Ataarf'avn'nthrw - Zatwierdzone
: 26 cze 2022, 0:08
1. Informacje bazowe
a. Imię: Filip
b. Wiek: 26
c. Zainteresowania/Hobby: Głównie sport, jazda rowerem po lasach i górach, ale w piłkę nożną też lubię pograć. Oprócz wysiłku pasjonuje mnie fotografia, której się oddałem podczas kursu :)
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Jestem spokojną osobą, która ceni sobie szczerość przede wszystkim. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie pozjadałem wszystkich rozumów świata, więc przyjmowanie krytyki nie jest dla mnie formą jakiejkolwiek obrazy, tylko pomocy przez bardziej doświadczone osoby, pod warunkiem że faktycznie się ktoś zna :D Bardziej stawiam na swój własny spokój, niż na konieczne udawadnianie swojego stanowiska.
e. Nazwa konta Steam: https://steamcommunity.com/profiles/76561199354754946/
2. Scena RP/RP w JK3
a. Formy rozgrywki: Nigdy nie grałem w gry RP z innymi przez internet, jedynie zabawa figurkami z kuzynami :D
b. Organizacje/Grupy: -
c. Staż: -
d. Powód zakończenia gry: -
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Ataarf'avn'nthrw
b. Wiek: 27
c. Pochodzenie: Arkania
d. Rasa: Chiss
e. Wygląd: Wysoki mężczyzna, ze smukłą sylwetką. Posiada dosyć kobiecą twarz, wyjątkowo kościstą i szczupłą, wyraźne linie żuchwy oraz lekko szpiczaste kości policzkowe sprawiają, że Chiss wygląda wręcz jak model. Jego oczy są bardzo duże, a mieniące się swą szlachetną czerwonością, można odczuć wrażenie, że spojrzeniem prześwietla swojego rozmówcę na wylot. Dłuższe ciemnogranatowe włosy, zawsze przylizane do tyłu przy pomocy odpowiednik kosmetyków, nadają mu niesamowitej elegancji. Ludzie określają głoś Chissa jako ''przepalony'' i dosyć chropowaty. Uboga mimika twarzy nie pomaga mu w kontaktach z innymi.
f. Historia:
Wpatrując się w jeden punkt na pewno zauważy, że mnie tu nie ma. Grunt, że pozwolił mi zapalić. A gdybym wtedy zareagował inaczej? Spokojniej? Kocham ją. Ta terapia jest tylko i wyłącznie dla Ciebie Veyik... Jak ja sobie bez Ciebie poradzę dziewczyno? Ugh, co? A. Zielona dioda, koniec terapii.
W drodze powrotnej od psychologa zawsze zastanawia mnie po co mu płacę, miałem czuć się lepiej a nie ma żadnej poprawy, te płyny, które mi przypisał tylko tłumią to wszystko. Może o to w tym chodzi? Nie mam czuć się lepiej tylko mam płacić za godzinę siedzenia z kimś i płacić za lekarstwa? Ciekawe czy ma podpisaną umowę z tą firmą. Gdzie to ja mam... Ah papieros się jeszcze ładuje, niech to. Muszę sprzedać ten śmigacz, to był nasz pierwszy zakup. Na co nie spojrzę to mi się z Tobą kojarzy... Veyik. Kiedyś lubiłem latać do muzyki, teraz wolę ciszę. Choć może wmawiam to sobie na siłę... Po prostu wolę nie słuchać muzyki, sam.
Zakupy zrobione, ubranie przygotowane, no dobra to włączę coś na datapadzie i się kładę, jutro od rana do portu po pana Huna i z tego co kojarzę to na kilka spotkań trzeba go będzie zawieźć, w tym do stolicy.
Tylko jeszcze zapalę. Ah, gdzie on jest? Cholera, musiałem zostawić urządzenie w śmigaczu, walić to.
