo trudnych do zrozumienia wysiłków, niesłychanie skomplikowanych ustaleń, niesłychanie zawiłej pracy detektywistycznej zawierającej w sobie skrupulatną eliminację poszczególnych tras nadprzestrzennych na podstawie czasu i pozycji logowań z kosmosu do skrzynki holomailowej, prędkości statków, jakichś sztuk medytacji i wyszukiwania zmarszczek w Mocy na przestrzeni całych gwiezdnych systemów (co po prostu mnie… przeraża) – niemożliwe zadanie ocalenia Adepta Nalika Reave się nie powiodło. Nie mając dostępu do takich danych, jak i wiedząc, że nic się tu nie da zrobić, nie przedłużam tego raportu przebiegiem zdarzeń, stwierdzając tylko, że obie kobiety dokonały chorej, gargantuicznej pracy na przekór wszystkiemu i ich wysiłki zasługują tylko na najwyższe uznanie.


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Adept Liren Monper
Awatar użytkownika
Fell Mohrgan
Rycerz Jedi
Posty: 274
Rejestracja: 24 kwie 2018, 21:33

Re: Sprawozdania

Post autor: Fell Mohrgan »

Uzdrowienie

1. Data, godzina zdarzenia: 27.10.23 – 22:00-1:45

2. Opis wydarzenia:




Moje zniknięcie i jego kulisy są już znane każdemu. Odesłać mogę tylko do raportów mojej Mistrzyni, które świeżo co ogarnąłem…
- [Odtwórz raport: „Informacje różne”]
- [Odtwórz raport: „Informacje różne bis”]

Mogę tylko powiedzieć, że obie relacje są spójne, poprawne, nic się w nich nie myli i tylko to krótko podsumować.

Odtwórz streszczenie
Sojusz Galaktyczny ogłosił poszukiwanie mnie w celu wyjaśnienia sprawy przelotu yuuzhańską korwetą. Wątek znany z wyprawy mojej i Mistrzyni – nie mieliśmy innych opcji, pomysł wykorzystania okrętu załogi Bisa był genialny i był to zupełnie jedyny okręt na jaki mogliśmy liczyć w rozsądnym czasie, a czasu upływało za dużo. Sojusz nas odnalazł w drodze i był zmuszony zaraportować to do władz, bo wszelka bojowa biotechnologia yuuzhańska jest zakazana bardziej niż morderstwo, albo nawet podrabiane pieniądze. Chciałem rozwiązać to najlepiej jak się da, więc natychmiast sam zgłosiłem się na wywózkę na przesłuchania.

Przesłuchania i dyskusje szybko stanęło na tym, że Sojusz wyśle ze mną mały prom, który z zewnątrz przestrzeni kosmicznej Umbary zbada czy yuuzhański okręt jest widoczny gdzieś na powierzchni planety i czy jest rzeczywiście rozbrojony tak jak miał być. Gdyby go nie znaleziono, miałbym polecieć na Umbarę i poprosić naszych „współpracowników” o wyciągnięcie statku na powierzchnię planety w celu tego samego potwierdzenia. Wszystko bez udziału Sojuszu, z racji braku relacji dyplomatycznych.

W trakcie lotu odbył się atak, o którym wiecie już wszystko z raportów Mistrzyni. Nie mam pojęcia jakim cudem udało im się zinfiltrować całą sprawę, zinfiltrować szeregi Sojuszu, namierzyć dokładny prom i przemycić na niego gaz bojowy (zwykły! Nie neurowirus Sektora) i mutanta (ten sam typ co z Kalist, czy bitwy Saarai-Valador na rozdrożach Hakassi). Jestem tym przerażony tak samo jak wy. Próbowałem ratować przerażonych żołnierzy, błagać o otwarcie mojego pola siłowego, abym pomógł, ale nikt mi nie wierzył… Gazu nawet nie było widać, myśleli, że to wszystko ja. To ścierwo było wyposażone w broń obuchową, aby nie wyglądało dziwnie że morderca sam się pociął czymś ostrym – broń obuchowa mogła udawać moje zmasakrowanie się w kraksie promu. Zdechłbym w tej walce, to ścierwo walczyło spokojnie na poziomie może jeszcze nie Saarai, ale spokojnie SDK, a ja nawet nie miałem miecza. Gdyby nie odsiecz umbarańska, byłbym trupem. Gdy wpadli mi na ratunek, już mdlałem. Jedyne na co było mnie stać, to próba podtrzymania iskry życia w jednym z żołnierzy.

Z tego co usłyszałem po powrocie, wszystko było gotowe na wrobienie mnie bez śladów. Mutant był zaprogramowany na samobójstwo poprzez wyskok w kosmos. Nawet na wypadek mało prawdopodobnej porażki mutanta w walce ze mną, i tak dostałem neurowirusem w twarz, gigantyczną dawką.

Bis i jego załoga ocalili mnie przed pewną śmiercią. Gdyby nie nowe ciało Bisa i jego zejście z wózka inwalidzkiego na koniec naszej kampanii, byłby koniec.





Mój pobyt w posiadłości Xicana to jedna wielka plama. Straciłem przytomność i cały swój najbliższy czas spędziłem w transie leczniczym. Jest tu jeden błąd i jakieś nieporozumienie – Xican niczego mnie nie uczył, nie znał żadnych transów leczniczych. Stosowałem to, czego uczyła mnie Mistrzyni i jednocześnie starałem się wykorzystać introspektywną medytację, aby wyczuć w sobie wirusa i spróbować go zniszczyć, kierować wysiłki na niego. Pokonywać, może go nie pokonywałem, ale spowalniałem.

Obrazek

To były miesiące odcięcia od rzeczywistości, po których mam problem przyzwyczaić się do świata fizycznego. To były miesiące tylko z moją aurą, z Mocą i niczym więcej. Czasem z przebłyskami kontaktu z droidami, nie do umieszczenia w czasie. Zero poczucia upływu czasu, jakiegokolwiek poczucia właściwe. Finałem tego wszystkiego… było spotkanie moich starych przyjaciół i dawnego siebie. I oczywiście wiem, co każdy powie – wizja, test ducha, klasyka.

Problem w tym, że wcale tak nie uważam. Spędziłem nad studiami Mocy za wiele lat, prawie wszystko pod okiem jednego z najlepszych adresów historii, po zbyt wielu niesamowitych zdarzeniach i próbach, by widzieć w tym po prostu takie napakowane Mocą halucynacje i wizje per se. Nie, ja uważam, że to byli naprawdę oni. To wszystko było prawdziwe – to byli oni jacy utrwalili się w Mocy. Nie jako odtworzone wyciągnięte ze mnie wspomnienie uzupełnione przez Moc, nie jako wewnętrzne przeżycie, nie jako n-ta rzecz do skwitowania komentarzem o tym, że tak, to było prawdziwe, choć działo się w moim umyśle, bo co dzieje w naszych umysłach tez jest dla nich prawdziwe i to dla nich prawdziwy proces, blabla. Nie. Za wiele widziałem, wiem już doskonale, że oni naprawdę żyją w Mocy. Jeśli ktoś w to nie wierzy – nękane na Ossusie duchy z czasów wojny yuuzhańskiej chcą z wami pogadać. Albo radosne spokojne duchy w Ogrodach Jedi na Ossusie. Albo zjawy wygrzebane przez Plagę zasianą przez Azatu w naszej bazie. Oni egzystowali naprawdę.

Nie chcę snuć tutaj detalicznej opowieści o tym, jak wyglądały te… rozmowy. To coś dla mnie bardzo prywatnego, trudnego i prawdę mówiąc, zbyt wymagającego by stworzyć godny opis, który nie spłaszczy tych wydarzeń i odbierze im godność. Dlatego bardziej chcę powiedzieć, jak to działało i czym było.

Po tylu latach, zwłaszcza paru ostatnich, gdzie niejeden wieczór przesiedziałem po prostu z kubkiem cafu po ostrych ćwiczeniach z wieloma z was, większość dobrze wie, że kilkukrotnie straciłem rodzinę i przyjaciół i prawie nigdy nie czułem żadnych pozytywnych emocji ani chęci do życia. Żyję, żeby nie zmarnować swojego daru, żeby na coś się przydało moje życie, nawet jeśli mi nie przydaje się na nic. No i z instynktu przetrwania, z którym dalej nic nie wygrało i chemia w moim organizmie chce żyć i tyle. Pewnie równie wielu z was wie, że to bzdury i nie ma żadnej magicznej duszy i umysłu które są bardziej czystym „mną” i jest jakaś chemia mózgu niezależna od mojego „ego”, duszy i innych bzdetów. Wszystko czym jestem, cały mój umysł i duch to dokładnie ta chemia. Taka sama zresztą, jakiej wypatrywałem przez miesiące Mocą w tej astralnej, duchowej i „czystej” aurze. To nie jest nic odkrywczego, to jedna z wielu mądrości życiowych, na jakie idzie wpaść w wieku czternastu lat. Ale jedno to na to wpaść, a drugie to serio to zaakceptować. Wiedza to coś co można po prostu wyczytać i przyswoić, zrozumienie i akceptacja to proces duchowy trwający czasem lata, zależnie jak zaklika. Co też jest kolejnym truizmem, który można zauważyć za dzieciaka, a pojąć za dorosłego. Ta.

Obrazek

Finalnie, tym z czym się starłem, to ten ja, którego znacie z moich dawniejszych lat, ten pesymistyczny, sarkastyczny, oschły bufon sprzed paru lat. W walce o mnie z czasów mojego największego dna. Kraksy na jakimś księżycu, planecie, nie wiem, pośrodku niczego, bez niczego wokół, na martwym zimnym globie w martwym statku, jedząc już nawet trupy poległych. W pobliżu moi kochani kumple z Dantooine, którzy nie nienawidzili mnie, a powinni. I… tyle. Nie chcę wnikać wam w detale. Wątpię, by wielu chciało ich posłuchać, ale nawet gdyby, nie mam na to siły. I to była paskudna, ciężka walka. I tak, to była prawdziwa walka. Czym skończyłaby się przegrana, skoro była prawdziwa, ale toczyła się w przeszłości? Nie wiem i w pewnym sensie chciałbym wiedzieć. To aż fascynujące, ale nie chciałbym sprawdzić tego na sobie. A że trudno by Jedi wrzucał sumę trupów i zysków do arkusza kalkulacyjnego, nie mam też ochoty na przetestowanie tego na kimś innym.

