Orn Radama - Zatwierdzone
: 31 sie 2021, 21:45
1. Informacje bazowe
- Wszystko jak w poprzednim podaniu, czego nie przeklejam, by nikt nie czytał tego od nowa niepotrzebnie.
2. Scena RP/RP w JK3
- Wszystko jak w poprzednim podaniu, czego nie przeklejam, by nikt nie czytał tego od nowa niepotrzebnie. Jedyne co doszło nowego, to mój pobyt na pamiętnym wprowadzeniu: wprowadzenia-f193/wrobiony-iltos-drem-t4409.html
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Orn Radama
b. Wiek: 20
c. Pochodzenie: Iridonia
d. Rasa: Zabrak
e. Wygląd: Mający 180 cm wzrostu, potężnie zbudowany Zabrak. Aparycja przywodzi na myśl istotę spokojną i łagodną, co pomaga poprawić kiepskie wrażenie pozostawiane przez stare i zaniedbane, poprzecierane szaty nomada.
f. Historia:
Orn narodził się na Iridonii w roku 12 ABY. Były to czasy początków Nowej Republiki, które w jego rejonach były bardzo pozytywne. Rodzina pochodziła z okolic stolicy, rozwiniętych, cywilizowanych, nie różniących się niczym od reszty kosmosu. Stereotyp wojownika Zabraka był dla nich od zawsze irytujący, nie mający niczego wspólnego z prawdą. Życie w stolicy i jej okolicach nie rózniło się niczym od reszty kosmosu, a niechęć do absurdalnego stereotypu była jednym z najważniejszych spoiw ich rodziny. Nie było miesiąca, by ktoś w rodzinie nie spotkał się z przybyszem z reszty kosmosu, bredzącym coś na ten temat. Nikt w rodzinie nie rozumiał, z czego według tych osób mieliby żyć ci wszyscy wojownicy, jak miałaby funkcjonować jakaś cywilizacja, której głównym zajęciem byłyby sztuki walki. Stereotyp ten budził w jego rodzinie nienawiść i mnóstwo utyskiwań na idiotów spoza Iridonii, wyobrażających sobie społeczeństwo wojowników, zaskoczeni pytaniem, co takie idiotyczne społeczeństwo miałoby robić poza może zaciąganiem się masowo do wojska Nowej Republiki.
Rodzina, z której pochodził Orn nie wyróżniała się. Jego matka była księgową w firmie produkującej elektronikę codziennego użytku. Z matką zawsze miał dobry kontakt, wiele wspólnych tematów i wspomnień. Z ojcem, który był technikiem utrzymania ruchu w przetwórni rafinerii paliwa, nigdy nie było tak kolorowo. Syn pamiętał go przede wszystkim jako zgorzkniałego i niezadowolonego mruka. Historia jego ojca była typowym przypadkiem człowieka, któremu przestała podobać się jego kariera zawodowa i sięgnęło go wypalenie zawodowe, ale spędził w niej już za wiele życia, by ryzykować start w innej branży od nowa, z trudniejszymi warunkami. Ojciec nigdy nie wyładowywał swoich frustracji na rodzinie, zawsze był jej oddany i nigdy nie traktował jej źle, lecz był w całokształcie zgorzkniałym, ponurym Zabrakiem zdegustowanym życiem. Orn zawsze szanował i kochał ojca, z drugiej strony zwykle nie mieli o czym rozmawiać i ich przeciętne rozmowy były drętwe, sztuczne i nijakie. Przez większość życia Orn nie potrafił mówić o ojcu zbyt wiele, a pytany o niego przez kolegów rzadko umiał powiedzieć coś więcej niż "jest super". Nigdy nie stały za tym żadne złożone i smutne historie o trudnych relacjach i godzinne dywagacje nad wpływem dzieciństwa na jego dorosłe życie i skryte tajemnice. Nie było żadnych takich rzeczy, a jedynie nieciekawe, nudne relacje i mało wspólnego bez udziału złych emocji, czy problemów.
W szkole Orn był zwyczajnym uczniem. Nie wykazywał żadnych szczególnych talentów, ani nie miał wybitnie porywających go dziedzin, poza astrografią i historią kosmosu. Fascynowały go inne światy, ich zagadki, tajemnicze historie, poznawanie wydarzeń na światach ukrytych przed większością kosmosu. Również nie stały za tym nigdy żadne głębokie historie, wielkie wymysły i jakieś skryte pragnienia, wzruszające historie marzycieli, ani nic podobnego. Po prostu to lubił, sprawiało mu to przyjemność, nie stało za tym nic więcej. To zainteresowanie zostało mu na resztę życia i nigdy nie stawały za tym żadne ckliwe, wielopłaszczyznowe idee, ani rekompensata jakichś braków w życiu. Było to normalne hobby jak wszystkie inne. Podejście do tego hobby zmieniało mu się przez lata, wliczając w to krótkie maniakalne fazy na uczenie się na pamięć bezsensownie różnych tras nadprzestrzennych, zafascynowanie kwestią historii wojskowych, albo róznic technologicznych między planetami, kończąc na spojrzeniu bardziej lokalnym i zapisywania się na różne wycieczki na iridońskie dalekie odludzia. Ogrom kosmosu fascynował go w różnym znaczeniu i z różnych stron przez całe dzieciństwo i dorastanie i nic nie wskazywało, aby mogło mu to przejść.
