1. Informacje bazowe
a. Imię: Krystian
b. Wiek: 24
c. Zamieszkanie: Szczecin
d. Zainteresowania/Hobby: psychologia, psychiatria, historia Europy (ujęcie socjologiczne), geopolityka, bardzo amatorska gra w siatkówkę, roleplay, pobieżnie świat informatyki.
e. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Przede wszystkim jestem człowiekiem, który bardzo rozdziela poszczególne strefy życia. W realu kończę magisterkę, złapałem dobrą pracę, mam wspaniałą dziewczynę, która dodaje mi pokładów energii do życia, w internecie odreagowuję powagę reala i nie zachowuję się jak przystało na swój wiek, traktuję to jak wielki luz i wypoczynek od myślenia, moja internetowa persona to spamer memów i śmieszek, za to jak już wchodzę w hobby, to traktuję je poważnie i na poziomie. Nie lubię robić rzeczy na pół gwizdka. Mogę poświęcać im mało czasu, ale zawsze na poziomie. Nie stoi za tym ideologia, tylko rozsądek. Na przykładzie ważnego dla nas roleplayingu traktowanego luźno, z dystansem i ograniczaniem powagi wychodzi luźna fabuła, luźne postacie, dystans do poziomu i ograniczona powaga klimatu. To samo dotyczy wszystkich innych rzeczy, którymi się zajmuję, ale chciałem opisać to przez przystępny przykład. Swoje zajęcia traktuję bardzo poważnie i staram się wnosić w nich poziom i świeżość i zawsze się rozwijać. Odreagowuję to przez bycie niezbyt poważnym człowiekiem "OOC". Nie będę się przejmował cudzymi zachowaniami, cudzą głupotą. Wszystko spotka się z mojej strony ze śmiechem, większość rozmów będzie żartobliwa. Oczywiście jeśli trzeba, rozmawiam na poważnie, nie jestem upośledzony w sieci i zdrowy w realu. To, że jestem śmieszkiem, nie robi też ze mnie gburowatego wuja, rozmawianie mało poważnie nie koliduje według mnie z szacunkiem do ludzi, podstawowej wdzięczności, zdolności przyznawania się do błędu i ważenia opinii dla kogoś ważnej, czy dotrzymywania słowa.
f. Kontakt:
- email supremepowerl@wp.pl (używany do sieci)
- steam custard slorg (kto używa tego w Polsce? xD)
2. Scena RP/RP w JK3
a. Formy rozgrywki: OJP, MTA, SAMP, GMP, PBF
b. Organizacje/Grupy: Na pewno najbardziej zaciekawi was OJP, na którym grywałem na GoSW i ŚM. Na MTA grywałem na wielu serwerach, z których żaden nie przeżył powyżej 3 miesięcy. GMP to U Zarania, przez chwilę Wojny Bogów.
c. Staż: Od 2009 z bardzo wieloma przerwami, łącznie nie wyjdzie tego więcej, niż 4 lata, może 5.
d. Powód zakończenia gry: Na GoSW zawitałem na miesiąc, albo dwa. Pograłem przez miesiąc i z nudów, przez problemy z grą, poszedłem grać w Guild Wars, żałosne, wiem. Na ŚM pojawiłem się jakiś czas po rozpadzie GoSW jakiś rok później. Moja postać zginęła na trzeciej, czy czwartej sesji, przebita tym wielkim Urizielem z Gothica xD Powrót planowałem 2 miesiące, ale stwierdziłem, że nie ma do czego. Legendarny socjopata Vosurate, Cereus, Anubis, zaczął wtedy swoje projekty nowej frakcji. W wypadku wszystkich pozostałych miejsc umierały w kilka miesięcy, najczęściej pod wpływem codziennych kłótni między gimnazjalistami.
