Re: Sprawozdania
: 20 kwie 2014, 16:08
Zemsta
1. Data, godzina zdarzenia: 13.04.14, 19:30 – 0:00
2. Opis wydarzenia:
W końcu nadszedł ten dzień. Przez ostatnie dni zbieraliśmy tropy, a także próbowaliśmy się przygotować do spotkania z Vernonem - trening z Vreyxem pokazywał jak ciężko dogonić plecak rakietowy i jak łatwo oberwać pociskiem z kuszy czy blastera.
Głos Mistrza Barta dochodzący z kieszeni tuniki, gdzie spoczywała holodata wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem się z ławy i powoli ruszyłem do Inkwizytora i Uczennicy Elii czekających obok TIE, którym mieliśmy przetransportować się do miasta. Zanim wyszedłem z kantyny rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu – miałem dziwne przeczucie, że nie zobaczę już nigdy tego pomieszczenia. W korytarzu spotkałem Revela, który jako ostatni oprócz mnie widział Padawana Vinaxa żywego – to właśnie on miał mi towarzyszyć podczas tego zadania. Przed samym wejściem na pokład statku Inkwizytor Bart przeprowadził krótką odprawę – problem w tym, że Padawan zgubił się po drodze i dotarł na sam koniec. Mistrz powiedział na odchodnym, że mam przekazać wszystko to, co usłyszałem Revelowi. Pamiętam, że Elia kazała nam na siebie uważać. Dowiedziałem się jeszcze, że pod siedzeniami w TIE czekają na nas dwa karabiny, medpakiet, skrzynka z granatami i dziesięć żetonów po sto kredytów. Nie pozostało nam nic innego jak tylko zasiąść w fotelach i odlecieć w poszukiwaniu Łowcy.
W kokpicie panowały raczej ponure nastroje. Podczas lotu staraliśmy się umilić sobie czas rozmowami – wszystko jest dobre, by nie myśleć o trudnym zadaniu. Zanim opuściliśmy TIE omówiliśmy dokładnie nasz plan działania, staraliśmy się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Naszym pierwszym celem była kantyna w środku miasta, która ‘przejęła’ funkcję ten wysadzonej. Warto wspomnieć w tym miejscu, iż Mistrz Bart zastrzegł, że nie powinniśmy już wracać do naszego statku od momentu wylądowania. Prawdopodobnie mielibyśmy być obserwowani. Popełniłem tu pierwszy błąd, gdyż nie przekazałem tej wiadomości Revelowi, co miało zły skutek w dalszej części misji.
Samym lądowaniem, a także podczas drogi do celu nie wzbudziliśmy zainteresowania czy podejrzeń – Revel martwił się, że może go ktoś rozpoznać, na szczęście nie stało się tak. Kantyna Jarvisa do której weszliśmy niedługo później wywarła na mnie miłe wrażenie. Już na wejściu ‘bramkarz’ ostrzegł nas, że to lokal z kulturą i każdy przejaw agresji będzie karany wylotem z lokalu. Chwilę później Revela zaczepił jakiś pijaczek – no cóż, tego można się było spodziewać nawet w najlepszej kantynie. Postanowiliśmy, że będziemy działać na własną rękę. Zamówiliśmy napoje i ruszyliśmy do walki o informacje. Sam barman nie wiedział za dużo, plotki jak to plotki, praktycznie zero konkretów. Wiadomo było, że przed samym zamachem Vernon kręcił się w okolicy wysadzonego baru. Powoli zaczęliśmy aklimatyzować się do otoczenia. Trochę więcej miała mi powiedzieć młoda dziewczyna, która, jak się okazało, uczęszczała do wysadzonej kantyny dość często. W międzyczasie Revel zaczepił jakiegoś zrzędę, by wybadać sprawę. Gość powiedział, że w feralnym dniu do tamtej kantyny przyszedł ktoś, kto podawał się za technika i powołując się na papiery o możliwości zawalenia się budynku, kazał wszystkim opuścić lokal. Podczas, gdy ja cały czas rozmawiałem z Titi, bo tak nazywało się owe dziewczę, do Padawana przysiadł się jakiś ważniak – projektant mody bodajże, co Revel wykorzystał i spróbował dowiedzieć się co nieco. Dowiedział się on, że ktoś ubiegł policję i zabrał jakiś nadajnik z lotniska. Moja rozmowa z uroczą Titianą dopiero się rozkręcała, gdy przyszła jej koleżanka. W tym samym czasie przyszedł do mnie Revel, by oznajmić mi, że będzie na mnie czekał przed kantyną. Byłem lekko zawiedziony tym, że moja znajomość z Titi tak szybko się zakończyła.
