Vexis - Zatwierdzone

Punkt składania historii postaci - stale otwarty.
Regulamin forum
Wzór historii postaci pojawi się automatycznie przy zakładaniu nowego tematu. Można go pobrać jednak także ręcznie, z tego tematu.

Bezwzględnie proponujemy także zapoznanie się z tym tematem z największą dokładnością, wliczając w to lekturę Regulaminu.
Vexis
Były członek
Posty: 37
Rejestracja: 20 paź 2020, 15:56

Vexis - Zatwierdzone

Post autor: Vexis »

1. Informacje bazowe
a. Imię: Artur
b. Wiek: 26
c. Zainteresowania/Hobby: Moim głównym hobby są gry komputerowe, przy których spędzam chyba najwięcej swojego wolnego czasu. Gram głównie w to, co mi się spodoba, chociaż najbardziej lubię pograć w RPGi i strategie, do tego dochodzą oczywiście gry fabularne i roleplay różnej maści, czy to tekstowy, czy głosowy z kamerkami. Oprócz gier uwielbiam w wolnym czasie po prostu posłuchać sobie muzyki i tutaj również nie ograniczam się do konkretnych gatunków, słucham tego, co wpadnie mi w ucho ^^ Czasem zabiorę się też za jakąś książkę, film czy serial. Od października zeszłego roku zacząłem również regularnie chodzić na siłownię i nie planuję przestać, dlatego śmiało mogę to wliczyć w listę moich hobby :P
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Myślę, że jestem raczej typowym introwertykiem, lubię po prostu posiedzieć w zaciszu domowym i zająć się w spokoju swoimi sprawami. Rzadko wychodzę z domu, jeśli nie muszę i wolę mieć wszystko zaplanowane już zawczasu, niż robić coś całkowicie spontanicznie. Mimo to bardzo lubię popisać, pogadać na głosowym albo pograć w coś ze znajomymi z neta i jeśli rozmowa się klei, to ciężko mi czasem ją zakończyć, bo zawsze znajdzie się jeszcze jakiś temat do obgadania xD Jeśli coś mnie zainteresuje, to lubię zagłębić się w dany temat by dowiedzieć się jak najwięcej, a mniej interesujące rzeczy zlewam po całości. Jestem też dość otwartą osobą i można ze mną pogadać na przeróżne tematy.
e. Kontakt:
- Email: vakherz@gmail.com
- Steam: Vakher

2. Doświadczenie z RP:
a. Formy rozgrywki: Zacząłem grać RP już kilka lat temu, pierwsze sesje grałem na żywo przy stole z kostkami, później już dłuższe kampanie grałem na głosowym przez Discorda, głównie za pomocą Roll20. Miałem przez ten czas okazję wypróbować przeróżne systemy takie jak: DnD 5e, Pathfinder, Młotek 2ed/4ed, Sunworld/Dungeon World, Fate, NWoD. Do tego dochodzi kilka serwerów Discord, gdzie grałem RP czysto tekstowe bez skomplikowanej mechaniki oraz RP na silniku JK3 i OJP.
b. Organizacje/Grupy: Akademia Jedi na Yavin IV.
c. Staż: Ogólne doświadczenie z RP to jakieś... 6 lat bym powiedział, z samym OJP i JK3 to we wrześniu tego roku byłoby już 3 lata.
d. Powód zakończenia gry: W dużym skrócie, nie podoba mi się, w jaki sposób obecnie prowadzona jest organizacja.

3. Postać
a. Imię i nazwisko: Vexis
b. Wiek: 22
c. Pochodzenie: ???
d. Rasa: Echani
e. Wygląd: Wysoki, młody mężczyzna o bladej karnacji i srebrnych oczach. Jego mlecznobiałe włosy sięgały mu do ramion, ale nie miał on żadnego zarostu, a sama twarz pomimo wyostrzonych, męskich rys, wydawała się mieć kilka kobiecych akcentów. Na twarzy miał wytatuowaną czarną cyfrę „7”, a na lewym policzku widniała stara blizna. Był on dość postawny i dobrze zbudowany, ale brak aktywności spowodował, że niegdyś wyraziste mięśnie zaczęły już powoli niknąć pod warstwą odkładającego się tłuszczu. Mimo tego dalej sprawiał wrażenie osoby atletycznej. Od lewego biodra aż do brzucha ciągnęła się po skosie poszarpana blizna, najprawdopodobniej od rany zadanej jakimś ostrzem albo odłamkiem.
f. Historia:

Był bardzo wczesny ranek. Pierwsze promienie jutrzenki zdążyły już prześlizgnąć się nad horyzontem i przez pojedyncze wnęki kolejnych budynków, by częściowo oświetlić wielką, kamienną salę. Echo niosło ze sobą odgłosy rozbijających się o ciało i metal uderzeń oraz towarzyszące im stęknięcia wysiłku. W pewnym momencie rozebrzmiał ostry, kobiecy głos.
- Źle! – krzyknęła starsza kobieta, która z założonymi rękami opierała się o jedną z kolumn niedaleko czegoś na wzór maty treningowej i bacznie obserwowała poczynania dwojga walczących.
Ci momentalnie przestali i zwiększyli do siebie dystans. Pojedynek musiał trwać już jakiś czas, obie postacie ciężko oddychały, a na ich twarzach lśniły krople potu, które zlepiały im włosy na czole i policzkach.
- Skup się, powtarzaliśmy to już wiele razy. Nie próbuj jej na siłę uderzyć, to ma być płynna i dynamiczna walka – rzuciła w stronę białowłosego chłopca, ubranego w równie białe szaty.
Nie mógł on mieć więcej niż 10 lat. Naprzeciwko niego stała niemalże identycznie wyglądająca dziewczyna, lecz była ona starsza o kilka lat, przez co jej rysy zdążyły się już wyostrzyć. Cała trójka znajdująca się w sali była do siebie bliźniaczo podobna.
- Jeszcze raz, żywo! – Słowa kobiety były dobitne, a jej ton surowy.

Walka została wznowiona prawie od razu, nie dając dwójce zbyt wiele czasu na odpoczynek. Nie był to jednak jedyny pojedynek, który odbywał się w sali, wiele podobnych grupek, złożonych z dwojga lub większej ilości uczniów, trenowało walkę wręcz, a ci bardziej zaawansowani używali też treningowych wibroostrzy. W pewnym momencie odgłosy zaczęły cichnąć i dobiegać jakby z oddali, a wszelkie elementy, na których był jeszcze przed chwilą skupiony, uciekły gdzieś percepcji białowłosego chłopca, stając się jedynie odległą abstrakcją. Na niebie zbierały się pośpiesznie czarne chmury, przez co w sali dość szybko ciemniało. Młodzieniec spojrzał się w górę, nie do końca rozumiejąc tak nagłą, nienaturalną wręcz zmianę otoczenia. Zamknął oczy by po chwili poczuć, jak pojedyncze krople z łagodnej mżawki spadają mu na twarz, jednak coś podświadomie nie dawało mu spokoju, a gdy otworzył je ponownie panował już półmrok. Chłopak postąpił kilka kroków do przodu, rozglądając się dookoła, ale w sali nie było ani jednej żywej duszy, próbował nawoływać, jednak odpowiadała mu jedynie cisza. Jego niepokój narastał z każdym kolejnym krokiem, aż nagle z ciemności bezszelestnie wyturlał się jakiś obiekt, zatrzymując się wprost pod jego stopami. Kiedy chłopiec spojrzał w dół, momentalnie go zmroziło, spróbował krzyknąć, ale jedynym odgłosem, który był w stanie z siebie wydobyć, był zgłuszony skrzek, jakby coś ścisnęło go za gardło. Zastygnięta w upiornym grymasie przerażenia twarz jego nauczycielki wpatrywała się w niego martwym wzrokiem. Poczuł, jak zaczyna zalewać go fala gorąca, włosy stają dęba na całym ciele, a w głowie momentalnie pojawił się ogłuszający szum. Wtedy też zrozumiał, że to, co wcześniej kapało mu na twarz, to nie były wcale krople deszczu, a szkarłatna krew, która po chwili obryzgała go ponownie. Nim się zorientował, wyrosła przed nim jak z podziemi potężna postać odziana w czarną zbroję, trzymająca w jednej ręce krwawy ochłap, który ciężko było już zidentyfikować. Odruchowo spróbował zrobić krok do tyłu, ale poślizgnął się na wilgotnej od krwi posadzce i upadł na plecy z głuchym pluskiem. Sparaliżowany strachem z niedowierzaniem patrzył, na moment zyskując z powrotem klarowność wizji, jak inne zmasakrowane ciała zaczynają pojawiać się przed jego oczami.

Monstrum obróciło się w jego stronę, odrzucając ochłap na bok i wbiło w niego swoje ślepia, jednak twarz potwora była kompletnie rozmyta. Spanikowany chłopiec przekręcił się na kolana, z trudem podniósł na równe nogi, cudem tylko nie wywracając się po raz kolejny i bez zastanowienia zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Niestety pomimo jego najlepszych starań, przed sobą widział jedynie czarną, bezgraniczną pustkę, a same nogi wydawały się być jak z waty. Zaczął panikować jeszcze bardziej, słysząc za sobą zbliżające się kroki ciężkich buciorów, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Tup… tup… tup… młodzieniec powoli zaczął akceptować swój los, bezradnie biegnąc przed siebie, czekając jedynie na moment, aż potwór dogoni go i zabije jak resztę. Tup, tup, tup, TUP, TUP, TU... Cisza. Kiedy już wydawało mu się, że czuje oddech oprawcy na karku, odgłos buciorów całkowicie zniknął, a gdy obejrzał się za siebie, nie było tam nikogo, jakby jego prześladowca rozpłynął się w powietrzu. On sam jednak nie zatrzymywał się, nie było czasu, by się zastanawiać.

