Bar'a'ka - Zatwierdzone

Punkt składania historii postaci - stale otwarty.
Regulamin forum
Wzór historii postaci pojawi się automatycznie przy zakładaniu nowego tematu. Można go pobrać jednak także ręcznie, z tego tematu.

Bezwzględnie proponujemy także zapoznanie się z tym tematem z największą dokładnością, wliczając w to lekturę Regulaminu.
Awatar użytkownika
Bar'a'ka
Były członek
Posty: 379
Rejestracja: 12 lip 2014, 21:43

Bar'a'ka - Zatwierdzone

Post autor: Bar'a'ka »

1. Informacje bazowe
a. Imię: Mateusz
b. Wiek: 19
c. Zamieszkanie: Olsztyn
d. Zainteresowania/Hobby: Sztuka w szerokim pojęciu. Mam tu na myśli najróżniejsze jej dziedziny począwszy od rysunku po malarstwo, przechodząc przez literaturę, a na filmie kończąc. Oprócz tego jestem miłośnikiem starych rockowych klimatów, entuzjastą motocykli ciężkich. Można powiedzieć „brudasem”. Muzyka to też jedna z dziedzin sztuki, które są elementem moich zainteresowań, ale lepiej zakończę wywód o niej w tym zdaniu, bo byłby dłuższy niż historia mojej postaci. Ostatnio podróżuje autostopem, właśnie wróciłem z trzytygodniowej wycieczki po Niemczech, Holandii, Belgii. Lubie długie, męczące spacery z ciężkim plecakiem i spanie w pięknych miejscach pod plandeką albo namiotem. Strasznie nie lubię komputerów. Naprawdę.
e. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Nie kopiuje poprzedniego punktu bo przez rok od kiedy pisałem tamto, wiele się zmieniło. Jestem miłym gościem, który bardzo lubi pomagać. Nawet jeśli sam ma jakieś kłopoty i ledwo sobie z nimi radzi. Odkładam je na bok, żeby pomóc innym. Myślę, że poprzedni rok sprawił też, że mocno dojrzałem albo jestem w tego czegoś procesie. Trochę ze mnie melancholijna osobistość. Bardzo spokojna. Dla większości do spora wada bo średnio bawię się na "imprezach towarzyskich". Nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów, ale średnio mi wychodzi prowadzenie z kimś rozmów.
f. Kontakt:
- email: panzolw96@wp.pl
- steam: rafard1

2. Scena RP/RP w JK3
a. Organizacje: brak
b. Staż: Tylko u was, rok temu. Ufam, że mnie jeszcze pamiętacie.
c. Powód odejścia/usunięcia: Byłem niezadowolony z mojej postaci i w dość... ekspresyjny sposób popełniłem nią katharsis. Nie zrobiłem tego lekko. Włożyłem w nią wiele czasu i starań. Gra nie sprawiała mi przyjemności. Nie z waszej winy. To indywidualne kwestie. Chyba po prostu potrzebowałem odpoczynku od komputera bo szczerze mówiąc wypełniał mi życie. Pisałem podanie, spamiłem o tym Bartowi. Zapewniając, że już niedługo je wstawię. Napisałem je rzeczywiście, ale mój komputer zdechł. Podanie stracone. Nie miałem ochoty pisać go od początku. Nie miałem też ochoty kupować nowego komputera. Uznałem to za znak od losu. Zmieniłem tryb życia o 180 stopni. Wyszło mi to na dobre i ufam, że teraz będzie mi się grało o wiele, wiele przyjemniej i sam od siebie dam wam coś wartościowego. Jako część tego wspaniałego projektu, który często wspominam jako świetnie spędzony czas i coś niezwykle wartościowego.

3. Postać
a. Imię i nazwisko: Bar'a'ka
b. Wiek: 35 lat
c. Pochodzenie: Iktotch
d. Rasa: Iktotchi
e. Wygląd: Patrząc na Bar'a'ke wydaje ci się, że przygniata go jakiś niewidzialny ciężar. Chodzi zgarbiony, co nie wynika z jego złej kondycji fizycznej, a samego stylu bycia. Naturalna niedbałość i obojętność jest odczuwalna w większości jego gestów. Sama twarz sprawia wrażenie niezbyt skłonnej do jakiegokolwiek "mocniejszego" wykazywania emocji. Wiele osób odbiera to jak zwyczajną ignorancję.
Twarz pociągła, ostre rysy. Mocno wymęczona cera, wyglądająca niezbyt zdrowo. Bardzo szorstka i gruba skóra, powodem jest ciągłe życie w terenie. Silne wiatry i promienie słoneczne zrobiły swoje. Głębokie oczodoły, silne łuki brwiowe. Skrywają one miodowe, ciepłe i spokojne oczy. Czasem przywodzą na myśl jakieś zwierze, które nie do końca rozumie otaczający go świat i czuje się zagubione. Wąskie, proste usta.
Szpiczasty nos i podbródek. Wielkie rogi, zakręcone lekko do tyłu, potem do środka. Bardziej przy głowie pokryte brunatno-czarnymi paskami, czym niżej są co raz węższe i jaśniejsze. Jakoś od jednej trzeciej rogów są całkowicie jednolite. Jasne.
Cechą charakterystyczną dłoni są ciągle umorusane paznokcie.

