Chciałbym jeszcze poruszyć dwie sprawy:1. Informacje bazowe
a. Imię: Bartek
b. Wiek: 23
c. Zamieszkanie: Islandia
d. Zainteresowania/Hobby: Wspinaczka, polowanie, jak typowy europejczyk - trochę piłka nożna, motoryzacja
e. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Jestem spokojną, wyluzowaną osobą, czasami trochę za bardzo przejmuję się tym czy coś zrobie dobrze czy źle, bo za co się nie wezmę to chce zrobić to jak najlepiej. Jeśli coś mnie zainteresuję to potrafię poświęcić godziny(których nie mam :D) tym tematom.
f. Kontakt:
- email: bogoniasty@gmail.com
- steam: Joarr
2. Scena RP/RP w JK3
a. Formy rozgrywki:
b. Organizacje/Grupy:
c. Staż:
d. Powód zakończenia gry:
Postanowiłem nie odpowiadać na te pytania, ponieważ nigdy tak na dobrą sprawę nie miałem styczności z graniem RP z innymi, jedynie jakieś Mass Effecty, Skyrimy i inne gierki offline pt. ''RPG''
Chciałbym też ostrzec, że nigdy nie byłem dobry w pisaniu historii, być może stąd też te pustki, nigdy się nie podejmowałem takich gier.
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Ulfur Rh'annix
b. Wiek: 25 lat
c. Pochodzenie: Mirial
d. Rasa: Kiffar
e. Wygląd:
Wysoki, umięśniony mężczyzna. Boki i tył głowy ma całkowicie wygolone, jedynie na górze widać krótkie ciemne włosy.
Brązowa gęsta broda zasłania jakikolwiek zarys szczęki, gęste wąsy przesłaniają cienką linię wargi górnej.
Ulfur ma heterochromię - prawe oko ma w kolorze brązowym, a lewe oko w kolorze niebieskim.
Uwagę przyciąga też jego qukuuf w postaci dwóch cienkich, niebieskich lini przecinających lewe oko wzdłuż.
f. Historia:
Powoli kręciłem karabinem, przesuwając lunetę po swoim sektorze. Czysto.
Przez odbiornik zamontowany obok mnie usłyszałem krótki komunikat - ''Następna zmiana za 5 minut''. Położyłem swój karabin i zerknąłem w prawo, na inne stanowisko snajperskie, oddalone o 3 000 metrów. Kolejna spokojna noc...
Nim zdążyłem pomyśleć co zjem do kawy, nadszedł mój zmiennik, wymieniliśmy się pozdrowieniami i ruszyłem do środka bazy.
Miałem to szczęście, że byłem przydzielony do pokoju z trójką pilotów, którzy pracowali zazwyczaj w dzień, więc zawsze po swojej nocnej zmianie miałem spokój i ciszę... No i przede wszystkim łazienka wolna.
Szybki, prysznic, zamieniłem termiczny kombinezon na jakieś bojówki i firmową bluzę i ruszyłem korytarzem w stronę części socjalnej.
Tradycyjnie na stołówce było ludzi od chuja, niektórzy przed pracą, a reszta prawdopodobnie tak jak ja - już po. Nałożyłem sobie jakiejś mięsistej paszy, nalałem kawę i usiadłem przy stoliku.
Co chwile dało się zauważyć ludzi w kombinezonach, pocierających ręce... Zawsze mnie to bawiło, ponieważ dzięki temu że wychowałem się na Mirialu, gdzie pizgawica była... No fakt, trochę mniejsza niż tutaj na Hoth, ale jednak była - to zdołałem w pewnym sensie troszkę się uodpornić na pewne mrozy.
Możliwe też, że właśnie dzięki temu łatwiej mi było podjąć decyzję o pracy w Inicjatywie.
Wziąłem kilka głębszych łyków kawy, zerknąłem na logo firmy które znajdowało się na ścianie.
,,Inicjatywa'' czyli prywatna firma należąca do jakiejś spółki milionerów, czy może nawet i bilionerów z Prakith, którzy władowali potężne pieniądze w ten projekt, aby przystosować i stworzyć jak najlepsze warunki do życia na Hoth dla osób którym... Yuuhzan Vongowie, kurwa... Zniszczyli domy i planety podczas wojny.