W końcu z tego całego mroku zaczął wyłaniać się koniec w postaci ledwo oświetlonych, pojedynczych drzwi. Nareszcie, szansa na wybawienie z tego koszmaru, jak światełko w tunelu, była już prawie w jego zasięgu. Gdy jednak tylko podbiegł do drzwi, te otworzyły się z przeraźliwym skrzypem, prezentując przed nim jedynie ciemność. Poczuł, że coś jest nie tak, ale było już za późno. Z ciemni wyłoniła się postać w czarnej zbroi, momentalnie doskakując do niego i chwytając za gardło potężnym łapskiem, tym samym gasząc ostatni płomyk nadziei. Chłopak przez ułamek sekundy mógł zauważyć, że za plecami potwora, dokładnie nad drzwiami, pojawił się migoczący czerwony neon, z napisem „BRAK WYJŚCIA”. A może był on tam cały czas, ale pochłonięty ucieczką nie był w stanie go zauważyć? Nie miało to teraz najmniejszego znaczenia, gdyż potwór właśnie przygwoździł go do ziemi, uderzając z taką siłą, że aż uszło z niego całe powietrze, nim ten zdążył w ogóle zareagować. Oczy chłopca zaszkliły się, gdy desperacko próbował złapać oddech, ale żelazny uścisk potwora właściwie przypieczętował już jego los. Trupioblada twarz pozbawiona nosa, szpiczaste uszy i krwiste ślepia żądne mordu miały być ostatnim obrazem, jaki zobaczy przed śmiercią.
- Veeeeeexxx… - Nieoczekiwanie, usta potwora poruszyły się, wydając z siebie zupełnie obce, metaliczne warknięcie. Potwór ścisnął za gardło jeszcze mocniej, prawie miażdżąc krtań białowłosego.
- Veeexx… - Głos świdrował w uszach odpływającego chłopaka, który zaczynał już tracić świadomość. Podczas gdy wszystko inne wydawało się zanikać, w jego głowie wciąż obecny był głos oprawcy, który z każdą chwilą stawał się głośniejszy i jakby bardziej… ludzki, wyrazisty?
- Vex… Vex!

-----

Mężczyzna zerwał się ze stłumionym krzykiem z łóżka i ciężko dysząc rozejrzał się spanikowanym wzrokiem po pokoju.
- Vex! – rzuciła z ulgą zaniepokojona kobieta, która najwidoczniej od kilku dobrych chwil próbowała go dobudzić – Wszystko w porządku? – spytała zatroskanym głosem.
Vex zamrugał kilkukrotnie, wciąż nie do końca pewny, gdzie się znajduje. Niewielki pokój rozświetlała pomarańczowym, ciepłym światłem pojedyncza lampka, stojąca obok łóżka.
- R-risa? – zająknął się, gdy spojrzał na czerwonoskórą kobietę i zaczął się uspokajać zrozumiawszy, że nic mu nie grozi.
- To ja, już wszystko dobrze – odparła, obejmując go – to był tylko zły sen.
- To już kolejny w tym tygodniu… - odparł zrezygnowany i westchnął głęboko – wybacz, nie chciałem Cię znowu obudzić. Mam wrażenie, że te koszmary się ostatnio nasilają.
- Nie martw się, to nie Twoja wina – Risa pokręciła głową i uśmiechnęła się, choć jej podkrążone oczy zdradzały, że nie był to pierwszy taki raz.
Zeltronka oparła głowę o jego pierś i zaczęła gładzić po włosach. Leżeli tak oboje w zupełnej ciszy, a sekundy leniwie płynęły, zamieniając się w minuty. Przeróżne myśli pędziły Vexowi przez głowę, nie dając mu upragnionego spokoju. Wiele się wydarzyło nim trafił na Zeltros, zdecydowanie zbyt wiele. Co jakiś czas zerkał na oparte o jedną ze ścian, lekko zakrzywione wibroostrza, broń, która niegdyś była jego najwierniejszym kompanem i wielokrotnie uratowała mu życie, teraz kurzyła się ciśnięta w kąt pokoju. Mimo wielu nieprzyjemnych wspomnień, patrzył na ostrze z pewną dozą nostalgii, przypominał sobie jej wagę, jak leżała w rękach, jak jej świst towarzyszył mu, gdy musiał walczyć o przetrwanie…
- Twoje ostrze? – zapytała Risa, najwidoczniej nie uszło to jej uwadze - Wiesz, że nie musisz go już używać, tutaj jesteś bezpieczny.
- Wiem Risa, wiem. To tylko… - westchnął cicho - to tylko przeszłość, która już nie wróci. A przynajmniej tak próbuję sobie wmawiać, bo mimo to cały czas czuję, że nie jestem od niej w pełni wolny. Nieważne, ile razy byśmy nie imprezowali, ile razy bym się nie upijał albo nie wciągał jakichś prochów, ile razy nie próbowałbym po prostu zapomnieć i cieszyć się, że w ogóle to przeżyłem, zawsze, kiedy kładę się do łóżka to boję się, że koszmary powrócą. I one zawsze wracają Risa. Prędzej czy później, ale wracają.
Kobieta nie odpowiedziała. Nie miała z resztą pojęcia, co mogłaby na to odpowiedzieć, czy w jaki sposób go pocieszyć. Jedyne co mogła na ten moment zrobić, to słuchać i dać mu się wygadać.
- Wiesz, czasem jak zamykam oczy, to widzę ich twarze. – Kontynuował po krótkiej chwili. – Twarz mojej matki, siostry, twarze pilotów z mojego szwadronu, twarze tych, których nie udało mi się uratować. Byłem za słaby, żeby móc cokolwiek zrobić, zdołałem ocalić tylko siebie. A może to też było tylko szczęście, zwykły fart, że to akurat ja przeżyłem, a nie ktoś inny? Wystarczyła krótka chwila, a kumpel, z którym tego samego dnia jeszcze razem żartowaliśmy już nie żył. A wszystko to, przez tych skurwysynów… nigdy im tego nie wybaczę. – Ostatnie słowa wycedził przez zaciśnięte zęby, z wyczuwalną nienawiścią w głosie. – Pamiętam, jak leżałem w szpitalu i lizałem rany, było już wtedy dawno po wojnie, zaczęto odbudowywać to, co zostało zniszczone, wszyscy cieszyli się i mogli odetchnąć z ulgą, ale nie ja. Ja czułem jedynie złość i gorycz, że po raz kolejny straciłem wszystko i że nie udało mi się zabić ich więcej.

Ponownie zapanowała cisza, a gdy Vex w końcu się zorientował, zrobiło mu się niezręcznie. Nigdy nie lubił rozmawiać w taki sposób przy Risie, wiele jej zawdzięczał i nie chciał dodawać jej kolejnych zmartwień, jednak czasem dawał się ponieść emocjom, szczególnie w takie noce, jak ta.
- Wybacz, nie chcę Cię wiecznie zanudzać moim gadaniem – rzekł w końcu uśmiechając się, ale było słychać w jego głosie zakłopotanie. – Dzięki, że mnie jeszcze znosisz, naprawdę to doceniam.
- Daj spokój Vex. Masz szczęście, bo trafiłeś na tą cierpliwą, inaczej już dawno bym Cię wykopała za drzwi – parsknęła w odpowiedzi Risa. - Ale nie powinieneś być dla siebie aż tak surowy, bo myśląc w taki sposób będziesz się tylko zadręczał. Nie możesz obwiniać się za rzeczy, na które nie miałeś wpływu. A teraz spróbuj zasnąć, przyda Ci się odpoczynek.
- Mhm… - odmruknął jedynie zamknąwszy oczy, obejmując Risę i przyciągając bliżej siebie.
Leżeli tak przez jakiś czas, aż kobieta w końcu zaczęła z powrotem zasypiać, a gdy odpłynęła na dobre, Vex delikatnie przesunął ją na bok i przykrył kołdrą, samemu podnosząc się na równe nogi. Zerknął za siebie na śpiącą Zeltronkę, a potem jeszcze raz na wibroostrze, nim ruszył w kierunku łazienki. Mieszkanie nie różniło się za bardzo od innych, ot zwykła kawalerka położona niedaleko centrum. Zazwyczaj wszystko było schludne i posprzątane, ale tym razem, gdy przechodził przez kuchnię, walały się jeszcze różne puszki, butelki i talerze z resztkami jedzenia, na jednym z nich rozsypane leżały pozostałości jaskrawo-pomarańczowego proszku. Po drodze chwycił ze sobą jeszcze świeżą parę bokserek i zniknął w łazience na kilka dłuższych chwil.

W końcu szum wody ustał, a niedługo potem w drzwiach stanął wysoki, młody mężczyzna o bladej karnacji i srebrnych oczach. Jego mlecznobiałe włosy sięgały mu do ramion, ale nie miał on żadnego zarostu, a sama twarz pomimo wyostrzonych, męskich rys, wydawała się mieć kilka kobiecych akcentów. Na twarzy miał wytatuowaną czarną cyfrę „7”, a na lewym policzku widniała stara blizna. Był on dość postawny i dobrze zbudowany, ale brak aktywności spowodował, że niegdyś wyraziste mięśnie zaczęły już powoli niknąć pod warstwą odkładającego się tłuszczu. Mimo tego dalej sprawiał wrażenie osoby atletycznej. Od lewego biodra aż do brzucha ciągnęła się po skosie poszarpana blizna, najprawdopodobniej od rany zadanej jakimś ostrzem albo odłamkiem. Wyszedł z łazienki, odgarniając zlepione na czole włosy i po cichu wrócił do pokoju, by się ubrać, a gdy już skończył ogarniać się w pokoju, wrócił do łazienki by dosuszyć włosy i związać je z tyłu w kucyk. W końcu w pełni gotowy, stanął przy drzwiach wyjściowych, zgarnął swoją ulubioną kurtkę z wieszaka i ostatni raz spojrzał na oparte o ścianę wibroostrze, jakby rozważał, czy mimo wszystko wziąć je ze sobą. Pokręcił głową i wyszedł na zewnątrz.