f. Historia:

-To twoje. –Puściłem po blacie datapad. -Teraz moja sprawa. Czego się dowiedziałeś? –Jego ręka na chwile zniknęła. Schował urządzenie.
-Łowca głów nie miał nic do zabraka. –Gość w cieniu subtelnie przekręcił łeb na prawo. Nieudolnie sprawiając wrażenie zainteresowania twielokańską piosenkarką w rogu baru. Rzępoliła i wyła jak cholera, raczej nadawała się na dziwkę niż artystkę.
-A co z nim? –Alkohol zaczynał działać, obraz stracił nieco na ostrości.
Opar szarego dymu uleciał mi z ust. Przysłonił sylwetkę skrytą w cieniu. Uwydatniając kontur człowieka. Tak obstawiałem. Jego czarnoskóre dłonie poruszyły szkło z czymś mocniejszym, woń poniosła się nad stolikiem. Przyjemnie drażniła nozdrza. Tamten znów odwrócił się w moją stronę. Nadal nic, żadnego detalu twarzy. Wiedziałem tylko, że to czarnuch. Golnął dwa, może trzy razy. Potem trzasnął o blat i otarł usta. Ja zgasiłem papierosa i czekałem. Mówił spokojnie, równo.
-Wracam. Odzyskałem ten klub i inne miejsca. –Znów chwycił za szkło. Kiep nie do końca zgasł. Dym wznosił się słupem ku zadaszeniu nad stolikiem. Przecinał strugą czerń naprzeciw. Czerń, w której malował się mój rozmówca. Zabawne jak szary dym był wydatny na tle tej pustki.
-Myślałem, że skończyłeś. –Sam udałem, że cycki mackowatej mnie jakkolwiek obchodzą. O wiele lepiej. Byłem w tym dobry. Udawaniu. Przeszukałem przy okazji kieszenie, musiałem zapalić znowu. Zabrałem się za kręcenie kolejnego.
-Boje się biedy. –Dym delikatnie zakuł moje płuca. Żar w skręcie wydawał się być niezwykle mocny. Wyrzeźbił rysy, wycinając czarne doły w gębie. Szczególnie w oczodołach. Wyglądałem komicznie.
-Od tego nie uciekniesz. –Popiłem piwem. Nie widziałem go zupełnie. Nadal.
-Lubię kiedy jesteś trzeźwy, przynajmniej nie ryjesz rogami o blat. –Zanegowałem łbem. Delikatnie. Nie chciało mi się afiszować. -Mógłbym cię wykorzystać na większą skalę. Nie masz dość… -Nie podniósł dłoni. Jedynie wyciągnął nienaturalnie długi palec. Wskazał na odznakę. Leżała obok martwego kiepa.
-Nie jestem oprychem. –Razem, bez umawiania. Chwyciliśmy za szkło. Ja za piwo, on za coś mocniejszego. Dwa głośne przełknięcia. Równocześnie. Wydawało się, że były integralną częścią akordów, którymi raczyła nas muzyczka.
-Masz łeb. Nie zaglądaj do kielicha. Teraz… tylko się marnujesz. –Zostawił pustą szklankę i zaczął odchodzić. Znów nic, żadnej twarzy. Tylko ten porwany, łachmaniasty strój. Już mnie mijał, na pożegnanie położył mi dłoń na barku.
-A przy mnie gniew zaprowadzi cię daleko.


***
Była jeszcze noc. Zwyczajny granat, przysłonięty popielatym kałdunem chmur.
Żadnych gwiazd. Zupełnie.
Zagłębienie w skałach chroniło przed wiatrem. Ognisko grzało, nawet nie poczułem nocnej zmiany temperatury. Płomień tańczył w najlepsze. Ogniste języki ożywiły cieniste smugi, zdobiąc ściany padołu. Wydawało się, że czerń sobie ze mną pogrywa. Zestawiona z fakturą skalisk wyglądała jak powykrzywiane twarze. Groteskowy atlas zdeformowanej mimiki. Nie znosiłem ich. Szczególnie teraz.
Jakaś płachta zamiast namiotu. Nie chciało mi się rozbijać. Gotowałem właśnie kaff.
No w sumie to był już gotowy. Musiałem jakoś stanąć na nogi. Kilka łyków i czułem się świetnie.
Nie śpieszyło mi się. Jakoś tak wyszło, że naszła mnie ochota na spacer. Nie brałem blasterów. Narzuciłem na siebie fikuśne ponczo, obwinąłem szyje i kark. Nałożyłem kapelusz na łeb i zacząłem się wspinać.
Pięć minut i wylazłem z mojego atlasu. Na górze nie było wcale lepiej. Krzywe mordy patrzyły na mnie tak samo. Uśmieszki podobne. Tyle, że większe i więcej.