Z panem Hunem ciężko się rozmawia, chociaż bardziej jest to jego monolog o podróżach dyplomatycznych i o kolekcji jego alkoholu, czasami mam wrażenie że ta praca nie polega na byciu jego pilotem, a słuchaczem. Dopóki nie przeszkadza mu moje palenie i się wypłacają to może być. Na początek, później może złapie się czegoś innego... Tylko po co? Wcześniej zbierałem na nasz dom, Veyik... Na nasze dzieci i marzenia, po co mi są teraz kredyty? Nie myśl o tym, nie myśl o tym, nie myśl o tym.
Nie chce mi się. Mam to wszystko gdzieś, po prostu mi się już nie chce... Nawet do głupiego sklepu nie wyjdę, nie bez Ciebie... Odezwij się do mnie, błagam. Zresztą... Mhm, zapale, włączę coś na datapadzie i do spania.
Czy tak to ma wyglądać? Po to rodzice zainwestowali w moje wykształcenie? Ojciec zagwarantował mi tą pracę, miałem się wykazać, ale co ja mogę zrobić skoro mam tylko pilotować prywatny transportowiec pana Huna? Jeszcze dzisiaj ta terapia. Kiedy mi minął ten tydzień? Chwila, dwa tygodnie! Spotykamy się przecież już raz na dwa tygodnie. Monotonność nie bierze jeńców.
Dobra, to zmieńmy coś, pojadę dzisiaj do rodziców po pracy, jeśli wrócą wcześniej z laboratorium to wspólnie coś zjemy, zadzwonię do nich jak odstawię pana Huna na obiad.
Ciekawe czy dalej czują się niezręcznie rozmawiając o moich prawdziwych rodzicach. Mam nadzieję, że daje im odczuć komfort, wszystko już dawno przetrawiłem. Zresztą, też nie była to jakaś powalająca wiedza z ich strony. Ponoć moi prawdziwi rodzice zaginęli podczas prowadzonych badań, a mnie na statku odnalazła właśnie ekspedycja z centrum badawczego laboratorium, w którym pracują moi obecni rodzice. Heh, obecni rodzice... Jak to w ogóle brzmi. Choć jakbym ich nie nazwał są i zawsze byli dla mnie kochani, dali mi dach nad głową, zapewnili wysoką edukację i możliwości.
Będąc u rodziców zawsze staram się wyglądać przyzwoicie, kładą na to duży nacisk. Pewnie dlatego sam lubię dobrze wyglądać, ale bardziej od wyglądu lubię ich słuchać, dwójka uczonych Arkanian, bardzo ich szanuję za to czego mnie nauczyli i jak to mawiał mój psycholog, że ''dali mi prawdziwą rodzinę''. Kiedyś dużo myślałem nad tym co by było, gdybym trafił na Csillę, jakbym się tam odnalazł, kim bym był. Na Arkanii czuje się dobrze, jestem w porządnym otoczeniu, tylko te miasto... Tak bardzo kojarzy mi się z Tobą, Veyik. Może lepiej będzie się przeprowadzić? Tylko gdzie? Do Adascopolis? W sumie oprócz jednego wieżowca to więcej nie zwiedziliśmy razem. Być może to jest jakiś plan, o... datapad. Veyik?! Odtworzę jak wyjdę. Może chce się spotkać? Pogodzić i wrócić do mnie? Nie mogę wysiedzieć.
Położyłem głowę na kierownicy, co mi więcej pozostało... Nie chcesz mnie znać. Jesteś miłością mojego życia! Nie znajdę już nigdy nikogo takiego, co z tymi wszystkimi planami? Co z dziećmi, z marzeniami by zwiedzić jak najwięcej planet. Pieprze takie życie. PIEPRZE!
Poleciałem do miejsca w którym razem mieszkaliśmy, wjechałem na najwyższe piętro i usiadłem na oknie.
Nogi zwisając momentalnie stały się niesamowicie ciężkie, złapałem się poręczny od okna oraz ogromnej barierki na której usiadłem. Zaczęło mnie ściskać od środka.
Tyle razem przeżyliśmy i co? Zmienie się, otworze, przestane się doszukiwać we wszystkim sensu i analizować po tysiąckroć... Choć dla Ciebie jest już za późno. Zostałem sam. Obiecaliśmy sobie wspaniałe życie... KURWA NIE CHCE ŻYĆ BEZ CIEBIE!
