Strona 1 z 44

Sprawozdania

: 16 wrz 2007, 22:39
autor: Rada Jedi
Po włączeniu jednego z terminali, widzisz jedną z podstawowych, ogólnodostępnych sekcji - zawierającą wszystkie raporty, opisujące bieżące, ważne wydarzenia. Wszystkie dane są automatycznie uporządkowane na podstawie kolejności dodania wpisów do bazy.
Sprawozdania są możliwe do odczytu w formie tekstowej i głosowej.


Każde sprawozdanie musi przestrzegać następującego wzoru.

Kod: Zaznacz cały

[center][b][size=150][url=opcjonalny link do tematu misji]Tytuł[/url][/size][/b][/center]

[b]1. Data, godzina zdarzenia:[/b] Data, godzina rozpoczęcia zdarzenia-godzina zakończenia

[b]2. Opis wydarzenia:[/b]




[b]3. Ewentualne uwagi sprawozdającego:[/b]

[b]4. Autor raportu:[/b] [Ranga + imię]

: 08 wrz 2008, 17:17
autor: Avar
Wyprawa po kryształy

Obrazek

1. Data, godzina zdarzenia: 28.07.08, 16:30

2. Opis wydarzenia:

Kiedy wylądowaliśmy na Tatooine nie bardzo wiedzieliśmy co mamy zrobić. Znaliśmy tylko główne cele i założenia misji, ale nic poza tym. Po głębszym zastanowieniu, postanowiliśmy znaleźć kantynę. Z braku znajomości planu miasta zajęło nam to chwilę. Przez przypadek weszliśmy też do domu jakiegoś Trandoshanina, ale udało się nam wyjść z tej sytuacji bez zbędnego zamieszania. W końcu trafiliśmy do kantyny. Był to niewielki lokal, prowadzony przez Grana. W sali było tylko kilka osób, zajętych swoimi sprawami. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy coś do picia. Delikatnie próbowaliśmy wypytać barmana o to co się dzieje na planecie, ale nie uzyskaliśmy żadnej wartościowej informacji. Nagle zaczepił nas jakiś mężczyzna. Okazało się, że jest to miejscowy kupiec. Zaprosił nas do stolika, mówiąc, że ma dla nas pewne zadanie – pewno skojarzył miecze świetlne jako broń Jedi. Widać było, że coś go trapi. Przy stoliku opowiedział nam o tym co mamy zrobić. Dowiedzieliśmy się, że od około pół roku, z okolicznych farm znikają ludzie. W jednym z takich „zniknięć” kupiec ten stracił żonę i dzieci. Chciał, abyśmy ich znaleźli. Kiedy zapytaliśmy kto mógł to zrobić odpowiedział bez wahania: „To byli Tuskeni”. W Mocy wyczuliśmy nienawiść promieniującą z tego człowieka. Zgodziliśmy się mu pomóc. Dostaliśmy mapę z zaznaczoną lokalizacją obozu Jeźdźców. By wyruszyć w drogę potrzebowaliśmy jeszcze jakiegoś środka transportu. Polecono nam pobliski sklep ze śmigaczami. Niestety nasz skromny budżet nie pozwolił nam na kupno nawet najtańszego modelu, a sprzedawca powiedział, że nie wypożyczy nam któregoś z nich. Spytaliśmy więc o miejsce, gdzie moglibyśmy kupić to co było nam potrzebne. Sprzedawca wspomniał o składnicy złomu, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej od sklepu. Podziękowawszy za informacje, poszliśmy do sklepu. Prowadził go Jawa. Cały pokój był zagracony różnymi urządzeniami, których stan pozostawiał wiele do życzenia. Z niepewnością zapytaliśmy o śmigacze. Jawa nie miał żadnego nadającego się do użytku, ale zaproponował nam dwa zdezelowane skutery rakietowe. Chcąc nie chcąc musieliśmy je kupić, ponieważ na nic innego nas nie było stać. Próbowałem trochę obniżyć cenę, ale Squell groźbami zniweczył moje starania, a nawet zapłaciliśmy kilkaset kredytów więcej.

Pod wieczór dotarliśmy do obozu Tuskenów. Zatrzymaliśmy się w bezpiecznej odległości. Postanowiliśmy dokładnie obejrzeć obóz, zanim podejmiemy jakieś działania. Rozdzieliliśmy się – ja szedłem z lewej strony, a Squell z prawej. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk zapalonego miecza i krzyki Jeźdźców Pustyni. Squell musiał zostać zauważony przez jednego ze strażników. Z walki udało nam się wyjść zwycięsko lecz zostaliśmy lekko ranni. Rozpoczęliśmy przeszukanie obozu. Dopiero wtedy, gdy z jednego z namiotów wybiegło kilka przestraszonych dzieci Tuskenów dotarło do nas, że wyrżnęliśmy całą wioskę i pozbawiliśmy te dzieci rodziców, a do tego zrobiliśmy to bez mrugnięcia okiem. Mam nadzieję, że nie przekroczyliśmy wtedy granicy między Ciemną a Jasną stroną Mocy. W obozie znaleźliśmy tylko parę Jawów w klatce. Uwolniliśmy te małe stworzenia, a te zaprosiły nas do swojej bazy na pustyni, która mieści się w starym bunkrze. Szybko odjechaliśmy z obozu kierując się w stronę pokazaną nam przez Jawów...