-----

Pomimo późnej pory ulice Zeltrosu nie świeciły pustkami, w zasadzie to rzadko kiedy tak bywało, w końcu planeta znana była z imprezowego stylu życia, gdzie nie brakowało klubów, barów czy innych atrakcji, więc dość łatwo było uświadczyć osoby wracające albo idące na jedną z nich. Oprócz Zeltronów, nietrudno było też spotkać przeróżne inne rasy, dlatego sam Vex nie wyróżniał się za bardzo z tłumu, chociaż okazjonalnie zdarzyło mu się być zaczepionym przez ciekawskich, szczególnie tych pod wpływem.
„Hm, dziś wyjątkowo ciepła noc” – pomyślał przechadzając się ulicami. Ostatnio dość często to robił, koiło to jego myśli, szczególnie wtedy, gdy nie mógł spać. „Szkoda tylko, że nie widać gwiazd… czasem żałuję, że wybrałem właśnie tę planetę, momentami zdecydowanie za dużo tu tłoku i hałasu i wszędzie tylko te hologramy, czasem oślepnąć można. No ale z drugiej strony gdybym nie trafił na Risę to kto wie, może skończyłbym na ulicy albo w rynsztoku, jak tak wielu weteranów. Do tej pory ciekawi mnie, co ona widziała w takim wraku jak ja” – uśmiechnął się do siebie w myślach. – „No i przynajmniej miejscowi są wyjątkowo przyjaźni, to chyba przez te ich feromony, ale i tak, bez miecza przy boku zawsze czuję się jakbym był nagi.”
Vex kontynuował, aż w końcu trafił na jedno z bardziej popularnych skrzyżowań, gdzie imprezy często przenosiły się na zewnątrz. Cmoknął z niezadowolenia i z grymasem na twarzy spróbował w miarę szybko przebić się przez bawiący się tłum, ale okazało się to być trudniejsze, niż zakładał. Tu jakaś kobieta z uśmiechem puściła mu oczko chwytając za dłoń, za chwilę inny imprezowicz klepnął go po ramieniu wykrzykując jakieś bzdury po pijaku, co jakiś czas ktoś wpadał na niego albo on na kogoś, wszyscy wydawali się być jak w transie. Przedzierając się przez tłum zaczął czuć jak z każdą chwilą coraz bardziej się uspokaja, jak i jego bierze ochota, by dać się porwać zabawie i dołączyć do reszty, zapomnieć na moment o całym świecie. Szybko jednak odpędził te myśli i wydostał się z powrotem na ulicę.

„Cholera, nienawidzę, kiedy tak się dzieję. I pomyśleć, że jeszcze te trzy lata temu szalała w galaktyce wojna, a wszyscy tutaj sprawiają wrażenie jakby już dawno o niej zapomnieli. Chociaż w sumie to czasami im nawet zazdroszczę, też bym tak chciał, ale nie potrafię. A może… a może to wszystko tylko przykrywka, by jakoś zamaskować ich bolączki i smutki?” – Zastanowił się skręcając w jedną z bocznych uliczek, gdzie było już o wiele spokojniej i usiadł na osamotnionej ławce, która stała we wcięciu między budynkami. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki i wydobył stamtąd zapalniczkę oraz skręta, którego odpalił i po chwili wypuścił dym - „No właśnie, trzy długie lata zleciały, nawet nie wiem kiedy, a ja wciąż nie wiem co ze sobą zrobić, tylko leżę i się opierdalam albo łażę po nocach bez celu tak jak teraz.” – Westchnął głęboko i ponownie się zaciągnął – „A mimo to wciąż mam to nieodparte wrażenie, że czegoś mi brakuje, jakby jakiś głos podświadomie mówił mi, że mam jeszcze coś do zrobienia. Bardzo fajnie, tylko co z tego? Czego dokładnie potrzebuję? Strasznie to wszystko frustruje, kiedy nie mam zielonego pojęcia o co chodzi albo jak się za to zabrać.” – Kontynuował palenie między przemyśleniami. Gdy już wypalił całego, zamknął oczy i siedział tak przez dłuższą chwilę przysłuchując się oddalonym dźwiękom muzyki, a efekty skręta nasilały się, rozlewając na umysł oraz ciało. Czas płynął leniwie, a samego Vexa w końcu zaczęło z powrotem dopadać zmęczenie. Ziewnął przeciągle i pomasował powieki – „Cholera, strasznie jestem zmęczony tym wszystkim. A może by tak…” – Wzdrygnął się, szybko potrząsnął głową i aż się rozbudził, gdy uświadomił sobie, o czym właśnie chciał pomyśleć. – „Kurwa, chyba muszę rzucić to ścierwo, bo mi zaczyna siadać na banie. Z resztą już od jakiegoś czasu nawiedzają mnie podobne myśli, póki co udaje mi się je stłumić, ale na jak długo?”

Siedział jeszcze przez moment na ławce kontemplując, a gdy miał się już zbierać i kierować z powrotem do domu, do uliczki weszła grupka kilku małolatów, najprawdopodobniej również wracających z jakiejś imprezy. Vex słyszał ich już wcześniej za rogiem i miał nadzieję, że nie skręcą akurat w jego stronę. Mimo wszystko zawsze mogli trafić się tacy, którzy stanowili wyjątek od reguły i nie byli już tacy przyjaźni jak reszta, a jemu wyjątkowo bardzo nie chciało się teraz mieszać w jakieś afery, szczególnie będąc jeszcze na haju. Na jego szczęście, ci wydawali się nie zwracać na niego zbytnio uwagi, żartując i gadając głównie między sobą. Mimowolnie zaczął podsłuchiwać ich rozmowę, bo sami też nie próbowali się jakoś szczególnie kryć.
- Hah, a widzieliście tamtą w czerwonym? Przysięgam, co chwile mnie obcinała!
- To trzeba było do niej zagadać, a nie siedziałeś jak zmarszczeniec jakiś. Z Tobą to zawsze to samo Solik, tylko tak gadasz, zamiast po prostu wstać i coś zadziałać.
- A ładna z twarzy chociaż była?
- Eee tam ładna czy nieładna, jakby mi usiadła na twarzy to bym nie narzekał…
Vex nie usłyszał już dalszej części. Osunął się z powrotem na ławkę i przez moment poczuł się, jakby zobaczył, a raczej usłyszał widmo z przeszłości. Zasłonił twarz dłonią, a urywki wspomnień zaczęły napływać mu do głowy.

-----

Przez korytarz prowadzący do jednego z hangarów szła grupa pilotów najróżniejszych ras, ubranych w czarne uniformy. Mimo krytycznie niskich morale, ci wydawali się kompletnie nie przejmować panującą dookoła sytuacją. Masywny brodaty człowiek co chwilę rechotał, przyprawiając niektórych o bóle głowy.
- Hej, słyszeliście? Podobno jacyś Jedi mają nam dziś pomagać tam na dole, jesteśmy uratowani! – rzucił z drwiną do reszty swojej załogi.
- Ta, coś tam słyszałem, chyba jakieś grube szychy się zleciały. Nawet jakaś tam Mistrzyni czy coś?
- Nie jakaś tam Mistrzyni – odparł z widocznym zażenowaniem Nautolanin - tylko sama Elia Vile głąbie. Na jakim zadupiu wyście się wychowali, żeście nigdy o Jedi nie słyszeli?
- Dobra dobra, nie zapluj się tam Macka. A jakaś ładna ta Jedi?
- Ładna czy nie, mi mogłaby usiąść na twarzy zanim zginę! – roześmiał się w odpowiedzi brodacz.
- Patrzcie go kurwa, jaki romantyk, a kwiaty byś jej chociaż kupił?
- Hahah, a wyobrażasz sobie mnie z kwiatami? - odparł i spojrzał na białowłosego - Hej Vex, a Ty co taki cichy, nie mów mi, że strach Cię obleciał hę? Spokojna Twoja rozczochrana, wszyscy dziś trafimy do piekła, ale przynajmniej zabierzemy paru skurwysynów ze sobą!
Grupa weszła do hangaru, gdzie trwały już przygotowania. Droidy i technicy sprawdzali stojące w hali maszyny, upewniając się, że wszystkie gotowe są do lotu.
- Nie Greben, wręcz przeciwnie – odrzekł spokojnie Vex – po prostu nie mogę się już doczekać, aż znowu prześcignę Cię w ilości zestrzelonych. – Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.
- Uuuu, brzmi jak wyzwanie. – Brodacz odwzajemnił uśmiech – To dobrze, bo już się bałem, że będę Ci musiał znowu ratować dupsko jak ostatnim razem.
- Słucham? Że niby TY ratowałeś MNIE? Chyba ładnie w coś przypieprzyłeś, bo gdyby nie ja to dalej byś dryfował sobie w pustce i liczył gwiazdy.
Obaj przekomarzali się tak jeszcze przez jakiś czas, a reszta pilotów zaczęła powoli rozchodzić się w stronę swoich myśliwców. Nagle Greben i Vex usłyszeli za sobą głos.
- Czarny siedem? – zapytał krótko, lustrując obu mężczyzn. - Polecisz dziś z Niebieskimi. Trzeba będzie wspomóc naszych chłopaków na ziemi, a Niebieskim brakuje ludzi – kontynuował nie czekając nawet na odpowiedź. - Nawet się tak na mnie nie patrz żołnierz, rozkazy z góry. Twoja maszyna czeka już gotowa w hangarze piątym, także zbieraj manetki i ruchy! – rzucił z autorytetem, obracając się na pięcie i odszedł pośpiesznie w stronę kolejnego hangaru.
Vex zagryzł wargi ze złości i patrzył na odchodzącego nienawistnym wzrokiem, ale wiedział, że nie może już nic zrobić. Poczuł jak masywna łapa poklepała go po ramieniu.
- Hahahah, chyba jednak nie polatamy dziś razem Vex, ale spokojnie, żeby nie było Ci smutno to rozjebie kilku ze specjalną dedykacją dla Ciebie!
- Zajebiście, nawet nie wiesz, jak… - Na całym krążowniku rozebrzmiał nagle alarm, przerywając im rozmowę.
- Wszystkie jednostki pełna mobilizacja, powtarzam, wszystkie jednostki pełna mobilizacja!
- Oho, to chyba czas na nas. Jak już będzie po wszystkim, to zabalujemy na mój koszt hahah! Z fartem Vex!