To była trudna, wymagająca psychicznie i umysłowo podróż. Z moim przeciwnikiem mrożącym krew w żyłach. Był tak idealnie mną, że czułem jakbym naprawdę słuchał w stu procentach samego siebie. Jakby ktoś mówił za mnie. Nie umiem tego opisać, jak kolejnej dziś rzeczy, i nie życzę wam byście poznali co mam na myśli.

Wygrałem to starcie, choć dawniej na pewno bym go nie wygrał. Nie bez historii Thona, nie bez tego cudownego, bajkowego i optymistycznego owocu mało bajkowych, okropnych ofiar, cierpienia, krwi i pogrzebów. Pewnie wielu mogło zauważyć, że poza latami wśród was, latami z moją Mistrzynią, z Rycerz Valo, prawdę mówiąc, także z Glauru, Deron, Rycerzem Teyem, Okka’rinem i paroma innymi, to Thon był największym czynnikiem tego, że parę rzeczy poprzestawiało mi się w głowie. I znowu, nie sądzę, aby był sens próbować opisywać takie rzeczy i je spłycać. Wystarczy wiedzieć, że wątpię, bym to wygrał, gdyby nie te lata dowodów, że warto, te lata dowodów, że chemia w moim mózgu to tak samo „ja” jak wszystko inne. I że mogę naraz cieszyć się z tego co osiągamy, nawet jeśli wcale nie przestanę kiedykolwiek tęsknić za przyjaciółmi. I że mogę mieć innych przyjaciół, ale nigdy, w żadnym wypadku, nie zastąpić poprzednich. Blabla. Dobra. Chyba nikt z was nie chce moich emocjonalnych, poetyckich wynurzeń. Już widzę, jak Radama sięga po wiadro.

A, i jeszcze jedno. Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś mi powiedział, czy nie było jakiejś chwili, gdy nasze Światełko było niewidoczne, czy coś w ten deseń? Światełko było tam ze mną w tym świecie. I znowu, wiem, że to nie był "produkt mojego umysłu" i inne te gadki, dziękuję. To było w jakiejś formie ono. Jego aspekt. Coś takiego. Nie wiem. Ale ono tam było i zabrało mnie do rzeczywistości fizycznej, w miejsce rzeczywistości astralnej.

Opuściłem ten świat i naprawdę przebudziłem się do nowego. Wyobraźcie sobie całym sobą czuć i widzieć swoje otwierane powieki, czuć ten dosłowny moment przejścia ze świata Mocy do fizycznego i czuć całą jego fizyczną warstwę. Nie brzmi pewnie ani trochę ciekawie, co najwyżej dziwnie, ale było czymś niesamowitym. I w sumie to jedyna rzecz z tej długiej listy, której akurat mogę śmiało wam życzyć. No, samego triumfu i wyjścia z tego z podniesionym czołem też. Spotkania straconych przyjaciół i tej cudownej świadomości, że to NAPRAWDĘ oni, też. Nawet jak podobnie jak ja, rozbeczycie się jak kompletni frajerzy.




Po pobudce, odkryłem, ze się udało – głównie zasługa szczepionki, którą przywiozła moja Mistrzyni, choć reszta to moja całkiem imponująca walka o przetrwanie. Udało się całkowicie pozbyć tego syfu.

I… finalna niespodzianka.

Według odczytów droida medycznego Xicana, moje kończyny reagowały częściowo jak biologiczne. Dawały mikroskopijną porcję niewytłumaczalnych odczytów prawdziwości.

Kolejny krok dla naszych droidów?

Popadłem w euforię słysząc to. Myślę, że nie będę tłumaczył czemu i zostawię to wam. Jeśli ktoś samodzielnie nie widzi co to za odkrycie i jak bardzo coś pięknego, to czy jest sens wbijać to komuś do głowy?




A reszta to wyprawienie mnie w podróż przez droidy Xicana. Byłem już zdrowy i to był już czas, bym poszedł w swoją stronę. Opracowano mi plan zabrania się z Brentaal na Ottabesk tanim frachtowcem, na który mogłem się dostać bez kontaktu ludzkiego, a stamtąd spróbować kontaktu z Hakassi. Niemniej, gdzieś kamery musiały mnie wyłapać i zostałem zatrzymany na przystanku na Corulagu i wyprowadzony na Gwiezdny Niszczyciel typu Republic. Swoich emocji i beznadziei i nerwów nie muszę raczej opisywać.

Ale okazało się, że skala horroru sprawiła, że ściągnięto Jedi z Prakseum przez przerażenie tym, co rzekomo zrobiłem. I ich badania, ich Zmysły Jedi, a także i przede wszystkim prawda opowiedziana przez żołnierza, którego udało mi się cudem ocalić (choć przed nim już tylko renta…), sprawiły, że ściągnięto ze mnie zarzuty.

No, i zostałem Rycerzem.

Witam z powrotem?


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Rycerz Jedi Fell Mohrgan
Awatar użytkownika
Orn Radama
Padawan
Posty: 161
Rejestracja: 05 kwie 2021, 23:36

Re: Sprawozdania

Post autor: Orn Radama »

Kampania Gillad - pierwsze miesiące


1. Data, godzina zdarzenia:
06.06.23 - 29.08.23 - pierwsza faza lawinowych wypraw po Gillad i badań

Wyprawy:
10.06.23 - wyprawa do osady Calim na zachodzie (Padawan Letvaine, Padawan Radama)
11.06.23 - spotkanie pilota Tremaine'a (Padawan Radama, Padawan Cryxen)
17.06.23 - wyprawy badawcze po obrzeżach miast (Rycerz Slorkan, Padawan Panvo, Padawan Letvaine, Adept Reave)
21.06.23 - oględziny podejrzanych jaskiń (Padawan Radama, Padawan Cryxen)
22.06.23 - oględziny starej świątyni Ashli (Padawan Radama)
28.06.23 - wyprawa do miasta Remton (Uczeń Mohrgan, Adept Reave) | zakupy w mieście Calim (Adept Deselisk)
07.07.23 - wyprawa do Rhael Koa, poznawanie wszelkich wiadomości i rynku pracy (Padawan Radama, Padawan Cryxen)
08.07.23 - kontynuacja badań w Rhael Koa (Uczeń Mohrgan, Padawan Radama)
16.07.23 - wyprawa do miasta Odandin, porównywanie wiedzy, garść problemów (Padawan Cryxen, Adept Deselisk)
21.07.23 - kolejna wyprawa do Rhael Koa, fabryka nutripasty (Padawan Panvo, Adept Deselisk)


2. Opis wydarzenia:

Gillad


Gdy zaczęliśmy spisywać ten tekst, był tylko niezbyt posegregowanym bełkotem. Zaczęliśmy spisywać ten wielki tekst na wypade, gdyby coś dopadło ostatnich. W chwili pisania tej części… Ucznia Fella aresztowali kilka dni temu i zniknął bez śladu. Adept Nalik nie żyje. Adept Nirram też. Na wypadek gdyby i nas zabrakło… Rycerz Zosh, Padawan Noam i Padawan Halseth nie wiem na ile uciągną to dalej… Może te dzienniki kogoś ocalą i pozwolą coś kontynuować.

Gdy przylecieliśmy na Gillad, wszystko wyglądało pięknie i sielankowo. I nasza wioska takim miejscem naprawdę jest. I całe miejsce jest bardzo silne Mocą. Moc tętni na Gillad znacznie bardziej, niż wskazuje ubogie, ciche życie…

Pobyt na Hakassi był w pewnym sensie prosty. Żyliśmy na małej wysepce pośrodku jeziora wcielonego zła. Na małym kawałku lądu otoczonym czystym złem pożerającym nas od środka. No ale… pewnie nie tylko ja lubiłem pooglądać horrory i wiem, że najgorsze są te, gdzie wszystko jest pozornie piękne i sielankowe, a zło jest subtelne, niewyraźne i głęboko zakopane.

I chyba dokładnie takie jest Gillad. Kryje się w nim jakieś niewytłumaczalne zło. Żadne z kategorii wyczuwalnej Ciemnej Strony, za którą można iść jak radarem, z fizycznym źródłem i jawnym problemem. Ale powoli do tego dojdziemy.

Podróże przez Gillad i poznawanie różnych grup społecznych trudno aż zliczyć. Ja i Padawan Cryxen cały czas na froncie, ale póki go nie aresztowali, Uczeń Fell równie mocno. Póki nie poległ, Adept Nalik też. A w międzyczasie tu i tam mogliśmy liczyć na towarzystwo Rycerza Zosha, Padawana Noama i Padawana Halsetha i przez krótki epizod przed jego smutną śmiercią, Adepta Nirrama… Od razu przepraszam za brak wymienienia Padawana Thanga, on też był mocno obecny, ale akurat nie w wyprawach, a np. sprawy Rugu Opo.

Całe społeczeństwo na Gillad nic o nas nie wiedziało i o bieżących dramatach galaktyki. Znali nas z serialu o droidach, tak, serio. Cały bieżący syf, 90% historii o inwazji yuuzhańskiej, nic a nic. Wszyscy już wiemy czemu… Gillad to pustelnia dla chcących schować się z dala od zgiełku Koros. I widać jak tak naprawdę trudno przeżyć bez cywilizacji, jak by nas nie męczyła. 12 milionów to na tle 300 miliardów z systemu Koros… heh, no po prostu heh. Sielanka, idealne okoliczności pod śledztwo? No nie do końca. W takich klimatach ktoś węszący i za wiele pytający od razu zwraca uwagę w świecie spokojnej sielanki pełnej zwierzaków i śmigaczy z 300 BBY. Prawdę mówiąc od śmierci Nalika i aresztowania Ucznia Fella dochodziło do mnóstwa fatalnych wypraw bez żadnych rezultatów. Orn Radama i Cryxen … to nie zespół pod dobrą gadkę. Każdy to wie. Co gorsza, Gillad to wszędzie arystokratyczne wychowanie i klimat wyższych sfer, tyle że na wsi. Kultura i zwracanie uwagi na niuanse konwenansów są wyjątkowo wysokie. Nic złego się nie dzieje, ale bardzo łatwo stracić kontakt.