Byłem gdzieś na skalistym pustkowiu Prakith. Lekko pomarańczowe, ciężko ciosane kamienne formy niosły się, aż po horyzont. Do domu już niedaleko. Wcześniejsza pobudka sprawi, że będę tylko wcześniej.
Senne wspomnienie przeszłości miało jakiś tam plus. Przynajmniej dla mnie.
Nie wiem co mnie naszło, ale lazłem w jednym kierunku. Zazwyczaj lubiłem się gubić. Dwa tygodnie nie było mnie w mojej ciupie, więc pewnie dlatego. Sam przed sobą się nie przyznam, ale może chciało mi się już wygodnego łóżka? Nie wiem. Podświadomości nie zapytam. Tego drugiego tym bardziej. No i tak lazłem, lazłem i lazłem.

Znacie to uczucie kiedy czujecie zapach jakiejś potrawy i nagle wasz umysł przypomina wam jakiś obrazek z dzieciństwa? Ja nie znałem, do dzisiaj. Szedłem po skarpie, wysoka była. Taka na trzydzieści metrów. Po horyzont same skały. Pył, kurz i kamyki.
Nagle stanąłem i czuje znów. Dawne wspomnienia, emocje. Niezwykle bliskie. Ba, nawet rzekłbym, że znajome. Jakby wyrwane z wnętrza głowy, tego niedostępnego dla jawy. Wszystkie zalały mnie momentalnie. Dominując do tego stopnia, że nie byłem w stanie rozpoznawać ich indywidualnie. Nie było w tym nic nieprzyjemnego. Raczej przeciwnie. Tak jakbym odnalazł swoje miejsce. Przedziwna energia, której pochodzenia nigdy nie rozumiałem. Znów majstrowała w mojej głowie.
Czasem pokazywała mi coś z przeszłości, czasem różne alternatywy. Drogi, którymi mogłem iść.
Innym razem coś co miało się stać… kiedyś, gdy jeszcze żyłem jak mi mówiono… przydawała się.
Tak, przydawała. Śledztwa… to już nie ważne. Teraz była bardziej jak towarzysz, który opowiada mi o rzeczach niezauważalnych dla percepcji i intelektu. Mówi mi o czym śpiewają ptaki, kto namalował górską przełęcz. Pozwala mi istnieć bez potrzeby łączenia się z resztą „rozumnej sieci”. Nie jestem w stanie całkiem odciąć się od innych istot inteligentnych, ale staram się ich unikać jak mogę. Nie oszukuje się. Jakbym chciał mocno i tak nie dam rady całkowicie wyprać się z mojego wcześniejszego jestestwa. A na zostanie drzewem ambicji nie mam. Mimo, że kocham drzewa.
Nigdy nie przychodził sam. Dar. Przekleństwo. Natura. Czy jak kto to nazwie. Zazwyczaj pojawiało się w chwilach takich jak ta, spacerach takich jak ten. Samotnych. Kiedyś mi to uwierało. Starałem się blokować, dość skutecznie. Dziś... niezwykła przyjemność. Krótki moment pogodzenia się z samym sobą. Akceptacji wszechświata. To tylko kolejne argumenty za pustelniczym życiem. Izolacją.
Ostatnio w mieście byłem chyba z trzy miesiące... a niech mnie, znów o tym myślę.
Zamknąłem oczy na chwile. Spokój. Stabilizacja. Zewnętrzna i wewnętrzna. Kiedy je już otworzyłem... nie byłem na Prakith.

Nie czuje żwiru pod stopami. Ani powiewów wichru, który nim porusza. Nie jestem na zewnątrz. Pomieszczenie. Praktycznie idealnie sześcienne. Ascetycznie wyczyszczone z jakiejkolwiek instalacji. Staromodne, ciężkie drzwi. Przywodzące na myśl śluzę, przynajmniej fregaty. Wbite brutalnie, głęboko w betonowe ściany. Obdrapane, osmolone, brudne. Odwracam się.
Okno. Kwadratowe. Wpisujące się w konwencje pomieszczenia.
Stawiam pierwsze kroki ku niemu.
Smuga światła kuje czerń, rozrywając je jak żądło. Przy każdym kroku w powietrze wzbija się kurz.
Tak gęsty, że żądło na chwile wydaje się być zbudowane z jego drobin. Tandetny świetlisty pyłek.
Nie musze wyglądać przez okiennice aby wiedzieć gdzie jestem. To mój dom, młodości.
Sierociniec z tradycjami Iktotch. Zastanawiam się przez parę sekund dlaczego nie chcę wyglądać przez otwór w ścianie. Po chwili sobie przypominam. Jest skierowany na kamienny mur.
Podobno miał pomagać w medytacji…

Nawet nie zamknąłem oczu. Wszystko prysło. Jeszcze krok i jednak byłbym drzewem.
No albo przynajmniej elementem kamiennej lawiny.
Miałem ten fart zatrzymać się stopą na krawędzi urwiska, które opadało kilkanaście metrów w dół.
Zdaje się, że mało mnie to obchodzi. Faktycznie tak było.
Bardziej zaintrygowała mnie budowla, którą ktoś najwyraźniej starał się ukryć przed światem.
Przemysłowy kompleks, sześcienne budynki, mały murek. Byłem zbyt daleko aby się przyjrzeć dokładniej.
Nie chciałem wchodzić w niepotrzebną interakcję. Nie rozmawiałem z nikim od długich tygodni.
To nie była odpowiednia pora aby pod tym kontem miało coś się zmienić.
Zaskakujące, że mój umysł uruchomił się właśnie w tym miejscu… nigdy nie robił tego bez powodu. Nie jestem typem ciekawskiego gościa, a miałem dzisiaj wrócić do ciupy. Pora stąd zmykać.


