Re: Sprawozdania
: 10 lip 2016, 14:59
Alchemia Kultu
1. Data, godzina zdarzenia: 03.07.16, 20:30 - 23:30 | 09.07.16, 20:00 - 01:30
2. Opis wydarzenia: Koszmar z kanałów nie był finalnym aktem niepokojów związanych z zamachem. Parę dni temu skontaktowano się ze mną po przez zaszyfrowaną częstotliwość – był to policjant z głównej komendy Skoth.
Miałem spotkać się z nim na podziemnym parkingu, napotkałem przypadkowego policjanta, który pojął charakter mojego przybycia i powiadomił odpowiedniego funkcjonariusza. Udaliśmy się na obrzeża miasta, aby pomówić w spokoju z dala od ciekawskiego wzroku.
Wewnątrz instytutu naukowo-medycznego Tallut zabezpieczono dwie fiolki z czarną cieczą. Przeprowadzono na nich badania pod kątem wszelkich aspektów znanych współczesnym laboratoriom toksykologicznym. Wyniki były całkowicie zerowe. Substancja była zwyczajną teofiliną, popularnym środkiem mającym właściwości pobudzające. Jest składnikiem większości herbat i caffu. Prawdę mówiąc w tamtej chwili jedyne teorie jakie rodziły mi się w głowie, brzmiały dość desperacko fantastycznie. Wszystkie dotyczyły w pewien sposób – nieznanych mi, aspektów ciemnej strony. Błądziłem, ale znałem kogoś kto mógł nieco nakierować kreacje myśli na realniejszy tor. Poprosiłem policjanta o drobne próbki tego środka. Wydano mi je.
Po powrocie do bazy mówiłem z naszym gościem-kultystą, Noshiravanim. Przedstawiłem mu niepokojącą substancję, nie wyjawiając jej dokładnego pochodzenia. Rozpoznał w niej „herbaciany płyn” użytkowany przez kultystów do rytualnych działań. O ile nasze organizmy są do niej przywykłe, to ciała „braci” reagują wielokrotnie podatniej, poddając się efektom zbliżonym do pobudzających narkotyków. Noshiravani opowiedział mi o dawnej, mglistej legendzie. Kultyści posiadają w swych szeregach rzemieślników, którzy prawią się wytwarzaniem przedmiotów za pośrednictwem ciemnej strony. Przedmioty owe naturalnie wchodzą w reakcję ze swoją opozycyjną siłą – jasną stroną mocy. Zmysły Jedi potrafi wywołać w nich reakcje – zwykle, wrogą. Wróćmy jednak do legendy. Istnieją przekazy o alchemikach z pradawnych czasów, którzy za pośrednictwem swoich zgubnych mocy wykonywali wywary – właśnie z herbacianego płynu. Zamykać esencję wypaczonej mocy w ciekłej substancji. Wedle swej woli tworząc eliksiry o nieznanych lub zapomnianych, od setek lat, właściwościach.
Skontaktowałem się z policją kiedy nadarzyła się tylko okazja. Umówiłem spotkanie w placówce z Cordiganem. Przeszedłem od razu do meritum. Wyjawiłem mu niebezpieczeństwo i ryzyko jakim jest przetrzymywanie substancji na komendzie, nawet szczelnie zapakowanej w magazynie. Naturalnie z perspektywy wspomnień o cieniach z kanalizacji, nie musiałem długo go przekonywać. Policja widziała jednak w substancji trop dotyczący Sanarisa, nie chciała wydać go od tak bez pobrania próbki dla siebie. Sztabowy miał również dla nas propozycję… Chciał abyśmy przetestowali środek na jednym z więźniów skazanych na kare śmierci. Odmówiłem, choć potrzebna była polemika. Zgodzili się na przekazanie nam cieczy. Warunkiem był sukces w badaniach. Inaczej – czekała nas perspektywa testów na więźniach. Nawet jeśli nie bezpośrednich, to przez policję. Rozmowie przysłuchiwał się potajemnie Noshiravani. Kiedy policjant odszedł, wciągnął mnie i Angara w rozmowę. Prawiliśmy o nieprzypadkowości pozostawienia fiolek przez starszego. Gość-kultysta poddawał w możliwość premedytacji, aby ciecz znalazła się w rękach Mistrza… Poprosił nas, abyśmy w afekcie ostateczności zabili Mistrzynię. Angar otrzymał miecz kultu.
