Cryxen - Zatwierdzone

Punkt składania historii postaci - stale otwarty.
Regulamin forum
Wzór historii postaci pojawi się automatycznie przy zakładaniu nowego tematu. Można go pobrać jednak także ręcznie, z tego tematu.

Bezwzględnie proponujemy także zapoznanie się z tym tematem z największą dokładnością, wliczając w to lekturę Regulaminu.
Awatar użytkownika
Cryxen
Padawan
Posty: 75
Rejestracja: 31 sty 2022, 21:23

Cryxen - Zatwierdzone

Post autor: Cryxen »

1. Informacje bazowe
Bez zmian: https://forum.szlakiem-jedi.pl/podania- ... t4555.html

2. Scena RP/RP w JK3
Bez zmian: https://forum.szlakiem-jedi.pl/podania- ... t4555.html

3. Postać
a. Imię i nazwisko: Cryxen
b. Wiek: 25
c. Pochodzenie: Dosha/Nar Shaddaa/Ord Mantell
d. Rasa: Trandoshanin
e. Wygląd: Mierzący 200 cm wzrostu, gigantyczny jaszczuroludź. Wąski w ramionach jak na Trandoshanina, z pewnych kątów wyglądający patykowato.
f. Historia:

"Korzenie i życie"

Nazywam się Cryxen. Spędziłem całe życie w niewoli na terenach Przestrzeni Huttów. Tylko pierwszych kilka lat życia znałem swoją rodzinę, nim zasadzono się na nas w łowach na niewolników. Większość mojej rodziny stawiała opór do końca, aż zostałem tylko ja.

Inwazja yuuzhańska nie zmieniła zbyt wiele w mym życiu. Kiedy to wielu takich jak ja, zyskało wolność, dzięki wojennemu pogromowi, w chaosie inwazji uciekając, a czasem zasłużenie zabijając swoich oprawców, ja nie miałem tyle szczęścia... Pozostałem niewolnikiem, wiecznie skuty wielką obrożą, która mordowała mnie prądem, przy pierwszej sposobnej okazji. Mało tego, prawdopodobnie miałem wszczepiony nadajnik eksplodujący przy oddaleniu się od oprawców. Moje życie było piekłem, którego należy spodziewać się u każdego niewolnika. Moi właściciele wielokrotnie zmieniali miejsce pobytu, w wyniku przerzutów podczas wojny, lecz nic ona nie zmieniła w moim zrujnowanym życiu... Nie potrafiłem wołać do nikogo po pomoc. Umiałem tylko swój ojczysty język trandoshański. Żołnierze i wolontariusze Nowej Republiki słyszeli tylko syki, zaś moi właściciele sprzedawali przekonującą bajeczkę, iż jestem upośledzoną ofiarą wojenną pod ich opieką, zmuszoną do ciężkich metod kontroli, ze względu, na niebezpieczeństwa rasy trandoshańskiej. Bajeczka była przekonująca… Niewiele osób miało czas się temu przyglądać… w tłumie miliardów uciekających przed wojną… Póki nie było problemów, nikt nie miał czasu… Wtedy zrozumiałem, że muszę zacząć jak najszybciej poznawać język Basic, aby mieć kiedyś nadzieje na ucieczkę…

Ostatecznie znaleźliśmy się na Ord Mantell. Moi właściciele prowadzili dochodowy biznes na planecie, prowadząc solidny lombard. Ja byłem trzymany w ukryciu, przechowywany w piwnicy, bez szerszego kontaktu ze światem. Żyłem w piwnicy budynku i zajmowałem się konserwacją przywożonego sprzętu. Sam byłem żywym sprzętem. Mimo to nie mogłem z tym nic zrobić, wiedziałem, że jeśli ucieknę, cokolwiek mi wszczepili, wybuchnie. Ponadto była ich aż trójka. Nawet gdybym zdjął jedną osobę, pozostałe, z pewnością usmażyłyby mnie. W przeciwieństwie do większości Trandoshan, jestem bardzo słaby. Naturalna wytrzymałość naszej rasy, o której wiele słyszałem, pozwoliła mi wytrzymywać me potworne życie, lecz nie mogła ona zastąpić mi wyżywienia. Toteż spędziłem całe swoje życie słabszy, niż niejeden człowiek, żywiony resztkami, całe dorastanie łaknący jedzenia...Lecz jedną nadzieją było, że przez te lata spędzone w niewoli udało mi się poznawać Basic. W jednej z dostaw dobytku zostawionego przez klientów lombardu zapodziała się niewielka holoksiążka z podstawowym kursem Basica. Obiecałem sobie kryć ją szczelnie i nocami poznawać ten język, w nadziei, na wolność… W końcu żyliśmy w cywilizacji. Wystarczyłoby któregoś razu zdobyć kontakt z kimś normalnym, powiedzieć mu, że jestem niewolnikiem i poprosić by wezwał pomoc. Z pewnością ktoś wezwałby policję. Liczyłaby się tylko jedna okazja, kilkanaście sekund sam na sam z kimś. Wierzyłem, że w końcu się uda. Przy życiu trzymała mnie ta nadzieja, każdego dnia przekonywałem się, że wreszcie odzyskam swoje życie, gdy tylko ich nie będzie w pobliżu, a w budynku na kilkanaście sekund zostanie jakiś klient, sam, w pojedynkę. Każdego dnia pisałem w głowie scenariusze, że na przykład zawyje alarm w ich speederze, po czym wybiegną przed lombard, a ja zyskam te kilkanaście sekund… Każdego dnia myślałem, jak mało tego mi potrzeba, co pozwalało mi się trzymać.