***
-Odłóż broń skurwielu! Odłóż kurwa tą cholerną broń! Słyszysz?! –Darł się mój partner. Jego ton nie był zbyt przekonujący. Jakby sam miał wątpliwości czy te słowa w ogóle powinny wylecieć z jego ust.
To, że pracujemy razem od trzech lat nie miało z tym nic wspólnego.
-To coś nie będzie miało procesu w świetle prawa. –Chciałem tam stać. Chciałem do niego celować.
Moja ręka. Ciężar i metal blastera. Celownik. Punkt padania wiązki. Wycelowany w jego paskudną mordę. Powoli przestawałem ze sobą walczyć. Palec robił się co raz cięższy.
-Nie masz prawa decydować… -Głos mu drżał, słyszałem. Wiedziałem, że mówi to tylko po to aby sumienie w przyszłości go nie zżarło.
Jakieś durne ułudy, że zrobi wszystko co mógł. Potem da mi go zastrzelić. –Ja… wychodzę. Wezmę ludzi… trzeba posprzątać ten bajzel… -Niczym mnie nie zaskoczył.
Nie żeby to zdarzyło się kiedykolwiek wcześniej. On rozumiał, że tak trzeba.

Nic nie powiedziałem. Po prostu strzeliłem. Wszystko wokół jakby zwolniło.
Wiązka leciała tak wolno, że mogłem policzyć jej odpryski. Prosty, nieprzerwany lot. Po jednej trajektorii. Mogły minąć minuty, zanim strzał dotarł do celu. Tempo nie przyśpieszyło.
Mój mózg pozwolił mi oglądać każdy detal w spowolnieniu. To było nic po tym co znaleźliśmy w tym pokoju.
Obrazy przyszły momentalnie. Pamiętam tylko, że opadłem na kolana obok tego czegoś.
Tak, jakbym zrównał się z nim. Nie była to naturalna rozpacz.
O ile tak potężne konwulsje myślowe w ogóle można do tego porównać.
Nie było mnie. Nie istniałem przez ten, krótki moment. Byłem tylko naczyniem, w którym coś gotowano.
I to coś wystrzeliło jak gejzer. Wszystkimi możliwymi ujściami.
Obrazy. Dzieci. Bezbronnie poćwiartowane i poupychane w słoiki.
Makabryczny wernisaż z ciałek niedorostków. Kolekcja seryjnego mordercy.
Eksponaty nie były jednak najgorsze. One już nie żyły. Mały besalisk w piecu przerósł wszystko.
Zdawało się, że przeżywam tamte emocje znów. I znów. I znów. Wpadając w pętle własnych urojeń.
Widziałem małe, przypalone rączki. Ruszające jeszcze paluszkami.
Uciekające od gorąca, desperacko łapiące ostatnie powiewy chłodnego powietrza z zewnątrz.
Dół ciała praktycznie już nie istniał. Kości i popiół.
Czerń i osmolona biel. Oczy na pół ślepe. Mogły widzieć jedynie rozmazaną plamę.
Nie wiedząc, że przychodzi ratunek. O kilka minut za późno. Dzieciak wyzionął ducha.
Nic nie dało się zrobić. Tylko zakończyć wszystko raz na zawsze.
Jeden strzał. Pozostawił szczelinę.

***
Spadłem z materaca. Leżałem przez chwile. Patrzyłem w sufit. No w sumie to sklepienie jaskini.
Tylko czerń, bo nie mam światła w ciupie. Mija minuta. Błysk. Niebieski, krótki.
Zarysował w mroku kontur wszelkiej materii, którą zagraciłem jaskinie. Pełno części od droidów, statków. Sporo staroci. Trochę holoksiążek. Nic wartościowego. Większość znalazłem albo... pożyczyłem na dłużej.
Podnoszę się z dywanu. Patrze przed siebie. Zipią na mnie. Dwa zimne reflektory.
Oczy mojego kompana. Jedynej jednostki, z którą jestem w stanie normalnie rozmawiać.
Przez przypadek musiałem zbudzić POBa. Jedyną pamiątkę z dawnych lat, której nie umiałem się pozbyć.
Wymagał wiele wysiłku, aby pozbyć się z niego to co niewłaściwe. Protokoły oficjalne były strasznie męczące.
Na ironie, droid policyjny sprawia wrażenie bardziej żywego niż większość humanoidów tej wrogiej galaktyki.