Na planecie jest „Cesarskie Centrum Komunikacyjne”, jedyna ostoja porządnej technologii i jakichkolwiek władz. Są tam główne anteny odpowiedzialne za kontakt z Koros oraz mały kontyngent Służby Cesarskiej (to wojsko, policja i wywiad w jednej strukturze z jedną serią mundurów, jedną serią rang i wszystkim takim). Nie mieliśmy do tej pory z nimi kontaktu bo nie wiemy jak się za to zabrać potajemnie i po cichu, zwłaszcza że tamtejsze kadry akurat mają kontakt z Koros Major i mogą o nas wiedzieć z holowizji. Z tego co wiemy od ludności, rzadko mają gdzie interweniować, pierdoły w rodzaju przemocy sąsiedzkiej i konfliktów, że ktoś komuś rozjechał pole albo coś zepsuł. Od lat tyle samo tego i tak samo bzdurne.

Atmosfera na planecie to czysta sielanka. Konflikt między Cesarzem a Gildią Górniczą? Odrobinę znane, ale jako ciekawe zjawisko do poczytania sobie w książkach. Zorientowanie w tym jest w najlepszym wypadku na stan na 25 ABY. Powtarza się to, co mam nadzieję każdy słyszał… Gildia Górnicza jako gigantyczna mega-korporacja, która przez lata zaczęła mieć we władaniu… no, wszystko praktycznie na Koros. Nie da się zbudować kadr cesarskich bez Gildii. Gildia trzyma rękę na wszystkich głównych rynkach, na surowcach strategicznych, na kuźniach kadr. Cesarz jest związany gospodarczo przez Gildię, która wywiera ogromne naciski polityczne.

Ale ludzie na to nie narzekają. Uważają, że na Koros dzieje się dobrze i na Gillad też. Że tarcia między Gildią a Cesarzem to pozytywna rywalizacja, jak rywalizacja dwóch firm w kapitalizmie, klient zyskuje, tutaj obywatel. Są grupy pro-cesarskie… są grupy pro-gildiowe… i każda ma setki argumentów opartych o setki konkretnych historii, konkretnych osób. Miszmasz i burdel. Co gorsza, świętość dworu cesarskiego sprawia, że nie ma żadnych dokumentów. Nie wolno spisywać żadnych kronik z kłótni i negocjacji i domniemanych szantaży na linii Gildia-Cesarz. Powodzenia w odnajdywaniu się w tym. Ile tak naprawdę ludzie wiedzą o tym co się dzieje? Szczerze to sądzę że niewiele… Sami mamy doświadczenie z tego ile sekretów się trzyma na szczycie. Ja z samego Hakassi, ale jak słuchałem od innych, to z Prakith, Onderonu, albo problemów na Dremulae, Bothawui, to chyba wszyscy wiemy, ile tego się ukrywa. A tutaj to jest uznawane za pewną uprzejmościową tradycję żeby to było obce. Polityka niższych szczebli, władza pojedynczych planet Sektora Koros, władza konkretnych Dystryktów na Koros Major, ta jest zupełnie jawna, ale jeśli chodzi o szczyty władzy, nikt nie wie nic.

No ale póki co nie brzmi jak ta historia potajemnego, ukrytego horroru, nie? Więc przejdźmy do niego…

* * *

Symptomy problemów



Najlepiej zacząć od tego co wyczuwane w Mocy. Wszyscy mocno to wyczuwamy, gdy intensywniej pomedytujemy. Najwięcej naturalnie wyczuwa Uczeń Fell. Mówi, że całe Gillad tętni Mocą, jej nurt jest silny i sam w sobie czysty. Jak sam mówi, to planeta absolutnie czysta i nieskażona. To co w niej wyczuwamy, to pewne bieżące zakłócenia, zaburzenia, nie jakieś odciski wyryte w planecie, nie jakieś namacalne, fizyczne wypaczenie. To znacznie bardziej podszepty Mocy, ostrzeżenia. Widać wyraźnie, że tutaj Moc powoli do nas powraca. Wracają do nas różnorakie przeczucia, instynkty, ale też te złe, negatywne aspekty, takie jak „wizje” jakich nikt na Hakassi nie dotknął poza raz Rylanorem. Nie ma żadnego powodu szukać „źródła”, Moc tak nie działa że tego typu łagodne podszepty i zaburzenia to „źródło złej energii 310 kilometrów na północny zachód”, to po prostu coś co jest i do nas dociera i tyle, nie umysłowy radar jakim sterujemy. Zaburzenia jakie czujemy łagodnie i stopniowo rosną. Doznania Adepta Lirena, który żył przez ostatnich kilka lat na Gillad potwierdzają ten problem. Od dwóch lat różne drobne symptomy i alarmujące uczucia, koszmary, powoli stają się dla niego coraz intensywniejsze, co zmierzyć pomógł mu pamiętnik snów. Mamy więc czystą, zdrową planetę, ale gdzieś w ukryciu rośnie coś złego. W wielkim ukryciu i bardzo delikatnie. To nie namacalne wypaczenie, to te same alarmujące podszepty, jakie wielu zna gdy wyczuwamy snajpera, gdy czujemy się obserwowani, gdy wyczuwamy gdzieś mroczne plany, złe zapowiedzi na temat przyszłości.

I to jeszcze nie brzmi tak źle. Ale zaczynamy widzieć globalne, niepokojące efekty dotykające wszystkich… i w tym jest aspekt historii rodem z horroru. Subtelne, delikatne rzeczy, których nienormalność też jest bardzo subtelna, ale po uzmysłowieniu sobie ich skali, zaczyna to przerażać.

Ludzie na Gillad mają wyjątkowo dziurawą pamięć. Pierdoły, żadne dramaty. Ale ciągle zupełnie każdy zapomina jakichś rzeczy. Adresów, kierunków, numerów, nazwisk, twarzy. Coś co zdarza się co jakiś czas każdemu, a niektórzy mają z natury dziurawą pamięć… ale spośród dosłownych setek ludzi jakich spotykaliśmy… w każdym zakamarku globu… od przynajmniej 70% słyszeliśmy o zapominaniu czegoś. O ciągle umykającej pamięci. Na tle pana Rugu Opo i całkowicie opróżnionego umysłu, zaczyna to niepokoić. Największy i najbardziej niepokojący dowód? Zwierzęta, którym zdarza się zapomnieć twarzy właścicieli, zaszczekać tu i tam na nich przez parę sekund przez pomyłkę. Subtelna pierdoła… ale taka znamienna…

Mieszkańcy Gillad wydają się wyjątkowo pechowi. Mnóstwo niefortunnych wypadków. Życie na uprawie ziemi w samotności może takie być, więc wybraliśmy się na Odika II pogadać z farmerami stamtąd o częstotliwości tego typu wypadków. Wieeele mniejsza… czemu, co się tu dzieje do cholery…

Udało nam się też pogadać z ludźmi w lokalnym bieda-szpitalu w mieście Dexim, bardziej w takiej… rozrośniętej biedaprzychodni. Pytaliśmy, czy przez ostatnie lata nie urosły ilości chorób i tak dalej. Nie, poza bezsennością. Bardzo urosła ilość zamówień na suplementy i lekarstwa na poprawę snu przez ostatni rok (zamawia się je z Koros Major).

Wiemy też dobrze, że nie ma żadnych konkretnych „nowych” podejrzanych adresów, wszystkie biznesy i inne takie działają od kupy lat bez zmian. Nie ma żadnych miejsc w stylu jakichś podejrzanych nowych dużych farm, jakichś magazynów czy czegoś podobnego. Gillad dalej jest zupełną enklawą odciętą od cywilizacji i jedyną planetą sektora bez kompletnie żadnych jak na Sektor Koros kontaktów z Gildią Górniczą.

W tym wszystkim być może najbardziej niepokojące jest to, że nie widzimy tu żadnej bezpośredniej aktywności naszych wrogów. Nic a nic. Mimo że WIEDZĄ, że tu jesteśmy, znają nasz adres. Doskonale wiedzieli, że Rugu Opo trafił do nas. Po tym jak udało się nam go obronić, doskonale wiedzieli nawet, że trzymaliśmy go na Sentinelu. Wiedzieli i widzieli wszystko i to ze szczegółowością rozpoznawania pojedynczych osób. Doskonale wiedzieli, kto w którym domku mieszka, kto do nas dotarł.

Ci ludzie wiedzieli nawet o tym, że Liren czytał w jedynej biednej bibliotece planety przypadkowe teksty o Jedi i Mocy… bo z nieznanych przyczyn, bez śladu, po pewnym czasie te teksty całkowicie zniknęły. W cichej bieda-bibliotece dla staruszków, do której chodzą Gilladczycy poczytać fantastykę i romanse.

A mimo to ktoś coś tu robi. Na Gillad zjeżdżają się jacyś losowi goście z bronią. Niby pomóc w ochronie różnych działek. Polować na zwierzaki. Szukać skarbów, bo ciekawe miejsce bez danych i dokumentów. Lokalni ludzie potwierdzają, że zwykle nie przylatywało ich tylu. Ale to żadni twardziele, żadne siły do ataku na wioskę czy poważne zagrożenie dla silniejszych z nas. Zwykli goście ze sprzętem w najlepszym wypadku na poziomie początków Imperium. Super jakość i skarb jak na cywila, nic niezwykłego na standardy prawdziwych wojsk, elit najemniczych. Kadry jak Galaapira, ale te są bardziej cywilizowane. Uczeń Fell wyczuwa w nich jakiś fałsz i coś podejrzanego, ale nie umie tego dokładnie uchwycić. Próbowaliśmy jedną grupę sprowokować i podrzuciliśmy im Cryxena bez broni udającego zagubionego i wymęczonego. Jak na nasze standardy, to olali go, jeden spytał czy go gdzieś podrzucić i zbytnio nie drążył, drugi go skrytykował że pewnie fatalna dieta i brak snu i chłop powinien o siebie zadbać. Nic więcej.

