Kod: Zaznacz cały
Błogosławieństwa Bogini, plemię Jedi. Chciałbym się podzielić informacją, która dotyczy wydarzenia sprzed paru dni.
Podczas pogodnej wymiany zdań z drogim bratem Adeptem Farhirem, odnośnie naszej bieżącej sytuacji, duch maszyny SDK nadał wiadomość, że w stronę naszej bazy kieruje się śmigacz. Chcąc dozbroić się na wypadek ataku, poprosiłem brata Farhira o podrzucenie mi ze zbrojowni dowolnego lekkiego karabinu blasterowego, by ewentualnie mieć możliwość ogłuszenia intruza, podczas gdy ja sam miałem podejść do bramy, by powitać gościa. Cała sprawa rozwijała się jednak znacznie szybciej niż zakładaliśmy i tak intruz wylądował już w środku bazy i wszedł przez... hmmm.... recepcję? Chyba tak się mówi. W każdym razie przez boczne wejście obok garażu. Szybko zmieniłem obraną drogę, puszczając się pędem do środka bazy, by przechwycić nieznanego osobnika, nim ten dotrze do mego brata, Adepta Farhira. Udało się i faktycznie mogłem jako pierwszy powitać Aqualisha, dzierżącego uniesiony blaster. Zaledwie po pierwszym przywitaniu się, Aqualish w panice i ze strachu (o czym dowiedzieliśmy podczas przesłuchania) zaczął do mnie strzelać. Szybko dobyłem symbolu naszego plemienia, ale starałem się postępować bardzo ostrożnie. Już po pierwszy bełkocie wiedziałem, że coś musi być nie tak, toteż ataku na Strażnika Przodków i sługę Bogini Marwolaeth, nie poczytałem jako niechybny znak, że mam do czynienia z plugawcem Zaracha. Finalnie udało mi się odbić jeden z pocisków blasterowych w posiadacza, przypalając mu skórę oraz wierzchnią warstwę mięśniową. Po obezwładnieniu napastnika ze zbrojowni wyskoczył drogi brat Farhir, uzbrojony w działko, którym w sytuacji dalszej walki chciał nastraszyć przeciwnika. O dalszej potyczce jednak nie było mowy, rana choć powierzchowna, skutecznie obezwładniła Aqualisha o imieniu Truks, o czym mieliśmy się dowiedzieć za moment.
Podczas gdy brat Farhir wdał się w pierwszą rozmowę mającą na celu wyjaśnienie napaści, ja zająłem się przyniesieniem medpakietu i opatrzeniem Truksa, oraz podaniem odpowiednich środków przeciwbólowych, by zapewnić najpierw przytomność i skupienie podczas przesłuchania, a potem komfort, gdy sprawę już sobie wyjaśniliśmy. W międzyczasie dołączył do nas również brat Padawan Khad Llyn'hanJak się okazało, Aqualish po prostu wystraszył się na mój widok i dialekt... trochę nietutejszy jak to ujął, parafrazując. Mężczyzna przeprosił za atak, ja oczywiście nie miałem czego wybaczać, gdyż mi się nic nie stało. Istota ta była przede wszystkim przerażona... makabrą jakiej była świadkiem.
Ustaliliśmy, że Truks wraz ze swoimi przyjaciółmi (w liczbie bodajże trzech, jeszcze tą informację zweryfikuję) złamał zakaz lotów nad przestrzenią powietrzną terytorium Ducha z Jeziora, a co gorsza - wpadli na genialny pomysł by się założyć i w owej wodzie wykąpać... Efekt był... Ugh... Truks stał się jedynym ocalałym, gdyż zdroworozsądkowy strach powstrzymał go przed wejściem do wody. Pozostali jego bliscy najpierw zostali powykręcani za sprawą wodnych żywiołaków, wymykających się prawom fizyki, by finalnie przepaść bez śladu. Jeśli wierzyć Aqualishowi, to Duch z Jeziora - Thon, dosłownie rozmył te istoty co do atomu, nie pozostało po nich nawet sznurowadło.
Już podczas opowieści niestety czułem jak moje barki są zgniatane przez wizję mrocznej powinności którą przyjdzie nam wypełnić. Nadałem na komunikatory do mych towarzyszy, drogiego Adepta Farhira oraz Padawana Khada, krótką informację tekstową (by nie alarmować siedzącego obok Aqualisha), że wedle mej wiedzy i znanych mi i dostępnych dla Jedi opcji... Historia Truksa zakończy się w jeden sposób. Wiedziałem, że należy skontaktować się z ministrem Saite, by poinformować go o potencjalnie kolejnym kryzysie do zażegnania. Przeanalizowałem, że w tym wypadku, Aqualisha Truska było zbyt wiele zmiennych. Rodziny które zaczęłyby na niego naciskać i zadawać pytania - co przydarzyło się ich ukochanym i czemu zginęli. Na pewno też próbowałyby tą sprawę odpowiednio nagłośnić, co pogłębiłoby ponownie ledwo co w miarę opanowany kryzys na ogrodzie Bogini, Hakassi. I wiele innych niewiadomych, które należało stłamsić w zarodku tego wieczoru dla dobra plemienia planety.
W duchu miałem nadzieję, że się mylę, że umysły Jedi bardziej światłe ode mnie, odrzucą mój pomysł i zaoferują lepszą alternatywę. Tak się jednak nie stało i w końcu całą trójką staliśmy się uczestnikami ponurej służby, która jedynie w szerszym rozrachunku dla dobra innych, da nam szanse na ponowne wybawienie od grzechu. Towarzysze zawiadomili ministra i zajęli się uzasadnieniem biurokratycznym, ja "uspokoiłem" pacjenta w karykaturze rozmowy, na potępienie mej duszy, a następnie wprowadziłem go w stan uśpienia w oczekiwaniu na rządowy transport.
Tego samego wieczoru, Aqualish Truks został zabrany dla dobra planety, by nikt więcej o nim nie miał usłyszeć...
Niech Bogini ma nas w opiece i ulituje się nad nami.
P.S. Na terenie placówki pozostaje śmigacz należący do Aqualisha, oraz jego blaster. W przypadku pojazdu mam pewien pomysł co do jego zastosowania i... "uojcowienia". Gdyby jakiś zdolny mechanik z naszego plemienia chciał mi poświęcić moment to byłbym zobowiązany, sam takowej wiedzy nie posiadam, stąd potrzebuję pomocy kogoś obeznanego.