-Ho, ho, ho! Doktorku, co tak hałasujesz! Nie widzisz pan, że śpię?! -Droid stał już w pionie, pełen gotowości. To mogło oznaczać tylko jedno. Za chwile zapanuje totalny chaos. Jedyna forma harmidru, leżąca w gustach.
-Nie dramatyzuj. Pi-Ou-Bi. -Maszyna zaskakująco szybko zbliżyła się do mnie. Dziobie mnie blaszanym paluchem w mostek.
-Nie dramatyzuj?! Widzę, że doktorek nie w sosie! Coś nie gra? Wydawało mi się, że pański humor poprawi się po wycieczce! Mam nadzieje, że zbiory złomu były owocne! -Obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Lokalizował swój stolik. Wgramolił się na stary stołek. Jedna z trzech nóg była za krótka, przez co sprawiał wrażenie bardzo niestabilnego. Bez ogródek zrzucił wszystko ze stołu. Mechaniczne łapska powędrowały do kredensu. Brzęk kufla i drewnianego kubka. -To co zwykle doktorku? -Nic nie odpowiedziałem. Nie musiałem.

Po minucie siedzieliśmy już przy stole. Ja z kubkiem gorącego kaffu. On z kuflem oleju. Uwalał nim cały stół. Rżnęliśmy w passaca. Stół też nie miał zbyt równych nóg. Gdyby odpowiednio nas wykadrować, można by odnieść wrażenie, że jesteśmy na jakimś promie wodnym. Swoją drogą, naszła mnie ochota na rejs.
Może następna podróż na jakąś wodną planetę? Kowbojskie kapelusze na pirackie. Papugę już wam. POB.
Nie znosiłem pasaca. Co innego POB. Robiłem to dla niego. Zawsze wygrywał.
-Miałem sen. -Podchodziłem do tego obojętnie. To nie pierwszy raz kiedy śniła mi się służba.
-Jasne, jasne! Ty znowu o tym! Ile ci razy mówiłem doktorku, że sny to tylko reakcje chemiczne... Cholera! Niech cie, znów mnie nie słuchasz! Nie ma się czym przejmować! Napijmy się, a nie! Tam zaraz o konkretach.
-Pi-Oł-Bi. Wyświetl zaktualizowaną listę części. -Nie dobrze. Statek wymagał jeszcze sporo pracy. Ciągnie mnie w inne miejsce, znudziła mi się ta planeta. Droid też już dostawał pierdolca. Przynajmniej jego program.
-Nie ma sprawy doktorku! Słuchaj! Bo my w końcu wydostaniemy się z tej planety? Bo tak wiesz, wszystko pięknie. Piasek, słonko, kamyki. Tylko, że mi się kurwa tutaj nudzi! -POB strasznie lubił udawać, że chociaż raz od czasu kiedy go zresetowałem był w mieście. -Moglibyśmy uderzyć w bary albo kto wie... może trochę pociupciać... -Głowa obróciła mu się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Zły znak.
Niebieskie światła w oczach zmienił kolor na biały. Przetwarzanie danych.
Po chwili znów zmiana na czerwony. Jeszcze gorszy znak. To nie zwierze.
Czasem odwiedzały nas raptory, ale nigdy ktoś...
-Dwóch intruzów. Uzbrojeni. Dwa blastery, niskiej klasy. Duże prawdopodobieństwo awarii. Zauważono broń do walki wręcz. Szacuje się wrogie zamiary. Prawdopodobny rabunek. Jakie są rozkazy doktorku? -Odpiąłem klamrę kabury, blaster leżał w dłoni jak ulał. Od lat. Poruszyłem się niespokojnie. To nie strach czy coś.
Nie chciałem go używać. Nikt nie musiał dzisiaj ginąć. To był dobry dzień.
Westchnąłem. Chwyciłem pewniej gnata i wsadziłem go pod stół. Czekałem.
-POB, wpuść. Pogadam. Zobaczymy. -Statek i tak jest ukryty w lesie. Wezmą nas za złomiarzy. Takich się nie rabuje. Wszystkie części do jego naprawy też, a i tak sporo brakuje. Nie odlecą. Znalezienie też wątpliwe.
-Ta jest, doktorku. -Droid poczłapał do drzwi. Stanął w nich. Diody mrugnęły, zmiana na niebieski.
Czekaliśmy chwilę. Korytarz do jaskini był długi. Ktoś musiał zawędrować tutaj przypadkiem.
Nikt nie miał powodów aby mnie szukać. Nikt nie miał powodów aby wiedzieć o moim istnieniu.
Dziwnie się czułem.
Coś pod czaszką mówiło mi, że zbliża się coś nieznanego. Jakieś zimno. Jakaś cisza. Pustka.
To pewnie nic ważnego. Może to nie POB dramatyzuje? Świetlik droida lekko błysnął, znak. To już.