Wczoraj coś się wydarzyło – miałem widzenie… lub zaburzenie. Mój umysł wywołał wizje, przybycia do naszej bazy ratującego się policjanta. Zdesperowany człek aby zwrócić moją uwagę, zaczął strzelać w kierunku naszych wrót dopóki ich nie otworzyłem. Od razu wylał z siebie niepokoje i rozpacz, opowiadając o rzezi, która wydarzyła się na komisariacie. Wedle jego wieści, policjant który miał za zadanie przetransportować ciecz został zaatakowany przez sabotażystę kultu. Kultysta został od razu zastrzelony. Przy upadku ciecz zdołała się wydostać, przeciekła przez torbę i zetknęła ze skórą człowieka. Nastąpiła kuriozalna mutacja – człowiek przemienił się w znajomy mi opis cieni. Rozpoczął się nieunikniony rozlew krwi. Byt, twór… zaatakował najpierw policjantów, a potem umknął w kierunku wnętrza siedziby policji. Aspirant poprosił o chwile prywatności w toalecie, otrzymał ją. Nieoczekiwanie otrzymałem komunikat nadchodzący od funkcjonariusza, który miał przewieźć do nas substancję… Pierwsze chwile wydały mi się zwyczajną pułapką. Naturalnie od razu podjąłem działania – po drodze napotkałem Inkwizytora.
Próbując wyjawić mu co właściwie się stało, Inkwizytor przerwał mi informując, że do bazy nie przybył kompletnie nikt. Pojąłem, że byłem poddany wpływowi iluzji lub swojego daru… Był jeszcze czas, aby zmienić ścieżki w inną alternatywę. Po drodze po ścigacz i podczas wysyłania prób desperackiego nawiązania łączności z komendą natknąłem się na Angara, którego zwerbowałem w biegu. Wyjechaliśmy z bazy naprędce.
Na komendzie okazało się, że policjant już wyjechał, a nasze pojawienie wzbudziło małe zamieszanie, które musiał uspokoić sztabowy. Dyskretnie poinformował nas o dotarciu przesyłki do naszej bazy i prosił abyśmy ulotnili się z posterunku. W między czasie, nowo przybyła kandydatka – Kelisea odebrała przesyłkę. Z tego co udało mi się dowiedzieć od Angara z jego mglistych słów… Policjanci pomogli jej wnieść do bazy metalową skrzynkę. Przy nieokreślonej interwencji pana Irgrova, który wyjawił jedną ze swoich prywatnych skrytek… umieścili w ukryciu metalowe pudełko.
Powróciliśmy do bazy. Po małym trudzie wyciągania z kandydatki lokalizacji pudełka – udało nam się ją uzyskać. Nie byłem pewien co czynić. Czułem lęk przed tym co może się zdarzyć podczas badań. Dalsze losy pudełka na moment przystanęły w miejscu, a każdy z nas, włączając w to gościa-kultystę, miał odmienny osąd co do postępku w tej sprawie. Osobiście pragnąłem zniszczyć substancję, bezpowrotnie i bez podejmowania badań. Naturalnie ciekawość oraz komplikacje z policją, nieco mnie blokowały. Planowałem wywieźć paczkę w przestrzeń kosmiczną, użyć tunelu nadprzestrzennego lub pola grawitacyjnego gwiazdy. Brak pilota powstrzymał mój plan. Szukałem rozwiązania, napotkałem w kantynie Mistrzynię, z którą zamieniłem parę słów. Wszystko zaczęło działać momentalnie – jakby czas wybuchł, nakładając kolejne sceny na siebie. Angar otworzył pudełko na sugestię HDR, droid wydobył zaplombowaną probówkę – poddał ją analizie dostępnej jego systemom. Nie wykrył nic nowego. Mistrzyni pojawiła się na miejscu. Zasugerowała oddzielenie drobnej cząstki substancji. Oprzytomniałem… Od dwóch dni nosiłem w kieszeni flakon z małą próbką, przekazaną mi przez policjanta przy pierwszym spotkaniu. Było to zaledwie parę kropel. Mistrzyni zabrało go i odeszła aby oddalić się od reszty substancji.