Coś się dzieje, ALE CAŁY CZAS NIE WIEMY CO. Ktoś poza nami czegoś szuka na Gillad. Ludność jest z natury podejrzliwa tutaj wobec ludzi pytających o różne rzeczy… i zdążyliśmy usłyszeć wiele razy, że nie jesteśmy pierwsi. Różni ludzie jeżdżą po farmach i wpadają do farmerów „na herbatkę” i pogawędzić o Gillad i co się tu dzieje. W większości to ci dziwni, tajemniczy uzbrojeni ludzie znikąd, którzy jednak nie są nigdzie wrodzy.

Najbardziej przerażająca puenta – w pewnym momencie byliśmy blisko, a dokładniej Uczeń Mohrgan. Znalazł jakiegoś podejrzanego szmuglera rezydującego na Gillad i kręcącego się tu od 2 lat, mieszkającego w Odandin. Ale został aresztowany w sprawie lotu yuuzhańską korwetą właściwie nazajutrz, a szmugler zniknął bez śladu, wyparował. Po mnóstwie dyskusji wszyscy jesteśmy pewni jednego – to absolutnie nie jest przypadek.


* * *

Podsumowanie dla każdego


Finalnie, podsumowując w prostych punktach, oto co wiemy. To w pewnym sensie cała historia zamknięta w kilku zdaniach.

Posiadamy ekstremalne, bezkreśnie jawne poszlaki, że stopień inwigilacji Gillad przez wroga sięga zenitu i wróg zajmuje się tu działaniem niebywałej skali, zdolny nawet śledzić klikania pojedynczych artykułów w wiejskiej bibliotece.

Mamy dobitne symptomy, że coś jest nie tak – pozornie błahe, ale niesłychanie powtarzalne i wszechobecne problemy z pamięcią wśród ludności. Masowe ruchy enigmatycznych uzbrojonych ludzi, rzekomo jako ochrony, którzy przy tym nie zostawiają śladu swojej działalności i nie mamy najmniejszego pojęcia po co tu są. Całe Gillad jest spowite przerażającą enigmą, przerażającą nie przez jakieś ostentacyjne horrory, a przez krzyżówkę absolutnej wszechobecności i absolutnej nienamacalności, które prowadzą nas do istnego szaleństwa.

Wróg ewidentnie nie chce robić nam bezpośredniej krzywdy. Mniemamy, że wniosek jest prosty – wymordowanie nas będzie dobitnym sygnałem alarmowym, który zmusi znacznie większe siły do interwencji, choćby Sojusz Galaktyczny. Nie mogą po prostu nas zlikwidować i zwrócić na Gillad uwagi, chcą pozostawić wszystko w tajemnicy. Tylko to może tłumaczyć, czemu wszędzie poza Gillad jesteśmy bezlitośnie mordowani jak psy, a na planecie, na której wiedzą ile mamy papieru toaletowego, do przemocy dochodzi tylko w ostateczności.

Jaka dokładnie jest relacja między Gildią Górniczą i ich spiskami, a Sektorem Korporacyjnym i jakie ich grupy jakie pełnią tu role, trudno powiedzieć. Zarazem sojusz i współpraca są absolutnymi faktami. Jeszcze na początku tej kampanii, gdy jeszcze nikt nic nie wiedział, Mistrzyni Vile zasugerowała, że ataki Sektora na nas mogą być sprawką Gildii Górniczej – i śledztwa wywiadu hakassańskiego wskazały, że zachodzą tu jakieś wielkie transfery pieniężne. Mieliśmy mówić o tym cicho i tego nie zapisywać, ale obecnie rozmawia o tym każdy i nie ma już sensu – ale WRÓG NIE MOŻE WIEDZIEĆ, ŻE WIEMY.

O ich związkach dobitnie świadczy fakt, że do łączności w sprawie wysłania Lesiharda Nalesha, by porwał Rugu Opo, użyto nadajnika z magazynu Sektora Korporacyjnego na Koros Major. To magazyn zarejestrowany na Weequaya o nazwisko Acuno, obecnego podczas negocjacji na Kalist. Samego Acuno od dawna nie ma w regionie, a magazyn jest właściwie martwy i jego firma nic nie robi.
Raporty odnośnie historii magazynu:
- [ Sprawozdanie nr. 1 ]
- [ Sprawozdanie nr. 2 ]
- [ Sprawozdanie nr. 3 ]
- [ Sprawozdanie nr. 4 ]
- [ Sprawozdanie nr. 5 ]

Nigdzie nie trafiliśmy na żadne namacalne dowody przeciwko Gildii Górniczej, ale ich udział i wina są oczywiste. Galaapir wie, że jego szef (czyli jego brat) pracuje dla Gildii, wszystko potwierdzają Nesanam Kiih, Noam Panvo i Liren Monper.

Kluczowym tropem okazała się fabryka nutripasty i dziejące się tam podejrzane, choć bardzo dyskretne rzeczy, a także historia Rugu Opo.

O fabryce nutripasty spiszemy oddzielny raport zbiorczy. To obecnie kluczowy kierunek.

Historia Rugu Opo i tropy na ten temat:
- [ Sprawozdanie nr. 1 ]
- [ Wpis nr. 1 ]
- [ Sprawozdanie nr. 2 ]
- [ Sprawozdanie nr. 3 ]

Posiadamy też shakowane przez Adepta Deseliska, dzięki planom Padawana Glauru, odczyty geo-satelit Gildii Górniczej, które pozwoliły namierzyć 3 podejrzane punkty na Gillad o dziwnej aktywności termicznej.


* * *

Kluczowe osoby


Na kolejne wygodne zakończenie tego raportu-kompendium, lista kilku krytycznych nazwisk. Zamieszczamy podobizny – poza Lesihardem, którego już nie ma oraz Cesarzem i panią Kiih.

Obrazek

Cesarz Bellster Keto – jego przedstawiać nie trzeba.

Levyzman Rall – „czwarty doradca cesarski do spraw współpracy z podmiotami pozaplanetarnymi” – przy tym tak naprawdę pierwszy i najważniejszy w całej sprawie Gillad, sprawie konspiracji i kontaktu z Jedi. Nie dajcie się zwieść jego usposobieniu ułożonego, pokornego i kłaniającego się cesarskiego sługi. Jego pozycja w tej historii i zaufanie Cesarza dowodzą, że to gracz najwyższej kategorii, a jego wiedza i zrozumienie dworskich zawiłości MUSI sięgać gwiazd.

Nesanam Kiih – główna agentka dworu Cesarza, szkolona w Mocy. Dobrze znana z historii Rugu Opo i współpracy z Thangiem Glauru wokół podążania tropem osób próbujących zatuszować związki z Opo. Jej też przedstawiać nie trzeba.

Rugu Opo – Duros, ofiara zagadek na Gillad, persona, która całkowicie straciła tożsamość. Jego historia to tragiczna epopeja sama w sobie i kopalnia poszlak-enigm w jednym i została szczegółowo spisana:
- [ Sprawozdanie nr. 1 ]
- [ Wpis nr. 1 ]
- [ Sprawozdanie nr. 2 ]
- [ Sprawozdanie nr. 3 ]

Lesihard Nalesh – tragiczny głupiec, którego poprzez siatkę pośredników (z racji blokad komunikacyjnych Gillad) posłano, by spróbował przechwycić Rugu Opo z wioski Jedi. Misja zakończyła się niepowodzeniem, a Nalesh pewnikiem nie wie niczego. Wysłany w siną dal, by zniknął z radarów systemu Koros. Warto jednak kojarzyć jego nazwisko.

Caill Nalesh – wuj Lesiharda. Szybko spostrzegł, że zlecenie, jakie bratanek dostał w sprawie Gillad i Rugu Opo cuchnie łajnem i próbował zbadać sprawę, prędko odkrywając, że w tuszowanie śladów zamieszana jest nawet Służba Cesarska. Ludzie Sektora próbowali wysadzić go razem z mieszkaniem bratanka, ale zdążył uciec oknem. Mamy wciąż jego adres kontaktowy. Ukrywa się u znajomych.

Drox Juv’thal – najemnik, który organizował słynną zasadzkę w magazynie Sektora Korporacyjnego. Niesłychany twardziel. Nawet jeden na jednego, Thang Glauru nie dawał rady go pokonać. Przy późniejszej pułapce po wyjściu Barabela z aresztu, przy pomocy mobilnego działka niemal zabił Nesanam Kiih. Jest śmiertelnie niebezpieczny, operuje specjalistycznym niesłychanie potężnym pistoletem z ładunkami kriobanowymi o sile bliższej co najmniej karabinowi i miotaczem ognia. Ekstremalny patriota korosjański, zasłużony człowiek służacy w najróżniejszych wolontariatach, prowadzący kiedyś szkolenia w Służbie Cesarskiej, wzorowy, oddany obywatel z paroma odznaczeniami. Angaż kogoś takiego jest trudny do wytłumaczenia, bo każdy jest pewien, że jego korosjanski patriotyzm to żadna poza czy udawanki. Spędził na tym całe życie.

Gellen Verc – policjant ze Służby Cesarskiej, prowadzący całą sprawę związaną z Thangiem Glauru, magazynem Sektora i tamtejszymi zamordowanymi. Zdążył ekstremalnie zapoznać się z całym naszym bagnem, ale wierzy (zapewne?) że na terenie Sektora Koros jest od nas tylko Thang Glauru jako pomocnik Nesanam Kiih.

"Profesor" - ktoś, kogo zapiski badała jakaś rozwścieczona osoba, która musiała być obok Rugu Opo, gdy spotkała go jego tragedia - Rugu Opo recytuje teksty tej osoby, która wspomina "Profesora". Jakaś kluczowa postać.


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Jeśli ktoś nowy przybędzie do grupy, jeśli my polegniemy - ten raport podsumowuje właściwie WSZYSTKO w jednym raporcie, podsumowuje całą historię, poza oddzielnymi raportami o Rugu Opo i nadchodzącym raportem o fabryce nutripasty. To nagranie to kompendium o wszystkim co wiemy, tylko to co najważniejsze, żadnych dodatków o okolicznościach, korzeniach, historii, przebiegach. Same fakty.