Odruchowo zacisnąłem pięść, pociągając kolejny łyk.
Projekt powstał jakieś dwa lata temu, przez ten czas stworzono bazę dla nas, pracowników... W ogóle jestem bardzo pozytywnie zaskoczony jak to wszystko sprawnie działa i funkcjonuje, przecież tutaj pracuje tak dużo osób... Masakra.
Śmieszne, pierwszy raz mam takie refleksje na ten temat... W sumie kasa mała nie jest.
Zerknąłem na prawie pustą już sale i stuknąłem lekko pustym kubkiem w stolik, jakby kończąc tym akcentem swój monolog wewnętrzny.
Wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia z jadalni. Mijając niektórych ludzi na korytarzu, odruchowo kiwałem głową, jednak kompletnie nie myślałem z kim się witam... Od momentu w którym skończyłem kawę zacząłem myśleć o swojej motywacji - dlaczego tutaj jestem?
Zamknąłem za sobą drzwi do pokoju, czas odpocząć. Klęknąłem przy łóżku i zamknąłem oczy, łapiąc dłonią swoją pięść i przykładając ją do ust.
Zacząłem się modlić do Mocy. Dziękować za ten dzień, za opiekę i wskazanie mi drogi którą idę. Prosić abym nie zawiódł rodziny oraz pozostałych Mirialaninów bliskich mi.
Chwilę później położyłem się na swoim łóżku, modlitwa pozwoliła mi oczyścić swój umysł tylko na krótką chwilę, ponieważ zaraz zacząłem wspominać swoje dzieciństwo...
Zacząłem myśleć o tym jak urodziłem się i wychowałem na Mirialu, mój ojciec był Kiffarem i w sumie wychował mnie na Kiffara, namalował qukuuf, nauczył mnie wielu przydatnych do przetrwania rzeczy, rolę ojca odegrał na ocenę dobrą.
Przejechałem palcami po dwóch błękitnych liniach, przecinającymi wzdłuż lewe oko.
Moją matką była Mirialanka, której zawdzięczam moje podejście do życia, do pewnych spraw... Dzięki której nauczyłem się przede wszystkim spokoju, panowania nad emocjami.
Cóż... Nie różniłem się niczym od swojego ojca jeśli chodzi o wygląd... Przez co czasami czułem się wyalienowany w szkołach, czy też na podwórku... Jednak z czasem zaczęło to zanikać, najgorsze w sumie był tylko te czasy za gówniarza, kiedy nie wszyscy wszystko potrafili zrozumieć...
Chrząknąłem ociężale.
Później pracowałem w warsztacie, przy śmigaczach i droidach. Mój staruszek zaraził mnie swoim zamiłowaniem do mechaniki i śmigaczy... Jednak nie trwało to długo. Jakiś czas po dwudziestych urodzinach zgłosiłem się do armii Nowej Republiki, miałem trochę łatwiej z rekrutacją ponieważ mój staruszek jest kapitanem, przez co nazwisko robiło swoje, ale nie to że jakoś to wykorzystywałem czy coś, nie nie... Wolałem osiągać rzeczy sam, tak abym nie był nikomu wdzięczny za życie jakie chciałem przeżyć... Tylko sobie i Mocy.
Siedziałem kilka lat w akademii dla pilotów, gdzie faktycznie robiłem to co uwielbiałem... Latałem, jednak... Zgłosiłem się do armii... Ponieważ chciałem mieć wpływ... Chciałem coś zrobić, jakoś sprawić by galaktyka stała się lepszym miejscem... Zamiast walki, dostawałem same eskorty. Ehh... Niby też ważne zadanie, eskortować kogoś lub coś... Ale... front był gdzie indziej, ludzie ginęli gdzie indziej, a ja czułem... Że nie robię tego co do mnie należy, nie pomagam... Nie mam wpływu...
Znowu wypuściłem powietrze nosem trochę głośniej. Oczy zamykały mi się już same, powieki stały się niesamowicie ciężkie... Czułem zmęczenie, nie tyle fizyczne po pracy... Co psychiczne - nagle tyle refleksji, tyle przemyśleń...