Wpatrując się w dół przeniosłem drugą rękę na barierkę, wystarczy się odepchnąć. Zacząłem głośniej oddychać, moja klatka piersiowa nadymała się jak nigdy, moje serce zaczęło walić jak głośnik w śmigaczu. Nawet papieros smakował inaczej, intensywniej. Wyrzuciłem go. To przez nasze rozstanie zacząłem palić, teraz już mi się nie przyda...
Zamknąłem oczy starając się przypominać sobie te wszystkie wspólne chwile, to co razem przeżyliśmy. Jeśli nie mogę z Tobą spełnić tych wszystkich planów, to straciłem wszystko, nie mam już nic, nikogo kto mnie pokochał tak jak Ty...
Napiąłem mięśnie aby się odepchnać, oczy zacisnąłem tak mocno, że aż czułem jak zaczynają mnie boleć.
Ból, za chwile będzie po wszystkim, za chwile nie będe musiał tkwić w tym świecie pozbawionym sensu.
Zacząłem głośno oddychać, a raczej sapać. Czemu nie mogę się odepchnąć? Ja chcę. Już, już... JUŻ! Co? Odwróciłem głowę za siebie...
Ugh... Jak? Co? Moja głowa. Ahhh...
Musiałem stracić na chwilę przytomność i na moje szczęście odwracając głowę pochyliłem się w stronę pomieszczenia, gdzie po chwili leżałem na ziemi z małym rozcięciem na czole. Co to było? I-i kim była ta kobieta? To nie była Veyik... Miała zbyt drobną twarz, ale... Kto to był? Co to było do cholery? Muszę zapalić, a no tak.
Wstałem po chwili, wyjrzałem tylko przez okno, które miało być moją wyskocznią w strone śmierci. Odetchnąłem z ulgą, choć serce dalej biło jak szalone, a nogi były jak z waty. Poczułem spokój. Zjechałem na sam dół budynku, dookoła mnie była masa ludzi, ale nie mogłem się na nich skupić, wszyscy w pośpiechu szli w swoją stronę, a ja co jakiś czas wpadałem na kogoś. Nie potrafiłem się ogarnąć, otrząsnąć co się stało. Usiadłem w śmigaczu i spędziłem tam kilka godzin, starając się odtworzyć wszystko co się działo. Przy okazji udało mi się odnaleźć wcześniejszego papierosa elektrycznego, założyłem zielony ustnik. Smak dzikiej mięty z Ryloth, bardzo ostry, ale nie czułem nic, moja głowa była zbyt zajęta odtwarzaniem całej sytuacji. Ta kobieta, czy to był jakiś duch? Czemu pojawiła się w mojej głowie i to w takim momencie. Muszę się skupić, może uda mi się dokładniej przypomnieć jej twarz. Nie była Arkanianką z całą pewnością, miała drobną, delikatną twarz, choć była ona w pewnym sensie poszarpana, wybrakowana, brązowe włosy, no dalej, no dalej co tam było jeszcze... O! Czy to było... Tatooine? A może Jakku? Nie, wydawało się zbyt ciemno, cholera sam nie wiem.
Głowa mnie boli, muszę dojść do siebie jak najszybciej i wrócić do domu, do rodziców, ale nie mogę im powiedzieć, będą zadawać za dużo pytań.
Ten wieczór był dla mnie bardzo ciężki jak również przełomowy. Opieka medyczna była u nich momentalnie, zajmując się moim małym rozcięciem.
Dla swojego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa pana Huna, musiałem poprosić jutro o zmiennika, zresztą nie tylko to było powodem. Cały czas zastanawiałem się nad tym co się wydarzyło, w HoloNecie było od groma treści na ten temat. Duchy pradawnych Arkanian, czarodzieje rzucający klątwy, Zakon Jedi manipulujący umysłem, a może choroba umysłu związana z przebywaniem poza Csillą? Nie umiem przypomnieć sobie wszystkich tytułów, które miały głupsze nagłówki albo bardziej pogmatwaną logikę, ale nic mnie nie usatysfakcjonowało. Choć cały ten czas nie czułem strachu, wręcz byłem spokojny, miałem czystszą głowę, było mi zadziwiająco lekko...