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Fell Mohrgan
b. Wiek: 26
c. Pochodzenie: Arkania
d. Rasa: Arkanianin
e. Wygląd: Wydarzenia odbite na jego zdrowiu nadają mu wygląd czterdziestolatka, nie młodego dorosłego. Ślady po dawno usuniętych tatuażach kaleczą twarz, aczkolwiek widoczne tylko dla wprawnego oka, komplet uzupełnia proste, wygodne odzienie pozbawione cech charakterystycznych w przeciwieństwie do śnieżnobiałych, krzywo ścinanych włosów sięgających do szyi.
f. Historia:
23 ABY, port gwiezdny w mieście Kanti.
Fell Mohrgan przechodził przez ulicę w stronę bramy portu, ubrany w najgorsze łachmany, jakie bogata Arkania miała do zaoferowania. Kontenery na ubrania dla ubogich oferowały lepszy wybór, niż to, co Fell miał na sobie, a twarz dwudziestolatka, ozdobiona tatuażami bez kszty gustu sprawiała wrażenie, że młody Arkanianin przyjął ten wygląd świadomie. Obok niego szedł ubrany w elegancki, wyważony strój młodzieniec, bez przepychu, bez kiczu, elegancko i schludnie.
- Fell... Nie wiem, co mam powiedzieć - zaczął Krill.
Drugi Arkanianin westchnął.
- Nic. Po prostu już nic. Rozprawialiśmy przez ostatni miesiąc. Wszystko, co mogliśmy, rozwinęliśmy na dziesięć sposobów. Po prostu... Po prostu... Koniec. No, koniec, co więcej? - skwitował Fell.
- Ja może i tak, kurwa mać. Ale ty? Cały ten twój wyjazd... a, szkoda sił. Szkoda sił, stary. Zero, kurwa, rzeczowych argumentów. Wojna, wojna, co mnie to, muszę lecieć, bo starzy mnie nie rozumieją, a świat jest zły - odparł jego towarzysz, zirytowanym i pełnym rezygnacji głosem, wywracając oczami za każdym razem, gdy spoglądał na popisowy strój Fella.
- Tak! Tak, masz rację. Jestem cholernym nikim! Dzieciakiem, który nie wie co ze sobą zrobić, który rzyga tą pieprzoną planetą! Powtarzam ci, w dupie mam te wspaniałe pieniądze i cudowne uniwersytety, jeśli nienawidzę tej planety, wytrzymam w pracy z tymi bufonami góra tydzień, a z profesorkami może dwa!
- Tak, Fell. Tak, oczywiście, to wszystko Kanti, to wszystko Adascopolis. Cała planeta, cały glob to więzienie, w którym zraniony płatek śniegu nie może wytrzymać, bo mieszkał w dwóch miastach i nie może wytrzymać z ludźmi. Do wuja z wojną, donosami o potworach mordujących wszystkich w tym twoim wymarzonym kosmosie, oczywiście, stary! Oczywiście!
- Świetnie. Świetnie! Przez miesiąc nie umiałeś wyrzucić z siebie, co ci leży na wątrobie, tylko rzucałeś swoje fotki z wiadomości i radia i dukałeś mi te debaty o wyprowadzce, jak na pieprzone wypracowanie i wreszcie ci się zebrało, kiedy mam już bilet i kończę z tym! - okrzyki Fella zwracały uwagę przechodniów, kiedy przechodzili na teren portu. Krill ucichł, ale Fell za nic nie robił sobie zwracania na siebie uwagi.
- Bo tak to z tobą wygląda! Chwila szczerości, wytknięcia ci, że zachowujesz się jak idiota i zamiast refleksji mamy krzyki na pół portu! - wysyczał Krill na granicy szeptu a krzyku. Fell westchnął, czerwony na twarzy i zacisnął dłoń na czole.
