PS: czemu taka forma, czemu normalne podanie zamiast dyskretnej historii do Rady? Kilka powodów.1. Informacje bazowe
a. Imię: Arek
b. Wiek: 25
c. Zainteresowania/Hobby: Literatura wszelkiego sortu, nauka o języku. Wszelkie gałęzie psychologii, zwłaszcza psychologia kliniczna i neuropsychologia. Muzyka klasyczna, wszelkie poddziały muzykologii. Luźne i pozbawione jakichkolwiek teoretycznych podstaw bieganie i jazda na rowerze. Zainteresowań przydatnych dla ferajny nie mam, ale umiem wyciąć coś w Photoshopie i zmienić czegoś innego kolor, a także wykonać podstawowe czynności w Blenderze niewymagające estetyki. Za to ponoć ładnie piszę.
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Minęło 4.5 roku od kiedy z Wami gram. Ci, którzy chcieli mnie poznać, dawno zdążyli. Wielu tych, którzy nawet nie chcieli i tak niestety nie miało wyboru xD.
e. Nazwa konta Steam: https://steamcommunity.com/profiles/76561198335153961/
2. Scena RP/RP w JK3
a. Formy rozgrywki: Wyłącznie na PC.
b. Organizacje/Grupy: Szlaczki. Wcześniej zdarzało mi się zobaczyć różne formy nazywane RP, na które patrzyłem kilkanaście minut i myślałem "fajnie, ale fajniej by było, jakby była też fabuła i w ogóle".
c. Staż: Przełom 2016-2017 do dziś. Łącznie na Szlaczkach 765,8 godzin.
d. Powód zakończenia gry: Denarsk tojtnął, ale nie planuję.
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Noam Panvo
b. Wiek: 37
c. Pochodzenie: Koros Major
d. Rasa: Neimoidianin
e. Wygląd: Twarz Noama to nie twarz, w której człowiek dopatrzy się czegoś sugestywnego. Twarz ta, zbyt odległa od wszelkiej ludzkiej anatomii, jest o wiele, o wiele zbyt obca, nie pozwala odróżnić paniki od gniewu, a zachwytu nad zmęczeniem. Równie dobrze człowiek mógłby szukać wyrazów emocji na twarzy zwierzęcia, a i tu może większe byłyby jego szanse powodzenia... Może rozbiegany wzrok mógłby coś mówić, ale to ponoć popularne u rasy. A i tak przecież, równie dobrze u dziwoląga rozbieganie oczu oznacza podniecenie seksualne, co i nostalgiczne zamyślenie, albo głód. Co innego można powiedzieć o garderobie tego jegomościa. Eleganckie, zadbane, ładne stroje. Nie sposób mieć wątpliwości, że dobierając swoją garderobę, Neimoidianin starannie zbiera najbardziej ciekawe, najbardziej eleganckie, najładniej wykonane odzienie. Zarazem nienajlepiej dopasowuje on górę do dołu, rękawy za długie, nogawki za krótkie, buty wpasowane bez skrawka sensu estetycznego.
f. Historia:
Ronika, planeta więzienna systemu Cesarzowej Tety. Miejsce dla tych bandytów międzyplanetarnych, których Sojuszowi nie w smak pakować do arcytwierdzy na Odiku i dla różnego sortu marginesu samego Koros Major. Niezbyt kolorowe miejsce. Odik II jako chociaż pojedyncza, zmuszona do samowystarczalności planeta, ma cywilizowane kontynenty, uprawy, normalne życie. Ronika ma więzienia. Takie w miarę normalne i cywilizowane. Takie dla podludzi. I obozy pracy.
