Wyprawa po eopie - cz. I1. Data, godzina zdarzenia: 08.09.08 - 17:35
2. Opis wydarzenia:Gdy otrzymaliśmy od Rycerza Kal’Dara informację o rozbiciu się transportu Eopii, szybko wyruszyliśmy.Wraz z Jekkiem dosyć prędko dotarliśmy do dżungli Yavin.
Zaraz po wkroczeniu w jej gąszcz, czuliśmy że nie będzie przyjemnie. Szliśmy powoli przez dżunglę.
- Staraj się dobrze rozglądać – powiedziałem cicho do kolegi, i ruszyliśmy naprzód.
Już początek naszej misji nie zapowiadał się dobrze. Pojawiła się przed nami trójka raptorów. Nie przyzwyczajeni do walki z takimi stworzeniami, zostaliśmy szybko zepchnięci do defensywy. Raptory były szybkie, jak dla nas – za szybkie. Próbowaliśmy powalić zwierzęta mieczami, ale nasze próby nie były zbyt skuteczne.
Osłabiony i zasapany przez moment niemal wyczułem, gdzie ciąć zwierzę, aby uniemożliwić mu unik. Jednak na nic się to zdało. W chwili gdy wykonywałem cios, już poleciałem do tyłu od silnego ciosu. Uderzyłem o drzewo osuwając się z niego, mój miecz spadł pod nogi Jekka.
Trandoshanin, choć radzący sobie w walce zdecydowanie lepiej ode mnie, nie podołał samotnej walce i w chwilę po moim upadku i on otrzymał cios; lżejszy, jednak i tak zbyt silny.
Obydwaj zdołaliśmy powrócić do walki, zdesperowani i poranieni. Po tym czasie jednak wreszcie pojęliśmy w pewnym stopniu sposób myślenia i możliwości fizyczne bestii. Ostatecznie wspólnie powaliliśmy jedną z nich, biorąc ją z obu stron. Jednak w tym samym momencie na chwilę utraciłem czujność, co się zemściło; kolejny cios bestii pociął mnie po klatce piersiowej i chwilowo ogłuszył. Mój towarzysz jednak okazał się zręczniejszy ode mnie i bez większych problemów powalił bestię.
- Lepiej uważajmy…kolejne takie starcie przy naszym stanie zdrowia może się okazać dosyć chybionym pomysłem. Skradajmy się przy krawędziach skał, tam ich nie ma. – powiedziałem słabym głosem do Jekka.
Ta metoda okazała się o wiele trafniejsza, niż otwarta walka. Wymagała od nas większej zwinności, krawędzie skał były śliskie; ale ryzyko i tak wielokrotnie mniejsze. Widok również był lepszy.
- Spójrz! Co to za światło? – zapytał mnie po cichu Trandoshanin, gdy skradaliśmy się unikając bestii.
- To być może statek... te bestie na pewno nie wymyśliłyby pułapki – odparłem.
Obaj więc udaliśmy się w kierunku światła, w końcu zmierzając w głąb wyspy. Nierzadko skakaliśmy po drzewach, aby uzyskać lepszy widok, i nie zwrócić na siebie uwagi. W końcu przed naszymi oczyma pojawił się statek. Nie mógł on być niczym innym, niż celem naszej misji.
Ostatecznie dotarliśmy tuż pod niego. Słyszeliśmy niewyraźne krzyki, intuicyjnie domyślając się, że to zapewne pilot.
Statek otoczony był przez raptory i howlery.
-Howlery nie będą stanowić problemu. – powiedziałem krótko oschłym głosem, wychodząc przed siebie z mieczem.
Tak jak oczekiwałem, walka z howlerami była niezwykle krótka. Mając już z nimi obycie, wiedziałem jak unikać ich potężnego krzyku; wystarczyły mi do tego szybkie uniki poza jego zasięg. Howlery były jak najbardziej szybkie, jednak wolniejsze od raptorów, więc walka z nimi wydawała się niczym przyjacielski sparing.
- Okej, ale co z raptorami? – zapytał Jekk słusznie nie uznając zwycięstwa nad howlerami za zbyt znaczące.
- Hmm, obawiam się, że w obecnym stanie nie damy im rady – odpowiedziałem po chwili zamyślenia.
- To co robimy? – ponownie zapytał Jekk.
- Pilot i Eopie, o ile przeżyli są zapewne w środku. Jeden z nas musi odciągnąć uwagę bestii, a drugi wyciągnie nasze... ”ofiary”.
- Bestie są szybkie…ale nie mają takich zdolności akrobatycznych jak my. Możemy je od siebie odgradzać skokami ponad przeszkodami, których pokonanie zajmie im trochę czasu - dodałem.
- Ja to zrobię – powiedział krótko Jekk i bez czekania na odpowiedź zaczął zwabiać raptory.
Wierząc w umiejętności Jekka szybko pobiegłem do statku, znajdując zarówno pilota jak i eopie. Jednak okazało się, że nasze zmysły zawiodły. W okolicy czaiło się więcej bestii. Szybko udałem się z pilotem i eopią do pobliskiej jaskini, jednak tutaj moje pomysły się skończyły.
Odbierałem rozmaite komunikaty od Jekka, jednak nie miałem czasu na nie odpowiadać. Co jakiś czas przybywały nowe bestie, na szczęście howlery. Radziłem sobie z nimi, ale cała nasza trójka, w tym eopia, została poraniona. W końcu jednak uznałem, że zostanie tu nic nam nie da. Opuściliśmy jaskinię, zaraz po tym pojawiły się raptory. Walczyłem z nimi z całych sił, wielokrotnie je raniąc, jednak byłem już za słaby. Pilot i eopia zniknęli mi z oczu, nie wiedziałem co się dzieje z Jekkiem, a raptorów było za dużo – przynajmniej jak na moje mizerne umiejętności.
W przeciągu kilku sekund jedna z bestii uderzyła mnie tak potężnie, że moje ciało uderzyło o uszkodzony statek i tam wylądowałem. Potem już nic nie widziałem, tracąc przytomność pod wpływem wcześniejszych ran i tego uderzenia…
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: brak
4. Autor raportu: Adept Bart