- Słuchaj. Po prostu... mam dość. Cała ta planeta jest taka sama. Klasy, kasty i ta cholerna monarchia. Jak tylko pomyślę, że żyję na planecie wyznającej dziedziczną władzę klanu urodzonych nadludzi, chce mi się rzygać. Jak tylko pomyślę o ludziach, którzy przeżywają, że jakaś tam Tanna zniknęła, bo wielka mi księżniczulka, bo spiknęła się z ludźmi, których starzy starych zrobili sobie tron tysiąc lat temu. Mam to w dupie. Mam w dupie profesorków, którzy pomagali śmieciom jak Tarkin tworzyć chorą broń biologiczną w imię zachowania swojej władzy. Mam w dupie swoich rodziców, dla których miłość do cudownej ojczyzny to jakiś pieprzony fundament, bo zostaliśmy zygotami tu, a nie gdzie indziej. Rzygam patriocikami, którzy kochają pusty kawał skały i dzieło przodków, których nigdy nie widzieli na oczy, a spinają się przed "rodakami" każdego dnia. Nienawidzę tego społeczeństwa. Chcę świętego spokoju i życia w połamanej chatce z drewna, w której nie jestem niczyim poddanym, zwłaszcza jakichś pieprzonych Tann, Frej i Arc, którzy mordują się nawzajem, taka cudowna ta nasza Arkania - monologował Fell z nową falą spokoju, cicho, wolno, ale bez przerwy.
- To tylko plotki, a poza tym... - nie dokończył Krill.
- Plotki. Pójdź po rozum do głowy i spójrz na to bez pieprzonego "dziedzictwa kulturowego". Facet prawie zdycha, dziwna dziewka z jego kręgów znika dzień później i już nigdy się nie pojawia. Walki o władzę, jak wszędzie. Nie rozumiesz? Jesteśmy tacy sami, jak inni i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ta obłuda. Wielkie technologie, minerały, bogactwo, a to wszystko po to, by robić za wielkich panów, którzy nawet nie dołączą do Nowej Republiki, aby pokazywać światu niezależność i oddzielność. Republika to próba odbudowania galaktyki od nowa z gruzów, zrobienia lepszej cywilizacji, ale nas obchodzą tylko nasze cztery kąty. Gówno robimy w sprawach reszty galaktyki. Galaktyka powinna traktować nas jak powietrze.
- Fell. Nie. Dość.
- Co? Nie mam racji? Nie mam? Nie jest tak?
- Nie... Po prostu wystarczy. Postanowiłeś swoje, a ja powiedziałem ci już wszystko. Szkoda, że tracę jedynego kumpla na rzecz buntu pokoleniowego.
- Krill, wiem. Rozumiem. Chcesz dla mnie jak najlepiej... A ja chcę, żebyś mnie zrozumiał, żebyś tylko zrozumiał, że to dla mnie najlepsze - wychrypiał Fell.
- Nie jest. Ale musisz się przekonać... A ja tu będę, ucząc się od tych obłudnych profesorków w uniwersytetach tych obłudnych króli i książąt - skwitował z uśmiechem Krill.
- A za parę lat stąd odlecisz, dołączyć do mnie do normalnego życia. Trzymaj się, stary. Spróbujemy jakoś się połączyć.
- Już widzę, jak buntownik przeciwko Arkanii ogarnie systemy łączności międzyplanetarnej wielkości jego własnego domu, kiedy nienawidzi nawet komputerów. Spadaj, prom czeka.
25 ABY, farma na Dantooine.
Fell nie miał już na twarzy szpetnych tatuaży, a tylko ślady po ich chirurgicznym usunięciu. Włosy były długie, ale uporządkowane, a ubrania przeszły poważną zmianę, jeszcze tańsze, ale tym razem czyste, nie rzucające się w oczy. Ciemnoskóry człowiek, Mali, siedział obok niego w rozklekotanym krześle z butelką piwa, a naprzeciwko nich Tirru, niewysoki Rodianin zaopatrzony w podobny trunek.
- Zabawne, to wszystko - mruknął Fell.
- Hę? - zagaił, mrugając oczyma, Mali.