-----

- Dobra robota Niebiescy! – pochwalił wszystkich lider szwadronu - A teraz wycofujemy się, trzeba zatankować i załadować zaopatrzenie.
- Przyjąłem, Niebieski cztery bez odbioru – Vex odparł beznamiętnie przez radio.
„Nie mogę uwierzyć, że mnie przenieśli, akurat w taki dzień jak ten. Greben pewnie teraz śmieje się i bawi w najlepsze, a ja latam jak byle kurier w te i z powrotem.” – pomyślał, dalej nie mogąc przeboleć tego, że został oddelegowany do zaopatrywania armii walczącej na powierzchni.
Pomimo toczącej się bitwy, mimo wszechobecnego chaosu i śmierci, mimo tego, że właśnie ta bitwa może zadecydować o losach całej galaktyki, Vex jak dzieciak narzekał na przeniesienie. Nie walczył on dla Republiki czy innej frakcji, nie walczył dla dobra galaktyki, nie obchodził go los nieznanych mu żołnierzy. Nie miał nic, do czego mógłby wrócić po wojnie, więc jego jedyną motywacją była zemsta, a dzisiejsza szansa na nią została mu odebrana. Teoretycznie mógłby się nie posłuchać, ale nie był aż tak głupi. Wiedział, że nawet gdyby na siłę wyrwał się teraz z formacji i poleciał walczyć jak inne skrzydła, to w pojedynkę nie zdążyłby nawet kiwnąć palcem nim zostałby zestrzelony przez wroga, a przecież chciał zabrać chociaż kilku ze sobą do grobu. Z zamyślenia wyrwał go statyczny głoś w kokpicie.
- Tu niebieski trzy, na drugiej przed nami pojawiło się kilka skoczków wroga.
- Przyjąłem niebieski trzy, szwadron odbijamy na ósmą, musimy jakoś dostać się do naszych.
- Na to już chyba za późno lider, skoczki lecą prosto na nas! Kontakt, powtarzam, kontakt na drugiej!
- Manewr wymijający! Formacja defensywna, trzymajcie się blisko by móc się osłaniać. Tu lider niebieskich, zostaliśmy namierzeni przez wroga, nasze koordynaty…
„Nooo, może jednak dzisiejszy dzień nie będzie tak nudny, jak myślałem” – uśmiechnął się myślach Vex, widząc jak myśliwce wroga zaczęły pojawiać się na radarze.
Z każdą chwilą jednostki Vongów zbliżały się do szwadronu, a wystraszeni piloci przygotowywali się na nieuniknione starcie. Zanim jednak padły pierwsze strzały, nieoczekiwanie z flanki wleciał we wroga drugi szwadron, co prawda uszczuplony o parę myśliwców, ale wciąż trzymający się całkiem nieźle. Szybka salwa zniszczyła parę jednostek, a kilka innych uszkodziła.
- Potrzebowaliście pomocy chłopaki? – W kokpicie Vex usłyszał znajomy mu głos.
- Greben?! Ty chory pojebie, jeszcze Cię nie zestrzelili?
- Hahaaa, ktoś w końcu musi ratować Ci dupsko Vex! - - Niebiescy, weźmiemy tych na siebie, macie wolną drogę.
- Przyjąłem czarny cztery, Niebiescy, teraz nasza szansa, wszyscy na krążownik!

Radość z niespodziewanego spotkania nie trwała jednak długo, już po chwili reszta skoczków ruszyła w pogoń za szwadronem czarnych, a dwa z nich siadły na ogonie Grebena. Potyczka z początku wydawała się dość wyrównana, Czarni walczyli i manewrowali jak tylko mogli, udało im się nawet dorwać jeszcze kilka skoczków, ale z czasem zaczęło pojawiać się więcej myśliwców wroga, przez co ich liczebność szybko przytłoczyła niepełny szwadron. Najpierw dostał bodajże Macka, ciężko było stwierdzić, potem z kolejnej maszyny buchnął ogień i dym. Z radaru co chwilę znikały kolejne maszyny, niestety nie te wroga.
- Vex, kurwa mać, nie jest dobrze – powiedział dość spokojnie przez radio Greben, tak jakby pogodził się już ze swoim losem i stwierdzał jedynie fakt - nie dam rady dłużej tak pociągnąć, to chyba koniec mojej przygody, ale chociaż Ty ucieknij, bo drugi raz Cię już nie uratuję!
- Co Ty pieprzysz Greben?? – rzucił w eter Vex, a w jego głosie pojawił się strach. Widział, jak jednostki wroga zaczynają dopadać Grebena, ale za nic nie chciał przyjąć do wiadomości, że może zaraz stracić swojego jedynego przyjaciela w tym całym pierdolniku.
- Hahaha, wszyscy wiedzieliśmy, na co się piszemy Vex, taka jest już wojna. Pamiętaj, jak już będzie po wszystkim, żeby wypić moje zdrowie! – Odkrzyknął, a jego myśliwiec dostał po silniku i skrzydle – Aaah, skurwy… traf… ale n… am im… saty… Ve… dzimy si… w pie… bracie! – wydarł się niemalże triumfalnie, wlatując prosto w jednego ze skoczków, rozwalając obie maszyny w pył.
- Greben!!! – krzyknął Vex widząc, jak myśliwiec brodacza zniknął w kuli ognia. Od razu wyrwał się z formacji i przyspieszył w stronę skoczków, niemalże zderzając się z pilotem lecącym obok.
- Niebieski cztery, co Ty robisz?? Wracaj do… - Lider nie zdążył jednak dokończyć, bo Vex momentalnie wyłączył wszelaką komunikację.
- Nie daruję wam tego wy kurwy, nie daruję! – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Złość pochłonęła go doszczętnie, nie obchodziło go już to co się z nim stanie, jedyne co się liczyło to zniszczenie każdego Vonga, który tylko nawinie mu się po drodze. Nawet udało mu się zestrzelić jednego, następnie zrobił przewrót i zaatakował ponownie, uszkadzając kolejnego skoczka, ale na tym skończyła się jego passa, gdy stracił już element zaskoczenia. Usłyszał jedynie głośny wybuch za plecami, a nim samym rzuciło po kokpicie, w którym rozebrzmiała kakofonia różnych alarmów. Jego myśliwiec szybował jeszcze w powietrzu, ale zaczął nieubłaganie spadać w stronę lasu.
„Wybacz mi Greben, nie posłuchałem się. Ale spokojnie, zaraz napijemy się razem tam na dole.” – Pomyślał, wiedząc już, że zaraz spadnie i się rozbije. Mimo tego nie potrafił się w pełni uspokoić.
Myśliwiec zbliżał się coraz szybciej do powierzchni, a Vex z każdą sekundą czuł narastające napięcie i panikę. W końcu nie wytrzymał i odruchowo chwycił ponownie za stery, próbując jeszcze cokolwiek zrobić, ale większość systemów nie działała, a silniki traciły ostatki mocy.
„Ah no dalej, coś musi tu być jeszcze sprawne” – pomyślał, panicznie sprawdzając stan swojej maszyny i jakie zostały mu jeszcze opcje. Dopiero teraz, w obliczu zbliżającej się śmierci, zaczęła dochodzić do niego myśl, że nie chce jeszcze umierać, a może był to zwykły instynkt przetrwania? - „No działaj, działaj, działaj, proszę kurwa, niech cokolwiek zadziała…”

Sytuacja była beznadziejna, ale w tej całej beznadziei Vex poczuł, jak czas wokół niego zaczął spowalniać, a jedynymi dźwiękami, które jeszcze słyszy, są jego oddech i bicie serca. Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł, jakby go olśniło. Nie miał zbyt wiele czasu, ale mimo niedziałających systemów, w samym myśliwcu zostało jeszcze trochę energii. Prędko zerwał panel pod sterami i zaczął grzebać w kablach i pozostałej elektronice, próbując ręcznie przekierować resztki energii myśliwca do przednich tarcz, by zamortyzować impakt swojego upadku. Sekundy dzieliły go od katastrofy, nie było miejsca na żadną pomyłkę, jeśli faktycznie chciał to przeżyć, była to jego jedyna szansa.
„No to teraz wszystko albo nic” – pomyślał, łącząc ostatni kabelek i spojrzał z nadzieją na monitor.
Przez moment zupełnie nic się nie działo, ale w końcu ujrzał to, na co czekał. Czujka mignęła, informując, że przednie tarcze zostały ponownie włączone. Odetchnął z ulgą, a jego percepcja czasu wracała do normalności. Nie pozostało mu już nic więcej, jak czekać na zderzenie, które miało zaraz nastąpić. Widząc jak zbliża się do koron drzew, Vex zamknął oczy i…

-----

Gdy ocknął się z transu, było już widno. Dalej siedział, a raczej leżał, na ławce, najwidoczniej spędził tu resztę nocy. Cały był sztywny i obolały, a w ustach czuł suszę, jakby nie pił nic od paru dni. Jęknął wstając z ławki i zmrużył oczy, które nie były jeszcze przyzwyczajone do słońca.
„Ale mnie sponiewierało.” – powiedział sam do siebie pod nosem, masując czoło - „Cholera, muszę szybko wracać, Risa na pewno czeka zmartwiona, jeszcze mi łeb ukręci za takie znikanie.”

-----

- Eh, jesteś pewna, że to coś zadziała? – zapytał Vex niepewnie, przypatrując się ciemnej substancji – Nie wygląda zachęcająco, jeśli mam być szczery, raczej jak coś od czego można się nieźle struć.
- Uwierz mi, jakbym nie była pewna, to bym nie proponowała. Wiem, że ciężko to dostać, ale szukałam wszędzie, gdzie mogłam, pytałam już chyba każdego i to powinno być to.
- Wiesz, że to samo mówiłaś poprzednim razem?
- I co, zatrułeś się wtedy? – wystawiła figlarnie język.
- Nie, ale nie było to też najprzyjemniejsze doświadczenie.
- Sam wiesz, że czasem trafi się jakaś podróba, ale tym razem mam to z pewniejszego źródła. Jak nie chcesz próbować to nie zmuszam, a jak chcesz to bierz i nie marudź.