4. Autor raportu: Padawan Orn Radama (ok. 40%), Adept Liren Monper (~40%), Padawan Halseth Letvaine (ok. 5%), Rycerz Jedi Zosh Slorkan (~5%), Padawan Noam Panvo (~5%), Padawan Cryxen (~5%)
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1293
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Sprawozdania

Post autor: Thang Glauru »

Niepozorna farma cz. I

1. Data, godzina zdarzenia: 08.11.23, 20:00 - 01:00; 15.11.23, 21:00 - 01:30

2. Opis wydarzenia:

Jakiś czas po powrocie Rycerza Fella Mohrgana, Barabel napotkał jego, Rycerza Slorkana i agentkę Nesanam pogrążonych w rozmowie. W kontekście tego raportu najważniejsze jest to, że postanowili jednocześnie wybrać się do dwóch niezbadanych jeszcze lokacji, wykrytych dzięki danym zdobytym przez poległego Adepta Nirrama. Rycerz Fell poleciał do jednego punktu, Barabel i agentka do drugiego. Należy wyczekiwać także jego raportu.

Przez Gillad lecieli bez najmniejszych problemów, ciesząc się sielankową atmosferą planety. Każdy, kto podróżował przez nią, musi przyznać jej malownicze piękno. Szerokie, zielone łąki i lasy, rozciągające się po horyzont pola uprawne wszechobecny spokój pozwalający koić nerwy. Można sobie tylko wyobrażać tysiące zwierząt, które buszują w tych gęstwinach, powoli skubiąc sobie trawę, zrywając owoce z drzew. Lokalne drapieżniki, zapewne niemal do reszty wytępione przez farmerów, zbierające się do rzucenia się na nieświadomą ofiarę. Wszystko to było tylko na wyciągnięcie ręki, oferując ucieczkę od opresyjnej natury Koros. Trudno się dziwić, że tak dużo osób chroni tego miejsca i jego sekretów tak zazdrośnie.

Miejsce ich podróży było skromną, niewielkich rozmiarów farmą złożoną z dwóch drobnych, drewnianych budynków - domku oraz nieco mniejszej szklarni/ogródka Otaczały ją niewielkie pola uprawne, ona sama pozbawiona była jakichkolwiek potężnych maszyn i urządzeń. Panowała tam typowa dla planety cisza i spokój. Jedyne, co odróżniało ją na tle innych domostw, to znacznie mniejszy rozmiar, wskazujący na skromność i wycofanie właściciela. To był jednak tylko pozór.

Terenu pilnował uzbrojony w ciężki karabin rozpryskowy - można powiedzieć, że dużo nowszą wersję T-21 - strażnik ubrany w autentyczny, nowoczesny pancerz szturmowca. Jednocześnie nie była to typowa zbroja Imperium. Miała pewne nowe, wydawałoby się odstające elementy. To od razu przywiodło Barabelowi na myśl opis zbroi mężczyzny, który woził Chistoriego. Mężczyzna był spokojny, chociaż zachowywał dystans wobec przybyszów. Formalnie pracował dla właściciela farmy, starszego Devaronianina o imieniu Reinaar'har'Trai.

Barabel i agentka podali się za przejezdnych, którym uszkodził się śmigacz. Barabel poluzował i uszkodził fotel, aby uwiarygodnić tę przykrywkę. Prosili o dokonanie napraw, a przy okazji chcieli wykorzystać całą sytuację jako okazję do węszenia. Rei był oczywiście bardzo podejrzliwy i ostrożny, choć maskował to postawą serdecznego i przyjaznego sąsiada. Sam starał się drążyć, skąd się wzięli, dla kogo pracowali, w jakim celi przybyli. Jedi trzymali się spójnej wersji, że Nesanam była koleżanką z Koros, która przyleciała na Gillad na wakacje. Była to wygodna, prosta historia, ale taka utrudniająca prowadzenie śledztwa. Mogli obserwować, ale nie byli w stanie rzeczywiście zbyt wiele realnie zrobić. W trakcie rozmowy na miejscu pojawił się talzański farmer o imieniu Kufftan. Istota przyjechała do Reia, prosząc o zapas wody i zioła. Dało to Barabelowi okazję, by dowiedzieć się trochę więcej o historii Devaronianina.

Wynikało, że Rei pochodził z Mozos, gdzie dorobił się majątku. Na Gillad przeprowadził się dwadzieścia lat temu, kiedy to kupił sobie tę skromną farmę, na której to hoduje najróżniejsze zioła. Kufftan rzekomo taki czas je od niego kupował. Zachowywali się serdecznie, swobodnie. Podczas gdy Rei wydawał się kryć swoje prawdziwe myśli pod maską radosnego Gilladczyka, Kufftan natomiast wyglądał na kompletnie niewinnego i nieświadomego. Barabel później przedstawi wynikające z tego podejrzenia i wnioski.

Chociaż wszystko wyglądało wiarygodnie, na farmie panowały pewne nieścisłości i dziwactwa sugerujące jej prawdziwą naturę. Chociaż w szklarni znajdowały się autentyczne rośliny, rolniczy sprzęt był eksploatowany chaotycznie, bez logiki. Część urządzeń była zużyta niemal całkowicie, a część nietknięta, bezsensownie. Mogło to pasować do farmera amatora, ale nie do takiego z dwudziestoletnim stażem. Ponadto w domku panowała nietypowa akustyka. Każdy krok metalowych butów gwardzisty w tamtym budynku wywoływał specyficzne dźwięki, sugerujące istnienie czegoś pod ziemią. Sama ziemia była także dziwna, nienaturalnie ciepła, jakby coś ją podgrzewało. Finalną wskazówką była jednak sama natura miejsca w Mocy. Barabel wyczuwał jakąś aurę, żywą istotę, która była skryta pod specyficznym całunem mroku,, głęboko pod ich nogami. Coś w Mocy było skryte przed jego zmysłami. Wszystko to przekonało ich, że było to właściwe miejsce. Ich śmigacz został jednak naprawiony w międzyczasie i musieli się tymczasowo zbierać, nie chcąc bardziej wzbudzać podejrzeń. Wiedzieli jednak, że należało prędko wrócić i kontynuować śledztwo.

Zainspirowani narzekaniem na temperaturę przez Kufftana, postanowili zainscenizować udar u Nesanam. Odjechali kawałek śmigaczem, a potem zaryli nim i agentką delikatnie w ziemię. Następnie wrócili w panice na farmę. Nesanam udawała pogrążoną w majakach i ledwo przytomną. Rei i gwardzista byli coraz bardziej niezadowoleni z ich obecności, ale ich przyjęli. Nesanam położono na łóżku w szklarni, gdzie towarzyszył jej i poił ją Barabel. Nie mając dostępu do lokalnego lekarza, Rei zadzwonił po weterynarza, aby ten przyjechał i zajął się agentką.

Zyskany czas próbowali wykorzystać do tego, aby badać farmę bardziej od środka. W szklarni znajdowały się przeróżne pudła i doniczki, ciężko było jednak cokolwiek przeszukać. Niestety po raz kolejny ograniczyła ich przykrywka. Barabel nie mógł tak po prostu wparować do domku. Obawiał się, że Kufftan mógł być zwykłym cywilem, a takiego nie zamierzał wciągać w ogień między nimi a najemnikami Sektora/Gildii. Próbował sprowokować wprowadzenie Nesanam do domku, wyłączając wentylację w szklarni (robił to Mocą, aby inscenizować spontaniczną awarię), ale Rei po prostu ją zablokował.

Ostatecznie Barabel skupił się na samym devaroniańskim właścicielu. Rei korzystał z jakiegoś cyfronotesu, który Jedi postanowił w sposobnej chwili ukraść. Zyskał sporo okazji na przygotowania, gdyż Rei przebywał tuż obok, a ich wizytę dodatkowo przedłużyły wykonywane przez przybyłego weterynarza badania. Lekarz podał Nesanam środek usypiający i postanowił zabrać ją do swojej kliniki. Barabel nie mógł oczywiście zostawić jej z nieznajomym.. Wykorzystał na szczęście powstałe w wyniku wizyty zamieszanie. Gdy weterynarz i Nesanam odjechali, porwał cyfronotes Reia Mocą, po czym ruszył za agentką cesarskim, pancernym śmigaczem. Zrobił to na tyle skutecznie, że Devaronianin nawet nie zdał sobie sprawy z utraty urządzenia i spokojnie wrócił do siebie.

Klinika weterynaryjna okazała się kolejnym skromnym, drewnianym domostwem. Nie było tam kamer, ani żadnej innej zbędnej elektroniki. Jedynym towarzyszem doktora był trandoshański asystent posługujący się łamanym basiciem. We dwóch badali Nesanam, oczywiście dochodząc do wniosku, że jest w pełni zdrowa. Rei uiścił wcześniej zapłatę za całą wizytę, więc nie było konieczności za nic płacić. Na tym można by było pomyśleć, że ich wyprawa się skończy, gdyby nie natychmiastowe przeczytanie zawartości cyfronotesu przez Barabela.

Urządzenie zawierało tylko i wyłącznie aplikację do wymiany wiadomości, która oczyszczała się co czterdzieści osiem godzin. Najnowsza korespondencja dotyczyła wizyty Jedi i agentki na terenie farmy. Normalnie Barabel parafrazowałby to, co tam przeczytał, krótko by to opisał, aby zaoszczędzić towarzyszom czytania. W tej wyjątkowej sytuacji pozwoli sobie jednak na cytat. Tylko to realnie odda wagę sytuacji i powód, dla którego natychmiast wrócili na farmę z bronią w ręku, z intencją zapolowania na lokatorów.