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Jest to pierwsza część sprawozdania z misji. Drugą część przedstawi Padawan Squell. Jeśli ktoś ma jakieś uwagi do mojego tekstu, proszę je kierować na PM.

4. Autor raportu: Padawan Avar Neus

: 16 lis 2008, 21:46
autor: Avar
Bimmisaari - misja pierwsza

1. Data, godzina zdarzenia: 10.11.08, 11.11.08

2. Opis wydarzenia:

Na planetę dotarłem podczas zachodu słońca. Na ulicach nikogo już nie było, w oddali słyszałem skrzypienie patrolujących okolicę robotów. Rozglądając się uważnie ruszyłem do przodu szukając jakichkolwiek śladów ruchu oporu. Po chwili dotarłem do tunelu przy rzece, po której drugiej stronie znajdował się posterunek droidów. Aktualnie na warcie stało tylko kilka robotów, ale wciąż musiałem być bardzo ostrożny aby nie zdradzić swej obecności. Kiedy próbowałem przepłynąć na drugą stronę rzeki, jeden ze strażników musiał to usłyszeć, gdyż skierował się w moją stronę. Nagle jednak odwrócił się się i zniknął z mojego pola widzenia. Odetchnąłem z ulgą i kontynuowałem 'przeprawę'. Ledwo jednak zanurzyłem się po kolana usłyszałem metaliczne uderzenia stóp robotów o podłogę. Szybko wyskoczyłem z wody i pobiegłem do pierwszej lepszej kryjówki, którą zauważyłem. Niestety nie była ona najlepsza, a roboty zaczęły dokładnie przeszukiwać cały teren. Nie wiedziałem co robić. Pewno zostałbym odkryty, gdyby nagle nie wiadomo skąd pojawił się pewien człowiek, który pokazał mi miejsce, w którym mógłbym się ukryć. Razem z nim poczekałem, aż droidy powrócą na posterunek. Od razu domyśliłem się, że ten człowiek ma jakiś związek z ruchem oporu, dlatego też spytałem się go, czy mógłby mnie skontaktować z ich przywódcą. Nieznajomy potwierdził moje domysły i zabrał mnie do kanału pod ziemią, który okazał się bazą rebeliantów. Zostawił mnie tam, a po kilkunastu minutach do kryjówki wszedł mężczyzna który przedstawił się jako Cade Nersom. Z moich danych wynikało, że to z nim mam rozmawiać o ataku na fabrykę. Zacząłem go przekonywać do naszego planu, jednak nie chciał się zgodzić. Nagle usłyszeliśmy plusk wody. Schowaliśmy się, a do pomieszczenia wszedł robot-nurek. Omiótł on skanerami pomieszczenie i zaraz potem zawrócił. Po tej 'kontroli' kontynuowałem rozmowę z przywódcą rebeliantów, tym razem nieco ciszej. Pomimo moich usilnych starań nie chciał on się zgodzić na pomoc nam. Dopiero wtedy, gdy wspomniałem o dzieciach, które mogą żyć w wolnym świecie, przystał on na moją propozycję. Na końcu naszego spotkania powiedział też, że mam się udać do altany w pobliżu gdzie będzie czekał na mnie kontakt. Zapewnił mnie też, że jeden z jego żołnierzy pomoże mi w ucieczce z tego kanału. Kiedy wychodziłem z kanału natknąłem się na jednego z robotów. Nie miałem wyjścia - wyciągnąłem miecz i uderzyłem. Padł on pocięty na kawałki. Nie tracąc czasu ruszyłem na powierzchnię. Nad rzeką trwała strzelanina. Widać jeden z członków ruchu oporu zajął walkę droidy. Skorzystałem z otwartej drogi i wyszedłem z wody. Po drodze spotkałem kolejnego droida jednak nie miałem czasu na obejście go i ponownie użyłem broni. Wbiegłem do miejsca, w którym czekał mój kontakt. Powiedział mi, że mam się udać do innej części miasta, gdzie znajdę L'onsa. Ostrożnie przeszedłem przez wskazaną mi bramę. Tymczasem na niebie pojawiło się słońce, a na ulicach mieszkańcy. Schowałem miecz, aby nie wzbudzać podejrzeń. Podszedłem do mostu nad małą rzeczką. Nagle, gdy byłem już prawie na moście, most wybuchł. Ocalił mnie tylko refleks Jedi. Szybko zebrał się tłum gapiów, ale tylko jeden podszedł bliżej pytając się czy nic mi nie jest. Ludzie zaczęli się szybko rozchodzić - zbliżał się patrol robotów. Nie zdążyliśmy uciec i zostaliśmy (ja i ten człowiek, który 'przejął' się mną) aresztowani pod zarzutem sabotażu. Pamiętałem o broni ukrytej w kieszeni jednak nie chciałem z niej korzystać. Postanowiłem zasymulować awarię broni. Delikatnym ruchem Mocy wymierzyłem broń jednego droida w jego towarzysza i nacisnąłem spust. Korzystając z zamieszania, które powstało, zaczęliśmy uciekać. Niestety ja nie znałem miasta, a mój towarzysz wydawał się zbyt przestraszony, aby logicznie myśleć. Uciekaliśmy więc na ślepe. W końcu udało nam się zabarykadować w jakimś budynku. Był to jednak zły wybór ponieważ utknęliśmy tam, a robotów było coraz więcej. Kiedy myślałem już, że będę zmuszony przebijać się przez droidy, zauważyłem wysokiego obcego idącego w naszą stronę. Towarzyszący mi nieznajomy szepnął: "O nie, L'onse". Zgłupiałem ponieważ wydawało się, że droidy są mu posłuszne. "To jest istota, która ma przejąć władzę?!" - pomyślałem. Moje wątpliwości zostały częściowo rozwiane, gdy podszedł on do jednego z droidów i nakazał im odwołać ten alarm. Nakazał nam otworzyć drzwi i podążać za nim. Uznaliśmy, że to lepsze niż pogoń całej armii droidów, więc przystaliśmy na to. Zaprowadził nas do jego mieszkania. Kazał na usiąść. Kiedy tylko to zrobiliśmy, pozwolił człowiekowi odejść. Ten zdążył tylko szepnąć "Dziękuję" i wybiegł z pomieszczenia. L'onse zaczął ze mną rozmawiać. Od razu poznał we mnie Jedi. Przedstawiłem mu nasze warunki. Zgodził się na nie prawie natychmiast, co mnie trochę zdziwiło. Gdy już dobiliśmy targu wyszedł on z mieszkania, a mnie zostawił samego. Korzystając z tego wysłałem Grupie 2 i 3 zielone światło...