Usłyszałem holodatę - Revel wspomniał mi o nadajniku, o którym musimy się co nieco dowiedzieć. Gdy już miałem wychodzić zaczepił mnie pewny siebie facet, chciał ze mną porozmawiać. Muszę przyznać, że przestraszyłem się i zareagowałem natychmiast wzywając do siebie Revela, który czekał już na zewnątrz. Uspokoiłem się trochę, gdy podszedł do mnie Chistori, pracownik Rutilusa, którego poznałem jakiś czas temu przy odbiorze medykamentów. Revel zaczął rozmowę z barmanem, ja skierowałem się do faceta, który mnie zaczepił. Moją uwagę przykuł przedmiot, który ten człowiek podrzucał w rękach. Widziałem, że mruga na nim na niebiesko dioda. Rozmowa z nim była przełomowym momentem w poszukiwaniach. Okazało się, że ten gość był podczas zamachu na lotnisku i widział całą sytuację, a to, co trzymał w rękach to właśnie poszukiwany przez nas nadajnik. Stwierdziłem, że to najwyższy czas, by odkryć karty i postawić sprawę jasno – postanowiłem kupić od niego ten nadajnik. Udało mi się wynegocjować trochę niższą cenę – z siedmiu tysięcy kredytów zszedłem do pięciu tysięcy plus pięćset zaliczki. Kontrahent dał mi tydzień na dostarczenie brakujących pięciu tysięcy. Schowałem nadajnik do kieszeni tuniki i wyszedłem pospiesznie z kantyny Jarvisa.
Tak jak już wspominałem – ruszyłem od razu do statku. Stwierdziłem, że najbezpieczniej będzie zbadać sygnał z nadajnika i sam nadajnik w TIE – zapomniałem tylko o tym, że byliśmy obserwowani. Gdy byliśmy już na lądowisku zauważyliśmy, że przy naszym statku kręci się jakaś podejrzana osoba. Revel rzucił tylko krótkie ‘stój’, a ja natychmiast obróciłem się na pięcie i wszedłem w zabudowania czekając na Padawana. Skontaktowaliśmy się z Vreyxem, który wysłał nam program deszyfrujący. Korzystając z holodaty odszyfrowaliśmy sygnał wysyłany przez nadajnik – otrzymaliśmy gotowe współrzędne miejsca, gdzie postanowiliśmy od razu się udać. Tutaj popełniliśmy drugi błąd, zapomnieliśmy wysłać z powrotem do Vreyxa otrzymane koordynaty, zostaliśmy kompletnie sami.
Mistrz Bart podczas odprawy wspomniał, że powinniśmy korzystać z wynajętego transportu. Nie było dużego wyboru, w porcie znajdował się tylko jeden wolny statek. Weszliśmy na pokład i dogadaliśmy się z pilotem podając mu współrzędne, które odszyfrowaliśmy. Pilot udał się do kokpitu, a my zostaliśmy w pomieszczeniu z łóżkami. Nie spodziewaliśmy się podstępu, to był kolejny błąd. Nagle pomieszczenie wypełnił gryzący dym, a oba wyjścia zablokowało pole siłowe. Chyba przez zaskoczenie nie zaczęliśmy go niszczyć, dopiero po jakimś czasie, co miało swoje skutki. Gdy wyszliśmy z zagazowanego przedziału czuliśmy się… źle. Kręciło mi się w głowie, było mi duszno. Męczył mnie kaszel i miałem problem z utrzymaniem równowagi. Revel otworzył swój medpakiet i wykorzystał stymulant, mnie się nie udało – zgiąłem tylko iglę i grymasem bólu na ustach wyrzuciłem strzykawkę. W tym samym momencie statek wylądował, a pilotowi udało się uciec na zewnątrz. Nie powinniśmy ruszać za nim, mogliśmy odlecieć.