Kod: Zaznacz cały

[Ja: jest problem, przed chwila tu byli ci z listy Jedi, Thang Glauru, Nesenam Kiih. Knuja cos kombinuja wesza.]
[S: natychmiast sie ich pozbyc i wywiezc wszystko, przygotowac wszystko do wywózki i spierdalac do punktu spotkania]
[Ja: splawilismy ich, ale w kazdej chwili moga wrocic, zaczynam juz wszystko pakowac jak najszybciej]
[S: jesli wróca, bierzcie jaszczura na zakladnika, nie próbujcie brac tej drugiej, ta druga to material dla Droxa, was potnie jak smieci, jesli zdazycie, wezcie za zakladnika jakiegos farmera]
[S: zabijcie kogos, by wiedzieli ze nie zartujecie, zadzgajcie jakiegos sasiada]
[Ja: wiedza ze cos tu smierdzi ale nie wiedza co, nie sprzedalismy sie, ale ewidentnie po cos tu przyszli, kilka godzin i wszystko bedzie wywiezione, dawaj wóz szefie bo kurwa jest goraco kurwa to jest 2 Jedi]
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Thang Glauru
Obrazek
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1293
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Sprawozdania

Post autor: Thang Glauru »

Niepozorna farma cz. II

1. Data, godzina zdarzenia: 15.11.23, 21:00 - 01:30

2. Opis wydarzenia:

Barabel leciał na farmę z mieszaniną emocji, jakiej nie czuł od czasu polowania na Theresse. Agentka siedziała na miejscu pasażera, szykując swój karabin T-21. On zaś kierował pojazdem w pełnym skupieniu, w napięciu kontrolującym tak strach, jak i żądzę krwi. Chociaż nie mówili tego wprost, między nimi panowała zgoda, że czas na jakiekolwiek manipulacje, kłamstwa i przykrywki się skończył. Nieważne, czy zastaliby wroga w trakcie przeprowadzki, czy mordującego cywila, czy po prostu oczekującego. Słowa "zadźgajcie jakiegoś sąsiada" rozbrzmiewały w umyśle Barabela i nie pozwalały mu na subtelność. Gdyby nie obawa przed Ciemną Stroną, zostawiłby za sobą przynajmniej jedne zwłoki.

Dojechali do farmy o zmierzchu. Ponownie natrafili na Reia, opancerzonego ochroniarza i pana Kufftana. Widok Talza zwiększył tylko strach Barabela, ale również ostudził jego krwiożerczość. Gdyby nie ten Talz, zapewne zaczęliby od strzelania. Barabel ciągle brał pod uwagę, że Talz jest cywilem, nie zamierzał pozwolić wziąć go na zakładnika. Rei i ochroniarz dostrzegli karabin w ręku Nesanam. Kufftan obawiał się, że to napad, mówił o wezwaniu straży, a Rei prosił o odłożenie broni. Nesanam zaatakowała pierwsza, otwierając ogień. Barabel wyciągnął z kolei miecz i rzucił się do ataku. Tamci trzej odpowiedzieli tym samym.

To, co wtedy zaszło, nie przypominało długich starć rodem z filmów, a raczej typową strzelaninę. Wszystko działo się tak szybko, że zaledwie po kilku chwilach padły pierwsze ofiary, a po minucie było już po wszystkim. Kufftan postrzelił Nesanam, Barabel również nieznacznie oberwał z blastera, od razu jednak obezwładnił gwardzistę. Jego miecz świetlny ma moduł ogłuszający, więc bezlitośnie ciął nim w przeciwników, nie obawiając się o zadanie im poważnych ran. Rei próbował zbiec na śmigaczu Jedi, po drodze chcąc zabrać Kufftana. Barabel ostrzegł Talza, że reprezentują służby i dokonują aresztowania, tamten jednak popędził do Reia. Barabel poraził go mieczem, a agentka ogłuszyła Reia. Było po wszystkim, ale napięcie realnie nie zeszło z Barabela. To był zaledwie początek sukcesu. W każdej chwili mogły się pojawić posiłki Sektora, dlatego natychmiast wzięli się za szperanie. Agentka przywiązała więźniów do śmigacza i zabrała im broń, on zaś badał zaczął badać posiadłość.

Nigdzie nie dało się znaleźć żadnych ukrytych przejść, paneli, specjalnych włazów czy elektroniki. W pudłach znajdowało się jakieś mięso i krew - Barabel zabrał do analizy. W domku była jedna konsola, ale nie posiadała podpiętego dysku. Nośnik znajdował się w kurtce Reia... i został stopiony do kulki przez ostrzał agentki. Jedi znaleźli jakieś trzy karty dostępu. Poza tym nic.

Przełomu dokonała Nesanam, gdy włączyła się do poszukiwań. Najpierw sprawdziła sam grunt i deski, z jakich zbudowano domek. Wykonano je z nadzwyczaj wytrzymałego drewna, dodatkowo część wydawała specyficzny dźwięk, najbardziej wyraźnie wskazując na echo pod domkiem. Barabel wpadł na pomysł, aby wykonywać nacięcia podłodze domku, aby znaleźć otwór metodą prób i błędów. Nesanam po prostu odsunęła łóżko Reia. To właśnie pod nim ukryto właz prowadzący w dół.

Znając swoje poprzednie doświadczenia z wchodzeniem do tajnych pomieszczeń Sektora, tym razem postanowili się przygotować do drogi. Devaronianina chcieli zabrać ze sobą jako zakładnika. Pozostałych dwóch związali i zamknęli w szklarni i w domku. Wszystko zablokowali od środka. Agentka nałożyła na śmigacz blokadę kodem PIN. Dopiero tak zabezpieczeni otworzyli właz. Skrywał szyb i drabinę prowadzącą do stu metrów w dół. Barabel przywiązał do siebie Reia, po czym zaczęli schodzić do podziemi.

Na dnie odkryli wydrążone w ziemi centrum wykopalisk. Były to dwa pomieszczenia, wejściowe z drabiną oraz kontrolne, z którego to pewien stary, siwy inżynier rasy ludzkiej operował licznymi maszynami górniczymi Gildii. Z tych korytarzy droga prowadziła bezpośrednio do głębszych tuneli, zaplombowanych i zablokowanych grodziami chronionymi przez pięć haseł. Stale dobiegał stamtąd huk, szum i hałas ciągle prowadzonych prac.

Obecność inżyniera zaskoczyła Barabela. Z drugiej strony wątpił, by tam mogło się znajdować cokolwiek, co by go NIE zaskoczyło. Mężczyzna wydawał się im kompletnie obojętny. Nie wpadł nawet na pomysł, że mogli być Jedi. Fakt, że targali nieprzytomnego i spętanego Devaronianina nic go nie obchodził. Gdy Nesanam zaczęła odgrywać rolę pracownicy Sektora/Gildii, ten przyjął to bez większych wątpliwości. Nie prosił o wylegitymowanie się, akceptował wszystko z nienaturalnym spokojem i ufnością. Barabel podejrzewa, że to najzwyklejszy pracownik Gildii.

Pierwszym instynktem Barabela było aresztować i przesłuchać człowieka, a potem samodzielnie badać konsolę, na której pracował. Agentka była tutaj mądrzejsza. Przedstawiła Reia jako zdrajcę, samej żądając zgrania dysków z wyników badań. Gdy inżynier zdziwił się, wspominając o zabraniu danych przez poprzednią ekipę Sektora/Gildii, ona oskarżyła Reia o ich zniszczenie i naciskała na konieczność pozyskania nowych. Po kilku minutach stanowczej wymiany zdań zgodził się przygotować nowy dysk z posiadanych jeszcze danych. Były to wyniki prowadzonych wykopalisk. Dane o zużyciu sprzętu, wyniki pomiarów, uzyskane postępy prac. Wszystko hiper detaliczne, typowe raczej dla pracy naukowej, niż jakichś tajnych, kryminalnych działań. Danych było jednak tak dużo, że musiał zabrać dodatkowy, specjalny dysk, a sam proces rzekomo miał trwać godzinę. Być może powinni wybrać krótszą, zwięzłą ilość danych. Zostanie na miejscu, wiązało się z niebezpieczeństwem wpadnięcia w zasadzkę, co też się stało.

Jego luźne komentarze pozwoliły potwierdzić nie tylko, że ktoś już wcześniej zabierał materiały z podziemi. Oczekiwał również jeszcze jednej ekipy Sektora/Gildii. Wspomniał także, że zwykle przedstawiciele jego pracodawców zjawiali się w zbrojach i w otoczeniu droidów. Całą placówkę zamykano w ekspresowym tempie, z pewnością z powodu pojawienia się Jedi na farmie.

Barabel skorzystał z okazji, aby zbadać to miejsce w Mocy. Nie wie, w jakim stopniu pochodzące z głębi promieniowanie powiązane jest z tym, czego doświadczył. Zostawia to do określenia mądrzejszym od siebie. Dość powiedzieć, że szczątki Ciemnej Strony spowijają podziemia barierą, uniemożliwiają spenetrowanie ich zmysłami. Nie była to jednak pełnoprawna Ciemna Strona, a po prostu zapach, smak bólu, cierpienia i śmierci rozproszonych wokół, wszędzie w głębinach. Wsiąknięte we wszystko, rozproszone jak siatka blokująca dostęp. Niejednolita, pełna szpar, ale nadal uniemożliwiająca zgłębienie tego, co stało za nią. Było to zupełnie inne od tego, co doświadczał w miejscach jawnie skażonych, jak Alpheridies. Nie była od razu rozpoznawalna, chociaż z pewnością była skutkiem tego cierpienia i śmierci. Liczy, że komuś pomogą te informacje.

Podczas gdy inżynier zgrywał dane na dysk, komentując o dziwacznym promieniowaniu w podziemiach i wyjątkowo szybkim zużyciu nawet najnowszych, najbardziej wytrzymałych maszyn górniczych, coś zaklekotało w drabinie. Barabel sprawdził ją, spodziewając się pojawienia się jakichś napastników. Natrafił na ciszę zarówno w szybie, jak i w całym korytarzu. Ta, zamiast go uspokoić, wzmogła jego ostrożność. Brał pod uwagę, że ktoś w polu maskującym mógł przeniknąć do tuneli. Zagrożenie rzeczywiście nadeszło, ale w zupełnie innej, dość sztampowej formie.

Zmysły Barabela zaczęły wariować, gdy z szybu posypał się sznur gazowych granatów. Jedi porwał się w moment w kierunku drzwi do pomieszczenia kontrolnego. Zamknął drzwi, które okazały się bardzo skromną barierą. Gaz zaczęto wtłaczać do środka chorymi ilościami. Wypełniał drugą salę tak bardzo, że zaczął przenikać szczelinami drzwi. Nawet wentylacja okazała się nieskuteczna, sprowadzając go więcej.