"Dzień wyzwolenia"

Moje wybawienie nadeszło znienacka. Tego dnia wszystko było... dzikie, inne. Usłyszałem wejście klientów do budynku, oczywiście gdybym to tylko wychylił się na zewnątrz... nawet na sekundę... już bym nie żył. Ledwo nawet słyszałem... Myślałem, że to wizyta jak każda inna... Trochę głośniejsze głosy... To wszystko. Lecz w pewnym momencie nadszedł huk blastera, który znałem tak dobrze z wojny. Moje serce zakotłowało się. Usłyszałem więcej tych strzałów, w pewnym momencie, słyszałem tylko je, aż część trafiła także w ściany mojej "kryjówki", rujnując zamek. Pomyślałem, że to niezwykłe szczęście, które mnie spotkało, lecz zrozumiałem, że nie tak wielkie... Pocisków słyszałem tyle, że pośród tak wielu trafienie w moją kryjówkę nie było żadnym szczęściem, zwłaszcza przez tylko jeden. Dobiegłem czym prędzej pod drzwiczki, nasłuchując co się dzieje. Przyłożyłem oko do dziury w ścianie, próbując zrozumieć, co się stało. Ujrzałem najpiękniejszy widok świata, przez który na moment stanął mi oddech. Żona mojego „właściciela” w kawałkach, z częściami głowy zniszczonej blasterem ciężkiego kalibru spływającymi po ścianach. Mój właściciel i jego kuzyn walczyli o życie w strzelaninie podczas napadu. To była krótka walka. Rabuś był jeden, uzbrojony, dwójka pozostałych próbowała bronić się nożem, wróżąc sobie zapewne i tak rychłą śmierć, ryzykując więc atak z nożem na strzelca, lecz zdało się to na nic i obaj szybko wylądowali na ziemi. Rabuś zaczął przeszukiwać całe miejsce, szukając najdroższych przedmiotów, zostawiając dymiące truchła za sobą.

Wiedziałem, że to moja szansa. Widok ich zasłużonego cierpienia i śmierci powinien przynosić mi radość i spełnienie, wreszcie zaspokojenie mojej zemsty, ale prawdę powiedziawszy, nie myślałęm o tym. W mojej głowie istniała już tylko wizja ucieczki i odzyskania swojego życia. Ich śmierć liczyła się tylko dlatego, że nie mogli już użyć swoich zasranych nadajniczków. Musiałem tylko pozbyć się rabusia, który bez wątpienia zlikwidowałby i mnie, lecz nie wiedział, że tu jestem. Zacząłem dyskretnie wykradać się na zewnątrz. Rabuś stracił teraz czujność… Był skoncentrowany na jak najszybszym przewaleniu lombardu w poszukiwaniu dóbr, by uciekać nim ktoś z miasta coś zauważy… Hałasował… Dzięki temu zacząłem przekradać się po cichu niezauważony, kryjąc się za ladą. Zauważyłem coś, co mogło zniszczyć moją ucieczkę. Mój właściciel drgnął, nadal żywy, pomimo dziur w brzuchu. Moje życie ważyło się od tego, czy wyda jakiś dźwięk i zwróci uwagę… Nigdy się tak nie bałem, ćwierć sekundy i jeden jęk bólu i moje lata czekania, zmarnowanego życia w nadziei na ucieczkę… poszłoby na nic… Czym prędzej, złapałem za ten nóż… Przyłożyłem rękę do jego ust, by nie wydał dźwięku, po czym rozprułem jego gardło. Przestałem dopiero, gdy otworzyłem je na całej szerokości kilka razy i miałem pewność, że nie wyda żadnego dźwięku. Inni zasłużenie czuliby radość i spełnienie, z zemsty po tak wielu latach, ale ja nie czułem nic. W mojej głowie było tylko przetrwanie… Ocaleć za wszelką cenę, nie dać marzeniom z tych tysięcy dni, wielu lat, odejść… Istnienie mojego właściciela wytarło się z mojej głowy w tej samej sekundzie… w której wiedziałem, że nie wyda już żadnego dźwięku, w kałuży krwi z rozerwanej szyi… Liczyła się każda sekunda, musiałem dorwać rabusia, nim on dorwie mnie… Złapałem za ten nóż. Miałem tylko jedną okazje, jeden rzut… Rzuciłem z całej siły, celując w jego głowę… I nie wyszło mi. To po prostu było za trudne… Lecz udało mi się go zranić, mój nóż drasnął go w bok ciała… Z bólu upuścił blaster, wiedziałem ze to moja szansa. Rzuciłem się na niego i zacząłem walczyć jak zwierzę, byłem w amoku… kły, pazury, miotałem wszystkim, ale byłem zbyt słaby i wychudzony. Liczyło się, kto pierwszy złapie za blaster… Po szczęściło mi się. Udało mi się złapać za niego jako pierwszy… Nic za tym nie stało… Tylko szczęście. A może coś więcej…? Czułem jakby coś mnie prowadziło… Jakby w całym tym transie przetrwania, moje instynkty decydowały za mnie, ręce były szybsze niż myśli… Czułem się jak w hipnozie…