Jedyną osobą, której o tym opowiedziałem był psycholog, co prawda nie wspomniałem mu, że zdarzyło mi się to przy próbie samobójczej, bardziej że przy zagrożeniu życia. Uznał, że to stres, padłem ze stresu, a ta niewyraźna kobieta to mógł być ktokolwiek kogo widziałem wcześniej, nawet podróżna z którą mogłem się wymienić spojrzeniami. Mylił się... Ja czułem, że znam tą kobietę, wiedziałem kim ona jest. Cholera, popierdolone jest to wszystko... Żałuję, że straciłem czas na tłumaczenie mu tego. Nigdy więcej tu nie wrócę, strata kredytów.
Kolejne miesiące były dosyć ciężkie, te przypadłości pojawiały się raz na tydzień, a jedynym zapalnikiem tego było moje tragiczne samopoczucie. Zauważyłem, że mając straszny mętlik w głowie i silne emocje w sobie zawsze wywoływałem twarz tej kobiety, tej niewyraźnej postaci która była dla mnie mistyczną wręcz zagadką. Dlaczego ona? Kim jest? Po co mi się "pokazuje"? Zacząłem wpadać w małą paranoję, jednak nie to było momentem przełomowym, tylko wypadek...
HoloNet buczał od wiadomości na temat wojny z Yuuhzan Vongami, na każdej stacji słychać było statystyki oraz akcje militarne wojsk z różnych układów. Tego dnia obchodziłem również urodziny, chociaż wątpiłem że była to prawdziwa data, przecież moja rodzina zastępcza mogła ją zmienić, ale mniejsza z tym... Dostałem życzenia urodzinowe od Veyik. Kurwa, akurat jak zaczynałem dochodzić do siebie, akurat jak coraz bardziej upewniałem się, że tak musiało być, a teraz ponownie rozbudzone nadzieje, przecież się odezwała i to pierwszy raz od tamtej wiadomości.
Byłem strasznie rozkojarzony, głowa pulsowała mi niemiłosiernie. Zacząłem sobie nakładać do głowy za dużo informacji, za dużo chaosu, za dużo... Stało się. Zasłabłem.
Otworzyłem oczy widząc jedynie uszkodzony przód transportowca i uszkodzenia na frachtowcu przede mną.
Postarałem się jak najszybciej otrząsnąć, ochrona pana Huna jak i on sam sprawdzili mój stan, a później wyszli skonfrontować się z pilotem, z którym się zderzyłem. Masakra... Na moje szczęście koszty naprawy maszyn nie były przytłaczające dla takiego biznesmena jakim był pan Hun, jednak musiałem ponieść konsekwencje... Dał mi kilku tygodniowy, bezpłatny urlop, który później zamienił się w zwolnienie. Cóż, nie ma miejsca na błędy.
Jednak ku mojemu zdziwieniu, moje zmartwienie dotyczyło nowej postaci w moim śnie, wizji, nawiedzeniu i był to Aqualish, podobnie ubrany do tajemniczej kobiety z którą rozmawiał. Niestety nie mogłem ich usłyszeć, ale wiedziałem że rozmawiają pomimo tego że ich twarze były dosyć rozmazane, choć kobiety zdecydowanie mniej niż za pierwszym razem. Mogłem o wiele wyraźniej dostrzec jej zranioną twarz oraz brązowe włosy, spięte w kucyk.
Czułem się w tym wszystkim cholernie samotny, nie mogłem nikomu powiedzieć i nie chodziło mi o wykluczenie, albo że ktoś zacznie mnie oceniać, czułem się tak całe życie wychowując się na Arkanii. Teraz czułem, że straciłbym czas, że oprócz naszej trójki nikt tego nie rozumie. Chwila, naszej trójki? Czy ja już zacząłem uważać swoje urojenia za swoich kompanów? Świetnie...
