Termin rozpoczęcia: 31.01.24 (środa), godz. 21:00
Miejsce: Zewnętrzne Rubieże, system Ojoster, planeta Taris
Kod: Zaznacz cały
Bar "Portowy" w Dolnym Mieście to jeden z niewielu biznesów na tej zapomnianej przez Galaktykę planecie, który nigdy nie narzeka na brak klientów. Przeżył każdą zmianę rządów i inwazję, każdą recesję, kryzys i okupację dzięki jednemu, prostemu faktowi - jaki by nie był dany dzień czy kolejny tragiczny rozdział w historii Taris, człowiek na koniec dnia musi się napić. Nie inaczej było dzisiaj. Brudne, zadymione i wypełnione najróżniejszymi odorami wnętrze było zapełnione istotami najróżniejszych ras, które jak co dzień zebrały się by utopić swoje smutki i problemy i zresetować się na kolejny dzień czegoś, czego nikt nie nazwałby życiem. I jak co wieczór, czwórka starych przyjaciół z dzieciństwa siedziała przy swoim stałym stoliku w rogu sali, tak jak każdego dnia od ostatnich 20 z kawałkiem lat, choć niektórzy stali bywalcy mogli zauważyć, że atmosfera jest wśród nich wyjątkowo napięta.
- To jak myślicie, co on chciał powiedzieć? - Hern przerwał wreszcie ciężkie milczenie, odrywając wzrok od swojej szklanki i spoglądając na pozostałych.
- A cholera wie, mało to takich, którym totalnie odpierdoliło? Dziwisz mu się? - burknął Pitus i wrócił do zapijania wspomnień ze spotkania z dzikim Granem.
- Niby tak, ale jak on darł ryja, jakby rakghoula zobaczył. - Tu wtrącił się Moli z lekką nadzieją w głosie, że może ktoś podłapie temat i da mu pretekst do kolejnej tyrady o tym, jak to każda kolejna inwazja z Vongami włącznie wynika z faktu, że na Taris istnieją tajne laboratoria, w których dalej prowadzi się eksperymenty nad tymi mutantami.
- Zamknij się, Moli - jęknął Hern, ucinając natychmiast temat - ja to myślę, że usłyszałem słowo statek.
- Serio usłyszałeś coś w tym bełkocie? - Pitus spojrzał na przyjaciela z pobłażaniem dobrze wiedząc, że naprzemienne krzyki, jęki i stęknięcia zwariowanej istoty nie niosły ze sobą żadnej treści.
- No serio, jakby coś tam chrząkał o statku, brzmiało jak pytanie. To było tuż po tym, jak walnął głową w ścianę.
- Hern ma rację. Na pewno powiedział coś o statku. Zrozumiałem też słowo uciec. - Do rozmowy dołączył wreszcie Zevn, najstarszy z ekipy. - Bardziej mnie zastanawia co on takiego widział czy co mu się stało, że skończył w takim stanie.
- Ja wam mówię, to wszystko wina kapitalizmu, to nieludzki system, który doprowadza ludzi jak my do skraju szaleństwa, gdybyśmy tylko...
- Zamknij się, Moli.
Cała czwórka pokiwała tylko smętnie głowami bez słowa komentarza, uciekając od siebie nawzajem wzrokiem. Nikt nie chciał przyznać, że zobaczył w śmierdzącym, krzyczącym na pół dzielnicy Granie swoją potencjalną przyszłość i koniec na tej zapomnianej przez Galaktykę planecie. Ale było coś jeszcze, coś, co każdy z nich poczuł, ale żaden nie znał nawet słów, by móc to opisać. Takich, którzy totalnie postradali zmysły widzieli w ciągu swojego życia przecież wielu i dawno przestało to robić na nich wrażenie. Ale krzyk Grana miał w sobie coś, co wdzierało się do najgłębszych zakamarków umysłu, jakby nie krzyczał on sam, lecz całe Taris w jednym, upiornym głosie, wyrywając z nich ich najgorsze wspomnienia, lęki i zmartwienia. Nie tylko te znane, ale też zapomniane i nieuświadomione. Gran pobiegł dalej, ale rozdrapane dusze pozostały.
- To co, następna kolejka?
- No jasne.
- Opuścić Taris
Uczestnicy:
- Kilus
Pomocnicy:
- Uczeń Jedi Thang Glauru
- Uczeń Jedi Nesanam Kiih
- Rycerz Jedi Fell Mohrgan
Proszę o potwierdzenie obecności przez kandydata w tym temacie. Chętne do pomocy osoby proszę o zadeklarowanie się w tym temacie, górnego limitu brak. Pomocnicy standardowo godzinę wcześniej.