Po wyjściu pierwsze co ujrzałem to mnóstwo rur tworzących ‘sieć’, czułem zapach paliwa. Pilot posadził statek na stacji paliw. Po chwili usłyszałem głos, znałem już ten głos – niedaleko nas stał Vernon, Łowca nagród, morderca Vinaxa. Mogliśmy się poddać, ale nie zrobiliśmy tego, chcieliśmy walczyć. Głupota? Być może, gdyż nasze szanse były znikome. Ruszyliśmy, zaatakowaliśmy Łowcę. Słowo ‘zaatakowaliśmy’ jest być może zbyt ogólne, gdyż Vernon cały czas był w ruchu, ostrzeliwał nas z góry, a w międzyczasie miotał granatami. Ja ze swoimi umiejętnościami nie drasnąłem go praktycznie – przez zdecydowaną większość czasu broniłem się. Nie wiem, ile w mojej krwi było wtedy adrenaliny, ale na pewno była to spora ilość. Sama trucizna, na której działanie byłem długo wystawiony przeszkadzała mi, ale też uśmierzała ból. Moje ruchy były pokraczne, lecz dawałem radę unikać pocisków z kuszy, blasterów. Vernon oberwał parę razy, to wszystko zasługa Revela, który trzymał się dzielnie i bardzo dobrze łączył używanie karabinu z mieczem świetlnym. Udało mu się nawet uszkodzić plecak Łowcy, przez co ten musiał go co jakiś czas ładować. Nasz przeciwnik nie próżnował, nam też się oberwało. W pewnym momencie wybuch poparzył moje nogi – z trudem zacząłem się poruszać. Nie trwało to długo, gdyż dostałem bełtem w brzuch. Ból był przeogromny, chciałem, żeby to wszystko się już skończyło. Revel również trochę się poparzył, lecz faktyczny kłopot sprawił mu postrzał pociskiem blasterowym w brzuch. Jego także dosięgnęła moc kuszy. Bełt utkwił w jego ramieniu, w samej kości niszcząc wszystko do okoła. Kiedy Padawan ostatecznie upadł, zrozumiałem, że to koniec walki, a może nawet ostatnie chwile w życiu.
Revel założył mi opatrunek na krwawiącą obficie ranę. Wszędzie było pełno dymu, gdzieniegdzie paliło się paliwo. Zanim straciłem przytomność zauważyłem, że na miejsce przybyła Gildia Łowców. Morderca Vinaxa był zaskoczony. Dowiedziałem się już potem, że ogłuszyli oni Vernona i formalnie nas uratowali. Powodem ich działania było złamanie złamanie zasad Gildii przez Vernona i polowanie na innych członków organizacji. Niedługo potem przyleciał Vreyx z Elią. Uczennica opatrzyła nas pospiesznie i przetransportowała na Sentinela, Vreyx zabrał Vernona.
Zaczęliśmy dobrze, końcówkę spapraliśmy totalnie. Odcięci od wsparcia weszliśmy w pułapkę zastawioną przez Vernona. Mistrz Bart stwierdził, że uratowały nas tylko nasze umiejętności walki – przetrwaliśmy do czasu, gdy nadleciały posiłki. Podobno było ze mną źle, z Revelem zresztą podobnie. Muszę wspomnieć, że gdyby nie on nie pisałbym tego raportu – po prostu wykrwawiłbym się. Tak niewiele dzieli człowieka od śmierci…
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:
-
4. Autor raportu: Adept Tranquil
1. Data, godzina zdarzenia: 13.04.14, 19:30 – 0:00
2. Opis wydarzenia:
W końcu nadszedł ten dzień. Przez ostatnie dni zbieraliśmy tropy, a także próbowaliśmy się przygotować do spotkania z Vernonem - trening z Vreyxem pokazywał jak ciężko dogonić plecak rakietowy i jak łatwo oberwać pociskiem z kuszy czy blastera.