- Cela sto trzydzieści osiem, więzień Panvo! - głos beznamiętnego, obojętnego strażnika rozległ się na korytarzu. Strażnicy tego przybytku opanowali po latach swej pracy niezwykłą sztukę wrzeszczenia na pół korytarza i robienia tego mimo to beznamiętnie. Krzyk tak jałowy i bezpłciowy można usłyszeć tylko w takich cudach, owoc lat wybitnej praktyki.KARTA SKAZANEGO
Imię i nazwisko: Noam Panvo
Wiek: 37
Pochodzenie rasowe: Neimoidianin
Wykształcenie: wyższe politologiczne, studium czteroletnie (Prywatna Wyższa Szkoła Umiejętności Społecznych, 15-23 ABY)
Poprzedni zawód: urzędnik publiczny (prezydent Dystryktu Merrin)
Wymiar kary: 5 lat pozbawienia wolności
Skazany z kwalifikacji czynu: art. 783 Ustawy Karnej, spowodowanie poważnych strat majątku Cesarstwa poprzez rażącą niekompetencję lub niedbałość
Rygor odbycia kary: najniższy
Adnotacje zdrowotne: brak
Zachowanie (uzupełniać co miesiąc w wypadku kar poniżej roku pozbawienia wolności, co pół roku w przypadkach innych): brak zastrzeżeń
Miejsce odbywania kary: Cesarski Zakład Karny Niskiego Rygoru nr. 384
Numer celi (aktualizować w razie potrzeby): 138
Neimoidianin natychmiast podszedł do krat swojej celi. Trzeba przyznać, że wcale nie była to taka zła melina! Jednoosobowa cela, bez niepożądanego towarzystwa, to w świecie więziennym dla wielu dobrodziejstwo - lepiej siedzieć samemu z książką, niż z patologią i opuszczać więzienie jeszcze gorszym. Prywatna, normalna łazienka, ba, nawet i mikroskopijna kabina prysznicowa rozmiarów ciasnej trumny. Holowizja i łącze do biblioteki na Koros Major. W zamian za te cuda, więźniowie "perspektywiczni" z tego rodzaju lokali mieli zapas obowiązków i różnych nieprzyjemności.
- Obecny, sir - Neimoidianin oparł się o kraty, wyczekując na co go to wezwano. Kolejna sesja u psychologa? Doradcy zawodowego? Zastępstwo na dyżurze w kuchni, bo inny więzień się rozchorował?
- Ktoś chce się z tobą widzieć. Jakieś szychy z góry. Nie myślałem, że defrauderom takim jak ty zostają koledzy. Przynajmniej nie, gdy ktoś ich już złapał - odburknął strażnik.
- Ze mną? Na pewno ze mną, ktoś z góry? Jesteście pewni, że ze mną, sir? - w głos Noama od razu wskoczyła ta jego podniosłość, sztuczna elegancja, granicząca czasem z patosem, za którą nie znosiła go większość współwięźniów. Cóż, on też ich nie znosił. Mocy dzięki za jednoosobową celę.
- Tak, z tobą, cela 138, więzień Panvo, wychodzisz, za panem Rarimem i przede mną, już już.
Miejscem spotkania nie był normalny pokój wizyt. Minipokój konferencyjny Kierownika Zakładu Karnego. Szumna nazwa, w praktyce pokój pogadanek przy cafie z wizytacją z zarządu więziennictwa. Lecz dla szarego więźnia, miejsce prawie mistyczne. Naprzeciwko Noama i strażników czekał elegancko ubrany, w zgodzie z najnowszą modą korosjańską, wysoki człowiek. Dla ludzi byłby przystojnym, trzydziestoletnim mężczyzną. Dla Neimoidianina wszyscy tak samo dziwni, że żadna różnica.
- Panie Panvo, akt łaski podpisany przez Cesarza Bellstera Keto - człowiek nie próbował się nawet przedstawić, zacząć od czegoś rozmowy. Na stół rzucony został holoprojekto przedstawiający dokument, a człowiek począł gapić się od razu na Neimoidianina jak na łamigłówkę do rozwiązania.
- Słucham, słucham? Mogę wiedzieć co się... Nie, nie, przepraszam. Ja o nic nie pytam, wie pan, o nic nie pytam. Wreszcie dosięgnęła mnie sprawiedliwość, wreszcie zostałe- - urwał, gdy człowiek wyjął blaster. Noam szarpnął przed siebie dłońmi. Człowiek wywrócił się wraz z krzesłem, blaster przekoziołkował przez pokój, odbił się od ściany, upadł pod szafę. Strażnicy z tyłu złapali za swoje blastery ogłuszające i znieruchomieli, bladzi, głośniej oddychający. Widok nie był dla strażników najnormalniejszy. Łatwo było by uciekło w tym szarpnięcie rąk i tak skutych kajdankami. Jak dla nich, sięgający po blaster człowiek wywrócił się nagle z łomotem, jakby skatował go zawał serca. Wybiegliby do człowieka, ale wyciąganie blastera przed upadkiem sprawiło, że pozostali tylko na miejscu, spięci.