Padłem na podłogę… Byłem tak wycieńczony, ze ledwo miałem zapasy energii na bycie oddychanie… Sam nie wiem, jak długo tak leżałem i sapałem… Może pięć minut… A potem zerwałem się z ziemi i natychmiast zaryglowałem lombard. Uświadomiłem sobie, że nie mam tak naprawdę żadnych szans. Byłem Trandoshaninem znikąd, bez żadnych papierów, niewolnikiem. Wokół mnie trupy właścicieli lombardu i równie anonimowy rodiański rabuś… Wszyscy uznaliby mnie za współnapastnika, nie miałem żadnych dowodów na swoją wersję.

Po zabarykadowaniu lombardu, wywiesiłem hologram „nieczynne”, po czym spędziłem następne kilka godzin myśląc i jedząc wszystko, co mieli w budynku. Zwłoki i krew mi nie przeszkadzały. Prawdę powiedziawszy, były uspokajające, przypominały mi, że największe zło jest już za mną, moi oprawcy już mi nie zagrażają, a ja mam w lombardzie spokojnie kilka dni na przygotowanie się. Tak więc przygotowałem się, przede wszystkim jedząc wszystko, co ci śmiecie mieli w lodówce. Po namyśle zjadłem też swoich właścicieli. Dopiero wtedy poczułem jakąś satysfakcję, która po chwili przerodziła się w niesmak. Z początku czułem w tym ostateczny triumf i dominację nad nimi, lecz po chwili uświadomiłem sobie, że jem zwykłe ludzkie gówno. Ledwo dojadłem. Ich jedyną zaletą były duże pokłady tłuszczu, lecz brzydziło mnie ich jeść i w efekcie w pewnym procencie składać się z tych śmieci do czasu pełnego przetrawienia, zastąpienia lepszym jedzeniem i wydalenia. Niestety potrzebowałem energii… Z nieco mniejszym niesmakiem zjadłem rodiańskiego rabusia. Niektórzy myśleliby, że powinienem go szanować, lecz dla mnie to nie prawda. Gdyby zabił tych śmieci za to co mi zrobili, popełniłby moralnie dobry czyn, lecz on zabił ich dla pieniędzy z rabunku, wyzwolił mnie przypadkiem. Był tak samo zdeprawowany jak oni, lecz nie czułem tyle personalnej krzywdy, przez co zjadłem jego zwłoki w spokoju.




"Nowe życie"

Spędziłem te kilka dni słuchając pasm radiowych i zbierając wszystkie urządzenia elektroniczne, które się tam znajdowały. Dzięki rezerwom czasu udało mi się odnaleźć wszystkie kluczyki, nadajniki i piloty do tego co mi zainstalowali i z wielkim trudem to rozbroić. Postanowiłem, że rozegram to w ten sposób, iż zgarnę wszystkie pieniądze, które tam mieli i zabiorę się ich śmigaczem do portu lotniczego, w którym polecę na pierwszy racjonalnie zapowiadający się świat. W końcu usłyszałem reklamy zatrudnienia na Stoczniach Hakassańskich. Opowieści o tym, że Hakassi jest wspierane przez grupę wielkich Jedi. Padło tam kilka słów o jakimś Siadzie Avidhalu, odpowiedzialnym za negocjacje które dały ten świat kolonizatorom z upadłego Ord Trasi, o wielkich dziełach technologicznych… Coś o niejakiej Alorze Valo, która pomagała w odkryciach technologii zakłócających komunikację Yuuzhan Vong na tej potwornej wojnie… Postanowiłem, że to będzie dobry wybór. Planowałem udać się na tą planetę i znaleźć tam zatrudnienie i spróbować odnaleźć Jedi. Uwierzyłem, że ich telepatyczne zdolności pozwolą im stwierdzić, że mówię prawdę i jestem niewinny, abym mógł oczyszczony zająć się prawdziwym życiem.