Głos Mistrza Barta dochodzący z kieszeni tuniki, gdzie spoczywała holodata wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem się z ławy i powoli ruszyłem do Inkwizytora i Uczennicy Elii czekających obok TIE, którym mieliśmy przetransportować się do miasta. Zanim wyszedłem z kantyny rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu – miałem dziwne przeczucie, że nie zobaczę już nigdy tego pomieszczenia. W korytarzu spotkałem Revela, który jako ostatni oprócz mnie widział Padawana Vinaxa żywego – to właśnie on miał mi towarzyszyć podczas tego zadania. Przed samym wejściem na pokład statku Inkwizytor Bart przeprowadził krótką odprawę – problem w tym, że Padawan zgubił się po drodze i dotarł na sam koniec. Mistrz powiedział na odchodnym, że mam przekazać wszystko to, co usłyszałem Revelowi. Pamiętam, że Elia kazała nam na siebie uważać. Dowiedziałem się jeszcze, że pod siedzeniami w TIE czekają na nas dwa karabiny, medpakiet, skrzynka z granatami i dziesięć żetonów po sto kredytów. Nie pozostało nam nic innego jak tylko zasiąść w fotelach i odlecieć w poszukiwaniu Łowcy.
W kokpicie panowały raczej ponure nastroje. Podczas lotu staraliśmy się umilić sobie czas rozmowami – wszystko jest dobre, by nie myśleć o trudnym zadaniu. Zanim opuściliśmy TIE omówiliśmy dokładnie nasz plan działania, staraliśmy się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Naszym pierwszym celem była kantyna w środku miasta, która ‘przejęła’ funkcję ten wysadzonej. Warto wspomnieć w tym miejscu, iż Mistrz Bart zastrzegł, że nie powinniśmy już wracać do naszego statku od momentu wylądowania. Prawdopodobnie mielibyśmy być obserwowani. Popełniłem tu pierwszy błąd, gdyż nie przekazałem tej wiadomości Revelowi, co miało zły skutek w dalszej części misji.
Samym lądowaniem, a także podczas drogi do celu nie wzbudziliśmy zainteresowania czy podejrzeń – Revel martwił się, że może go ktoś rozpoznać, na szczęście nie stało się tak. Kantyna Jarvisa do której weszliśmy niedługo później wywarła na mnie miłe wrażenie. Już na wejściu ‘bramkarz’ ostrzegł nas, że to lokal z kulturą i każdy przejaw agresji będzie karany wylotem z lokalu. Chwilę później Revela zaczepił jakiś pijaczek – no cóż, tego można się było spodziewać nawet w najlepszej kantynie. Postanowiliśmy, że będziemy działać na własną rękę. Zamówiliśmy napoje i ruszyliśmy do walki o informacje. Sam barman nie wiedział za dużo, plotki jak to plotki, praktycznie zero konkretów. Wiadomo było, że przed samym zamachem Vernon kręcił się w okolicy wysadzonego baru. Powoli zaczęliśmy aklimatyzować się do otoczenia. Trochę więcej miała mi powiedzieć młoda dziewczyna, która, jak się okazało, uczęszczała do wysadzonej kantyny dość często. W międzyczasie Revel zaczepił jakiegoś zrzędę, by wybadać sprawę. Gość powiedział, że w feralnym dniu do tamtej kantyny przyszedł ktoś, kto podawał się za technika i powołując się na papiery o możliwości zawalenia się budynku, kazał wszystkim opuścić lokal. Podczas, gdy ja cały czas rozmawiałem z Titi, bo tak nazywało się owe dziewczę, do Padawana przysiadł się jakiś ważniak – projektant mody bodajże, co Revel wykorzystał i spróbował dowiedzieć się co nieco. Dowiedział się on, że ktoś ubiegł policję i zabrał jakiś nadajnik z lotniska. Moja rozmowa z uroczą Titianą dopiero się rozkręcała, gdy przyszła jej koleżanka. W tym samym czasie przyszedł do mnie Revel, by oznajmić mi, że będzie na mnie czekał przed kantyną. Byłem lekko zawiedziony tym, że moja znajomość z Titi tak szybko się zakończyła.