- Widzisz, stary, nie byłoby mnie tutaj, tu gdzie chciałem, gdyby nie Arkania, z której chciałem uciec i której tak nienawidziłem. Wiem, chłopaki, opowiadałem wam o tym, ale nie mówiłem o czymś, co gryzie mnie od paru miesięcy.
- To jest? - zapytał Rodianin.
- Nie znalazłbym tej roboty, gdyby nie wykształcenie z Arkanii. Ledwo zdana szkoła średnia nauczyła mnie obchodzić się z techniką lepiej, niż niejedna uczelnia. Bez pieniędzy rodziny w ogóle nie dożyłbym znalezienia miejsca na Dantooine po trzech niewypałach... I...
- No? - zagaił Mali.
- Mniejsza już, załączył mi się filozof. Tirru, opowiedz o tych bajkach o Jedi z południa, poprzednim razem nie dokończyłeś historii. Jakieś chore historie o enklawach Jedi, to jest temat!
26 ABY, wojskowa fregata transportowa.
Człowiek, który znajdował się nad spoconym Arkanianinem nie musiał nosić munduru i pagonów, aby było jawnym, że jest żołnierzem. Twardy głos, wypowiedzi zdyscyplinowanego robota w środku piekła dookoła były znakiem, że to żołnierz z pierwszej ligi.
- Obywatelu, proszę się uspokoić. Te tabletki pomogą wam zasnąć - powiedział jałowym głosem, wręczając mu garść pigułek.
- Nie chcę. Nie. Boję się zasnąć, rozumiesz? Oni są wszędzie, te potwory, te statki oblepione mackami, oni tu wrócą.
- Obywatelu, znajdujecie się na fregacie transportowej Floty Nowej Republiki. Nic wam nie grozi, zmierzamy w bezpieczne miejsce.
- Nie ma bezpiecznego miejsca! Gdzie? Gdzie?! To coś wyrosło z atmosfery i zaczęło mordować nas wszystkich, jak jakaś plaga, tysiące tych statków! Całe Dantooine stanęło w ogniu!
- Obywatelu. Bezpieczne miejsce jest tutaj, na statku. Znajdujemy się w nadprzestrzeni. Ci barbarzyńcy, Yuuzhan Vongowie, nie złapią was tutaj. Uciekliście ze środka piekła, obywatelu, tam było miejsce się denerwować, nie w bezpiecznym łóżku w drodze na dobrze chronione strefy kosmosu.
- Oni czegoś szukali. Szukali, mówię ci, szukali, ten staruszek z pokładu niżej, mówił coś o dwójce Jedi, o oblężeniu starej świątyni. Nie rozumiecie? W tej wojnie chodzi o coś więcej, za tym coś się kryje! Nie tylko Jedi istnieją, ci cali Yuzhe, Yuza, Yuzu, Yuzen Vongowie, oni chcą czegoś od Jedi! Po co atakowaliby stare gruzy? Ta wojna nie jest normalna, żadna krwawa, ludobójcza rzeź nie jest normalna, wojna toczy się o zasoby i niewolników, nie kratery pożogi!
- Obywatelu, nie Ty jeden masz swoje teorie, swoje pogłoski i swoje wnioski, gdyby admiralicja miała słuchać i uwzględniać wszystkie, nie mielibyśmy czasu trzymać blasterów.
- Kurwa! Historie o Jedi powtarza połowa ludzi z tego zadupia na południu, setki ludzi z jednej wsi nie zmówiły się, żeby to wymyślać! Nie zmówili się, by wymyślać atak na gruzowiska!
- Obywatelu, proszę się opanować i wziąć swoje tabletki, albo będę zmuszony obywatela odizolować.
- Idioci, nigdzie nie jesteśmy bezpieczni! Moje życie legło w gruzach, nie mam już nic! Miejsce mojej pracy to krater, moi przyjaciele to dymiące trupy, nie mam gdzie, po co i jak iść! To koniec mojego życia, nie mam już nic, mogę równie dobrze... - wrzaski przerwało przeładowanie blastera ogłuszającego.