Budzik. O kurwa...
Gwałtownie wstałem, szukając ręką swojego datapadu, aby jak najszybciej wyłączyć ten cholerny alarm. Wyskoczyło powiadomienie o dzisiejszej zmianie.
Pilot zasobów - świetnie... Stara zmiana. Zaśmiałem się do siebie.
W Inicjatywie pracowało bardzo dużo osób, które odeszło ze szkółek Nowej Republiki... Czy raczej już teraz Galaktycznego Sojuszu... Ja kiedy podjąłem się tej pracy, dostałem stanowisko pilota... Latałem frachtowcami między naszą bazą a miejscem budowy miasta, które miało zostać przystosowane do życia na Hoth, z różnymi surowcami czy też ludźmi, droidami na budowe. Dopiero z czasem gdzieś wkręciłem się w drugą robotę, mianowicie zostałem też strażnikiem na pół etatu.
Strażnicy to osoby, które pilnowały czy to bazy, czy różnych miejsc strategicznych dla Inicjatywy, czy też samego miasta, przed desperackimi Wampami, czy innym paskudztwem... Ogólnie nudna robota, ale chłopaki dodatkowo pokazali mi jak posługiwać się snajperką, niby miałem naukę strzelania w akademii... Ale totalnie do tego nie przywiązywałem uwagi... Nie wiem czemu...
Moim ładunkiem tym razem to zwykłe skrzynie z surowcami i kilka wyłączonych droidów do pomocy... W sumie wolałem latać sam, tym bardziej w nocy, nie musiałem z nikim prowadzić sztucznych konwersacji tylko mogłem posłuchać sobie czy to muzyki, czy nawet i w ciszy podziwiać zaśnieżone góry, czy też inne piękne krajobrazy Hoth widoczne z góry. Niektórzy wolą ciepło i wodę, ja natomiast uwielbiam mróz i śnieg... Może wzięło mi się to przez to, że już się przyzwyczaiłem... podobnie było na Mirialu.
Miałem sporo czasu dla siebie i swoich ostatnich przemyśleń, droga z bazy do miejsca budowy była bardzo długa.
Według mnie, podjąłem dobrą decyzję, pomagam w budowie miejsca, które będzie nowym domem... Które da schronienie potrzebującym... Zdałem sobie sprawę, że właśnie teraz mam wpływ. Jednak... dalej czuję jakąś pustkę... Czegoś cały czas brak...
Doleciałem na miejsce.
Kiedy pomagałem chłopakom z tymi skrzyniami, nadajnik z kokpitu zaczął napierdzielać i trochę się zaniepokoiłem... Dyrektor całej tej operacji na Hoth chciał nawiązać ze mną połączenie, normalnie człowieka widziałem tylko na plakatach i zdjęciach... Kurwa.
Wyprostowałem się szybko, przetarłem ręką czoło i zaakceptowałem połączenie. Komunikat był krótki.
Panie Rh'annix, musi pan pojawić się w bazie jak najszybciej, proszę zgłosić się do mnie jak pan wróci.
Nie miałem nawet jak odpowiedzieć, ale wiedziałem że nikt nie potrzebował mojej odpowiedzi... Do zrobienia było tylko jedno.
Wróciłem do osób, które wyładowały prawie wszystko i pomogłem im.
Chwilę później wskoczyłem za stery i podniosłem frachtowiec.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? - Nie będę oryginalny jak napiszę, że dobrej zabawy po godzinach
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? - Z grupy na facebooku.
1. Mieszkając na Islandii, jestem podczas zimy w plecy o jedną godzinę, natomiast w lato są to już dwie godziny. - Czy to jest wielki problem?
2. Chciałbym podziękować Fenderusowi za przede wszystkim odpowiedzi na moje pytania, bez których nie mogłem tak na dobrą sprawę zacząć, oraz za zaoferowanie pomocy przez Fella, to bardzo pocieszające i komfortowe, wiedząc że można zawsze o coś zapytać czy też skonsultować kilka pomysłów. Bardzo dziękuje.