Usłyszałem holodatę - Revel wspomniał mi o nadajniku, o którym musimy się co nieco dowiedzieć. Gdy już miałem wychodzić zaczepił mnie pewny siebie facet, chciał ze mną porozmawiać. Muszę przyznać, że przestraszyłem się i zareagowałem natychmiast wzywając do siebie Revela, który czekał już na zewnątrz. Uspokoiłem się trochę, gdy podszedł do mnie Chistori, pracownik Rutilusa, którego poznałem jakiś czas temu przy odbiorze medykamentów. Revel zaczął rozmowę z barmanem, ja skierowałem się do faceta, który mnie zaczepił. Moją uwagę przykuł przedmiot, który ten człowiek podrzucał w rękach. Widziałem, że mruga na nim na niebiesko dioda. Rozmowa z nim była przełomowym momentem w poszukiwaniach. Okazało się, że ten gość był podczas zamachu na lotnisku i widział całą sytuację, a to, co trzymał w rękach to właśnie poszukiwany przez nas nadajnik. Stwierdziłem, że to najwyższy czas, by odkryć karty i postawić sprawę jasno – postanowiłem kupić od niego ten nadajnik. Udało mi się wynegocjować trochę niższą cenę – z siedmiu tysięcy kredytów zszedłem do pięciu tysięcy plus pięćset zaliczki. Kontrahent dał mi tydzień na dostarczenie brakujących pięciu tysięcy. Schowałem nadajnik do kieszeni tuniki i wyszedłem pospiesznie z kantyny Jarvisa.
Tak jak już wspominałem – ruszyłem od razu do statku. Stwierdziłem, że najbezpieczniej będzie zbadać sygnał z nadajnika i sam nadajnik w TIE – zapomniałem tylko o tym, że byliśmy obserwowani. Gdy byliśmy już na lądowisku zauważyliśmy, że przy naszym statku kręci się jakaś podejrzana osoba. Revel rzucił tylko krótkie ‘stój’, a ja natychmiast obróciłem się na pięcie i wszedłem w zabudowania czekając na Padawana. Skontaktowaliśmy się z Vreyxem, który wysłał nam program deszyfrujący. Korzystając z holodaty odszyfrowaliśmy sygnał wysyłany przez nadajnik – otrzymaliśmy gotowe współrzędne miejsca, gdzie postanowiliśmy od razu się udać. Tutaj popełniliśmy drugi błąd, zapomnieliśmy wysłać z powrotem do Vreyxa otrzymane koordynaty, zostaliśmy kompletnie sami.
Mistrz Bart podczas odprawy wspomniał, że powinniśmy korzystać z wynajętego transportu. Nie było dużego wyboru, w porcie znajdował się tylko jeden wolny statek. Weszliśmy na pokład i dogadaliśmy się z pilotem podając mu współrzędne, które odszyfrowaliśmy. Pilot udał się do kokpitu, a my zostaliśmy w pomieszczeniu z łóżkami. Nie spodziewaliśmy się podstępu, to był kolejny błąd. Nagle pomieszczenie wypełnił gryzący dym, a oba wyjścia zablokowało pole siłowe. Chyba przez zaskoczenie nie zaczęliśmy go niszczyć, dopiero po jakimś czasie, co miało swoje skutki. Gdy wyszliśmy z zagazowanego przedziału czuliśmy się… źle. Kręciło mi się w głowie, było mi duszno. Męczył mnie kaszel i miałem problem z utrzymaniem równowagi. Revel otworzył swój medpakiet i wykorzystał stymulant, mnie się nie udało – zgiąłem tylko iglę i grymasem bólu na ustach wyrzuciłem strzykawkę. W tym samym momencie statek wylądował, a pilotowi udało się uciec na zewnątrz. Nie powinniśmy ruszać za nim, mogliśmy odlecieć.