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Mam nadzieję, że nic nie pomyliłem

4. Autor raportu: Padawan Avar Neus

: 22 lis 2008, 15:06
autor: Cradum Vanukar
Polowanie na Howlery

1. Data, godzina zdarzenia: 08.11.08, 12:00 – 13:30

2. Opis wydarzenia:

Podczas indywidualnego treningu Sana, do sali wszedł Vreek. Jego twarz jak zwykle ukazywała surowe oblicze. Adept przestał trenować i przywitał się.
- Witaj Vreek.
- Nie przeszkadzaj sobie – rzekł.
Wrócił do treningu, po chwili zapytał się:
- Chcesz zapolować na Howlery?
- Nie wiem czy mam tyle doświadczenia, ale … - Urwał, widocznie zakłopotany.
- Przecież nie pójdziesz tam sam, chodź. Weź lepiej jakieś rzeczy ze sobą, długo nas tu nie będzie.
- Dobrze.
- A więc czekam w ogrodzie.
San zabrał prowiant, liny oraz pojemnik z Bactą, następnie ruszył do ogrodu. Ujrzał tam Vreek’a siedzącego na Eopie
- Wiesz jak się na tym jeździ? – spytał Vreek
- Kiedyś jakiś Padawan mnie instruował – Odpowiedział San.
- Więc w drogę.
Opuścili Akademię i gdy dotarli w jej okolice obaj zsiedli ze zwierząt.
- Lepiej uważaj, Howlery to niebezpieczne stworzenia, nie podchodź zbyt blisko. – Ostrzegł Vreek.
- Rozumiem.
- Musimy zapolować na 4 Howlery. Nie zabijaj ich, tylko ogłuszaj, będą nam potrzebne.
Student pokiwał głową i ruszył za Rycerzem. Po pewnym czasie spotkali pierwszego Howlera.
- Uważaj, ich główną bronią jest krzyk. Ich struny głosowe są tak zbudowane, że dźwięki, które z siebie wydają, mogą Cie ogłuszyć. Uważaj też na ich ogon, bo jest jak bat, spokojnie mógłby połamać Ci wszystkie kości. Pierwszy Howler nie był tak ciężki do ogłuszenia, lecz dzięki temu San poczuł się nieco pewniej. Kolejne Howlery – Drugi i trzeci również zostały ogłuszone bez większych problemów. Został tylko jeden.
- Widzę go – powiedział Vreek. – Idź po Eopie, ja tymczasem go ogłuszę.
San zawrócił po zwierzę, by załadować ostatniego już Howlera. Gdy wrócił zobaczył, że ręka Vreeka krwawi.
- Przeklęty Raptor – wycedził przez zęby.
- Poczekaj, mam bandaż.
San zabandażował rękę Vreeka. Mimo tego było widać, że ręka nadal krwawi.
- Nic więcej nie mogę zrobić – odparł student. – Może wracajmy już do Akademii? Mamy już trzy Howlery.
- Musisz spróbować sam go upolować
Twarz Sana widocznie pobladła, chociaż starał się tego nie okazywać. Po około 5 minutach wrócił z Howlerem na plecach. Vreek dostrzegł jego poszarpaną szatę.
- Raptor ? – Spytał się Vreek.
- Eh, tak – westchnął. – Przynajmniej moja rana nie jest poważna jak Twoja. Wracajmy już do Akademii.
Nim się zorientowali, byli już w Akademii, odstawili Howlery do zagrody, w której się przebudziły.
- To koniec, możesz już iść – rzekł Vreek.
- Dziękuję za wspólne polowanie.
- Nie ma za co, tylko pamiętaj o treningu.
- Pamiętam.
I obydwaj rozeszli się w milczeniu, każdy w swoją stronę.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Mogłem coś ominąć, ponieważ było to dosyć dawno temu, a ja trochę zaniedbałem to sprawozdanie.