Okres kiedy zostałem bezrobotny przesiedziałem prawie w rodzinnej biblioteczce lub biegając. Postanowiłem walczyć z tymi "wizjami", postarać się oczyścić moją głowę, mniej myśleć, mniej zadawać pytań i nie szukać odpowiedzi na siłę. Nauka języków oraz czytanie biografii sławnych postaci przynosiło ukojenie, ale to podczas wysiłku fizycznego czułem się całkowicie odcięty od wszystkiego.
Skonstruowałem swojego papierosa elektrycznego, bez konieczności tak częstej wymiany ustnika, dodałem do niego też małą rzecz, a mianowicie po wzięciu bucha mogłem wypuścić dym, który był również uspokojeniem dla moich oczu. Natomiast typową kwadratową ładowarkę, zamieniłem na malutki czip, który za pomocą prawidłowego uruchomienia potrafi naładować moje urządzenie. Co prawda nie była to może broń, która pokonałaby Yuuhzan Vongów, ale czułem dumę, lubiłem coś budować. Czemu wcześniej się tym nie zająłem?
Dzięki pracy nad sobą wizje nie były już tak dokuczliwe, dalej się pojawiały ale chyba udało mi się to wytłumić, przynajmniej tak myślę, ponieważ pojawiały się już tylko podczas snów i to też rzadziej. Natomiast zacząłem dostrzegać coraz więcej osób i to też zawsze z tą kobietą i też rozmawiali chociaż ich nie słyszałem. Zapisywałem sobie ich na swoim datapadzie, był to kel dor, rodianin, chiss, możliwe że to byłem ja, dwie osoby z jakimiś chyba opaskami na twarzach, jedna kobieta z czarnymi włosami i drugi mężczyzna z bujną brodą, był tam też człowiek albo arkanin, chociaż śnieżnobiałe włosy mógł mieć każdy kto je przefarbował. Zawsze stali na pomarańczowym tle, wśród wzgórz, ale nie umiałem sobie powiedzieć jaka to była planeta, to mogła być nawet jakaś fantazja, którą tworzyłem sobie w głowie. Nie umiałem tego logicznie wytłumaczyć oraz połączyć kropki, nie kojarzyłem takiej grupy wśród swoich znajomych czy też przyszłych pracodawców...
Kiedy wojna z Yuuhzan Vongami nasiliła się, a ja trochę opanowałem zgłosiłem się na ochotnika do floty. Dzięki mojemu wykształceniu oraz znajomości rodziców, ominęła mnie sterta badań jak i masa szkoleń.
Brałem udział w kilku bitwach jako pilot myśliwca i z całą pewnością mogę przyznać, że ktoś nade mną czuwał, być może Alia? Tak nazwałem tą kobietę ze swoich snów, czy tam wizji. Udawało mi się wychodzić cało z walki, choć częściej tez byłem przydzielany do eskorty.
Wizje, które pojawiały się podczas okresu wojennego były zmienne, niektórych postaci już nigdy nie zobaczyłem, ale miałem też okazję poczuć radość, pierwszy raz coś poczułem i to było niesamowite. Podczas tej wizji zobaczyłem małe zawiniątko w rękach kobiety z czarną opaską na twarzy, prawdopodobnie to było dziecko jej i tego blondyna, nazwałem ją mała Alia - nigdy nie byłem zbyt kreatywny.
Podczas swojej służby, w wielu garnizonach mówiło się o Jedi, przeróżnych, uznałem że to dobry punkt zaczepny, aby skonfrontować z kimś swoje sny i wizje, psycholog wojskowy od razu by mi kazał wracać na Arkanie i zakończyć służbę, co nie było dla mnie żadną opcją, ale Jedi... Wielcy wojownicy, mędrcy znający każdą odpowiedź, istoty wręcz boskie. Oni muszą wiedzieć co się ze mną dzieje, ponieważ te same wizje są przy mnie przez lata! Zawsze jednak nie miałem okazji spotkać jakiegoś wojownika, a sam też nie miałem tyle czasu aby poszukać jakiegoś, zresztą w środku takiej wojny, myślę że istota odpowiedzialna za ratowanie naszych planet nie będzie w stanie poświęcić mi 5 minut, a co dopiero kilku godzin na moje urojenia.