Głośny huk. Zanim droid jakkolwiek zareagował poleciał na ścianę razem z drewnianymi drzwiami.
Ładunek kinetyczny. Mały, mnie nie sięgnął. Siedzę zbyt po boku. Biedny metalowy gaduła.
Wymontowanie protokołów, nieco go wykastrowało pod względem awantur.
Na swój sposób to było całkiem urocze. Był niemal jak dziecko, które lubił popisy.
Nic blaszakowi nie będzie, naprawi się go. Małe zmartwienie.
Byłem całkowicie spokojny. Rozluźniłem mięśnie, napinając tylko te, których potrzebowałem na wszelki wypadek. Dym opadł, a do wnętrza weszło dwóch jegomości. Komicznie podobnych.
Dziwne stroje, jakby utkane ze szmat. Popularne na tym globie. Maski na twarzach. To już mniej.
Ponownie obie podobne. Nawet kolorystycznie. U pasów wibroostrza, a w rękach blastery.
Dość stare, dawno takich nie widziałem. Pewnie z czarnego rynku. Wyglądały jakby miały się rozsypać.
Na pewno spusty chodziły wolniej niż w moim. To nic, nie chciałem go używać.
Dobry moment aby się przywitać.

-Przeszukajcie jaskinie, nie ma tu nic wartościowego. Nie będziemy stawiać oporu...
-Zamknij się Jedi! Przyszliśmy tu po ciebie! -Coś było w głosie tego faceta. Mimo, że nie widziałem jego twarzy, umiałem rozpoznać taki typ człowieka. Sadysta albo socjopata. Może jedno i drugie... znajome.
Od razu wiedziałem, że nie mam do czynienia z rzezimieszkami. Mięśnie ręki z giwerą spięły mi się jak cholera. Postaram się ich nie zabić... Dziś nikt nie umrze.
Obiecuje to sobie.
Zaraz jak on się do mnie odezwał? Teraz poczułem zdziwienie. Nie małe.

-Słyszałeś Jedi! Śledziliśmy cię od bazy! Spacerków się zachciało, co?! Mistrz szczodrze nas nagrodzi! Co tak ci morda opadła! Pha! Ha! -Ten drugi, wyglądał prawie identycznie. Nie tylko wizualnie, nie... mam na to słowa. To się po prostu czuło. -Podnoś dupę, bo nikt nie powiedział, że musimy wynosić cię żywego! -Zasyczał niezwykle jadowicie.

-Intruzi! Precz z łapami od doktorka! Ahoj! Teraz zatańczymy dzieweczki! Pokaże wam jak to robiliśmy na tatooine! Gdzie jest mój kapelusz! Cholera! - POB właśnie wygrzebał się w połowie spod drzwi. Na chwile rozproszył gości. Odruchowo wycelowali w stronę robota.
Kopnąłem w stół. Olej w kuflu chlapnął w stronę stóp opryszków. POB oberwał, ale zdążył wystrzelił wiązką paraliżującą. Wyładowanie elektryczne napotkało kamień, podłoże jaskini. Iskra.
Nie lubię zapachu palonego mięsa. Wcale go nie jadam.
Stół podciął jednego. Przewrócił się, umazał w cieczy i zapłonął jak pochodnia.
Wybiegł wejściem, którym wszedł. Drugi gasił właśnie stopy. Zdzieliłem go kuflem w łeb.
Nie był już problemem.
Problem był inny. Ogniem zajęła się cała ciupa. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze. To było wspaniałe miejsce.
Bagaż podróżny nie był jeszcze rozpakowany. Sprzęt podróżniczy był gotów. Zawsze był.
No może trochę kaffu brakowało. Chwyciłem za skrzynkę pod tapczanem, wsadziłem ją za pazuchę.
Szczerze to POB nie był jedyną pamiątką, mam jeszcze kilka... pozwoleń i odznak...
Szybko owinąłem kark i szyję fikuśnym ponczo. Kapelusz. Jeszcze tylko POB...
Nie pieprzyłem się. Jak mawiają gbury. Nie było czasu by go odkopywać albo wynosić.
Wyrwałem mu po prostu części niezbędne do zachowania jego systemów i programu.
Maszynę można zbudować od nowa.
Mało czasu. Długi płaszcz świetnie ochronił mnie przed ogniem. Kiedy wychodziłem, znalazłem drugiego. Znów to samo. Nie chciałem nikogo zabijać. To nie był dobry dzień.
Gorzej trochę, że jakoś obeszło mnie to bokiem. Zastanawiałem się co to wszystko miało znaczyć.
Jedi?! Jaki Jedi. Jaka baza?! W co ja i jak się wpakowałem?! Szybkie oględziny spalonego trupa.
Datapad. Potem to sprawdzę. Musze zniknąć.