4. Autor raportu: Adept San Duur

: 01 gru 2008, 19:20
autor: Bart
Bimmisaari - Misja druga

1. Data, godzina zdarzenia: 15.11.08, 18:30-20:30

2. Opis wydarzenia:

W momencie gdy Majster padł bez znaku życia, Bart i Jekk zamarli przez moment. A mieli nadzieję, że strata Konowała będzie jedyną...
Ich konsternacja i smutek nie mogły jednak trwać zbyt długo. W chwili, w której Bart opuścił miecz, patrząc z martwym wzrokiem na ciało Majstra, koło niego sunęło kilka pocisków, które osmaliły jego szatę.
Obaj błyskawicznie wrócili do walki: Bart dalej walczył karabinem jednego z powalonych droidów, ostrzeliwując pozostałe. Nim osaczony schował się za filar, zdołał zestrzelić jednego z oponentów. Jekk szybko dołączył do Barta, unikając strzałów.
Po chwili usłyszeli, jak ktoś płynie rzeką. Równocześnie odwrócili się, jednak dostrzegli osobę w uniformie Republiki - i wszyscy zaczęli krzyczeć:
- Świr?!
- Cześć chłopaki, co się działo beze mnie? - zawołał radośnie, jakby nigdy nic, po chwili wyskakując z rzeki.
- Majster... - powiedział niewyraźnie Bart, wskazując na zwłoki poległego żołnierza.
Świr przez chwilę również zaniemówił, ale podobnie jak jego towarzysze, nie miał czasu na żałobę. Natychmiastowo strzały droidów musnęły jego pancerz, toteż Świr szybko dołączył do walki.
Potyczka przerodziła się w bitwę. Choć wiedzieliśmy już od początku, że nie mamy szans w otwartym polu, i tak z naszych planów cichego przemknięcia do celu nie pozostało nic. Walczyliśmy z silnym oddziałem droidów, prawdopodobnie zaalarmowano też całe miasto.

Chociaż w walce dołączył do nas Avar, a wkrótce po nim nawet sam L'onse, nie było zbyt dobrze.
- Obiecaliście mi ochronę! - krzyczał Kel Dorski polityk.
- Staramy się...ale jak widzisz, na wojnie wszystko się szybko zmienia! - odparł Bart, w międzyczasie odbijając kolejne pociski.
- Nie wiedziałem, że tak szybko rzucasz słowa na wiatr - odparł zdenerwowany L'onse do Avara.
- Robimy co możemy i nie zamierzamy nikogo oszukiwać, ale sam widzisz, że wszystko się zmieniło!
Wszyscy jednak zrozumieli, że przede wszystkim, musieliśmy odeskortować naszego sojusznika; na szczęście zajął się tym Świr, jednak nikt nie byłby w stanie nazwać tego łatwym zadaniem. Podczas gdy Świr go wyprowadzał, nasza trójka toczyła zawzięty bój, osłaniając ich.
Avar radził sobie zdecydowanie najlepiej, widać było jego doświadczenie zarówno w sztukach Jedi, jak i w walce z tymi robotami. Bez większych problemów unikał strzałów i błyskawicznie niszczył droidy. Było to wyjątkowe jak na zdolnego praktykanta Soresu. Jednak i on nie był niepokonany i w trakcie potyczki Jekk w ostatniej chwili odbił pocisk zmierzający w jego stronę, samemu jednak odsłaniając się na kolejny; mimo to, Trandoshanin zwyczajnie schylił się przed pociskiem, zaś sam Avar wycofał się, ostatecznie już z trudem odbijając kolejne strzały.

Świr szybko wrócił, już bez L'onsa. W międzyczasie wykonał dwa strzały - oba celne, co nieco ułatwiło robotę.
- Co robimy dalej? - zawołał do reszty z trudem zachowujący spokój Bart.
- Czekajcie tu - krzyknął Świr, pobiegłszy w kierunku ciała Majstra.
Nagle zza rogu wychylił się snajper, celując w Barta. Ten uniknął strzału jedynie częściowo; został postrzelony w bark, na szczęście lekko. Jekk szybko ruszył w kierunku Barta, w międzyczasie sprytnie odbijając pocisk innego droida prosto w snajpera. Uderzenie odrzuciło droida w tył, jednak ten nadal się ruszał. Bart namierzając cel przez przymrużone z bólu oczy, strzelił z E-11 centralnie w głowę robota, po chwili ponownie kładąc się na ziemi.
Jekk odciągnął go z pola strzału, eskortowany przez Avara. Tymczasem wracający od ciała Majstra Świr ponownie dołączył do walki, serią celnych strzałów pozbywając się z pola widzenia kolejnych droidów.
Po chwili jednak jego karabin się zaciął. Chociaż czterokrotnie próbował trafić kolejnego droida, zwyczajnie nie mógł. W ostatniej chwili umknął przed pociskiem droida, którego miał zamiar zniszczyć. Mimo to walka trwała nadal, Bart zastąpił Świra w kontynuowaniu ostrzału, chociaż radził sobie zdecydowanie mniej sprawnie niż żołnierz. Mimo to, wespół z towarzyszami zlikwidował kolejne dwa droidy, ale sam z trudem uniknął trafienia, gdy musiał przeładować broń. Na szczęście w tej chwili Świr zdołał naprawić broń i jakby od niechcenia zestrzelił kolejne dwa droidy.
-Tam jest przejście! - wskazał na niedalekie miejsce, odczytując dane z datapadu Majstra.
Jekk i Avar zostali z tyłu, Bart ze Świrem zaś ruszyli w kierunku celu "podróży", w międzyczasie błyskawicznie eliminując pojedyncze droidy. Bart walczył praktycznie tylko z użyciem broni palnej; nie potrafił zbyt dobrze wykorzystać miecza świetlnego w walce dystansowej. Z karabinem radził sobie jednak niezgorzej, w miarę skutecznie wspierając Świra.
Pozostali dwaj Padawani dobrze osłaniali teren, powoli ruszając do towarzyszy. Jekk radził sobie świetnie, przez spory czas pełno w nim było czegoś, co rzadko inni widywali w nim na treningach - zacięcie. Zręcznie radził sobie w walce, walcząc zarówno mieczem, jak i blasterem. Omijał strzały robotów ze spokojem i zwinnością. Avar niewiele mu w tym ustępował, jeśli w ogóle, gdyż sam też nie miał żadnych kłopotów.
Wszyscy myśleli, że pozostanie tak łatwo aż do końca misji, jednak były to złudne nadzieje.