- To... To miała być... - wstający z podłogi człowiek zakasłał, stawiając krzesło do pionu pokrzywionymi przez ból ruchami - sugestywna i obrazowa scena, w której do projektora przytykam blaster wyjaśniając, że ten dokument to mój zakładnik, panie Panvo - dokończył ciężkie, pełne stęków dukanie, nim usiadł.
- Życie to nie film. Filmowe sceny i popisowe, symboliczne gesty rzadko wychodzą, gdy po drugiej stronie są realne osoby, przykro mi jednakże, że panu to zepsułem. Odruch obronny - odparł Noam skołowanym głosem. Ewidentnie niespecjalnie wiedział co powiedzieć. Z pewnością nie był aż tak głupi, by wiedzieć, że dokument nie ma w sobie magicznej mocy która sprawi, że jeśli ucieknie z nim przez okno, to stanie się wyzwoleńcem.
- Ale pańska odpowiedź brzmiąca jak morał dla czytelnika już taka zdecydowanie jest - skwitował to z prychnięciem, rozmasowując się i kładąc rękę na projektorze.
- To raczej owoc skrzywienia latami więzienia.
Strażnicy wciąż sterczeli w lekkim szoku. Wydawali się dużo bardziej przejęci Noamem, a ich broń pozostawała wycelowana w niego.
- Panowie, spokojnie. Możecie opuścić broń. Pan Panvo jaki by nie był, nie będzie z pewnością robił tu głupot. Mogą państwo spokojnie wyjść. Chcę porozmawiać z panem Panvo na osobności - spokojne, pewne słowa człowieka, płynące po otrzepaniu powygniatanego stroju, nie wydawały się za bardzo uspokajać strażników. Jeśli już, to kołować jeszcze bardziej. Nie wiedzieli jednak nawet, co mówić, tak groteskowa i dziwna była to sytuacja. Obaj kiwnęli głową, jeden wymruczał niewyraźnie coś, co chyba miało być słowem "dobrze", ale trudno o pewność. Zaraz obaj zniknęli.
- Dobrze, teraz możemy kontynuować - skwitował człowiek, kiwnąwszy krótko głową. Nie tyle zawiesił spojrzenie na Noamie, co wbił je w niego jakby aktywował sensory droida, nie oczy człowieka. Zresztą kto w dobie dzisiejszej cybernetyki może być pewnym...
- Tak, szanowny panie, tak, jestem... Jestem stuprocentowo zaabsorbowany, jakkolwiek nie wiem co powiedzieć. Zostaje mi pana słuchać - odparł Neimoidianin.
- "Życie to nie film", tak? Także w tym, że nie będzie między nami tajemniczych dialogów i półsłówek do rozszyfrowania. Przejdę od razu do rzeczy. Pańska przeszłość jest wypisana biało na czarnym, bogata, dorodna kariera polityczna. Typowo. Działalność społeczna najniższego szczebla, coraz więcej znajomości, coraz wyższe szczebelki, coraz więcej osiągnięć. Dogadywanie sojuszy i umów tu i tam, w końcu wystawienie na kandydata na Prezydenta Dystryktu, gdzie partia zrobiła za pana całą robotę i wygrała panu te wybory. Cztery lata pierwszej kadencji z niezłymi sukcesami. Piąty rok tragedii. Aż w końcu mamy utopione 38 milionów kredytów na umowę importu bacty, która w ogóle nie przyleciała, firma prawdopodobnie nawet nie istniała, pan zmaścił wszystkie obowiązki, wyszły setki innych zaniedbań, więzienie.
- Nie mogę zrobić niczego ponad pokiwanie głową, powierdzając historię.