Wyczyściłem lombard, a kości zjedzonych schowałem w kryjówce niewolnika. Pozwoliło mi to nabyć czas, aby bezpiecznie, nocą, zabrać się ich śmigaczem do głównego portu lotniczego. Zachowywałem się dziko, byłem zagubiony, przerażony, ze w którejkolwiek chwili ktoś mnie znajdzie… Sam nie wiem po co, za co i czemu miałby mnie szukać… lecz nie mogłem pozbyć się tego z głowy… szczęśliwie, wydaje się mi, iż wszystkie gesty trandoshańskie dla takich jak oni, są niezrozumiałe. Nie rozumieli, że jestem przerażony. Pozwoliło mi to zakupić bezpiecznie bilet na prom lecący na ruiny Coruscant. Potem jeszcze zdobyć bilet na Koros Major… A z stamtąd na Hakassi…


4. Informacje dodatkowe
Bez zmian: https://forum.szlakiem-jedi.pl/podania- ... t4555.html
Pragnę serdecznie podziękować. Rylanor pomógł mi przeogromnie, nie tylko swoim wspaniałym postem, ale też wskazówkami na PW. Za dodatkowe wskazówki dziękuję też Fellowi. Mam nadzieję, że wyszło ok.
Awatar użytkownika
Fell Mohrgan
Rycerz Jedi
Posty: 274
Rejestracja: 24 kwie 2018, 21:33

Re: Cryxen

Post autor: Fell Mohrgan »

No i to jest dokładnie to, czego szukamy! :D

Wszystkie błędy logiczne elegancko poprawione. Nie uznaję tego za jakiś wielki atut. Dostałeś precyzyjne wypiski, co i gdzie jest nie tak. Ale wdrożyłeś je dobrze i co ważne, w bardzo sensowny sposób zaproponowałeś alternatywy. Udało Ci się zachować z grubsza tą samą historię, lecz bez żadnej z tamtych dziur. To już dla mnie duży atut, bo pokazujesz tu zdolność adaptacji. Mimo że cała Twoja poprzednia historia była w ten czy inny sposób wadliwa i była cała do remontu, udało Ci się zachować jej koncepcję i styl. To bardzo trudne przy tej ilości rzeczy do poprawy.

Logika historii to zresztą jeden z większych atutów. Jak na historię z natury kategorii "jednej na tysiąc", jaką jest ucieczka strzeżonego niewolnika, udało Ci się sprawić, ze wszystko trzyma się w pełni kupy. Wiadomo czemu niewolnik nie ucieka wcześniej, wiadomo czemu właścicielom udaje się bez problemu go przewieźć i trzymać, zabieg z kwestią Basica jest wręcz świetny i to po prostu bardzo ciekawy pomysł. Świetne jest też stworzenie historii, w której Cryxen nie może iść po pomoc, bo jest anonimowym Trando bez papierów otoczonym trupami legalnych obywateli. Nawet przebieg walki jest bardzo naturalny. Fakt że kompletnie nie zależy mi na realizmie jakby to była walka zwykłego gościa ze zwykłym gościem (w końcu nasze postacie są wrażliwe na Moc, mają nadnaturalny potencjał), ale tutaj mamy zagładzanego niewolnika z atrybutami poniżej normalsa, więc opisanie tego w tych kategoriach to fajny pomysł.

Największa zaleta to dla mnie to, że tekst naprawdę ukazuje nam postać z krwi i kości. To jest największa i najbardziej zachęcająca rzecz. Nie ma już "więc miałem problem, tak więc zabiłem tego gościa, po czym postanowiłem iść tam i po drodze zabiłem innego". To postać z duszą, z przekonującymi reakcjami i to potwornie trandoshańska. Fragment o jedzeniu zwłok jest genialny, oddaje monstrualność i zwierzęcość rasy, jej fizjonomii, choć przy tym pokazuje samą postać jako kogoś rozmyślającego w kategoriach moralnych.