Pojawił się gość-kultysta przypominając o swojej przestrodze… Nie wierzyłem, aby to coś było w mocy wchłonąć Mistrzynię. W tamtej chwili byłem gotowy zabić kultystę, gdyby ten w jakiś sposób zagroził badaniom lub samej Mistrzyni. Angar poszedł po miecz, przekazany mu przez naszego gościa. Razem wkroczyliśmy do hangaru. Mistrzyni spoczywała na środku zamkniętej przestrzeni, pogrążając się w co raz to głębszej koncentracji. Skupiała się na mikrej ilości środka. Oczekiwaliśmy w milczeniu – obserwując. Napięcie się przedłużało. Kultysta postawił kilka kroków, odpiąłem miecz. Kultysta wyciągnął nóż. Czekałem na rozwój wydarzeń. Fiolka pękła, a jedynie jeden ułamek, jedna kropla opadła na rękę Mistrzyni. Wedle przepowiedni mojej wizji, zaczęła pęcznieć, mutować, transformować skórę na dłoni Mistrzyni – na podobieństwo raka, przeobrażając ją w czarną, nienaturalną tkankę. Ciemna, niepokojąca deformacja żywego ciała zachodziła nieubłaganie. Mistrzyni przy pomocy cięcia mocą, usunęła tą cząstkę swojej ręki, jakby ją wyrwała… Wtedy narodził się nowy cień, wężowaty byt. Różnił się jednak swym rozmiarem. Już po chwili mieliśmy przekonać się, że był o wiele potężniejszy w odniesieniu do wcześniejszych zjawisk, które dane mi było spotkać. Twór szpikował ku mnie, Noshiravani osłonił mnie własnym ciałem, które zostało zgruchotane. Mistrzyni poznawała naturę bytu, nie wyłaniając się z głębokiej koncentracji – a my rozpoczęliśmy serię uników, jednoczesnych prowokacji aby twór nie zwracał na nią uwagi. Stwór skupił się na Angarze, miotając nim po sali – nie wiem na ile poważnie raniąc. W ostatniej chwili kiedy rzucił nim o platformę windy uśmierciłby go, gdybym nie osłonił go własnym ciałem – jak mnie wcześniej gość-kultysta. Mistrzyni w tym momencie znalazła klucz do unicestwienia stwora – zamienił się w ciekłą materię, opadł na posadzkę i wyparował bezpowrotnie.
Zajęliśmy się rannym Noshiravanim… Utrata nogi, zgruchotana klatka piersiowa i obrażenie wewnętrzne. Operacja musiała zajść na miejscu, natychmiast. Musiałem udostępnić mu swoje siły witalne, aby się wzmocnił. Zaległem na moment w ambulatorium, ale zmęczenie zwyciężyło pogrążając mnie w śnie.
3. Powinniśmy to zniszczyć...
4. Autor raportu: Padawan Bar'a'ka
1. Data, godzina zdarzenia: 03.07.16, 20:30 - 23:30 | 09.07.16, 20:00 - 01:30
2. Opis wydarzenia: Koszmar z kanałów nie był finalnym aktem niepokojów związanych z zamachem. Parę dni temu skontaktowano się ze mną po przez zaszyfrowaną częstotliwość – był to policjant z głównej komendy Skoth.
Miałem spotkać się z nim na podziemnym parkingu, napotkałem przypadkowego policjanta, który pojął charakter mojego przybycia i powiadomił odpowiedniego funkcjonariusza. Udaliśmy się na obrzeża miasta, aby pomówić w spokoju z dala od ciekawskiego wzroku.
Wewnątrz instytutu naukowo-medycznego Tallut zabezpieczono dwie fiolki z czarną cieczą. Przeprowadzono na nich badania pod kątem wszelkich aspektów znanych współczesnym laboratoriom toksykologicznym. Wyniki były całkowicie zerowe. Substancja była zwyczajną teofiliną, popularnym środkiem mającym właściwości pobudzające. Jest składnikiem większości herbat i caffu. Prawdę mówiąc w tamtej chwili jedyne teorie jakie rodziły mi się w głowie, brzmiały dość desperacko fantastycznie. Wszystkie dotyczyły w pewien sposób – nieznanych mi, aspektów ciemnej strony. Błądziłem, ale znałem kogoś kto mógł nieco nakierować kreacje myśli na realniejszy tor. Poprosiłem policjanta o drobne próbki tego środka. Wydano mi je.
Po powrocie do bazy mówiłem z naszym gościem-kultystą, Noshiravanim. Przedstawiłem mu niepokojącą substancję, nie wyjawiając jej dokładnego pochodzenia. Rozpoznał w niej „herbaciany płyn” użytkowany przez kultystów do rytualnych działań. O ile nasze organizmy są do niej przywykłe, to ciała „braci” reagują wielokrotnie podatniej, poddając się efektom zbliżonym do pobudzających narkotyków. Noshiravani opowiedział mi o dawnej, mglistej legendzie. Kultyści posiadają w swych szeregach rzemieślników, którzy prawią się wytwarzaniem przedmiotów za pośrednictwem ciemnej strony. Przedmioty owe naturalnie wchodzą w reakcję ze swoją opozycyjną siłą – jasną stroną mocy. Zmysły Jedi potrafi wywołać w nich reakcje – zwykle, wrogą. Wróćmy jednak do legendy. Istnieją przekazy o alchemikach z pradawnych czasów, którzy za pośrednictwem swoich zgubnych mocy wykonywali wywary – właśnie z herbacianego płynu. Zamykać esencję wypaczonej mocy w ciekłej substancji. Wedle swej woli tworząc eliksiry o nieznanych lub zapomnianych, od setek lat, właściwościach.