***
Jestem gdzieś na skarpie. Las deszczowy został za mną już daleko. Kilka kilometrów.
Tutaj na pustkowiu nikt nie powinien mi przeszkadzać. Gdzie ja miałem ten datapad?
O tutaj. Hmm...
Brak dostępu. Zawartość broniona hasłem. Gizkowa noga, no.
Prawie żadnych danych, zaraz... nawigacja, tak... trasa ostatniego lotu. Tu ją włączyli.
Zaraz. Jakieś trzy kilometry od mojego wczorajszego noclegu... gdzie ja... byłem...
Kompleks przemysłowy... Nie podoba mi się to.
Jaki Jedi? Co oni gadali? Nic nie rozumiem. Zupełnie nic.
O co tu do stu rancorów chodzi?

g. Autor: Ja


4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze?
Szukam rozgrywki RP. Chciałbym znów wejść do przesyconego klimatem świata, który udało się wam stworzyć. Wspominam go niezwykle dobrze i często łapie się na tym, że mi go brakuje. Chciałbym znów być ziarnkiem w przygodach i społeczności, która istnieje w waszych (może niedługo znów i naszych) wyobraźniach. Nie ciągnie mnie do samego OJP jako silnika gry, aczkolwiek zawsze to był miły dodatek, który dawał wiele frajdy. Bo tak na dobrą sprawę, to nawet gdyby szlaki były tylko PBFem (sesją na forum) to i tak bym się zakochał w prowadzeniu świata przez tutejszych "Mistrzów Gry". Trochę moja odpowiedź jedzie wazeliną, ale nie pisze tego wszystkiego aby wam słodzić. To moja faktyczna opinia.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji?
Wpadłem na was przypadkiem przeglądając internet.
c. Jakie zdolności możesz zaoferować organizacji?
Powiedzmy, że dobrze rysuje. Nie wiem na co to może się przydać. Maluje (farbami) też nieźle, nawet lepiej chyba niż to pierwsze, ale to jakoś średnio może się przydać tutaj. Ogarniam większość programów z pakietu Adobe. Głównie photoshopa i premiere pro. Tylko, że strasznie nie lubię grafiki komputerowej jako "twórca". No i chyba pisze znośnie. A i ... nazwę to "ogólnymi zasadami kompozycji i dizajnu"... w tym jestem szczerze dobry. Nieskromnie mówiąc.
Awatar użytkownika
Siad Avidhal
Były członek
Posty: 1878
Rejestracja: 15 lip 2010, 10:20
Nick gracza: Vinax

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Siad Avidhal »

Jakże mielibyśmy Cię nie pamiętać :) Bardzo podoba mi się aspekt wplecenia naszej prywatnej historii. Widać, że była dla Ciebie dość interesująca, utkwiła Ci po tym czasie do dziś w pamięci... Przynajmniej poszczególne wątki, które - moim zdaniem - dość fajnie wplotłeś. Nie widzę pod kątem fabularnym niczego, do czego mógłbym się jakoś przyczepić. Sam zamysł i styl, którym napisany został tekst w odczycie są bardzo przyjemne, przez formę ich skonstruowania (do pewnego momentu) - dynamika, refleksje samego bohatera ujęte w narracji... Ja osobiście bardzo lubię takie formy. (Chociaż z drugiej strony tego typu narracje połączone z "gliną po przejściach" - cóż... Cholernie popularne. Niemniej jest to tylko i wyłącznie takie moje drobne, luźne spostrzeżenie.) Co mnie irytowało, kiedy to czytałem... Na pewno nieco nieumiejętnie skonstruowane dialogi, w których czasem odnosi się wrażenie, że nie wiadomo kto mówi do kogo. Sama ich budowa jest po prostu kulawa... Włącznie z samym użyciem myślnika jako znaku interpunkcyjnego, który ten dialog rozpoczyna lub kończy. Za dużo krótkich zdań. Chciałeś zbudować swoisty "klimat" tego typu krótkimi, wymiennymi zdaniami i udało Ci się... Jednak czasem zwyczajnie tworzyły lekki chaos. Kolejna rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to dziwna tendencja do robienia z jednolitego tekstu wiersza. Niezbyt wiem co ma na celu w Twojej historii zabieg 1 zdanie = 1 linijka. Wracając do treści - podoba mi się jeszcze realizm. Widać, że postać ma tam swoje jakieś przemyślenia, że coś tam się w niej z historii odbija pod wpływem jakichś wydarzeń et cetera. Tyle z mojej strony . Podanie oceniam pozytywnie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Zosh Slorkan
Rycerz Jedi
Posty: 571
Rejestracja: 16 wrz 2013, 21:33

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Zosh Slorkan »

Ja powiem tak, dla mnie wszystkim, czego mi potrzeba, żeby dać głos za, jest ta część z kultystami. To dla mnie stuprocentowy dowód, że masz po co tutaj wracać. Co tu mówić, zamiast wykorzystać przeszłe wątki, wrzuciłeś własny, "autorski" motyw z postaciami z kampanii Barta i w 90% wypadków wymagałoby to usuwania albo przerabiania. A u Ciebie widać, że się w to wgryzłeś i RP to dla Ciebie o niebo więcej, niż rpiarski gameplay z opisowymi akcjami na "slow motion" i kto komu jakie dał rany. Dialogi dokładnie w stylu pierwszych kultystów z wątku jakie zapamiętałem i stworzyłeś ich tak, jakie pokazywali talenty, metody i zachowania, o których nigdy w RP albo sprawozdaniach nie pisano w punktowej liście łopatologicznej, tylko... albo ktoś te rzeczy zauważał i łapał, albo nie. Ty zauważałeś i łapałeś i to totalnie i to tutaj widać. Za samo to masz moje absolutne "za", bo to jest podejście do gry, które dla mnie jest najcenniejszym, co można mieć, żeby ta gra miała prawdziwy klimat i tyle.