Pod upragnionym celem napotkali bardzo silny patrol droidów, z dwoma droidami, które - jak odkryto później - były bardzo potężne.
Już na początku potyczki z tym patrolem, drużyna została całkowicie zepchnięta do defensywy. Obrona jednego z droidów była niemal nie do przebicia, wspomagany był silną tarczą energetyczną, praktycznie nieprzebijalną dla broni, jaką dysponowali Jedi i Świr.

Jedynym, co im dobrze poszło, była ucieczka. Szybko wycofali się w całkiem niezłe schronienie, jakim był niewielki okoliczny budynek. Walczyli w klasyczny partyzacnki sposób; regularnie się wychylając, szybko atakując i wracając do kryjówki. Avar walczył najotwarciej; regularnie wyskakiwał z ukrycia w sam środek szeregów droidów, likwidując spore ich ilości przed ponowną ucieczką. Jego i resztę do ucieczki zmuszał głównie drugi z dwójki "elitarnych" droidów: był niesamowicie szybki, a jego percepcja stała na najwyższym poziomie. Umknięcie przed jego strzałami było problemem dla każdego. Wspomagany przez resztę swojego oddziału, stanowił żelazną przeszkodę w dotarciu do celu.
W połowie walki jednak, gdy spora część droidów została wyeliminowana, drużyna wspólnie zaatakowała. Avar osłaniał towarzyszy, odbijając niemal wszystkie pociski pozostałych droidów, pokazując, że naprawdę nieźle ćwiczył Soresu. Świr strzelał całymi seriami w pozostałe droidy, zaś Bart oddawał pojedyncze strzały, wycelowując jak najstaranniej. W pewnym momencie był przygnieciony przez ogień droida, lecz w porę pojawił się Jekk, odwracając uwagę przeciwnika. Bart skorzystał z okazji i natychmiast oddał serię strzałów w sam korpus. Z mechanicznych rąk dowódcy wypadła broń, po czym on sam osunął się bezwładnie z filaru na samą ziemię.
To było dla pozostałych niczym sygnał do zmasowanego ataku. Cała czwórka ruszyła do celu, likwidując kolejne roboty, jednak ostatecznie okazało się, że zapał przerósł możliwości; ogień droidów był zbyt gęsty i wszyscy ponownie się wycofali. Tym razem jednak w zdecydowanie bliższe pozycje, z których kontynuowali partyzanckie sposoby walki. Jednak w jej trakcie wszyscy byli już zbyt zmęczeni nawet na kontynuację walki, amunicja też się powoli kończyła. Walka stawała się coraz bardziej żmudna i bezsensowna. Morale było coraz mniejsze, sił wroga nie ubywało. Próby przebicia się przez tarczę największego z droidów nie przyniosły najmniejszego efektu. Avar próbował pociąć droida na kawałki w momencie, gdy tarcza się odsłaniała; bezskutecznie, pancerz był za gruby, a w chwili gdy tarcza uruchomiła się ponownie, Avar w ostatniej chwili uskoczył, porażony jej energią.
-Potrzebujecie wsparcia? - zawołał znajomy głos z komunikatora Świra.
-Tak! - krzyknęła natychmiast cała czwórka.
-Mamy tu bombowiec pod ręką, podajcie lokalizację.
-Przesyłam współrzędne! - powiedział Bart do własnego komunikatora, szybko uruchamiając datapad w celu ich pozyskania.
Nie minęło wiele czasu, aż silne pociski spadły na patrol droidów. Momentalnie większość droidów zamieniła się w stertę złomu, przetrwały zaś nieliczne roboty.
-Powtórka? - zawołał ponownie głos.
-Przyda się. - odparł Bart spoglądając na nadal aktywną tarczę droida.
Ponownie seria pocisków opadła na ziemię, po czym na nogach pozostały tylko resztki sił wroga. Wszyscy wspólnie ruszyli na swojego głównego przeciwnika, gdy ujrzeli, że tarcza padła. Wspólnie błyskawicznie powalili droida, nim ostrza zgasły, gdy wszystko zostało zakończone.
Wtem po raz kolejny z powietrza spadło kilka pocisków; raniły Jedi i Świra.
-Wstrzymać ogień! - krzyknęli Jedi do komunikatora.
-Szlag, pomyłka! - zawołał pilot.
Dobra, według danych musimy przejść przez te drzwi. - powiedział oszołomiony Świr.
-Zajmiemy się tym. - odparł Avar, wespół z towarzyszami próbując rozciąć drzwi - wydawało się, że czwórka mieczy świetlnych upora się zbyt szybko, ale drzwi były za silne, albo miecze za słabe. Prawdopodobnie oba. Broń palna również niewiele zdziałała.
-Zaraz, Majster miał jakiś sprzęt... - powiedział cicho Jekk.
Cała czwórka natychmiastowo ruszyła do zwłok Majstra, Avar i Świr znaleźli tajemnicze narzędzia przy ciele. Jedi jednak przez chwilę zatrzymali się, ze smutkiem patrząc na ciało komandosa.
-Cóż, ruszajmy. - powiedział Avar i drużyna wróciła do drzwi. Avar użył urządzenia z ksztyną niepewności, jednak zadziałało znakomicie, choć bardzo niezrozumiale. Drzwi zwyczajnie się stopiły. Zdezorientowana grupa po chwili ruszyła przez drzwi.