-----

Przez pierwsze kilka chwil zupełnie nic się nie działo, sam Vexis skłonny był już machnąć sceptycznie ręką na całą sytuację. Jednak zanim zdążył wyrazić swoje niezadowolenie, poczuł jakby nagle coś go znieczuliło i zamroziło niemalże w miejscu. Kiedy próbował wykonać jakikolwiek ruch, czuł się jakby ważył kilka razy więcej niż zwykle, nawet zwykły obrót głowy stanowił małe wyzwanie. Zaczęło wirować mu w głowie, na początku dość powoli i przyjemnie, ale z każdą chwilą wirowanie przyśpieszało aż poczuł, jak gdyby na czole otworzyła mu się dziura, w którą zaczyna się zapadać resztą ciała, wpadając w dziwny tunel, który był kalejdoskopem przeróżnych kolorów i kształtów. Przeskakiwał tak z tunelu na tunel, do różnych pomieszczeń i miejsc, wszystkie wyglądały tak samo abstrakcyjnie i nielogicznie, wszystko co widział wydawało mu się być bez sensu, ale jednocześnie bardzo fascynujące i kojące na swój sposób. Nie miał pojęcia jak długo to trwało, być może parę godzin, a może tylko parę sekund, ale w końcu jednak tunel się skończył, a on sam wypadł do… wody? A przynajmniej tak mu się wydawało na początku, bo nagle znalazł się po środku mętnej, gęstej i zimnej cieczy, która bardziej przypominała jakąś smołę niż wodę. Instynktownie wstrzymał oddech próbując znaleźć jakieś wyjście, ale ciemna maź zasłaniała wszystko dookoła i nie pozwalała na zbyt wiele ruchu. Gdy skończył mu się tlen, odruchowo spróbował zaczerpnąć powietrze, ale zamiast tego, gęsta substancja zaczęła wlewać się przez jego usta i przełyk, dusząc go i sprawiając ból w klatce piersiowej. Narkotykowy trip zaczął go poważnie przytłaczać, a Vex poczuł się jakby trafił z przyjemnej przejażdżki do jednego ze swoich koszmarów, chociaż też nie do końcu, bo mimo wszystko coś mówiło mu, że jest bezpieczny, ale za to nie powinien był się tu znaleźć. Zaczął tracić świadomość i powoli wybudzać się z transu, gdy ciemna maź kompletnie zalała jego płuca, ale zanim został wypchnięty na powierzchnię, coś za horyzontem zaświeciło, przez ułamek sekundy dając mu z powrotem oddech i rozjaśniając smolistą ciecz na tyle, by mógł zobaczyć pojedynczą klatkę jak z holofilmu. Widział jak na wzgórzu, przodem do niego stała zakapturzona postać, ubrana w grube szaty ciemnego koloru. Twarz była zasłonięta kapturem i praktycznie całkowicie rozmazana, widział jedynie rozwiane przez wiatr pojedyncze kosmyki ciemnobrązowych włosów, a z dłoni postaci błysnął słup niebieskiego, oślepiającego światła. Po tym wszystkim wybudził się całkowicie, w błogim stanie, pełny spokoju.

-----

- Dobra, to jeszcze raz. Widziałeś co dokładnie? – zapytała Risa, trzymając w dłoniach swoją holodatę.
- No tak jak już mówiłem, był tam ktoś w kapturze i z jego dłoni wystrzelił słup światła. Przecież tłumaczyłem to już kilka razy – odparł Vex, lekko zirytowany.
- Słup niebieskiego światła, tak? – zastanowiła się, kompletnie ignorując irytację mężczyzny. - Wystrzelił z dłoni?
- Eh, nie pamiętam już dokładnie, wiązka albo słup światła, ale no tak to właśnie wyglądało – potwierdził niepewnie Vex, drapiąc się po głowie. – Słuchaj, wiem, że starasz się mi pomóc i naprawdę to doceniam, ale to serio wszystko, co tam widziałem. Czy to aż takie ważne?
- Tak, to jest ważne – odparła z naciskiem – Sam mówiłeś, że ostatnio lepiej się czujesz i ja też widzę, że lepiej sypiasz.
- To prawda, od czasu tego tripa czuję się jakoś inaczej. Ale...
- No właśnie, dlatego – przerwała mu, prawie jak matka pouczająca dziecko - nie dyskutuj ze mną proszę, tylko skup się. Co jeszcze widziałeś?
- Yyyh, no stała na jakimś wzgórzu albo pagórku? Twarzy nie widziałem, kaptur zasłaniał, jedynie włosy powiewały spod kaptura. Ciemnobrązowe albo kasztanowe? Szaty były jakieś ciemne, chyba też brązowe? No i to tyle, to był ułamek sekundy Risa, nie miałem nawet czasu się przyjrzeć.
- No dobrze. W takim razie zakapturzona postać w brązowych szatach i o kasztanowych włosach, z niebieskim słupem światła w dłoni. Nie mówi to zbyt wiele… – Risa spiorunowała wzrokiem Vexa, który już miał protestować - ale tak jak to opisujesz, to przychodzi mi do głowy obraz Jedi. Na holonecie też Jedi opisywani są właśnie w ten sposób – skrzywiła się nieco. – To dziwne, czemu miałbyś widzieć Jedi? Znasz jakiegoś, może widziałeś kiedyś?
- Nie przypominam sobie, żebym miał z jakimkolwiek jakiś kontakt – odparl beznamiętnie, wzruszając ramionami - ale pamiętam, że na Odiku podczas bitwy jakaś tam Jedi miała nas wspomagać. Eee… Elia, jeśli dobrze kojarzę? – rzucił pytanie w eter, spoglądając na Risę.
- Mistrzyni Elia Vile? To by się nawet zgadzało, też słyszałam, że pomagała w tamtej bitwie. Ona przypadkiem nie ma włosów w takim kolorze? Vex, to może być jakiś znak.
- Ta, i co jeszcze – podniósł brew, będąc całkowicie sceptycznie nastawiony do podobnych pomysłów – Admirał Ackbar to mój zaginiony wujek? Co jak co Risa, ale to brzmi teraz jak ślepy strzał i szukanie na siłę, co jak dla mnie nie ma sensu.
- A co, jeśli mam rację? Słyszałam, że Jedi maja obecnie swoją placówkę na Hakassi, może mógłbyś tam polecieć i…
- Zwariowałaś? – przerwał jej nagle - Już widzę, jak Jedi pomagają kompletnie losowej osobie takiej jak ja, która jeszcze będzie bredzić jak jakiś lunatyk, że widziała ich w wizji jak się naćpała towarem. Z resztą to tylko przypuszczenia, może ta osoba z tripa to nawet nie była Jedi. A może to była po prostu część tripu, nie mająca żadnego znaczenia. Wybacz mi Risa, ale nie słyszysz, jak to absurdalnie brzmi?
- Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie, to zrób to chociaż dla mnie. Poleć tam i sprawdź, jeśli faktycznie będzie to fałszywy trop, to wrócisz i wtedy pomyślimy dalej. Proszę Vex, zaufaj mi, przecież nie chcę dla Ciebie źle.
Vex westchnął głęboko.

-----

W kosmoporcie roiło się od podróżujących, głównie turystów, którzy przyjechali na Zeltros by się zabawić. Między nimi szedł Vex, ubrany w swoją ulubioną kurtkę i trzymający w prawej ręce torbę ze swoimi rzeczami, a przez ramie przewieszone miał wibroostrze, które nie zmieściło mu się do torby, przez co niektórzy patrzyli się na niego z ukosa. Towarzyszyła mu oczywiście Risa, która odprowadzała go na platformę, być może jej obecność sprawiała, że nikt go nie zaczepiał. Z głośników rozebrzmiał głośny, metaliczny głos.
- Odlot na Trellen rozpocznie się za 20 minut z lądowiska numer trzydzieści dziewięć, pasażerowie proszeni są na pokład.
- Oho, to mój transport – zauważył Vex.
- Dwadzieścia pięć… dwadzieścia sześć… - szeptała sama do siebie Risa, licząc numery na mijanych lądowiskach – platforma trzydzieści dziewięc powinna być już niedaleko – rzuciła do Vexa – pamiętasz jak masz lecieć?
- Najpierw Trellen, potem Brentaal IV, z Brentaala na Coruscant i stamtąd próbować się już jakoś dostać na Hakassi.
- Dobrze. Kredytów powinno Ci starczyć, ubranie masz, podręczne rzeczy też… chyba niczego nie zapomnieliśmy.
- Spokojnie Risa, nie mam już pięciu lat, w razie czego potrafię o siebie zadbać.
W końcu trafili na lądowisko z numerem trzydzieści dziewięć. Na tablicy z odlotami widniał napis Tellen, a obok niego 13 minut do odlotu.
- No i jesteśmy. Dalej nie wierzę, że się na to zgodziłem…
- Nie marudź Vex, z resztą obiecałeś mi, że polecisz – odparła, szturchając go w ramie.
- Wiem, wiem, pamiętam. No, to chyba czas się pożegnać.
Milczeli tak oboje, stojąc przed bramką, prowadzącą na platformę. Vex odezwał się jako pierwszy.
- Wiesz Risa, zanim odlecę, chciałem Ci jeszcze powiedzieć, że… - nie zdążył dokończyć, gdy palec kobiety dotknął jego ust.
- Wiem – uśmiechnęła się, choć był to uśmiech nieco wymuszony – Od dawna wiedziałam, ale nie chcę, byś mówił to w takiej chwili. Z resztą to nie tak, że odlatujesz na zawsze, dlatego poczekam, aż wrócisz i wtedy mi to powiesz – wystawiła język i puściła mu oczko, szybko maskując swój smutek – a teraz idź, bo się jeszcze spóźnisz.
Białowłosy odstawił torbę na ziemię i przytulił kobietę.
- Risa… dziękuję – powiedział, szepcząc jej do ucha. - Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Obiecuję, że jak już będzie po wszystkim, to tu wrócę. Wrócę do Ciebie.
Vex złapał ponownie torbę, spojrzał ostatni raz na Risę i ruszył w stronę platformy.