Super podanie. Za. :D
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1293
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Cryxen

Post autor: Thang Glauru »

Ta historia definitywnie zasługuje na akceptację. Poprawia wszystkie główne mankamenty poprzedniego podania, dając nam w końcu postać z krwi i kości umieszczoną w wiarygodny sposób w świecie SW. Wiadomo, jakim cudem Cryxen mógł być więziony na samym Ord Mantel, jak się tam znalazł. Wyjaśnione jest, co uniemożliwiało mu ucieczkę, ale również co go podtrzymywało przez cały ten czas i pozwoliło mu przygotować się do życia na wolności, chociaż w tym podstawowym aspekcie posługiwania się Basiciem. Udało ci się bardzo sprawnie wpleść to wszystko w motywację dotarcia do Jedi i niechęć do współpracy z władzami. W jego percepcji Jedi mają pełne prawo być tym złotym wyjściem z tragicznej sytuacji, którzy dadzą radę swoimi magicznymi zdolnościami udowodnić jego niewinność i mu pomóc. W wielu innych przypadkach byłoby to zakrawające na nienaturalność, bo mowa o poruszaniu się między planetami, ale tutaj scenariusz sensownie tłumaczy, czemu Cryxen nie szedłby na policję Ord Mantell. A skoro ma już je opuścić, bojąc się niesprawiedliwego skazania, to może polecieć do Jedi i na Hakassi.

Jedyne, czego mi tutaj brakuje, to odniesienia się Cryxena do istnienia ładunku w jego ciele. Przedtem sprawiało, że obawiał się nawet podejmowania się prób ucieczki, ale po śmierci swoich właścicieli nie widać obawy, że bomba wybuchnie od samego oddalenia się od budynku. Nie ma jakiejś desperacji, która wydaje mi się, powinna mimo wszystko się pojawić. Samo wyjście poza próg swojego miejsca uwięzienia powinno być przez to bardzo podkreślone. Niemniej jednak nie jest to dziura fabularna, a wyłącznie niedopatrzenie, jeśli chodzi o zachowanie postaci. Można śmiało założyć, że Cryxen się mylił, albo sam ładunek był odpalany zdalnie przez jego właścicieli, problem z głowy. Po prostu historia aż prosi się o rozbudowanie tego fragmentu, desperacji Cryxena i obawy przed opuszczeniem lombardu.

Podoba mi się też, że widać tutaj cechy osobowości i mentalność Cryxena. I te są rzeczywiście obce, nieludzkie. Jego podejście do tematu konsumowania ludzkich zwłok jasno pokazuje trandoshańskie podejście, ale jednocześnie pozwala przedstawić osobliwe podejście do moralności. Widać w tym wszystkim metodę, rozum, ale taki nieludzki i obcy. Do zrozumienia, ale raczej nie do przyjęcia przez zwykłego człowieka. Jestem ciekaw, jak sobie poradzi w RP.

Do zobaczenia na Wprowadzeniu, Za :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Zosh Slorkan
Rycerz Jedi
Posty: 571
Rejestracja: 16 wrz 2013, 21:33

Re: Cryxen

Post autor: Zosh Slorkan »

No i tutaj to już mamy to co najważniejsze, ciekawą, solidną i bardzo charakterystyczną postać. W całym tekście udało Ci się zarąbiście opisać perspektywę niewolnika, mocno poszedłeś w atuty pierwszoosobowej narracji, super oddałeś jego myślenie, cały ten gorączkowy mindset survivalu, jego całkowite zepchnięcie słusznej żądzy zemsty itd. w tył, postać dla której całe życie krążyło wokół tego by zdobyć wolność. Mega mi się to podoba. Tutaj po prostu jest postać z krwi i kości i przedstawiłeś ją bardzo autentycznie, emocjonalnie i dynamicznie, a to najważniejsze w kreacji postaci. Tak samo już tym razem łapiesz logikę wydarzeń i ich sensowny tok i na tym polu wszystko jest ok.

Uspokoję też że to co pisze Edgar/Thang to tylko taka bardzo jego osobista opinia dla mnie, mało co jakaś twardsza kwestia co do logiki historii i ja się wręcz w 100 % z nim nie zgadzam. Jest to, że Cryxen po prostu przez te kilka dni rozbroił te wszystkie elektroniczne badziewia i tyle i ja bym w żadnym razie więcej nie chciał. Przez cały tekst wszędzie jest dokładne uzasadnianie i wyjaśnianie wszystkiego, do takiego stopnia że nawet piszesz czemu zamęczeni ewakuacjami miliardów żołnierze nie przyglądali się wymówkom właścicieli Cryxena zamiast tylko opisać co zrobili, tak samo w całej scenie rzeźni w lombardzie poszło już na maksa dokładnie opisanie perspektywy postaci i jej gorączkowych działań itd. To strasznie mocno widać, jak bardzo podkreślasz na każdym etapie logikę wydarzeń i mindset emocjonalny postaci i tego jest już dosyć, totalnie nie potrzeba żebyś robił kolejne dramatyczne sceny i dokładnie uzasadniał jak te mechanizmy działały, to jest coś super łatwego do wyobrażenia i nic nowego by nie wniosło. Nie uważam żebyś musiał wszystko co się da rozpisywać na kawałki.