Co do spraw językowych, budowy i tak dalej, nie ma mowy, żebym dodał tu coś mądrzejszego niż Siad, tylko się pod tym dopisuję. Bubli językowych tutaj trochę jest, nawet ja to widzę (a piszę "rzemieślniczo" i uważam, że poza poprawnością i czytelnym przekazem do rp nie trzeba nic), no i forma bywała wnerwiająca, ale to nic.

Postać wygląda na bardzo fajną i ciekawą, pokazałeś w tekście, że ma naprawdę ciekawy i bogaty mózg, ale niczego tu nie opisałeś w łopatologicznej formie wyrzucającej jakieś cechy czarno na białym. Tekst pokazuje to, co najważniejsze, czyli że coś siedzi za postacią, jej metody myślenia, "sposób rozumowania". Jeśli chodzi o wszystko, co dla mnie cenne w szlakowym RP, to podanie to totalne 10/10. Głos ZA.
Obrazek
Awatar użytkownika
Alain Xeren
Były członek
Posty: 65
Rejestracja: 30 sty 2014, 17:48

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Alain Xeren »

Siad opisał wszystko, na co warto zwrócić uwagę i opisał to lepiej, niż ja mogę. Zgadzam się z jego słowami, w całej rozciągłości.

Osobiście ja też byłem w pierwszej kolejności pod wrażeniem motywu kultystów i udowodnionego spojrzenia na RP, które doskonale opisał Fenderus. Widać, że wczytujesz się w całość budowy postaci i świetnie rozumiesz nieprzewidywalny kontrast prymitywności i przebiegłości członków kultu i pozostałe kwestie. Ktoś z takim spojrzeniem, musi tutaj grać, nawet, gdyby nie umiał pisać. : )

ZA
Ukryte:
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2168
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Ashtar Tey »

Powiem krótko - to zdecydowanie jedno z lepszych i ciekawszych podań jakie czytałem. Mimo, że nie zawsze poprawny, Twój wyrazisty i mocny styl jest strasznie klimatyczny i pozwala świetnie wejść w historię postaci. Widać olbrzymi talent i zacięcie do pisania opisów, dawno nie we widziałem tak dobrych. Sama postać oraz jej historia przykuwają uwagę i momentalnie budzą zainteresowanie, choć liczyłem na jakieś wyjaśnienie pierwszej części, która w kontekście całości wydaje się zupełnie oderwana i niezrozumiała. Być może nie zauważyłem jakiegoś powiązania, ale jeśli było, to trudne do wykrycia.

Z innych błędów mogę jedynie powtórzyć poprzednie uwagi - trochę błędów ortograficznych czy dziwnych przecinków, ale nie wybijają z rytmu czytania i nie rażą jakoś specjalnie. Podanie jako całość broni się samo i sporadyczne mankamenty nie są w stanie tego zmienić.

Jestem jak najbardziej za.
Awatar użytkownika
Elia
Mistrz Jedi
Posty: 2638
Rejestracja: 03 lip 2011, 14:29

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Elia »

Bardzo dobre podanie. Początek mnie zmęczył, ale im dalej, tym lepiej - być może Tobie obrana forma przychodziła coraz lżej, być może to ja wpadłam w Twój rytm. Dość powiedzieć, że całość zostawia bardzo dobre wrażenie.

Twoja postać emanuje realizmem. Zręcznymi opisami i tym nieco brudnym, urywanym, potykającym się stylem oddałeś prawdziwą, wiarygodna osobę, a w zasadzie dwie - droid mógłby z powodzeniem robić za pełnoprawną postać. O samym wykorzystaniu szlakowych motywów nie muszę w zasadzie niczego więcej pisać, Fenderus powiedział wszystko, co powinno być powiedziane. Właśnie takich osób jak Ty tu potrzebujemy - potrafiących wyłowić ten klimat, zrozumieć go i bawić się nim. Po to własnie gramy i to nas najmocniej nakręca.

Być może wychodzę przed szereg, ale jak można mieć wątpliwości? Witam na pokładzie - ponownie : )
Obrazek
Awatar użytkownika
Rada Jedi
Posty: 471
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47

Re: Podanie - Bar'a'ka

Post autor: Rada Jedi »

Podanie otrzymało 4 głosy pozytywne - aplikacja zostaje zaakceptowana.

Kandydat otrzyma dalsze instrukcje poprzez wiadomość prywatną na forum, wraz ze wszystkimi niezbędnymi szczegółami.
Obrazek
Zablokowany