Skontaktowałem się z policją kiedy nadarzyła się tylko okazja. Umówiłem spotkanie w placówce z Cordiganem. Przeszedłem od razu do meritum. Wyjawiłem mu niebezpieczeństwo i ryzyko jakim jest przetrzymywanie substancji na komendzie, nawet szczelnie zapakowanej w magazynie. Naturalnie z perspektywy wspomnień o cieniach z kanalizacji, nie musiałem długo go przekonywać. Policja widziała jednak w substancji trop dotyczący Sanarisa, nie chciała wydać go od tak bez pobrania próbki dla siebie. Sztabowy miał również dla nas propozycję… Chciał abyśmy przetestowali środek na jednym z więźniów skazanych na kare śmierci. Odmówiłem, choć potrzebna była polemika. Zgodzili się na przekazanie nam cieczy. Warunkiem był sukces w badaniach. Inaczej – czekała nas perspektywa testów na więźniach. Nawet jeśli nie bezpośrednich, to przez policję. Rozmowie przysłuchiwał się potajemnie Noshiravani. Kiedy policjant odszedł, wciągnął mnie i Angara w rozmowę. Prawiliśmy o nieprzypadkowości pozostawienia fiolek przez starszego. Gość-kultysta poddawał w możliwość premedytacji, aby ciecz znalazła się w rękach Mistrza… Poprosił nas, abyśmy w afekcie ostateczności zabili Mistrzynię. Angar otrzymał miecz kultu.
Wczoraj coś się wydarzyło – miałem widzenie… lub zaburzenie. Mój umysł wywołał wizje, przybycia do naszej bazy ratującego się policjanta. Zdesperowany człek aby zwrócić moją uwagę, zaczął strzelać w kierunku naszych wrót dopóki ich nie otworzyłem. Od razu wylał z siebie niepokoje i rozpacz, opowiadając o rzezi, która wydarzyła się na komisariacie. Wedle jego wieści, policjant który miał za zadanie przetransportować ciecz został zaatakowany przez sabotażystę kultu. Kultysta został od razu zastrzelony. Przy upadku ciecz zdołała się wydostać, przeciekła przez torbę i zetknęła ze skórą człowieka. Nastąpiła kuriozalna mutacja – człowiek przemienił się w znajomy mi opis cieni. Rozpoczął się nieunikniony rozlew krwi. Byt, twór… zaatakował najpierw policjantów, a potem umknął w kierunku wnętrza siedziby policji. Aspirant poprosił o chwile prywatności w toalecie, otrzymał ją. Nieoczekiwanie otrzymałem komunikat nadchodzący od funkcjonariusza, który miał przewieźć do nas substancję… Pierwsze chwile wydały mi się zwyczajną pułapką. Naturalnie od razu podjąłem działania – po drodze napotkałem Inkwizytora.
Próbując wyjawić mu co właściwie się stało, Inkwizytor przerwał mi informując, że do bazy nie przybył kompletnie nikt. Pojąłem, że byłem poddany wpływowi iluzji lub swojego daru… Był jeszcze czas, aby zmienić ścieżki w inną alternatywę. Po drodze po ścigacz i podczas wysyłania prób desperackiego nawiązania łączności z komendą natknąłem się na Angara, którego zwerbowałem w biegu. Wyjechaliśmy z bazy naprędce.
Na komendzie okazało się, że policjant już wyjechał, a nasze pojawienie wzbudziło małe zamieszanie, które musiał uspokoić sztabowy. Dyskretnie poinformował nas o dotarciu przesyłki do naszej bazy i prosił abyśmy ulotnili się z posterunku. W między czasie, nowo przybyła kandydatka – Kelisea odebrała przesyłkę. Z tego co udało mi się dowiedzieć od Angara z jego mglistych słów… Policjanci pomogli jej wnieść do bazy metalową skrzynkę. Przy nieokreślonej interwencji pana Irgrova, który wyjawił jedną ze swoich prywatnych skrytek… umieścili w ukryciu metalowe pudełko.