Nie minęło dużo czasu, aż wszyscy znaleźli się w centrum dowodzenia. Nie zapowiadało się na odpoczynek - błyskawicznie wojownicy wrócili w wir walki. O dziwo jednak, ochrona centrum nie była zbyt silna. Wszyscy równym tempem niszczyli kolejne droidy, w trakcie często niszczyli część mechanizmów. W ferworze bitwy jednak nie zwracali na to uwagi, kontynując potyczkę. Minęło zaledwie kilka minut i wszystkie roboty leżały na ziemi; razem z wyczerpaną załogą.
- Dawajcie, zniszczymy to wszystko - zawołał Świr, radośnie kręcąc blasterem.
- Czekaj, może się to do czegoś przydać - odparł Avar.
- A niby do czego. - Świr, chociaż zadał pytanie, zrobił to oznajmiającym tonem, z obojętnością niszcząc kolejne mechanizmy.
- Może wyciągniemy stąd jakieś dane, albo dezaktywujemy cały system droidów...-powiedział Bart, zasiadając przed panelami.
- Heh, to na nic, za dużo jest już uszkodzonych, do tego dochodzą systemy zabezpieczające - powiedział zrezygnowany Bart, wstając.
- Hej, co to? - wskazał Avar na mapę galaktyki na jednym z monitorów. - Artus Prime?
- Tam wydobywany jest jakiś minerał...kortozjum, czy jak to się zwało? - mówił powoli Kel Dor.
- Masz rację, Jedi - powiedział Świr.
- Te pancerze droidów...drzwi... -analizował Bart, niemal nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Hej, może już stąd idźmy? I tak nic tu po nas. - zawołał do reszty Jekk, po czym cała reszta wyrwała się z myślenia i ruszyła przez kolejne drzwi.
Napotkali tam wyłącznie ciszę i duży otwór w suficie. Po chwili jednak zauważyli postać w czarnym skafandrze...
- Witajcie - powiedziała istota dziwnym głosem, na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że to humanoid.
Cała grupa była przez chwilę oszołomiona, nie wiedząc kim może być ich rozmówca.
Rozmowa z nim była bardzo tajemnicza, długa, a do tego żmudna. Nieznajomy opowiadał o swoich górnolotnych celach i o "morderstwach" dokonywanych przez "obcych". Wywołało to śmiech u Kel Dora, który przez cały czas zachowywał spokój.
- *TY* mówisz coś o morderstwach? Ty, sojusznik padalca, który nasłał droidy w celu wymordowania Jedi? Dobrze wiem o rzezi Adeptów dokonanej przez droidy Hadrigi, o walce jaką Kal'Dar i Binol z nim stoczyli. I sądząc po mieczu świetlnym przy pasie, pewnie nie jest Ci to obce...Mroczny Jedi, Upadły Jedi, Sithu, czy Mocy wie kto - powiedział z kpiną w głosie.
- Hę? - odezwał się Jekk, nie do końca rozumiejąc słowa Barta.
- Ktoś mu kiedyś o tym opowiadał, o ile pamiętam - powiedział cicho do Jekka Avar, trzymający się z boku. - Wolę nie wiedzieć w jakich okolicznościach.
- To była ofiara, którą wy ponieśliście. I z żadnym z określeń mojej osoby nie trafiłeś... - skwitował krótko "rozmówca".
- Więc macie się za jakieś istoty wyższe, ważniejsze? - powiedział Bart, chwytając miecz w zdecydowanie bardziej bojowej pozycji.
- I tak zresztą nie do końca odpowiadaliśmy za działania Hadrigi. Współpracował z nami, jednak nieświadomie, własnymi drogami...przyjrzyjcie się droidom, one mają własną świadomosci i inteligencję, jakąś własną tego odmianę. Przyjdzie nowe zagrożenie, z innego świata... -mówił niezwykle zaangażowany w rozmowę przyszły oponent.
- Dość tego gadania! - krzyknął Świr, strzelając z blastera, zabijając część okolicznego robactwa.
- Nie! - zawołał niczym opętany przeciwnik, uruchamiając czerwony miecz i rzucając się w kierunku żołnierza, atakując go. Jedi próbowali go wesprzeć, jednak morderca zrzucił go w przepaść.
Przerażony i wściekły, choć trzymający to na wodzy Bart spojrzał jak żołnierz upada w dół.
Cała trójka zwróciła miecze ku wrogowi, ten zaś ich zignorował.
- I tak niewiele mi zrobicie tymi kryształami trzeciego sortu.
- A skąd Ty możesz wiedzieć cokolwiek o naszych kryształach? - spytał zdziwiony Trandoshanin.
- Wiem o Was więcej niż się wam zdaje..-powiedział obojętnym głosem przeciwnik. - Nie zastanawialiście się nad tymi, którzy opuścili ostatnio waszą placówkę?
W chwili gdy nieznajomy wypowiedział te słowa wszyscy zapadli w zamyślenie.
- Van, Tiger? - wyliczał Jekk.
- Nie nie..myślcie.
- Rasi? Chociaż de facto nie kojarzę go zbytnio..-mówił Bart.
- Ehh, zawodzicie mnie. Naprawdę nie wiecie? Kto z Was opuścił Akademię, z nieznanych dla Was przyczyn? Nawet Ty nie wiesz, mój były uczniu? - zwrócił się do Avara.
Już zanim usłyszał "były uczniu" zwrócone do Avara, Bart wiedział. Równocześnie z Avarem i Jekkiem zamarli.
- Kal'Dar?! - zawołali równocześnie.
- No, nareszcie.
- Ale...co...jak? - oszołomieni i przerażeni Padawani plątali się we własnych słowach, nie rozumiejąc tego co się dzieje.
- Halo, halo, odbiór. Rozpoczynamy bombardowanie! - zawołał głos z komunikatora Świra.
Avar zareagował błyskawicznie, chwytając urządzenie Mocą i przywołując je do siebie. "Kal'Dar" jednak przeciął urządzenie w locie.
- I tak już po Tobie, jak sam słyszysz. Możesz nas zabić, ale sam też zginiesz...-powiedział Jekk. Wraz z jego słowami rozległy się pierwsze strzały, wstrząsając także Padawanami i Kal'Darem. On jednak wykonał kilka ruchów ręką i strzały ustały.
- Właśnie straciliście pierwszy bombowiec - powiedział jadowitym tonem.
- Aż taki silny nie jesteś - powiedział ze spokojem Avar. - Chociaż Mistrz Sas miałby z Tobą przeprawę... -dodał Bart.
Dialog przerwał jednak ogień o podwojonej sile, niszczący niemal wszystko.
- Idźcie stąd, bo zginiecie...i pamiętajcie o czym wam mówiłem. - zawołał humanoid i zniknął.
- Ma rację, idziemy. - powiedział Jekk unikając ognia.
- A co z reaktorem? Dalej pracuje. - powiedział Avar w biegu.
- Nie ma czasu, zresztą i tak to wszystko zaraz runie...chodu! - krzyknął Bart, po czym wszyscy zniknęli w drzwiach, unikając ognia Republiki.
Jednak i po opuszczeniu budynku, nadal nie ogarniali tego co się stało, co zobaczyli...jak i nadal ze smutkiem wspominali śmierć swoich żołnierzy.
- Po powrocie sprawdźmy co u Kal'Dara - powiedział Bart kamiennym głosem podczas ucieczki. Nikt nie skwitował jego słów...