27 ABY, nieznany księżyc.
- Dzień 329. Nagrywam ten dziennik z nadzieją, że transmisja kiedyś się przedostanie. Błagam... Niech ktoś odpowie - głos brudnego, potarganego Arkanianina nie miał w sobie nuty dumy i energii, którą miał jeszcze nawet wtedy, gdy jego dotychczasowe życie zostało oddzielone grubą kreską. Kontynuował na granicy łez...
- Od kiedy uciekliśmy z Dantooine, próbowałem zacząć gdzieś nowe życie. Przewoźnik, który oferował nam przedostanie się gdzieś w okolice Coruscant, może Korelii, przeklęty Jules... Niech jego prochy zeżrą Vongowie... nie przewidział zablokowania tras nadprzestrzennych. Jestem teraz na bezludnej planecie, albo księżycu. Nie znam jego nazwy, nie znam jego koordynatów. Ostatnie, co pokazywał komputer naszego przewoźnika, to seria cyfer 32271-73-05-02-1-3. Zapisałem te cyfry, te numery muszą coś znaczyć. Przesyłam tą wiadomość 71 raz. Powtarzam, 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. Ostatnie, co słyszeliśmy w radiu, to atak na Cato Neimoidię. Powtarzam tą wiadomość po raz kolejny - recytował do ekranu cyfry wyryte na kawałku cudzej ręki. Na jego twarzy nie było już obrzydzenia, które towarzyszyło mu w pierwszych dniach. Wymiotował, kiedy rył na tej skórze każdą cyfrę nożem, obrzydzony tą ręką, sobą, krwią. Teraz nie robiło to większej różnicy.
- To liczby z nawikomputera. Wyświetlały się na ekranach awaryjnych na chwilę przed kraksą. Kontaktuję się z odbudowanych popiołów układu komunikacyjnego. Zasilanie pochodzi z resztek paliwa. Błagam, niech ktoś to usłyszy. 32271-73-05-02-1-3. Widzę wielką, pomarańczową orbitę. Jest tutaj bardzo zimno, stare czujniki pokazują 2 stopnie. Nie wiem, na jak długo starczy mi paliwa. Błagam. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3. Odbiór. Odbiór. 32271-73-05-02-1-3. 32271-73-05-02-1-3...
28 ABY, transportowiec załogi eksploracyjnej z Onderonu.
- Panie Fell, zbliżamy się do celu. Tutaj chce pan zakończyć podróż? - pytanie pochodziło od zatroskanego załoganta niedużego, ubogo wyposażonego frachtowca, który dla Fella do dziś był najpiękniejszym widokiem świata.
- Tak, panie Kin. Ale nadal jest mi trudno się z wami pożegnać. Zawdzięczam wam życie. Miesiąc pracy na waszym statku to za mało, chciałbym zostać, pomóc wam jeszcze, jestem to winien... - arkaniańska twarz była czysta, naturalna. Włosy ścięte krótko, pod kątem praktyczności i wygody, nie wyglądu. Tylko wzrok nie należał do normalnych.
- Panie Fell. Tylko socjopata, słysząc wołanie o pomoc, nie zawitałby na tamten księżyc. Który to raz do tego wracamy? Ile razy muszę wałkować z panem to samo? Odkupił pan dług - załogant uśmiechnął się współczująco, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Wiem, ale gdy tylko pomyślę o tamtym koszmarze, od którego mnie zwabiliście... Panie Kin, pan, kapitan, wasza załoga, wydostaliście mnie z piekła. Te setki dni na martwym księżycu, cudem wyposażonym w obrzydliwą podróbkę jedzenia, w towarzystwie zwłok, mijające doby patrzenia w niebo, doby ciszy, setki dni bez śladu życia, uwięziony w środku kosmosu...
- Panie Fell! Fell. Setny raz to powtarzasz.