Pomysł na moje skontaktowanie się z Jedi zniknął, razem z wojną, która wreszcie dobiegła końca. Ile form życia ucierpiało, ile światów zostało zdewastowanych i zniszczonych, nikt tego nie zliczy, ale ja szczyciłem się tym, że miałem wpływ, cokolwiek nie robiłem było to dla nich wszystkich, dla osób, które nie miały odwagi lub nie mogły stanąć do walki. Czułem się dumny z siebie, wreszcie ja sam zacząłem siebie lubić i doceniać.
Moje wizje również nieco się zmieniły... Tło tych głuchych rozmów było inne, jaśniejsze, dookoła widać było wodę, lasy, góry, a Alia wyglądała znacznie lepiej, jej twarz była piękniejsza i wyraźniejsza, jednak wciąż była to dla mnie obca kobieta, chociaż z drugiej strony ona jedna trwała przy mnie tyle lat razem z jej przyjaciółmi... Chociaż od dłuższego czasu nie widziałem już aqualisha oraz chyba siebie, chissa. Kobieta z dzieckiem również stała mi się bardziej przyjazna, dostrzegłem nowe rzeczy, jak na przykład fakt, że opaskę miała tylko na oczach i była dosyć blada, ciekawie to współgrało z jej czarnymi włosami. Niestety jej męża, też nie widziałem już od dłuższej pory, za to postać mężczyzny ze śnieżnobiałą czupryną oraz zarostem stała się też bardzo wyraźna, nie miałem żadnych wątpliwości że był z Arkanii, tylko teraz narodziło się pytanie - czy ja go znam? Wychowywaliśmy się na tej samej planecie, to może być każdy. Czy o niego od początku chodziło? Arkania... I kim był ostatecznie ten chiss? Czy to byłem ja? A może mój prawdziwy ojciec? Może brat? Znowu zaczęło we mnie narastać mnóstwo pytań, ale na szczęście pomimo zakończenia wojny, było jeszcze sporo rzeczy którymi Galaktyczny Sojusz musiał się zająć.
Podczas eskorty zaopatrzeniowej na planetę Hakassi zostaliśmy zaatakowani przez piratów, była to dosyć silna i bardzo dobrze zorganizowana grupa, ponieważ wiedzieli w kogo i co celować. Nie umiem sobie przypomnieć, co było ze mną dalej, ale obudziłem się na krążowniku w sekcji medycznej, przebudziłem się na moment rozglądając się pół przytomnie, byłem u swoich. Jednak szybko dawka medykamentów zmogła mój kolejny sen...
Była to pierwsza wizja, w której nie widziałem Alii, tylko kobietę z opaską na oczach oraz Arkanina. Znowu rozmawiali, ale tym razem było coś nie tak, nie czułem tego spokoju, który zawsze mi towarzyszył... Teraz czułem zagrożenie, nerwowo odwracałem się a wokół mnie zaczęły pojawiać się inne istoty, znowu kel dor, quarren, znowu aqualish, Alia i wszyscy patrzyli się w moją stronę, wszyscy zwróceni ku mnie.
Więcej nie udało mi się zapamiętać, podobno leżałem nieprzytomny przez dwa dni, dzięki czemu lekarze mieli czas aby się mną zająć.
Po tym jak wróciłem do świata żywych, mój datapad zaczął szalenie wibrować. Oho, wezwanie na mostek. Ciekawe czego chcą. Czyżby wykryli moje sny jak mnie badali?
Nim zgłosiłem się, zapaliłem jeszcze szybko swojego papierosa... Choć znów owładnął mnie dziwny spokój.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Przede wszystkim wspólnej zabawy. Jest to pierwszy raz kiedy zgłaszam się do ekipy grającej Role Play i mam nadzieję, że jeśli uda mi się dostać, to będę mieć możliwość walenia z głupimi pytaniami :D Chociaż zostałem bardzo ciepło przyjęty przez Zosha oraz Fella, za co bardzo dziękuję :)
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? Z grupek na Facebooku :)