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: relacja moja z relacją Jekka ściśle się łączą; moment zakończenia jednej i początku drugiej to jedno wydarzenie, dlatego tak ważne było umieszczenie relacji jedna po drugiej. Przepraszam za powtórzenia, widać ubogie słownictwo. Miałem małe problemy z edytorem tekstu, więc ewentualne błędy w spacjach i akapitach proszę zgłaszać.

4. Autor raportu: Padawan Bart

: 02 lut 2009, 18:10
autor: Tanna Saarai
Yavin IV - Polowanie - Część 2

1. Data, godzina zdarzenia: 28.12.08, 12.00 - 16.00

2. Opis wydarzenia:

[...]Szukając jakiegoś sposobu na pozbycie się Acklay nie spodziewaliśmy się, iż zaraz to rozwiązanie znajdzie się samo. Po chwili stanął przed nami stary, jednak nadal sprawny AT-ST pilotowany przez żołnierza republiki. Po krótkiej rozmowie przekonaliśmy go, aby pomógł nam zająć się bestią. Czym prędzej ruszył on w stronę wielkiego pola siłowego. AT-ST nawiązał walkę z Acklą. Po krótkiej serii z działka maszyny kroczącej potwór ledwo trzymał się nogach. Doskoczyłem do bestii i sprawnym ruchem miecza świetlnego zadałem jej śmiertelny cios. Niestety pilot AT-ST stracił kontrolę nad pojazdem i potrącił swojego kapitana. Po chwili maszyna zatrzymała się a z niej wysiadł przestraszony żołnierz. Doskoczyliśmy z Bartem i Magnusem do na wpół żywego kapitana. Okazało się, iż doznał on bardzo poważnych obrażeń dolnych kończyn i konieczna jest amputacja pod groźbą śmierci. Po krótkiej dyskusji roztrzęsiony żołnierz zadeklarował się, jako ochotnik do wykonania operacji. Bardzo nalegał abyśmy się zgodzili i mimo moich protestów Bart dał mu swój miecz świetlny, którym to żołnierz odciął dolne kończyny swojego kapitana. Dzięki wysokiej temperaturze ostrza krew natychmiast weszła w reakcję krzepnięcia. Bart opatrzył nogi kapitana bandażem by nie wdało się jakieś zakażenie. Postanowiliśmy jak najszybciej udać się do akademii by tam wezwać profesjonalną opiekę medyczną dla poszkodowanego. Nieopodal miejsca, w którym się znajdowaliśmy dostrzegliśmy trzy ścigacze. Na jeden wsiadł żołnierz wraz z nadal nieprzytomnym kapitanem, na drugi Bart z Magnusem a trzeci zająłem ja jadąc, jako ostatni i osłaniając tyły. Po niespełna godzinie znajdowaliśmy się już na terenie akademii.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Druga część zaległego raportu z misji na Yavin IV. Za pierwszą część odpowiedzialny jest Padawan Magnus Rey'all i nie odpowiadam za ewentualne dalsze opóźnienia związane z zamieszczeniem części pierwszej.