- Wybacz, Kin. Straciłem swoje życie i zacząłem je na nowo dwa razy... Kiedyś pieprzyłem te idealistyczne bzdury o życiu dla idei, co za nonsens. Chcemy żyć, stracimy wszystko, ale instynkt przetrwania popchnie nas dalej.
- Widzimy po tobie, Fell, widzimy. Ale to pora się rozstać, za chwilę korytarz zaprowadzi nas nad Onderon. Czemu akurat tu?
- Jeden z waszych ludzi mówił, że słyszał wieści o świecie, który obronił się przed seriami prób inwazji. Chcę to zobaczyć...
28 ABY, Onderon.
- A tu, droga wycieczko, zbliżamy się do pałacu. Nie możemy podejść bliżej, ale możecie podziwiać go już stąd. Pałac królewski był miejscem, w którym w dawnych latach Rycerze Jedi powstrzymali przywódców totalitarnej władzy w wielkiej bitwie, a gdy powrócili po latach na odrodzony Onderon, to właśnie tam byli gośćmi najwyższej wagi, konsultującymi najważniejsze decyzje z najwybitniejszymi dowódcami militarnymi. Na lądowisku przed nami swoje maszyny stawiali wielcy obrońcy naszej ojczyzny, jak Elia Vile, Tanna Saarai, Siad Avidhal.
- Kojarzę te nazwiska... - zaczął Fell, wychylając się z szeregu.
- Nic dziwnego, że je pan kojarzy. Siad Avidhal bronił Onderonu przed wielkim nalotem floty, dokonując abordażu okrętu flagowego, gdyby nie on i uśmiercenie tam dowódców wrogiej floty, Onderonu mogłoby dziś nie być - odparła młoda kobieta prowadząca wycieczkę.
- Nie, nie stąd. Siad Avidhal... Dantooine. On był na Dantooine.
- Przepraszam?
- Nic, nic, przepraszam panią, proszę kontynuować.
Dzień później, hale fabryczne konstruktora myśliwców.
- Fell! Wreszcie odwiedzasz swojego starego szefa! - zawołał uprzejmie Cereanin, widząc Fella w bramach swojego warsztatu. Nie był to byle jaki warsztat, tylko wielka hala, w której swoje myśliwce odnawiało wojsko, na czym cereański przedsiębiorca Sar-Hin Laar zbijał ogromny kapitał. Fell, zaczynając nowe życie po raz kolejny, zatrudnił się u niego i okazał się nieocenionym nabytkiem, przynosząc z wojny i doświadczeń, które chciałby zapomnieć, bogatą wiedzę o zniszczeniach, które powodowała obrzydliwa broń Yuuzhan Vongów.
- Sar, wspaniale cię widzieć. Posłuchaj mnie, potrzebuję twojej pomocy, jeden, ostatni raz, jeśli wszystko się uda.
- Wiedziałem, że nie odwiedzisz starego wygi, żeby pogadać. Eh, Fell...
- Słuchaj... Za wiele rzeczy mi się ze sobą łączy. W tej wojnie chodzi o coś więcej. Dantooine, stare gruzowiska Jedi. Onderon, stare gruzowiska Sith. Wszędzie te same nazwiska Jedi. Tu chodzi o coś więcej, o wiele więcej... A nazwisko tej pieprzonej księżniczki z czasów, gdy byłem Arkanianinem mnie prześladuje. A Ty mówiłeś...
- Że znam człowieka, który pracuje w pałacu, tak.
- A oni znają Jedi. Muszę wiedzieć, jak ich znaleźć. Oni są w centrum tej wojny, jestem tego pewien.
- W centrum tej wojny, Fell, a co obchodzi cię centrum tej wojny? Masz tu pracę, wynajęty pokój; przyznam, nie najlepszy i masz święty spokój na biednym, ale spokojnym, odbudowującym się Onderonie...
- Sar, w tym problem. Zakończyłem swoje życie, gdy wylądowałem bez niczego na Dantooine. Gdy uciekłem z jego gruzów, nie byłem już Fellem, byłem trupem, który stracił wszystko. Gdy załoga twoich przyjaciół mnie odnalazła, to wszystko od nowa.