4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze?
Od strony bardziej mechanicznej to zawsze lubiłem rozwijać swoje postacie i patrzeć jak rosnął w siłę z biegiem czasu, więc taki element RPGowy bym powiedział. Jeśli chodzi już o sam roleplay, to zawsze lubiłem, jak świat, w którym toczy się rozgrywka był faktycznie żywy i reagował na akcje postaci, dzięki czemu można odczuć, że faktycznie ma się wpływ na różne wydarzenia. Dodatkowo relacje między postaciami graczy też uważam za bardzo ważny element RP, bo nadaje on pędu i charakteru samym postaciom jak i RP.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji?
Jak jeszcze byłem na Yavin 4, to przewijał się temat Szlaków.
Awatar użytkownika
Nesanam Kiih
Uczeń Jedi
Posty: 650
Rejestracja: 11 cze 2019, 16:39
Nick gracza: Khad
Lokalizacja: Polska :<

Re: Vexis

Post autor: Nesanam Kiih »

Lektura zajmująca w moim odczuciu nie pozostawiła żadnego niedosytu. Logiczna, realna, konkretna z narracją trzecioosobową i masą dialogów, które pokazują nam zachowanie bohatera w różnych sytuacjach. Vexis wydaje mnie się być nieco porywczy i bardzo emocjonalny, co oczywiście nie jest niczym złym, bo postać jest, jak najbardziej realna. Realna również przez to, jak generyczna jest jej geneza. To klasyczny wojownik Echani, który stracił sporo w wojnie, i który z tego powodu ma swoje różne lęki, koszmary, ma odcisk na psychice. W całości podoba mi się również postać Risy, która wspiera głównego bohatera i stara mu się pomagać na różne sposoby, tutaj narkotyki czy nawet wysłanie do ludzi, którzy mogą mu pomóc. Jedyne do czego można się przyczepiać, to znajomość Mistyczki Jedi przez kobietę, ponieważ cały wątek inwazji w Głębokim Jądrze był dość ukryty przed resztą galaktyki.. Po prostu mało kto wie, że w Głębokim Jądrze jest jakieś życie poza czarnymi dziurami na każdym kroku i inwazja trwała tam nawet po odbiciu Coruscant i przekonania całej galaktyki, że kłopot został zażegnany xD Wnioskuję jednak, że po prostu Vexis jej o tym mówił, skoro brał udział w obronie Odika II, ostatecznej walce z najeźdzcą w Jądrze.

Do języka bym się tutaj nie przyczepiał, bo mi po prostu czytało się to bardzo płynnie i przyjemnie. Jakieś tam błędy wyhaczyłem w postaci "rozebrzmiał" zamiast "rozbrzmiał", ale to naprawdę marginalne i nieistotne błędy. Liczy się, że piszesz zrozumiale :) Znajomość samej gry i obycie w roleplayu tego typu jest na pewno na plus i mam nadzieję, że szybko się odnajdziesz w naszym unikalnym stylu gry :)

Pozytyw.
Obrazek
Awatar użytkownika
Magnus Valador
Były członek
Posty: 556
Rejestracja: 11 kwie 2017, 20:26
Nick gracza: Zayne

Re: Vexis

Post autor: Magnus Valador »

Ukryte:
Cudnie i zabawnie widzieć jak zrządzenie losu sprawia, że dwa świetne podania lądują na forum tego samego dnia!
Sapkowski... Ach, nie przepraszam prrrrrrrrrrrrrrrr szaaalooony. Dobra osoba, ale inna linia czasowa!

Zainteresowanie/hobby:
Twe zainteresowania są rozbudowane i pokrywają się z pasjami ludzi ze Szlaku, których znam najbardziej, toteż mogę pokusić się o stwierdzenie, że nasza rozgrywka przypadnie Ci do gustu jako nowe hobby, co oczywiście nie jest żadnym spektakularnym odkryciem, biorąc pod uwagę, że masz bogate curriculum vitae, co do brania udziału w rozgrywkach RP + te tematy wspólnie wałkowaliśmy podczas naszych rozmów w ostatnich tygodniach, toteż nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, co do kompatybilności Twej osoby z tym hobby :D.

Kilka zdań o sobie i swoim charakterze:
Tu mogę powiedzieć zaledwie "nieco" więcej od siebie, bo jak wspomniałem miałem przyjemność mieć z Tobą codzienny kontakt od jakiegoś czasu. To oczywiście w żaden sposób nie daje mi pozwolenia, by mówić, że jesteś osobą "taką i taką", bo to wciąż zbyt krótki okres znajomości, ale z pewnością mogę podzielić się swymi odczuciami co do Ciebie! Widzę Cię jako zdecydowanie osobę zaangażowaną, zdolną do przyznawania się do błędów i wyciągania wniosków, co jest bardzo ważnym przymiotem dla osoby chcącej czerpać przyjemność z rp. Jednocześnie można z Tobą porozmawiać pogodnie o dzielonych zainteresowaniach, pośmiać się i pomemować, a także poprowadzić dyskusję na tematy poważne, gdzie udzielasz swych logicznych i rozsądnych przemyśleń. Jesteś bardzo dobrym partnerem do rozmowy, który szanuje czas rozmówcy i nie pozostawia go "wiszącego" przez wcześniejszego wspomnienia w stylu "sorki, teraz jestem zajęty, ale odpiszę niebawem". W jednym zdaniu mogę Cię opisać jako po prostu spoko ziomka i nasze dotychczasowe relacje potwierdzają to jak opisałeś samego siebie w tym punkcie :D!

Scena RP/RP w JK3:
Cudo, bardzo fajne zestawienie, że tego samego dnia mamy podanie osoby, która rozpocznie swoją przygodę z rp, ze świeżym i dziewiczym wręcz poznaniem rozgrywki, oraz osobę, która miała już wcześniej do czynienia z taką formą RP w zmodyfikowanej wersji JK3. Jestem bardzo podekscytowany wizją obserwowania Twego rp i tego jak odnajdziesz się w naszej rozgrywce, tudzież jakże pokierujesz swą postać.
Zaś co do powodu rezygnacji z poprzedniej organizacji, mogę jedynie dodać, że w pełni rozumiem chęć odnalezienia miejsca, które bardziej pokryje się z Twoimi preferencjami i oczekiwaniami.

Postać i jej historia:

Hmmmm... Chciałbym się do czegoś dojeb... znaczy się przyczepić na dobry początek, ale przyznaję, że nie mam zbyt dużego pola do manewru w tym aspekcie. Podobnie jak podaniu Twego kolei z posta obok, zdarzają się drobne, marginalne wręcz błędy złej odmiany wyrazu i literówki, jak wspomniane przez gracza spod postaci Rhenawedd "rozebrzmiał", zamiast "rozbrzmiał", ale to serio nic na czym mogę zawiesić się dłużej niż sekundę i w skali tekstu, oraz jego dobrego przemyślenia, po prostu byłoby to niesmaczne z mojej strony, bym jakoś dywagował nad tymi rzadkimi pierdółkami.
- Hahaaa, ktoś w końcu musi ratować Ci dupsko Vex! - - Niebiescy, weźmiemy tych na siebie, macie wolną drogę.
Przeoczenie podwójnej pauzy... literalnie podanie do kosza! Pozdro i z fartem.

Powiem zupełnie szczerze, że Twoja historia postaci porwała mnie, podobnie jak u kolegi z podania obok. Po przeczytaniu Twej historii, jedynie tym bardziej nie mogłem przestać się uśmiechać, że oba podania, złożone w tym samym dniu, przedstawiają traumatyczne przeżycia postaci, które borykają się z problemami psychicznymi o odmiennym podłożu, ale też obaj są pilotami! Niesamowity zbieg okoliczności :D! I tutaj też pojawia się motyw wykorzystania wizji Mocy (god damn it!). Na pierwszy rzut oka więc, te postacie mają z sobą wiele wspólnego, ale przy uważnym przyjrzeniu się to można posiłkować się słowami klasyka "nic bardziej mylnego", ale o tym za moment.
Pierwszym plusem jaki chciałem poruszyć to Twoje naprawdę dobre i graficzne opisy świata przedstawionego w podaniu. Szczególnie to pozytywne wrażenie złapało mnie na Zeltros, gdzie bezproblemowo byłem w stanie wyobrazić sobie okoliczności wiecznie trwającą imprezę i tłum porwany relaksującymi feromonami populacji rdzennej, połączonymi z używkami maści wszelakiej. Miejscami miałem nawet niedosyt owych opisów. To bardzo dobrze pomaga czytelnikowi wsiąknąć w historię podania.

Podanie otwiera się przedstawieniem niepokojącego koszmaru, który nęka Vexisa i od strony fabularnej bardzo dobrze przygotowuje czytelnika na rozpaloną niczym żelazo w piecu, nienawiści Vexisa do Yuuzhan Vongów. Można nawet pokusić się o przypuszczenie, że Vexis cierpi z powodu symptomów niezdiagnozowanego PTSD, co zgrabnie zazębia się z późniejszym pokazaniem nam, że jegomość jest weteranem wojennym, który mimo faktu, że ta dobiegła końca, on sam wciąż bierze w niej udział.
Przedstawiony może i prosty motyw wojownika-Echani nie jest w moich oczach niczym złym. Z całą pewnością nie jest, aż tak niespotykany jak Aqualish, który stara się przełamać swe ułomności, by stać się bohaterskim i respektowanym Rycerzem Jedi z biegiem czasu. To wciąż jednak realizacja pomysłu decyduje o tym, czy coś wypali, czy też nie. Prostota motywu tutaj mi w niczym nie przeszkadza, a nawet powiem, że Vexis przypomina mi nieco jedną z moich ulubionych postaci w Star Wars, czyli Cade'a Skywalker'a, choć na pewno brakuje mu grubiańskiego podejścia do życia.
Spodziewałem się też przyznam szczerze, że postać Risy będzie jedynie kolejną formą cliché i w toku historii zginie śmiercią tragiczną, by dać motywację do zemsty/pogłębić dodatkowo negatywne emocje Vexisa/każe mu przed swym zgonem obiecać, że odnajdzie Jedi i będzie żył długo i szczęśliwie bla, bla, bla, etc, etc. Jakież było moje zdziwienie, gdy NIE TYLKO Risa przetrwała, ale również NIE zerwała z Vexisem, a ich relacja została dodatkowo umocniona, a Vexis mógł niezaprzeczalnie liczyć na wsparcie swej ukochanej, która jak pokazuje podanie, jest powodem dla którego Vexis finalnie wkroczył na mityczną drogę odnalezienia samego siebie. Polubiłem też vibe dialogów między nimi, niby można było wyczuć, że te dwie postacie są charakterami zbliżone do siebie i oczywiście ich dialogi są pisane przez tą samą osobę, ale charakter Risy był na tyle figlarny, a przy tym zatroskany w stosunku do "lekceważącego" podejścia Vexisa, że chemia tych dwóch postaci była dla mnie bardzo wiarygodna. W moich oczach postawiłeś też sobie wyzwanie, ponieważ koniec opowieści wskazuje, że Risa pozostanie dla Vexisa kimś bardzo ważnym, stąd jestem bardzo ciekaw jak owy wątek zostanie przez Ciebie rozwinięty w zaangażowaniu postaci podczas rp.

