![]()
Kanał: Sieci wewnętrznej
Sektor: Koros
Planeta: Gillad
Współrzędne planetarne: J-6
Nadawca: Adept Trask Unzash
Data wydarzenia: 28.12.24
Typ: zadanie terenowe
Kod: Zaznacz cały
Doszło do poważnej sytuacji. Droidy zawiadamiały o strzałach daleko od wioski, tak daleko że widać było tylko je bez źródła. Ruszyłem na badanie, prawdziwe źródło okazało się być dużo dalej i musiałem podjąć się długich poszukiwań. Źródło sytuacji było szokująco proste. Farmer ścigał na śmigaczu zbiegłe zwierzę, jakąś odmianę eopie z wielkimi rogami, aby zwierzę to zabić.
Próbowałem przekonać go do zatrzymania i rozmowy, ale nie zwracał uwagi, jechałem za nimi kilkadziesiąt kilometrów nie chcąc łapać za blaster czy coś podobnego, aż zwierzę przewróciło się zdyszane, gdzie ten dopiero zszedł ze śmigacza z blasterem. Z uwagi na tą dzikość, chciałem mu przerwać. Nie uważam, by był to błąd z mojej strony, wybaczcie, ale jakiś zdziczały człowiek jeździ przez kilkadziesiąt kilometrów z blasterem, cholera wie, czy było to w ogóle jego zwierzę, równie dobrze mógł być pijany mimo tego, że zachowywał się jak każdy Korosjańczyk jak ktoś z wyższej cywilizacji, mogąc zafałszować ocenę. Mówił, że to jego zwierzę, które chciał ubić, ale to uciekło, więc udał się w pogoń. Prosiłem, by przedstawił jakieś dokumenty i nie robił takich rzeczy publicznie, na co cóż słusznie stwierdził, że nie musi mi się tłumaczyć, jednak demonstracyjnie chciał odstrzelić to zwierzę przy mnie bez rozmowy. Proponowałem wezwanie Służby Cesarskiej, ale ten wrzeszczał, że nie będzie czekał na Służbę tylko dlatego, że ktoś ma problem z tym co robi ze swoim zwierzakiem, a ja nie mam tu nic do powiedzenia, co w pewnej mierze rozumiałem, ale nie mogłem tak tego zostawić w świetle tych niepewności... Uparł się by odstrzelić to zwierzę natychmiast, doszło do szamotaniny, w której przyznam, obrałem fatalną strategię i ruchy i przyznaję się do winy. Wynikało to z trudnego fizycznie położenia do osłony zwierzęcia i zabrania mu blastera, a także mojego pośpiechu i stresu. I…
W wyniku szamotaniny… człowiek postrzelił się z blastera sam, w nogę. Próbowałem go uspokoić, opatrzeć, ale szamotał się wielce, aż w końcu skrzep pęknął i człowiek wykrwawił się na śmierć. To wszystko moja wina, nie mam co do tego wątpliwości. Nie dałem rady bezpiecznie spacyfikować farmera w taki sposób, by osłonić zwierzę, ale tak zawzięcie próbował mnie wyminąć i je odstrzelić, że straciłem kontrolę. Później, powinienem był go ogłuszyć nim z głupoty rozpruł skrzep i doprowadził do krwotoku.
Ten człowiek nie żyje i to moja wina. Zestresowany, nie wiedząc co robić, przerażony szansą, że zaraz dzięki satelitom i innym paskudztwom ktoś się dowie, natychmiast pozbyłem się zwłok pakując je do bagażnika, a potem ze stresu utopiłem je w morzu po zabraniu dokumentów. Zmarły nazywał się Vhelis Lamron. Zwierzaka odwiozłem na farmę, posesja o numerze 832 w kwadracie J-6, na drodze z Calim do Rhael Koa. Okazało się że to ukochany zwierzak syna, któremu powiedziałem, że… ojciec zrozumiał błąd i odleciał z Gillad odpokutować. Wiem, że to głupota – stres, bezradność i brak pomysłów i potrzeba odpowiedzenia tu i teraz.