Totalnie i absolutnie ZA x)
Obrazek
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2168
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Cryxen

Post autor: Ashtar Tey »

Cieszę się, że podszedłeś do drugiej próby, bo tym razem udało Ci się w pełni zrealizować potencjał, który było widać miejscami za pierwszym razem. Sama historia jest nadal prosta i opiera się o podobne motywy, ale ich realizacja jest nieporównywalnie lepsza. Cryxen wreszcie stał się postacią, a nie tylko podmiotem w zdaniach, który coś robi. Zręcznie ująłeś charakterystykę tej rasy, bardzo podobały mi się fragmenty wchodzące nieco głębiej w jego sposób myślenia i odczucia i to wspaniała baza, by budować go dalej. Motyw z nauką Basica również pasuje w 100% i fajnie, że o tym w ogóle pomyślałeś. Jednocześnie dokonałeś moim zdaniem dobrego wyboru jeśli idzie o tło i pochodzenie, bo usprawiedliwia początkowe zagubienie postaci i proces dostosowywania się do normalnego życia po spędzeniu tyle czasu w niewoli. W tym kontekście ma też sens ucieczka na losową planetę z Jedi jako punktem zaczepienia. Nie jest to racjonalne czy najprostsze wyjście, ale dla kogoś po takich przeżyciach problemy z oceną sytuacji i podejmowaniem decyzji powinny wręcz być normą. Uczuliłbym Cię tu jednak na to, że w samym RP zachowania, które w teorii pasują do Cryxena, mogą przysporzyć mu kłopotów, szczególnie w cywilizowanych miejscach. Musisz uważać, żeby podczas odgrywania jego dzikości i zagubienia nie przesadzić i nie wpakować go w kłopoty, bo widzę tu taką możliwość. W praktyce wystarczy, żeby postać miała minimum instynktu samozachowawczego i zrozumienia działania świata, a tego historia nie wyklucza.

Jestem jak najbardziej za, to chyba jeden z większych skoków jakościowych pomiędzy dwoma podaniami :D.
Awatar użytkownika
Elia
Mistrz Jedi
Posty: 2637
Rejestracja: 03 lip 2011, 14:29

Re: Cryxen

Post autor: Elia »

Fajna, logiczna historia. Zachowanie postaci przemyślane, dobrze wykorzystany motyw niewolnika, dobrze wykorzystana rasa postaci. Motyw padlinożerstwa wyszedł idealnie, widać, że służy do pełniejszego przedstawienia postaci, nie jest to tylko tanie szokowanie czytelnika. W zasadzie nie ma tu elementów zbędnych i zapchajdziur, wszystko znalazło się w historii po coś. Piszesz dobrze, gdzie trzeba to dynamicznie i - jak to już zauważył Farhir - emocjonalnie. Przyda się w RP.

Owszem, jest tu wyjaśnione więcej, niż trzeba, ale dla mnie to atut. To krótki tekst, ciężko tu zbudować zaufanie, pokazać, że autor ma wszystko pod kontrolą. Lepiej więcej napisać i pokazać, że się przemyślało, niż napisać za mało i zostawić wątpliwości u czytających. Zwłaszcza że nie jest to praca na konkurs, tylko podanie do organizacji RP.

Jestem za.
Obrazek
Awatar użytkownika
Magnus Valador
Były członek
Posty: 556
Rejestracja: 11 kwie 2017, 20:26
Nick gracza: Zayne

Re: Cryxen

Post autor: Magnus Valador »

Jedynie ponownie zaznaczę na wstępie, że nie czytałem wcześniejszych komentarzy (które oczywiście jak zawsze nadrobię po wstawieniu głosu), więc gdybym się powtórzył z punktami widzenia któregoś z drogich głosujących to proszę o wybaczenie ;D.