Był to usypiający dym, co jednak poprawiało ich sytuację tylko o tyle, że nie zabiło więźniów i ich samych nie poraniło. Barabel polecił agentce, aby krawędzi drzwi zasklepiła mieczem świetlnym. Za radą inżyniera odizolował wentylację, co oczywiście pomogło tylko częściowo. Bez dostępu do tlenu, z powoli rosnącym stężeniem usypiacza, zaczęli robić się coraz słabsi. Inżynier zemdlał, a agentka nie nadążała ze stapianiem drzwi ze ścianą - metal był zbyt gruby i wytrzymały. Barabel zaczął szukać opcji w konsoli używanej przez inżyniera. Zagrożenie gazem udało się zniwelować za pomocą wentylacji. Najpierw otworzył dostęp do alternatywnego, świeżego źródła powietrza do sali kontrolnej, a potem umożliwił przepływ gazu z odizolowanych korytarzy do tuneli. Świeże powietrza i ubytek dymu dał im więcej czasu. Nadal pozostawali zamknięci.

Jakikolwiek był plan Sektora, najpewniej sprowadzał się do uśpienia Jedi gazem i wkroczenia na gotowe. Alternatywne wyjście nie istniało. Tunele prowadziły wyłącznie w stronę źródła promieniowania. Nawet jeżeli zagrożenie gazem by zniknęło, wspinanie się tunelem sto metrów w górę nie wchodziło w rachubę. Walka w ciasnym korytarzu niwelowała zaś przewagę Jedi w dynamice i akrobacji. Musieli znaleźć inną drogę. Zbawienne okazało się samo przeznaczenie tej placówki. Tunele pełne były najnowszego sprzętu górniczego Gildii. Postanowili wykorzystać to do wykopania sobie drogi na powierzchnię.

Barabel zaczął wprowadzanie nowego programu do wierteł. Instruował je, aby zakończyły dotychczasową pracę, zawróciły do punktu wyjścia i zaczęły kopać w górę pod kątem, stworzyły tunel prowadzący poza teren farmy. Musiał operować na wysoce specjalistycznym oprogramowaniu, dodatkowo nadając zupełnie nowe zadania urządzeniom. Zajmowało to ogromną ilość czasu, którego na szczęście mieli nadto. Gaz pompowano stale. Jakkolwiek uziemieni, Jedi byli relatywnie bezpieczni i zostawieni w spokoju. Czas mijał i mijał, ale w końcu sprzęt Gildii zakończył pracę, otwierając przejście na powierzchnię.

Wykopaliska były napromieniowane, a dodatkowo właśnie do nich Barabel wtłaczał gaz. Nie mogli pokonać ich spacerkiem, musieli jawnie uciekać w pocie czoła, jakby gonili ich Vongowie. Barabel poraził konsolę mieczem, po czym otworzył tunele. Podzielili się zakładnikami i z tym bagażem na plecach zaczęli biec w górę przejścia. Była to niemożliwie trudna droga do pokonania. Rozgrzana ziemia grzęzła pod stopami, trasa się dłużyła, a ich rosnące zmęczenie stale ich spowalniało. W końcu nawet Barabel nie dał rady i musiał się zatrzymać. Postanowił zostawić Reia na miejscu. Inżynier wydał mu się bardziej rozeznany w samych wykopaliskach, które były tu najważniejsze. Prywatnie liczył również, że Devaronianina zabije promieniowanie. Zabiłby go sam, ale jak wspominał na początku... Ciemna Strona. Mając tylko jednego więźnia we dwójkę, dali radę dotrzeć w końcu na powierzchnię.

Wydostali się kilkadziesiąt metrów poza farmą, ukryci w głębokich ciemnościach. Teren wydawał się pusty, nie było tam nikogo. Na placu stał ich śmigacz, nie było śladu więźniów. Ktoś jednak musiał pompować gaz i znajdował się w środku domku. Barabel poprosił agentkę, by go osłaniała, po czym zaczął powoli skradać się w stronę śmigacza. Dźwięk maszyny pompującej gaz zagłuszał jakiekolwiek ruchy Barabela. Zdołał dostać się nie tylko pod sam budynek, ale i wejść na śmigacz, przygotować go do startu i uruchomić działko. Poinformował agentkę o chęci natychmiastowej ucieczki, po czym odpalił silnik. Wtedy się zaczęło.

Drzwi domku otworzyły się i ze środka wypadły dwa uzbrojone w amphistaffy mutanty Sektora. Barabel wystartował, kierując śmigacz w stronę leżącego na polu inżyniera. Ostrzał z działka minimalnie spowolnił napastników, dając czas agentce na wskoczenie na śmigacz. Następnie wspólnie zabrali nieprzytomnego więźnia. Konieczność zwolnienia niestety umożliwiła mutantom zaatakowanie śmigacza. Jeden z nich cisnął w ich stronęamphistaffem jak włócznią. Wąż przeciął i uszkodził jeden z repulsorów, utrudniając Jedi ucieczkę.

Pościg, który potem nastąpił, powinien dobrze zobrazować możliwości fizyczne tych stworów. Jedi jechali najszybciej, jak potrafili kolejne dziesiątki kilometrów. Nesanam ostrzeliwała te stwory ze swojego T-21 ze wsparciem działka śmigacza. One zaś nie tylko nie zostawały w tyle, a DOGANIAŁY śmigacz. Byli niemal w odległości, aby zadać Jedi cios, gdy kolejne salwy w końcu zaczęły objawiać się zmęczeniem, a dystans zaczął rosnąć. Za radą agentki Barabel pojechał nad najbliższe jezioro, którym przeprawił się wpław. To przesądziło o wyniku pościgu. Nie było szans, aby te monstra na czas obiegły zbiornik. Jedi udało się uciec.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:
  • Poza więźniem Jedi mają także cyfronotesy od Reia, pana inżyniera i dysk z danymi z konsoli z podziemi. Te ostatnie to w dużej mierze zaawansowane dane geologiczne. Być może warto byłoby uzyskać pomoc inżyniera, aby je rozszyfrować.
  • Kufftan prawdopodobnie nie jest niewinnym farmerem, jak Barabel się obawiał, a członkiem sił Gildii. Alternatywna hipoteza mówi, że Rei rzeczywiście mieszkał i pracował dla wroga tyle czasu. Pasowałoby to do tragedii na Mozos, kiedy to cały kontynent stał się niezamieszkały przez zbyt intensywne prace górnicze. Być może jest to powiązane z wydarzeniami na Gillad. Mimo wszystko pierwsza opcja jest najbardziej prawdopodobna, szczególnie biorąc pod uwagę ciągłą obecność Talza na farmie.
  • Barabel umieścił znalezione mięso i krew w zamrażarce. Do zbadania, być może mowa tu o podobnym nasyceniu Mocą, jak w przypadku nutripasty z fabryki.
  • Sektor najpewniej zakopie ten tunel prowadzący do podziemi, ale być może ktoś zechce dodatkowo zbadać te wykopaliska Mocą. Bardzo ryzykowne i wątpliwe jednak.
4. Autor raportu: Padawan Thang Glauru
Obrazek
Awatar użytkownika
Liren Monper
Padawan
Posty: 57
Rejestracja: 17 gru 2022, 19:50

Re: Sprawozdania

Post autor: Liren Monper »

Zagadka fabryki w Rhael Koa

1. Data, godzina zdarzenia:
07.07.23 (pierwsza wyprawa do Rhael Koa - Radama/Cryxen)
08.07.23 (wyprawa do fabryki - Mohrgan/Radama/Deselisk)
21.07.23 (włamanie do fabryki - Panvo/Deselisk)
11.08.23 (badanie magazynów - Panvo/Letvaine/Monper)
23.08.23 (zatrudnienie w fabryce - Monper)
29.08.23 (oficjalna "inspekcja zdrowotna" - Radama/Cryxen + MD-01)
30.08.23 (Cryxen w podziemiach)

2. Opis wydarzenia:

Następny raport zbiorczy. Wszystko będzie pisane w trzeciej osobie, ze względu na to, że autorów tego nagrania jest tak wielu, że co zdanie „ja” oznaczałoby kogoś innego. Nie zależy nam na robieniu w tym tekście klimatu i przekonywaniu czytelnika i wciąganiu go w nagranie, to fakty i konkrety.

Dotarcie do tropu fabryki nutripasty było wyjątkowo trudne nie przez to, że to jakaś wysoce zakamuflowana sprawa. Siłą tej zagadki była najzwyklejsza obfuskacja. Podobnie jak ze zwróceniem uwagi na powtarzalność mikroproblemów ludności z pamięcią, która w ogóle nie zwróciłaby uwagi, gdyby nie to, że dotyczy też zwierząt, niezwykle trudno było zwrócić uwagę na to, że w fabryce często psuje się sprzęt. Każdego dnia na każdej wyprawie można było spotkać znacznie bardziej podejrzane zachowania i specyficzne lokalne ciekawostki, ale okazywały się być normalnymi perypetiami życiowymi i normalnymi ludzkimi tajemnicami. Za tajemniczymi problemami farmera, któremu zdychały masowo uprawy, nie tkwiło nic poza losowością jakości ziemi, za podejrzanie popieprzonym i skrzywionym zwierzakiem, który zachowywał się jak opętany, stało tylko to, że raz na kilka tysięcy trafi się zwierzak, któremu coś poprzestawiało się w głowie od kiepskiej tresury. To zajmowanie się 20 detalicznymi śledztwami nad rzeczami, które okazywały się zupełnie normalnymi problemami jakich pełno wszędzie w Galaktyce, aby ten 1 raz odkryć prawdziwy spisek. Te same problemy stały za wszystkimi poprzednimi tropami i symptomami i wymagały tylko jednego, niesłychanie długiej pracy i debat. Ale w końcu kosztem dziesiątek wypraw dookoła i badaniu takich pierdół, jak historii rodiańskiej szlachcianki zdradzającej męża, udało się też odnaleźć sprawę tej cholernej fabryki… i teraz przejdziemy już do konkretów. To wyjaśnienie było... chyba... potrzebne dla zrozumienia naszej pracy.