- I to byłaby kompletnie zwyczajna historia, panie Panvo, gdyby nie to, że oczy Cesarza sięgają głębiej i niżej, niż może pan myśleć. Jeśli myśli pan, że cztery lata codziennego korzystania z vipowskiego dostępu do cesarskich muzeów artefaktów, co najmniej raz w tygodniu, na długie godziny, umknęły Jego Wysokości, to jest pan nawet głupszym Neimoidianinem, niż był pan pożal się Teto prezydentem.
Zapadła chwila ciszy. Wypadałoby, by Noam powiedział coś po tak długim monologu, ale zamiast tego tylko zapatrzył się w podłogę, potem w okno. Neimoidiańska twarz może nie mówiła niczego, ale spowolnienie oddechu, oh, ono mówiło dużo.
- Jest pan jednym z tak zwanych magów, czarnoksiężników, jak to mówią, ale pan zna tego dokładną nazwę, tak jak zna ją Cesarz - wrażliwych na Moc. Tron dziedzictwa rodu Keto. Czy naprawdę myślał pan, że wielkie cesarstwo, które gromadziło te skarby, nie wie nawet co trzyma w tych zapychanych tysiącleciami skarbcach?
- Przysięgam, nie używałem Mocy na rzecz swojej pracy - po tym jak kilkanaście sekund Naom gapił się i nie mógł wydukać ani słowa, nagle zaczął jednym ciągiem wystrzeliwać kolejne słowa, jakby nagle wstąpił w niego diabeł.
Człowiek jedynie zmrużył oczy, które wciąż wwiercały się w czerep Noama.
- To nie tak, to było zupełnie na odwrót. Całe życie... Miałem... To dziwne coś. Wtedy. To znaczy wtedy... Wtedy tak to nazywałem, dziś wiem co to jest, dziś to wszystko wiem, wtedy, wtedy to było tylko to dziwne coś, ludzie mi ufali, dopisywało mi szczęście. Jak to nazwał szef partii, miałem... Miałem miałem... Miałem pozytyw-pozytywną aurę, dar przekonywania, budziłem zaufanie. Przez to dobrze mi szło. Na uśmiechach, rozmowach i dziwnym zaufaniu. Wiem, że to przez Moc. To przez jej wpływ, to znaczy, ja jej nie używałem, właśnie o to chodzi, ja miałem tylko ten dar. On uwidacznia się u nieszkolonych w różny sposób. Płynie w nas wiele Mocy, więcej niż w innych istotach. W każdej isto-istocie, w każdej istocie płynie Moc. W takich jak ja, jest jej więcej, ALE, ALE JA JEJ NIE UŻYWAŁEM. Przez to że ona we mnie była, roztaczała się wokół, powodowała pewne rezultaty, niekontrolowane, niekontrolowane zupełnie, przysięgam nie używałem Mocy, to znaczy czarnoksięstwa, to znaczy Mocy, na nikim, nigdy, to było, to się działo samo. Korzystałem z zasobów Cesarstwa, kocham Cesarstwo, żeby to ujarzmić, ale... Ale gdy to się stało, to... Ten niekontrolowany efekt... To przeszło i... I... I okazałem się beznadziejny. Bo ja nic tak naprawdę nie wiem, to wszystko Moc, ja nic nie umiem... I wszystko się pospyało. Ja nie chciałem... To znaczy ja nie chciałem by tak się posypało, ja nie chciałem używać Mocy i ja chciałem, ja chciałem żeby, żeby ona tak, żeby to tak nie działało, ale nie przewidziałem, że to się tak źle...
- Stop - coraz gorszy bełkot został uciszony w sekundę przez człowieka, który trzasnął otwartą dłonią o blat. Spoglądał na Noama z mieszanką zaciekawienia jego słowami, jakby niemalże oglądał jakiś spektakl... Ale spektakl, który szybko stał się naprawdę żałosny, im bardziej Noam popadał w słowotok.
Cisza trwała jeszcze chwilę. Noam przełykał ślinę, chrząkał i opanowywał się po słowotoku.
- Zamierzałem pana o to pytać, bo pańska tragiczna porażka na stanowisku i niekompetencja, które nagle zmieniły pana w najgorszą porażkę jaką niósł Dystrykt Merrin nie były czymś, co logicznie sklejałoby się z grzebaniem w archiwach tak wiele lat, z takim zawzięciem. Umiejętności powinny rosnąć, nie spadać. Dziękuję, że zdołał mi pan to od razu wyjaśnić.