Co do informacji bazowych i sceny RP, tudzież RP w JK3, to oczywiście nic się nie zmienia i ten sam swój komentarz odnośnie Twojej osoby i doświadczenia, mógłbym przekleić z Twego poprzedniego podania, toteż po prostu skupimy się na ocenie historii, gdyż tylko to wcześniej kulało. Oczywiście jestem uradowany, że wszystkie mankamenty udało poprawić i cieszę się ogromnie, że wskazówki moje Ci się przydały :D. Najlepszą nagrodą jest właśnie widzieć, że teraz Twoje podanie na czysto zbiera wyłącznie głosy pozytywne.
Żołnierze i wolontariusze Nowej Republiki słyszeli tylko syki, zaś moi właściciele sprzedawali przekonującą bajeczkę, iż jestem upośledzoną ofiarą wojenną pod ich opieką, zmuszoną do ciężkich metod kontroli, ze względu, na niebezpieczeństwa rasy trandoshańskiej. Bajeczka była przekonująca… Niewiele osób miało czas się temu przyglądać… w tłumie miliardów uciekających przed wojną… Póki nie było problemów, nikt nie miał czasu… Wtedy zrozumiałem, że muszę zacząć jak najszybciej poznawać język Basic, aby mieć kiedyś nadzieje na ucieczkę…
Spodobał mi się bardzo ten fragment. Bardzo naturalne wplecenie losów postaci w ówczesną sytuację w galaktyce. Tuż po wojnie z Vongami, gdy niezliczone ilości istot przemierzały galaktykę w poszukiwaniu nowego domu, gdyż ich własny został zniszczony, to jest wręcz bardzo prawdopodobne, że podobne naruszenia wolności, w połączeniu z barierą językową mogłyby mieć miejsce. W końcu nawet przez odosobnienie Trandoshan, można przypuszczać, że na większości planet Wewnętrznych Rubieży nie znalazłby się nawet tłumacz, który mógłby wysłuchać błagań Cryxena, a co dopiero typowy żołnierz Republiki, w służbie celniczej :D.
Fragment z przebywania i planowania ucieczki na Ord Mantell był również świetnie rozplanowany narracyjnie, wyczerpał wszelkie podane Ci wskazówki i w końcu ukazał nam charakter postaci Cryxena i o wiele lepiej zarysował to w jakich piekielnych, nieludzkich (bo wiecie, on Trandoshanin haha...!) warunkach musiał przebywać i jak musiał główkować nad odzyskaniem swojej wolności. Pomysł o zachachmęceniu książki z podstawowym kursem Basica, która jak najbardziej mogła znaleźć się w takowym lombardzie z różnościami, był bardzo dobrym pomysłem. Prosty, aczkolwiek w pełni realny i skuteczny w paskudnym środowisku Cryxena, którego zmysły były wyczulone na takie okazje, przez ciągłe rozmyślanie i szukanie okienka, nawet kilkusekundowego na ucieczkę.

"Dzień wyzwolenia"
I ta część jest w 100% poprawiona w stosunku do poprzedniego tekstu. O wiele bardziej przemyślana, z mnóstwem zdań ukazujących charakter Cryxena i to jak widział swoje "uwolnienie", oraz to, że rzeczywiście śmierć jego właścicieli nie przyniosła mu ulgi w takim stopniu jak zakładał. Wszystko następowało logicznie po sobie, a przynajmniej mi nic nie rzuciło się w oczy w sposób negatywny. Można się kłócić, że dalej to nieszczęsne Ord Mantell, zanim jakiejś innej pipidówy, gdzie prawo lokalne nie jest zbyt światłe, czy może wcale nie istnieje, ale tym razem dobrze Ci wyszła implementacja niewolnika ostatecznego, który właśnie musiał przebywać stale w piwnicy, gdzie pracował nad sprzętem, bo gdyby miał choćby kilka sekund dla siebie, mógłby je wykorzystać na kontakt z klientem, czy przechodniem, który z całą pewnością zawiadomiłby władze. Nawet napad wydawał się o wiele lepiej rozplanowany i przemyślany, bo Rodianina można wpisać pod akt desperacji spowodowany przesiedleniem na Ord Mantell po zakończeniu wojny z Vongami, a jak wiadomo, gdy w żołądku pustka przez długi czas, to i najbardziej prawa istota zostaje popchnięta do najbardziej nikczemnych czynów.
Akt kanibalizmu to również dobra zagrywka, która nie została skonstruowana dla samego efektu "ŁAŁ" dla czytelników, ale mająca w pełni uzasadnione miejsce w fabule i przebiegu historii podania. W końcu sama postać nie raz i nie dwa zaznaczała jak bardzo była wygłodzona, a z tego co pamiętam Trandoshanie muszą naprawdę sporo żreć, aby utrzymać się w dobrych warunkach zdrowotnych i nie cierpieć z powodu niedożywienia, które gatunek wywodzący się z gadów jest na tego typu mankamenty tym bardziej wrażliwy. Na marginesie zawsze mnie ciekawi, czy akt zjedzenia jednej istoty rozumnej, przez drugą istotę rozumną, ale z dwóch różnych i odmiennych gatunków, podpada pod definicję kanibalizmu, czy też nie xD. Bo oczywiście pewne intuicyjne "złe" wybrzmienie takiego występku pozostaje, ale właściwie pod samą definicję jako tako pewnie z czysto technicznego punktu widzenia nie podpada? Ot, taka moja dywagacja z ciekawości, bo nigdy się w ten temat aż tak mocno w Gwiezdnych Wojnach nie zagłębiłem xD.
Też by nie było "aż tak dobrze" nadmienię, że w podaniu zdarzają się babole, które moim zdaniem przy niedużej długości tekstu nie powinny mieć miejsca. Przykłady to:
"miałem zapasy energii na bycie oddychanie"
"Po szczęściło mi się"
Oczywiście teraz się tylko czepiam jak Pan Maruda, ale tego typu mankamenty rzucają się w oczy czytelnikowi, a bardzo łatwo je poprawić. Wystarczy przeczytać swoje dzieło ze zrozumieniem 2-3 razy przed wstawieniem, by upewnić się, że wszystko jest cacy. To jednak naprawdę mini-błąd i moje narzekanie dla samego narzekania, bo mnie od paru dni alergia wyjątkowo męczy lol.