Jedynym aspektem, w którym Orn wyróżniał się w szkole, były dobre wyniki sportowe. Często wybierano go do różnych międzyszkolnych zawodów. Nigdy nie był nawet w lokalnej czołówce, ale był utalentowany, miał dobre wyniki, często mówiono, że ma naprawdę dobry refleks, czasem naprawdę wyjątkowy. Wśród bardzo utalentowanych fizycznie Zabraków, których rasa zawsze wykazywała spore predyspozycje, były to duże pochwały, lecz nie mówimy tu o żadnych cudach.
Przede wszystkim jednakże, Orn był cały czas dosyć zagubionym dzieciakiem bez planu na siebie. Wśród ludzi to nic wyjątkowego, wśród Zabraków, którzy uwielbiają szybko iść w stronę szeroko pojętych konkretów i jasnych planów i ścieżek, to nieco rzadsze. Z tego powodu Orn jako starszy nastolatek coraz częściej lepiej dogadywał się z dziećmi różnych imigrantów, pośród których dużo normalniejszym było, że nastolatek nie miał żadnych szerokich wizji na swoje dalsze życie i ciągle dalej się rozbijał między opcjami, zmieniając co jakiś czas zdanie, czasem nie patrzac za bardzo optymistycznie w przyszłość. Niektórzy mówili, że to przez obawy, że skończy niezadowolony jak ojciec, ale Orn nigdy w ten sposób nie myślał i nie miał żadnych obaw o przyszłe zadowolenie z życia, tylko zwykły brak pomysłu.
Ostatecznie skończyło się to na tym, że Orn postanowił odpuścić sobie te kwestie, nie uśmiechała mu się perspektywa poświęcania się jakiejkolwiek karierze i ugrzęźnięcia w jednym miejscu na resztę życia. Chciał wykorzystać wolność i samodzielność. Nie minęło wiele czasu, a Orn po wyrobieniu uprawnień zawodowych specjalisty elektronika, postanowił opuścić Iridonię i zwiedzać świat, żyjąc z prac dorywczych w odbudowującej się galaktyce, na zabój potrzebującej techników w nieskończonych pracach odbudowy. Próby życia w ten sposób zrewidowały wiele jego przekonań, pozwalając często zobaczyć, że wcale nie jest to tak łatwe i udane życie, ale nie za bardzo mu to przeszkadzało. Podobało mu się nocowanie w jaskiniach, opuszczonych stodołach, a najczęściej po różnego rodzaju statkach, wędrując po różnorakich zakamarkach.
Wszystko się zmieniło, gdy współpasażer liniowca lecącego z Aargau na odbudowywane Coruscant z różnymi przesiadkami opowiedział o pewnej pogłosce, gdy wymieniali się plotkami kosmicznymi. Słyszał on o niej z trzeciej ręki, od pilota frachtowca w swojej firmie, przewożącego produkty metalurgiczne z portu do portu. On z kolei gawędził o tym z jedną z osób na postoju w wielkim porcie na planecie Brentaal IV, węźle pośródku bardzo wielu kluczowych tras nadprzestrzennych. Opowiadał mu o planecie Hakassi w mitycznym Głębokim Jądrze, gdzie niewydarzony rzekomo rząd desperacko próbuje ściągnąć wszelkich specjalistów technicznych do pracy na odbudowywanych stoczniach, leżąc w dołku finansowym po wielu latach nieudanych starań reklamowych i jakimś ogromnym kryzysie wywołanym rzekomo przez słynnych Jedi. To ostatnie było w tym wszystkim najdziwniejsze, ponieważ sporo słyszał o heroicznych dokonaniach tego Zakonu rzekomych "czarodziejów", "cyborgów", "wojowników boskich sił" i tak dalej.
W normalnej sytuacji, byłby to tylko lekki temat do przemyśleń i ciekawa opcja na nowy kierunek, lecz tego samego dnia ten temat przyszły mu niesłychanie ciężkie sny, po których budził się prawie zahipnotyzowany. Przez całą noc śniło mu się Hakassi, stocznie kosmiczne, jakieś niestworzone obrazy, a w tym wszystkim jakiś Bothanin-Jedi w wielkich szatach. I znowu, po prostu go to zaintrygowało i podświadomie popchnęło, zmotywowało podprogowo, ale nie było w tym żadnego zewu przeznaczenia, żadnych wielkich fascynacji mistycznych. Tylko zwykłe zaciekawienie, zew podróżnika, prosta ciekawość.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Tego klimatu, co gdy miałem swoje wprowadzenie. Co prawda grałem jak idiota, ale przyznam, że mimo to klimat był naprawdę nieziemski, czułem się jakbym naprawdę tam był. Mam nadzieję, że będę mógł uczestniczyć w tym częściej i tym razem się tak nie uwalę. :P
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? Już nie pamiętam.