Opis udziału w bitwie nad Odikiem był dla mnie bardzo zręcznym spleceniem losów postaci kandydata z naszą placówką. Narrator daje nam szansę, by zapoznać się ze zbieraniną pilotów, którzy niezbyt poważnie podchodzą do wizji śmierci w starciu z armadą Vongów, co uważam za możliwą cechę charakteru u nawet kilku osób jednocześnie. Gdy eskadra tak często obcuje ze śmiercią, która może nadejść w każdym momencie, kolejnej już bitwy z wrogiem spoza galaktyki, to pewna znieczulica może się rozwinąć, by walczyć ze stresem, który wywiera presję na organizm. Ta część historii zgrabnie bardzo daje nam powody nawracających koszmarów u Vexisa i czemu nękają jego ducha. Jedynie osoby o naprawdę stalowych nerwach potrafią przejść do porządku dziennego po utracie wiernego kompana, a więzi zawierane na polu bitwy są absolutnie wyjątkowe. Jeśli Twoje podanie zostanie zaakceptowane, a następnie zobaczymy się na wprowadzeniu, to z wielką uwagą będę obserwować grę Twojej postaci i temu jaki masz pomysł na ukazywanie walki z ową traumą (prócz oczywiście pomocy samych Jedi ofc).
Nie jestem ekspertem od pojazdów kosmicznych w uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale sądzę, że bitwa została opisana w naprawdę umiejętny sposób, nie doszło nigdzie do nagięcia realizmu wojny z potęga Yuuzhan Vongów. Batalia została ukazana krwawo po obu stronach konfliktu, z wysokimi stratami i zaznaczeniem prezencji Jedi, bez których bitwa na pewno zostałaby przegrana.

Końcowe wątki historii i jej samo zakończenie przypomniało mi nieco podążanie w głąb króliczej dziury, jak w Alicji z Krainy Czarów. Karta została postawiona na świetnie opisany (a przynajmniej tak sądzę, bazując na ekspertyzie zewnętrznych źródeł pisanych xD) trip narkotykowy, który przerodził się w swego rodzaju wizję Mocy (REEEEEEEE)... Ale, ale... ALE! I tu mogę zaakceptować, a nawet polubić taką interpretację wizji Mocy, bo jest zgodna z przypadkiem Cade'a Skywalkera, który przy okazji nadużywania igiełek śmierci, doświadczał wizji Mocy swych przodków Jedi, którzy istotnie wskazywali mu drogę ku przeznaczeniu, której pragnął z początku za wszelką cenę uniknąć. Cade Skywalker miał również ukochaną z Zeltros... HMMMMMMMM!?
Aaaaaaaanyway! Pozostaję fanem zakończenia historii, która nie idzie w pompatyczną zmianę charakteru Vexisa, który nagle wspomina, że widział podczas tripa Jedi i musi ich za wszelką cenę odnaleźć, bo być może ich zdolności lecznicze będą w stanie uwolnić go od dręczących go koszmarów. Nie... gość kompletnie nawet nie ma skojarzenia, że osoba w szatach mogłaby być Jedi, lub że mogłaby to być ta sama legendarna Jedi, o której bohaterstwie słyszał podczas bitwy o Odik II. Bardzo podoba mi się zabieg, że głosem rozsądku staje się ponownie ukochana Vexisa, która przez dokładną analizę jego "fantazji" pod wpływem niezidentyfikowanego narkotyku, dochodzi do wniosku, że to właśnie przedstawiciel Zakonu Jedi mógł się objawić udręczonemu Echani. I nie jest to oczywiście wniosek wysunięty z "dupy", bo narrator jasno pokazuje czytelnikowi, że Risa, aktywnie szperała po holonecie, zresztą opis wyglądu i umiejętności Jedi (choć często przesadzony i rozmyty) jest w galaktyce dobrze znany. Dalej mamy zabawną wymianę zdań, gdzie Vexis absolutnie nie chce słyszeć o rozważaniu takiego planu w ciemno, ale w końcu ugina się pod argumentacją swej miłości, która jak pokazuje historia, pragnie wyłącznie szczęścia i powrotu do zdrowia strzaskanego umysłu wojownika, snującego się niby w letargu i tracącego swe umiejętności, ze względu na targające nim wątpliwości i ciągłe szukanie nowych doznań, by zagłuszyć ból ducha i problemy z psyche, które mają potencjał wpędzić go do grobu.

Bez najmniejszych wątpliwości oddaję głos POZYTYWNY, z ekscytacją będę wyczekiwać kontynuacji historii Vexisa, poprzez wprowadzenie, a następnie wspólną zabawę w naszej rozgrywce RP :D! Powodzenia na Szlaku!
Obrazek
Awatar użytkownika
Thang Glauru
Uczeń Jedi
Posty: 1289
Rejestracja: 18 wrz 2015, 13:09

Re: Vexis

Post autor: Thang Glauru »

Podanie mi się bardzo spodobało. Zauważyłem kilka drobnych błędów, ale nic jawnie odbierającego przyjemność z czytania. Tą miałem sporą, historia Vexisa rzeczywiście mnie wciągnęła. Widać, że masz pomysł na postać, pewną spójną wizję. Osobiście lubię fakt, że Vexis jest wojennym weteranem, kimś prosto z wojska, kogo wojna ciężko psychicznie zraniła, a kto rozstał się z marynarką po zakończeniu walk. Ciekaw jestem, jak będziesz pokazywał jego jakiekolwiek traumy, które wychodziłyby poza wizje Mocy pchające go do poszukiwania Jedi.

Również fajnie pokazałeś jego relację z Risą. Zajmuje ona niewielki objętościowy procent samego tekstu, ale sposób, w jaki ją przedstawiasz pozwala zyskać dobry pogląd na jej postać. Czytelnik nie ma wątpliwości, czemu Vexis jest z nią związany, jaki ma do niej stosunek i co ich łączy. To ją uwiarygodnia, chociaż jest obserwowana wyłącznie z jego perspektywy i jest postacią poboczną.

Przyznam, że pewność, z jaką Risa mówi o Elii i o czytaniu o niej w Holonecie nie pasuje za bardzo do miejsca, jakie Hakassi i Jądro zajmują w powszechnej świadomości w uniwersum Szlaków, ale jest to coś, co może zrozumiale umknąć większości osób nieobeznanych z naszą fabułą. Jest to raczej z gatunku drobnych potknięć, niż jawnych błędów. Z tego względu nie przywiązuję do tego większej wagi na dłuższą metę.

Całościowo sprawiasz wrażenie fajnej osoby i z chęcią zobaczę Cię na wprowadzeniu. Za.
Obrazek
Awatar użytkownika
Fell Mohrgan
Rycerz Jedi
Posty: 271
Rejestracja: 24 kwie 2018, 21:33

Re: Vexis

Post autor: Fell Mohrgan »

Jedna rzecz będzie tu wymagać skromnej korekty. To żadna wada, bo nasze interpretacje vongijskie po prostu zostały utrzymane w jednolitym tonie z pierwszymi książkami sagi (gdy dalsze części NJO stopniowo nerfowały Vongów), mamy tu swój własny lore, jest od groma detali, których w żadnym razie nie miałeś prawa znać. To zaznaczam, absolutnie chill, nikt o minimalnie zdrowych zmysłach nie uznałby tego za wadę i błąd w 0,1% xD Od tego jesteśmy, by te rzeczy wykazać i powiedzieć co poprawić, więc absolutnie luz. No ale trzeba. Niestety taka wada używania wydarzeń z naszego lore i to z tych elementów krytycznej wagi :D

Jak mówię, nasze mechanizmy i narracja yuuzhańskiej technologii były utrzymane w tonie nadanym przez pierwsze części sagi NJO. Generalnie cokolwiek pokroju wyrównanej walki z yuuzhańskimi skoczkami powinno odpadać. Tylko najlepsi dawali radę 1-1, w normalnych proporcjach liczebnościowych. Cała idea skoczków koralowych i ich niepojmoawlnie nadludzkich napędów dovin basali opartych o mikro-black holesy sprawiała, że te pojazdy były niezniszczalne i nie do pojęcia ponad normalnym techem. Cały mechanizm walki z nimi musiał się opierać o to, że ich mniej więcej rówieśnicy statowi (szybkościowo, w sile ognia, zwrotności) musieli walczyć 2v1, lub nawet czasem 3v1, by po prostu nie pozwolić dovin basalom na jednoczesne rozwijanie prędkości coralskippera i jego ochronę. Mamy o tym fajne teksty Zosha, mogę chętnie podrzucić i wskazać konkretne akapity. Także bitwa o Odika odbywała się z ogromną przewagą liczebną myśliwców Zjednoczonych Flot względem yuuzhańskich skoczków.