"Nowe życie"
Tutaj już krótko, bo i nie ma nad czym się zbytnio rozwodzić. Bardzo fajnie, że wykorzystałeś w tym fragmencie znane Ci fakty z działalności naszej organizacji i powiązałeś swoją postać z naszą grupą w jakimś minimalnym stopniu (zasłyszenie plotek, chęć porozmawiania, by udowodnić, że jest się istotą niewinną), bo to stworzy dla GM'a, bardzo naturalne możliwości stworzenia wprowadzenia dla Twej postaci. Zawsze taki lekki punkt zaczepienia jest lepszy niż całkowity brak takowego. I do zobaczenia na wprowadzeniu niebawem :D, bo ode mnie oczywiście głos pozytywny!
Obrazek
Awatar użytkownika
Tanna Saarai
Były członek
Posty: 1135
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Binol
Kontakt:

Re: Cryxen

Post autor: Tanna Saarai »

Dla mnie najważniejszy jest progres, który poczyniłeś od poprzedniego podania. Właściwie każda uwaga, którą Ci dano została przemyślana i wprowadzona do tekstu. Jasne miałeś to podane, jak na tacy w ogromnej ilości przypadków, ale nadal wprowadzenie tych zmian, wpasowanie ich w historię w sposób przemyślany i spójny wymagało z pewnością trochę główkowania. I to mi się bardzo podoba, że słuchasz dobrych rad i adaptujesz je, by się czegoś nauczyć, by coś było lepsze.

Widać po tym tekście, że posiadasz to coś czego tu szukamy. Historia jest spójna, jest logiczna, A prowadzi do B, B do C, D wynika z E i tak dalej. To wszystko tu jest dobrze zrobione (no może poza wyjaśnieniem, w jaki sposób niewolnik umie prowadzić śmigacz, ale to drobnostka, która na tle tego, ile tu jest logicznych wydarzeń jest pomijalna :')). Ode mnie pozytyw. Nie może być inaczej. Zgadzam się tu z przedmówcami odnośnie wątku kanibalizmiu, charakteru postaci, odnośnie tego jak przedstawiona jest siła postaci, charakter, walka z rabusiem. Mógłbym jedynie się powtarzać. Wszystko to jest zrealizowane bardzo dobrze, tekst czyta się przyjemnie i bardzo się cieszę, że podjąłeś drugą próbę.

To podanie fajnie pokazuje, jak wiele może się zmienić, ile można się nauczyć, gdy tylko się ktoś nie zamknie na swojej wersji, gdy otworzy się na dobre rady i krytykę, wyciągnie z niej odpowiednie wnioski i przyjmie swoje L z godnością :') Kibicowałem Ci od pierwszego podania i mam nadzieję, że czas pozwoli mi spotkać się z tobą na wprowadzeni. bo chętnie pogram z twoją postacią i zobaczę ją na żywo :')
Obrazek
Awatar użytkownika
Rada Jedi
Posty: 471
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47

Re: Cryxen

Post autor: Rada Jedi »

Podanie otrzymało 7 głosów pozytywnych, w efekcie czego zostaje zaakceptowane. Dalsze informacje zostaną przekazane kandydatowi za pośrednictwem prywatnej wiadomości.
Obrazek
Zablokowany