- Nie ma za co - odparł Noam, próbując brzmieć na nowo jak spokojny, poukładany Neimoidianin. Wcale tak nie brzmiał, a nawet gdyby brzmiał, to na tle wcześniejszej paniki wyglądałoby to jeszcze gorzej. Człowiek skwitował odpowiedź wzrokiem pełnym zażenowania.
- Cesarz domyślał się mniej więcej, z grubsza, podobnych wyjaśnień. Cesarz wie, że zgromadzone przez niego kolekcje mogą być materiałami do nauki. Raczej jednak niezbyt zaawansowanej. To materiały do nauk ledwie podstawowych. Być może są tam tajemne źródła pozwalające uczyć się zawiłych sztuk mentalnych, ale nikt ich jeszcze nie otworzył - skwitował człowiek, ewidentnie bez zaskoczenia, świetnie przygotowany na tą rozmowę. Może nawet na głupawe zachowania rozmówcy.
- Może na skalę światową to podstawy, ale... Ale medytacja, wyczuwanie żywych istot... Poruszanie materią siłą woli... Łączność z tą niezwykłą siłą... Jeśli to jest podstawowe... - głos Noama szybko uciekł w rozmarzenie.
- Tak, tak. Tak tak - skwitował z pobłażliwością człowiek - ale powróćmy do rzeczy. Cesarz nie bez powodu chce pana na wolności. Nie interesuje nas pogarszanie pańskiego wyroku przez zarzuty o manipulację umysłami. Cesarz ma ważniejsze sprawy. Cesarz ma ważne gry do rozegrania i być może będzie miał ważnych sojuszników, którzy mogą mu pomóc dla dobra Cesarstwa te gry wygrać. I nie jest to oferta, którą powinien pan potraktować luźno. Cesarz chce, aby był pan prezentem dla tych sojuszników i niezobowiązująco jego uszami i ocza-
- Nie, nigdy, ja, szpieg, ja szpieg? Nie widzi pan co ze mnie wyszło jak opuściło mnie szczęś-
- Nie szpieg. Nie, w żadnym razie. Będzie pan oficjalnie wysłanym do potencjalnych sojuszników Cesarza współpracownikiem. Będzie pan wolnym Neimodiaininem, opuści pan więzienie, w zamian pomagając sojusznikom... sojusznikom Jedi. Będzie pan dla nich wsparciem, pomocą, nowym członkiem ich organizacji i zupełnie oficjalnie będzie pan także patriotą Cesarstwa. Bez obowiązku przekabacania na coś, bez obowiązku przekonywania do Cesarza. Pan będzie dla Jedi pracować na życzenie Cesarza i służyć im tak jak umie. W zamian opowie pan Cesarzowi jacy są Jedi, jak się z nimi pracuje, aby ułatwić potencjalne przyszłe relacje. Wszystko pod stosowną filtracją pańskich nowych przełożonych. Czeka pana jasna, gruba kreska. Koniec tego żywota tutaj i koniec więzienia. Będzie pan wyłącznie członkiem organizacji Jedi w darze od Cesarza, ze starymi przyjaciółmi Cesarstwa utrzymując kontakt wyłącznie taki, na jaki zezwolą panu nowi przełożeni. Cesarz wierzy w uczciwość Jedi i to że będzie pan za obupólną zgodą wygodnym łącznikiem dla obu stron, ułatwiającym to i owo.
- Tak... tak po prostu? Żadnych cyrografów, żadnego szpiegostwa?