Dalej dla zobrazowania. Na początku tej walki Sojusz&friends mieli 5422 myśliwco-podobnych. Vongowie 2154. Można wyróżnić 3 fazy tej bitwy, z czego Ciebie interesuje raczej ta pierwsza. Wyrównana walka na początku, gdy Elia mierzyła się Mocą z Kor Chokkami - rezultat starć: Sojusz stracił 2781 myśliwców, Vongowie 1147. Myślę, że te statystyki dobitnie pokazują, jak to wyglądało. Walka 2v1, w której i tak były gigantyczne straty (dla wygody odejmując już nawet kwestię kanonierek anty-myśliwcowych po obu stronach).

Tutaj w Twoich opisach pierwsze fazy walki wyglądały jak mniej więcej wyrównane starcia eskadr, podczas gdy starcia, w których Sojusz nie dostawał absolutnie w tyłek przy walce w proporcjach sił 1:1, to były tylko te, w których walczyły eskadry z absolutnie najlepszymi maszynami i/lub pilotami. Opis tutaj wymaga zmiany, Wasze postacie, jeśli idziemy w normalnych zawodowców, nie pilockich Hanów Solo i tym podobnych, a wojskowe fachury+jednego Force Sensitive'a, powinien być walką opartą o osaczanie Vongów, bo inaczej zostaliby rozgromieni na samym wstępie i nie byłoby mowy o tylu celnych strzałach we wroga. Myślę, że łapiesz już co tu przerobić, ale jakbyś nie był pewien, to uderzaj, pomogę Ci z tym.

Jeszcze raz powtórzę, że to absolutnie żadna wada Twojej pracy i nikt z minimum rozumu tak nie pomyśli. xD Bez obaw.

Co do kwestii znajomości postaci Elii. Postacie spoza Jądra mają prawo ją znać, jeśli interesowały się w bezpośredni sposób historiami z Głębokiego Jądra lub Onderonu. Poza tymi terenami, nasi Jedi są raczej nieznani i są po prostu anonimowymi random Jedi. Żadnych poprawek to nie wymaga, bardziej musisz mieć w głowie, że musieli po prostu np. mieć kontakty z Głębokiego Jądra, co przy reszcie historii jest absolutnie oczywiste i tak. W takich Światach Środka to tylko mały procent ludzi lubiących newsy z odległych peryferii (na zasadzie takiej, na jakiej my czytamy newsy z Indii np.) może ją znać.

No i kończąc już te kwestie, to zgadzam się absolutnie z tym co Rhenowy i Thang napisali o historii. Jest bardzo fajna, postać jest pełnokrwista, realna. Piszesz nie tylko czytelnie i bezboleśnie, co jest wszystkim czego wymagamy, ale w ogóle fajnie bawisz się opisami, dialogi mają charakter. To nie jest niezbędne do erpów, ale jest niesamowicie cenne i to duży plus. Widać, że umiesz bawić się ekspresją w tekście. Kreacja postaci, zachowania bohaterów, świetnie pasują do klimatu wydarzeń, są wręcz wciągające swoim naturalizmem. Bardzo mi się podoba. Za.

PS: wiem że mój głos to w 80% te pierdółki do korekty, ale tu jestem pierwszym komentującym szerzej, więc chcę ładnie i dokładnie wyjaśnić, a całą resztę pozostali opisali zręczniej niż ja i nie mam po co się powtarzać, to nie wyraz wagi tych rzeczy. xD
Vexis
Były członek
Posty: 37
Rejestracja: 20 paź 2020, 15:56

Re: Vexis

Post autor: Vexis »

Dzięki wszystkim za komentarze no i oczywiście za pozytywne głosy, cieszę się, że historia się spodobała ^^ Szczerze nie spodziewałem się, że postać Risy przypadnie tak każdemu do gustu. Kiedy pisałem historię to wiedziałem, że chce w niej umieścić postać pomocniczą dla głównego bohatera, bez której Vex najprawdopodobniej nie przeżyłby po wojnie, a już na pewno nigdy nie pomyślałby, żeby szukać pomocy u Jedi. Pomimo tak kluczowej roli, traktowałem ją bardziej jako typową postać poboczną, co z można zauważyć po tym, jak praktycznie po całości olałem opisywanie jej wyglądu, ograniczając się do absolutnego minimum i jak tak teraz myślę, to mogłem ją nieco bardziej nakreślić.

Jeśli chodzi o błędy czy nieścisłości, to większość rzeczy o lore konsultowałem z Rylanorem i tutaj nie chciałbym oczywiście zrzucać winy na niego, że coś mi źle powiedział :P Wręcz przeciwnie, chciałbym mu podziękować, bo bardzo mi pomógł przy pisaniu historii, ale pewnie wyszły przy tym po prostu jakieś nieporozumienia, gdzie ja zinterpretowałem niektóre rzeczy w niewłaściwy sposób, albo zabrakło konkretnego kontekstu. Nawet jeśli sami wspomnieliście, że te błędy nie są jakoś mocno rażące i to raczej drobnostki do lekkiego przerobienia, to chciałem rzucić na to swoją perspektywę.
Rhenawedd Alna pisze:Jakieś tam błędy wyhaczyłem w postaci "rozebrzmiał" zamiast "rozbrzmiał", ale to naprawdę marginalne i nieistotne błędy.
To jest dość ciekawa sprawa, bo pisałem całe podanie w wordzie i tam nie zaznaczało mi tego jako błędu. Z ciekawości sprawdziłem w Google, to jest chyba jakaś stara forma tego słowa, bo pojawia się w niektórych tekstach, być może dlatego :P Reszta takich błędów jak brak tekstu między podwójną pauzą to już zwykłe przeoczenia, chociaż czytałem tekst chyba 3 razy po tym jak skończyłem i najwidoczniej za każdym razem mi to umknęło xD

Jeśli chodzi o bitwe o Odik to fakt, nie miałem szczegółowych informacji i nie znam się za bardzo na lore Yuuzhan Vongów, dlatego ciężko było mi to opisać w 100% dokładnie, ale mimo to nie chciałem tego przedstawiać jako wyrównaną walkę. Czarnym udało się zniszczyć czy też trafić kilka jednostek wroga, ale głównie dzięki elementowi zaskoczenia, bo niedługo potem, cały szwadron został doszczętnie zniszczony, choć samemu Vexisowi mogło się wydawać, że ta walka wyglądała z początku na wyrównaną. Później podobna sytuacja, gdzie Vexis dość nieoczekiwanie odłącza się i wlatuje w gniewie w skoczki, ale gdy tylko ten element zaskoczenia znika, to momentalnie zostaje zestrzelony bez większych problemów. Myślę, że sposób, w jaki to opisałem, znajduje się gdzieś pomiędzy, czyli nie jest to wyrównana walka 1:1, ale też nie ukazuje aż tak bardzo miażdżącej przewagi Vongów, jakiej niektórzy mogliby się spodziewać. Tak czy inaczej, jeżeli będzie trzeba nanieść tu poprawki, to będę to jeszcze konsultował, żeby się wszystko zgadzało :P

Co do znajomości Elii przez Risę, tutaj również stwierdziłem, że mogłoby to być jeszcze w miarę prawdopodobne, bo jeśli dobrze zrozumiałem, Elia jest dość znaną, o ile nie najbardziej rozpoznawaną Jedi tak na ogół, a jeśli chodzi o uczestnictwo w samej bitwie to różne informacje czy plotki mogły krążyć po holonecie. Dopiero pod koniec pisania ogarnąłem się, że Zeltros położony jest dość daleko od centrum galaktyki i być może takie informacje mogą nie być tam aż łatwe do znalezienia, ale nie chciałem już zmieniać tak ważnego plot pointa w historii.
Awatar użytkownika
Alora Valo
Rycerz Jedi
Posty: 941
Rejestracja: 23 gru 2016, 17:21
Nick gracza: Oem

Re: Vexis

Post autor: Alora Valo »

Ja tu wypowiem się krótko. Podanko naprawdę przyjemnie się czytało. Piszesz bardzo lekko, barwnie i naturalnie. Opisy, kreacja postaci, powojenne PTSD. Wszystko bardzo ładnie i realnie składa się w jedną całość. Kwestie Risy i Elii myślę w dość łatwo można tutaj wprowadzić. Bo sam Vexis słyszał o niej w jednym z ataków przeszłości. :)

Co do reszty, to mogę podpisać się pod przedmówcami. Wzorowe podanko. Za.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ashtar Tey
Rycerz Jedi
Posty: 2169
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47
Nick gracza: Gluppor
Kontakt:

Re: Vexis

Post autor: Ashtar Tey »

Historia jest bardzo ładnie napisana, masz obrazowy, literacki styl, który przyjemnie się czyta. Wszystko jest opisane w plastyczny, łatwy do interpretacji sposób, dzięki czemu czytelnik bez problemu może sobie wyobrazić nie tylko same wydarzenia, ale też wewnętrzne przeżycia Vexisa. Podoba mi się zarówno kreacja głównej postaci, jak i Risy - fajnie przedstawiłeś ich relację, nie tylko mówisz o łączącej ich więzi, ale również to pokazujesz, przez co wypada to naturalnie i przekonująco. Od strony konstrukcyjnej również dobrze wyszło Ci przeplatanie czasów obecnych ze snami, wizjami czy wspomnieniami. Przy takim podejściu łatwo zagmatwać wydarzenia, ale Tobie udało się zrealizować założoną formę bez niepotrzebnego chaosu. Całość jest po prostu fajnie wymyślona i zrealizowana, nie mam tutaj najmniejszych wątpliwości do Twoich umiejętności pisarskich i widzę oczywisty potencjał do RP zarówno z Twojej strony, jak i Vexisa jako postaci.

Jestem za.
Awatar użytkownika
Rada Jedi
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2010, 10:47

Re: Vexis

Post autor: Rada Jedi »

Podanie otrzymało 6 głosów pozytywnych, w efekcie czego zostaje zaakceptowane. Dalsze informacje zostaną przekazane kandydatowi za pośrednictwem prywatnej wiadomości.
Obrazek
Zablokowany