Całe Rhael Koa to kompleks kilkuset ogromnych fabryk nutripasty. Niewiele jest tu do opowiadania, charakterystyka Rhael Koa powinna być znana z opisów Rycerza Mohrgana: "liczące 304 813 mieszkańców miasto zbudowane wokół wielkich zakładów przetwórczych nutripasty i swego rodzaju jedyne „miasto przemysłowe” na całej planecie. Niemal wszyscy jego mieszkańcy pracują albo w zakładach tworzących nutripastę z lokalnych płodów rolnych, albo po prostu na rzecz pracowników. Ciągnące się kilometrami hale produkcyjne zupełnie nie pasują do krajobrazu Gillad, ani nawet do krajobrazu sielankowego, spokojnego miasta."


W jednej z nich, fabryce Lar’te, od dość dawna często psuł się sprzęt, narzędzia, maszyny.

Detaliczne dane o fabryce. Zebrane metodą przeglądu papierów, bardzo marnych i biednych rejestrów miejskich i rozmów z pracownikami.
Nazwa: Lar'te
Położenie: ulica Transformacji Ruusańskiej 81 - północny brzeg centrum miasta.
Ilość pracowników: 1718 - pod względem ilości pracowników to fabryka nr. 98 z 394 w Rhael Koa.
Rozmiar zakładu: nieruchomość względnie niewielka, 917 metrów kwadratowych, nr. 108 na liście - budynki mają jednak czasem po 14 pięter, rankingu wysokościowego w mieście nie znamy, ale widzieliśmy przynajmniej 10 wyższych.
Rok założenia: 371 BBY - na skalę innych fabryk w Rhael Koa to średniak, trochę w segmencie nowszych, ale bez przesady - na liście.
Wyniki finansowe: Z grubsza typowe? Nie wykryliśmy anomalii i niczego ciekawego.
Profil produkcyjny: Nutripasta o niskiej jak na typ produktu kaloryczności, za to dobrym smaku, lżejszej wchłanialności.
Właściciel: Biznesmen Rullin Ladimar, ósmy dziedzic biznesu - wzorowy właściciel od tej strony, że każdy na niego trochę narzeka i marudzi, ale bez dramatów, typowy średnio lubiany przedsiębiorca.
Partnerzy handlowi: Głównie dystrybutorzy żywności dla podróżników kosmicznych na większości planet systemu Koros.
System pracy: całodobowy - nocna zmiana to jednak tylko 1/4 normalnego obłożenia.
Zrzędzenie pracowników na bardzo częste awarie szybko zużywającego się sprzętu nie należały do kategorii dramatów. Należy je raczej porównać do dość typowego nośnego tematu marudzenia na firmę, który nie odbiegał niczym od tego, jak w innej firmie można cyklicznie narzekać na ciągłe opóźnienia dostaw skądś tam i tak dalej.

Jednego razu do fabryki włamali się Padawan Radama i Padawan Cryxen. Ich weryfikacje pozwoliły stwierdzić, że w sprzęcie trudno znaleźć jakieś wady i powody awarii.

Dalsze weryfikacje poczynione przez duet Panvo-Deselisk na miejscu oraz Panvo-Letvaine-Monper pozwoliły nawet zakraść się zarówno do fabryki Lar'te, jak i przedostać (przy pomocy pilota, pana Tremaine) na Koros Major i zbadać magazyny dostawcy ciężkiego sprzętu. Wszystko inne co dostarcza ten producent działa i nie ma problemów. Włamaliśmy się i przetrzepaliśmy ich papiery, przejrzeliśmy infrastrukturę i nic nie sugeruje, aby produkowali na Gillad gorsze partie. Ukradliśmy nawet jedną partię na Gillad i jedną partię do eksportu na Odik II, wywieźliśmy i przebadaliśmy od każdej strony - brak różnic, nic nie sugeruje by sprzęt pakowany i wysyłany na Gillad był gorszy. Dokonaliśmy kontaktu z Odikiem II po wylocie poza system Koros dla bezpieczeństwa, za sugestiami Padawana Monpera. Na Odiku II odbiorcy sprzętu nie napotykają najmniejszych nawet problemów. Niektóre podstawowe części tworzy się na samym Gillad i sprawdziliśmy także to. Są stosowane szeroko na całej planecie na farmach i w żadnym innym miejscu nie napotyka się problemów.

Pracownicy Lar'te są tym mocno sfrustrowani. Sprzęt nie umiera tak szybko, by mieścić się w terminie gwarancji, ale wiele szybciej, niż i tak powinien, rodząc spore frustracje. Kierownictwo chce zmienić dostawcę sprzętu. Sytuacja nie jest katastrofalna, straty nie są jakieś chore, nie mamy niczego groteskowego sortu umierania sprzętu 10 razy szybciej, ale firma widzi problem i, że tak powiemy, czerwone komórki w arkuszu kalkulacyjnym.

Podejrzenia, że chodzi o coś pod ziemią - bo w fabryce nie znaleźliśmy kompletnie żadnego tropu - stały się oczywiste.

W dalszej drodze Mistrzyni Vile zasugerowała, że skoro wróg i tak ciągle nas obserwuje i wie wszystko, wie że współpracujemy z dworem cesarskim, nie ma żadnego powodu ukrywać tego kontaktu, póki wszyscy podtrzymujemy teatr i unikamy bezpośredniej konfrontacji. Zaleciła bezpośrednie, jawne inspekcje w fabryce, ale połączone z udawaniem, że nie za bardzo łapiemy stosowny kierunek i idziemy tam badać pracowników zdrowotnie. Radama, Cryxen i MD-01 udali się do fabryki po kontakcie z ministrem Levyzmanem Rallem jako oficjalni wysłannicy cesarscy prowadzący rutynowe badania zdrowotne. W ich trakcie MD miał zakraść się do podziemi ze sprzętem badawczym. Ledwo tam jednak wleciał, coś go trzasnęło, droid stracił zasilanie, pamięć operacyjną i padł na podłodze jak martwy. Szybko dokonano ewakuacji. Nie udało się znaleźć żadnego śladu tego co go znokautowało. Pociski jonowe zostawiłyby inne ślady w pomieszczeniu i promieniowanie, tymczasem zero śladu.

W międzyczasie Padawan Monper zatrudnił się w fabryce i nawiązywał kontakt z pracownikami. Długie przeszpiegi udowodniły, że nikt nic nie wie, nawet wyżsi pracownicy i kierownictwo.

Finalnie na miejsce udał się Padawan Cryxen pod zewnętrzną eskortą Padawana Panvo, aby osobiście wbić się do podziemi i je zbadać. Tutaj doszło do najbardziej przerażającego rezultatu - Padawan Cryxen po prostu zniknął. Żadnego alarmu, żadnych niepokojących sygnałów na cały czas aktywnym komunikatorze. Padawan Panvo dostał się do środka bardzo szybko, ale nie znalazł śladu po Cryxenie. Tak po prostu. Wszedł tam, sygnał sie urwał, zniknął. Żadnych śladów, świadków, tropów. Nic. Najbardziej przerażający moment tej historii.

Po kilku dniach "Thon" przyniósł nieprzytomnego, wypłuaknego z sił i wycieńczonego Cryxena, który stracił pamięć z ostatnich kilkunastu dni. Badania wykazały, że był jak ktoś przez kogo przeszła potężna fala Mocy - tak jak przez Rugu Opo. Cryxena dotknęło dokładnie to co tego niewinnego, zamordowanego Durosa zmienionego w warzywo bez tożsamości... jedynie jego ciało i aura były potężniejsze. Ale zetknął się z tym samym horrorem. Tu pomińmy mały incydent - przerażony Padawan Letvaine widząc ledwo żywego Cryxena taszczonego przez Thona nie wiadomo skąd, myślał że to Thon doprowadził do jakiegoś incydentu i wrzasnął z przerażenia, a zrozpaczony oskarżeniem Thon zbombardował mu umysł taką rozpaczą i smutkiem, że Letvaine wylądował zemdlał na trawie, przez co Thon, który nie chciał go skrzywdzić, wpadł w bardzo długi lęk przed swoją mentalną komunikacją i schował się przed nami...

Chorej historii domyka fakt, że Mistrzyni Vile i Rycerzowi Mohrganowi udało się dzięki komunikacji z "Thonem" zrozumieć, jak Thon znalazł Cryxena. Thon jakimiś nieznanymi nam zmysłami (nie wiem czy kiedykolwiek pojmiemy, jak on widzi i czyta świat) wyczuł, że ktoś go szuka, że ktoś próbuje go namierzyć - na podstawie śladów, które Thon pozostawił w Cryxenie i jego okaleczonej aurze. Thon udał się tym tropem i natrafił na... Nieśmiertelnego, który medytował nad Cryxenem. Thon zdołał ocalić Cryxena i uciec z nim do wioski, ale... ugh... on... on jest cały z tkanki nerwowej. Całe jego ciało to tkanka nerwowa Gen'dai. Gen'dai mają dwa rodzaje tkanek: nerwową i mięśniową. On jest cały z tej pierwszej. Od walki i cięć Nieśmiertelnego, Thon cierpiał niewyobrażalnie. Cierpiał jak gdy Radamę, całe jego ciało, pożarł neurowirus i każdy neuron dawał mu agonię nie do objęcia rozumem. Przez takie bezdenne, okrutne łajno przeszedł Thon by wyrwać Cryxena z rąk Nieśmiertelnego - zanim ktokolwiek z nas wiedział, że Nieśmiertelny istnieje.

Obecnie nasz jedyny plan to zejście do tych podziemi przez Mistrzynię Vile. Przy pomocy pancerza yuuzhańskiego i amuletu taozina, gdzie ten pierwszy to jedyna rzecz mogąca stanowić osłonę przed tymi chorymi falami Mocy, które usmażyły Cryxenowi mózg.


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:

4. Autor raportu: Padawan Liren Monper (ok. 40%) + Padawan Orn Radama (ok. 40%) + Padawan Cryxen (ok. 10%) + Padawan Noam Panvo (ok. 10%)
ODPOWIEDZ