- Żadnego. Co więcej, nasi potencjalni sojusznicy otrzymają nagranie tej rozmowy. Zależy nam, aby wiedzieli, że to nie gra. Gry toczą się tu, na Koros Major. Pan ma za zadanie pomóc Jedi w ich sprawach, być z nimi gdy przyłączą się do spraw Koros Major i za jasnym, obupólnym porozumieniem, być łącznikiem między Cesarstwem a Jedi. Żadnych gier. Mamy wrażliwego na Moc, który przyda się Jedi, który bedzie darem od Cesarza i znakiem jego wiedzy. To wszystko. To czego od Pana oczekujemy, to absolutna lojalność Jedi. W zamian otrzymuje pan wolność. Jeśli nie godzi się pan na służbę Jedi... A miał pan dostęp do holowizji i wie, z czym wiąże się służba wśród nich... Ten dokument trafia do śmietnika. Pan zapomina, że Cesarz na pana spojrzał. Wszystko wraca gdzie było, jakby tej rozmowy nigdy nie było.
Minęło kilka sekund ciszy.
- Kiedy ruszam? Mogę zajrzeć do dawnego domu, do matki, gdzie zostawiłem kilka rzeczy, nim mnie zamknięto...?
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Po tylu latach mogę na to odpowiedzieć wiele, wiele dokładniej. Tym, co zdecydowanie najbardziej mnie kręci, jest epicka, mistrzowsko pisana fabuła Szlaczków. Wątki Aurożercy/Thona, tajemnicze plany Bisa i Azatu wokół dziedzictwa Kaana, wszędzie wokół nas snujące się efekty lat kampanii przeciwko Yuuzhan Vongom. Niezwykła nauka Mocy, która jest tutaj jak prawdziwa, autentyczna nauka, pozbawiona skrawka udawanki mistyczna i poważna nauka, której spisanie zajęłoby chyba kilkaset stron. Najważniejsze to dla mnie mieć w tym udział i swój ślad i nie chodzi od razu o bycie jednym z tytanów i geniuszy nadających tok grze. Właśnie tym, co dla mnie najbardziej wciągające, jest to, że mogę prześledzić, jak jakaś malutka rozmowa takiego Denarska z Arelle miała wpływ na jakieś jej poglądy, a te odbiły się na konkretnym działaniu i konkretnym wpływie na fabułę, a ten urodził kolejne efekty. Właśnie ta nieskończoność opcji i wpływ każdego na wszystko, kto tylko ma ochotę coś sensownego mówić, coś robić. Jak to niedawno pięknie ujął Farhir, to że w każdej chwili ktoś może zabrać się za prowadzenie IC serii programów edukacyjnych Jedi o edukacji społecznej do emisji na Hakassi. Pozafabularnie, cieszy mnie zabawa z ludźmi, którzy rozumieją, że jakość przygody i jakość emocji to nie jakość rezultatów postaci i wieczny nieudacznik Denarsk mógł być postacią ważną, udaną, zapamiętaną i zapewniającą (niektórzy tak mówili xD) dobrą zabawę.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? Z forum kotorowego, długo przed własnym dołączeniem.
1. Historia przedstawia drobny, skromny wycinek z życia Noama i powody jego wysłania do ferajny, powody, które mają za zadanie wylądować kawa na ławie w pierwszej sekundzie gry. Nie jest to więc żaden spoiler, nic nie zdradza.
2. Również nie zdradza wiele co do osobowości postaci. Obrazuje jej zachowanie w sytuacji nader specyficznej - rozmowie tej z pewnością wszak daleko od normy.
3. Historia Denarska była niejako podobna, sądzę, że niewiele zdradzałem tam z tego, co naprawdę w postaci siedzi. Wierzę, że będzie tak i tutaj i mojej kreacji będzie się miło zderzać z Waszymi.
4. Chciałem aby wszyscy mieli okazję powiedzieć uczciwie, czy chcą grać ze mną, czy chcą grać z tą postacią, czy może kompletnie spudłowałem i mam iść zrobić coś innego (albo i iść sobie w ogóle). Aby jeśli ktoś ma ochotę, mieć wygodny moment na powiedzenie, czego w mojej grze nie lubi i co chciałby widzieć zmienionym (a ja sobie to przemyślę - bo nie chodzi o jakieś bycie petentem zbierającym wytyczne, a zwykłe partnerstwo xD).
Tak, to historia na Padawana 25. Tak, nie ma tu detali o tym jak postać uczyła się danych rzeczy, skąd ma miecz i w ogóle. Te kwestie trafią do Elii ^^.
I tak, Bart oczywiście zaakceptował motywy z Koros Major.