Powróciliśmy do bazy. Po małym trudzie wyciągania z kandydatki lokalizacji pudełka – udało nam się ją uzyskać. Nie byłem pewien co czynić. Czułem lęk przed tym co może się zdarzyć podczas badań. Dalsze losy pudełka na moment przystanęły w miejscu, a każdy z nas, włączając w to gościa-kultystę, miał odmienny osąd co do postępku w tej sprawie. Osobiście pragnąłem zniszczyć substancję, bezpowrotnie i bez podejmowania badań. Naturalnie ciekawość oraz komplikacje z policją, nieco mnie blokowały. Planowałem wywieźć paczkę w przestrzeń kosmiczną, użyć tunelu nadprzestrzennego lub pola grawitacyjnego gwiazdy. Brak pilota powstrzymał mój plan. Szukałem rozwiązania, napotkałem w kantynie Mistrzynię, z którą zamieniłem parę słów. Wszystko zaczęło działać momentalnie – jakby czas wybuchł, nakładając kolejne sceny na siebie. Angar otworzył pudełko na sugestię HDR, droid wydobył zaplombowaną probówkę – poddał ją analizie dostępnej jego systemom. Nie wykrył nic nowego. Mistrzyni pojawiła się na miejscu. Zasugerowała oddzielenie drobnej cząstki substancji. Oprzytomniałem… Od dwóch dni nosiłem w kieszeni flakon z małą próbką, przekazaną mi przez policjanta przy pierwszym spotkaniu. Było to zaledwie parę kropel. Mistrzyni zabrało go i odeszła aby oddalić się od reszty substancji.
Pojawił się gość-kultysta przypominając o swojej przestrodze… Nie wierzyłem, aby to coś było w mocy wchłonąć Mistrzynię. W tamtej chwili byłem gotowy zabić kultystę, gdyby ten w jakiś sposób zagroził badaniom lub samej Mistrzyni. Angar poszedł po miecz, przekazany mu przez naszego gościa. Razem wkroczyliśmy do hangaru. Mistrzyni spoczywała na środku zamkniętej przestrzeni, pogrążając się w co raz to głębszej koncentracji. Skupiała się na mikrej ilości środka. Oczekiwaliśmy w milczeniu – obserwując. Napięcie się przedłużało. Kultysta postawił kilka kroków, odpiąłem miecz. Kultysta wyciągnął nóż. Czekałem na rozwój wydarzeń. Fiolka pękła, a jedynie jeden ułamek, jedna kropla opadła na rękę Mistrzyni. Wedle przepowiedni mojej wizji, zaczęła pęcznieć, mutować, transformować skórę na dłoni Mistrzyni – na podobieństwo raka, przeobrażając ją w czarną, nienaturalną tkankę. Ciemna, niepokojąca deformacja żywego ciała zachodziła nieubłaganie. Mistrzyni przy pomocy cięcia mocą, usunęła tą cząstkę swojej ręki, jakby ją wyrwała… Wtedy narodził się nowy cień, wężowaty byt. Różnił się jednak swym rozmiarem. Już po chwili mieliśmy przekonać się, że był o wiele potężniejszy w odniesieniu do wcześniejszych zjawisk, które dane mi było spotkać. Twór szpikował ku mnie, Noshiravani osłonił mnie własnym ciałem, które zostało zgruchotane. Mistrzyni poznawała naturę bytu, nie wyłaniając się z głębokiej koncentracji – a my rozpoczęliśmy serię uników, jednoczesnych prowokacji aby twór nie zwracał na nią uwagi. Stwór skupił się na Angarze, miotając nim po sali – nie wiem na ile poważnie raniąc. W ostatniej chwili kiedy rzucił nim o platformę windy uśmierciłby go, gdybym nie osłonił go własnym ciałem – jak mnie wcześniej gość-kultysta. Mistrzyni w tym momencie znalazła klucz do unicestwienia stwora – zamienił się w ciekłą materię, opadł na posadzkę i wyparował bezpowrotnie.
Zajęliśmy się rannym Noshiravanim… Utrata nogi, zgruchotana klatka piersiowa i obrażenie wewnętrzne. Operacja musiała zajść na miejscu, natychmiast. Musiałem udostępnić mu swoje siły witalne, aby się wzmocnił. Zaległem na moment w ambulatorium, ale zmęczenie zwyciężyło pogrążając mnie w śnie.
3. Powinniśmy to zniszczyć...
4. Autor raportu: Padawan Bar'a'ka