Po wyjściu pierwsze co ujrzałem to mnóstwo rur tworzących ‘sieć’, czułem zapach paliwa. Pilot posadził statek na stacji paliw. Po chwili usłyszałem głos, znałem już ten głos – niedaleko nas stał Vernon, Łowca nagród, morderca Vinaxa. Mogliśmy się poddać, ale nie zrobiliśmy tego, chcieliśmy walczyć. Głupota? Być może, gdyż nasze szanse były znikome. Ruszyliśmy, zaatakowaliśmy Łowcę. Słowo ‘zaatakowaliśmy’ jest być może zbyt ogólne, gdyż Vernon cały czas był w ruchu, ostrzeliwał nas z góry, a w międzyczasie miotał granatami. Ja ze swoimi umiejętnościami nie drasnąłem go praktycznie – przez zdecydowaną większość czasu broniłem się. Nie wiem, ile w mojej krwi było wtedy adrenaliny, ale na pewno była to spora ilość. Sama trucizna, na której działanie byłem długo wystawiony przeszkadzała mi, ale też uśmierzała ból. Moje ruchy były pokraczne, lecz dawałem radę unikać pocisków z kuszy, blasterów. Vernon oberwał parę razy, to wszystko zasługa Revela, który trzymał się dzielnie i bardzo dobrze łączył używanie karabinu z mieczem świetlnym. Udało mu się nawet uszkodzić plecak Łowcy, przez co ten musiał go co jakiś czas ładować. Nasz przeciwnik nie próżnował, nam też się oberwało. W pewnym momencie wybuch poparzył moje nogi – z trudem zacząłem się poruszać. Nie trwało to długo, gdyż dostałem bełtem w brzuch. Ból był przeogromny, chciałem, żeby to wszystko się już skończyło. Revel również trochę się poparzył, lecz faktyczny kłopot sprawił mu postrzał pociskiem blasterowym w brzuch. Jego także dosięgnęła moc kuszy. Bełt utkwił w jego ramieniu, w samej kości niszcząc wszystko do okoła. Kiedy Padawan ostatecznie upadł, zrozumiałem, że to koniec walki, a może nawet ostatnie chwile w życiu.
Revel założył mi opatrunek na krwawiącą obficie ranę. Wszędzie było pełno dymu, gdzieniegdzie paliło się paliwo. Zanim straciłem przytomność zauważyłem, że na miejsce przybyła Gildia Łowców. Morderca Vinaxa był zaskoczony. Dowiedziałem się już potem, że ogłuszyli oni Vernona i formalnie nas uratowali. Powodem ich działania było złamanie złamanie zasad Gildii przez Vernona i polowanie na innych członków organizacji. Niedługo potem przyleciał Vreyx z Elią. Uczennica opatrzyła nas pospiesznie i przetransportowała na Sentinela, Vreyx zabrał Vernona.
Zaczęliśmy dobrze, końcówkę spapraliśmy totalnie. Odcięci od wsparcia weszliśmy w pułapkę zastawioną przez Vernona. Mistrz Bart stwierdził, że uratowały nas tylko nasze umiejętności walki – przetrwaliśmy do czasu, gdy nadleciały posiłki. Podobno było ze mną źle, z Revelem zresztą podobnie. Muszę wspomnieć, że gdyby nie on nie pisałbym tego raportu – po prostu wykrwawiłbym się. Tak niewiele dzieli człowieka od śmierci…
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:
-
4. Autor raportu: Adept Tranquil