- Czasem nie nadążam za twoją głową. I dokąd to prowadzi?
- To wszystko przez Yuuzhan Vongów. Wszystko przez nich. Nie jestem już Fellem, Fell stracił wszystko przez ostatnie lata. Kilka razy. Żyję siłą instynktu przetrwania. Jeśli dokądś ma mnie to zaprowadzić... Niech zaprowadzi do odpowiedzi.
- Fell, zaczynasz wariować, stary, nie wiesz już, czego szukasz, to...
- Nie, Sar, nie, ja zaczynam wreszcie wiedzieć, czego szukać. Wreszcie coś wiem, wreszcie mam na coś pomysł...
- Fell...
- Muszę. Wreszcie coś we mnie zaiskrzyło. Muszę, Sar, a twoi znajomi to moja droga...
- Fell...
- Sar, proszę...
- Fell.
- Sar.
- Stoję przy swoim, ale to twoje życie, a poza tym mam wrażenie, że zaraz zaczniesz klęczeć i błagać. Porozmawiam i spróbuję czegoś się dowiedzieć... Jutro coś ci znajdę. Ale nie piśnij ani słowa, bo posypie się nie tylko moja głowa. Mówimy o zbawcach Onderonu, jeśli tylko ktoś pomyśli, że niepowołana osoba może znaleźć idoli Onderonu, od dzieci do starców, pół tej planety profilaktycznie cię ukamieniuje.
- Sar. Dzięki.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Oczekuję poważnego traktowania gry. Horror, thriller, detektywistyka, batalia, pogodzę się z każdym klimatem, ale chcę powagi, gry na serio, angażującej i autentycznej historii, sam mam do zaoferowania stuprocentowe zrozumienie, że te rzeczy wymagają czasu, a wejście w nie inicjatywy i żmudnego poznawania historii uniwersum. Nikt nie wciągnie mnie w te rzeczy i nie zaoferuje głównego wątku na piękne oczy i mam zamiar okazać tyle zaangażowania, ile zobaczę poziomu gry.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? Gry Online.
Wyjaśnień słów kilka, dzieło, które widzicie przed sobą, powstało w dużej mierze dzięki Fenderusowi i graczowi spod awatara Tanny, którzy zasypali mnie niezbędnymi informacjami, których tylko mała część była widziana na forum. Gdybym miał to wszystko drukować, chyba nie starczyłoby mi tuszu, wielkie dzięki, że pomogliście mi pokonać wyzwanie, które sobie postawiłem. Następnie pragnę wymienić Elię, która spłodziła tyle samo akapitów opowiadając mi o was i przekonując, że to miejsce dla mnie, z ludźmi, z którymi chciałbym potworzyć.
Najważniejsza sprawa, którą mam do przekazania, to rozwiązanie, na które zgodziła się Elia, które podłapałem z jednego ze starszych podań. Do końca sierpnia nie byłbym w stanie zagrać na poważnie, jestem na wyjeździe zawodowym, od którego zależą moje przyszłe perspektywy. Dlatego też porozmawiałem z Elią, która pozwoliła mi wstawić podanie do zaakceptowania, którego kontynuacja historii odbędzie się po moim powrocie. Planowany powrót to 6 września, ale na wstępne rzeczy będę mógł skrzyknąć się wcześniej.
Mam nadzieję, że nie jest to dla was problem. Znacie ludzkie umysły, które łatwo się zniechęcają, szukają wymówek, chcę więc zakotwiczyć się u was gotowym podaniem, zanim zacznę szukać wymówek przed zaangażowaniem się.
Miłej lektury, jestem dumny z tej historii i mam wielką nadzieję, że docenicie spędzone godziny nad linkami od wymienionych kolegów xD Czekam niecierpliwie na wasze opinie, jeśli coś jest niejasne, proszę pisać na mój steam lub discorda.