4. Autor raportu: Padawan Binol

: 04 kwie 2009, 12:14
autor: Cradum Vanukar
Tajemniczy Meteoryt - część II

1. Data, godzina zdarzenia: 22.03.09, 12.30

2. Opis wydarzenia:

Jaskinia w której się znajdowali miała wiele dróg. Zdecydowali, że pójdą w lewo, ponieważ wydawało się, że wszystkie drogi i tak zejdą się do jednego punktu. Nagle usłyszeli dziwne odgłosy, podobne do tych, jakie wydają gady. San wyjrzał zza skały i zobaczył 3 dziwne stworzenia czczące posąg. Poczuł też aurę Ciemnej Strony.
- Patrz – szepnął do Nitrama
Nitram również wyjrzał zza skały, co więcej – stworzenia zorientowały się, że nie są same w tej jaskini.
- Pshrrrr, Jedi – zasyczał jeden
San cofnął się i po cichu ruszył do tyłu, nie patrząc na Nitrama. Gdy znalazł się przy wodospadzie, wybrał inną drogę i wskoczył na górę, powoli ruszając w strone gadów. Położył się na ziemi i obserwował ich poczynania.
- To nie są Jedi, to jakieś młodziki.
- Przysyła Padawanów ? – zaśmiał się jeden z nich
San cofnął się i zawołał Nitrama, mogli ich zaatakować od tyłu, co dawało im pewną przewagę. Nitram szybko wskoczył na górę i powoli ruszyli. Trzymali miecze w pogotowiu i na sygnał zeskoczyli na dół atakując. Stworzenia były na tyle szybkie, że uniknęły ciosów.
- Hsssr! – zasyczał gad.
Szarża Sana i Nitrama nie dawała wielkich rezultatów. Wtedy zauważyli coś dziwnego – im więcej atakowali, tym bardziej gady powiększały się.
- Czekaj – powiedział do Nitrama – cofnijmy się.
I ruszyli do tyłu cały czas z włączonymi mieczami.
- Zossstawcie ich mnie – syknął gad.
Dwa stworzenia nadal czciły posąg, a jeden z nich ruszył ku Padawanom.
- Słabi, nędzni Padawani, kogo oni tu przysyłają ?!
Wtedy wyciągnął dłoń i uderzył błyskawicą mocy, oraz zaczął dusić Nitrama. Zauważyli, że atak z ich strony nie ma sensu, więc wyłączyli miecze.
- Kim jesteście ?
- Nie ważżne, to nassze terytorium.
- Dlaczego zabijacie ludzi ?!
- Bo wszędzie się pchają, narusszają nassze tereny.
Ponownie zaatakował Padawanów, tym razem z mniejszym skutkiem.
- Jesteście nędznymi stworzeniami, ukrywacie się i udajecie, że jesteście silni, a tak naprawdę przynosicie wstyd swojej rasie – powiedział San.
- Cicho bądź – powiedział Nitram i szturchnął Padawana.
Wtedy zauważyli, że stwór zmniejszył swój rozmiar.
- Nie doceniani, biedni, bezsilni, mali – kontynuował San.
Potwór zmniejszał się coraz bardziej wraz z kolejnymi słowami. Gdy sięgał Padawanom do kolan, jego głos zmienił się, był piskliwy. Wtedy ugryzł Sana w kostkę. Głośno syknął i upadł na ziemię.
Oderwał kawałek szaty i zabandażował kostkę, co powstrzymało krwawienie, lecz nie pozwalało na pełną sprawność fizyczną.
Przez ten czas jednak nie zwracali uwagę na dwa pozostałe potwory, co było błędem. Nagle ziemia zatrzęsła się i potwory podeszły do Padawanów.
- Oni mi to zrobili – zapiszczał najmniejszy.
- Rytuał dopełniony, wracamy – powiedział drugi.
Wtedy stwory szybko pobiegły, a Padawani ruszyli za nimi, jednak bez skutku, były na tyle szybkie, że zdążyły uciec i zniknąć w odmętach wodospadu.
- Wracajmy do posągu – powiedział Nitram.
Gdy stanęli obok posągu – ten rozleciał się na kawałki, jedynie kamień, który był teraz biały leżał nienaruszony.
- Pobiorę próbkę – rzekł San.
Wyjął z plecaka rękawice termalne i szczypce. Jednak kamień był na tyle twardy, że nie dało się pobrać próbki. Próbował również przeciąć go mieczem, ale ten ześlizgnął się po kamieniu.
- Chodź – powiedział Nitram.
- Nie zostawię go tutaj – odrzekł drugi Padawan i włożył z trudem kamień do plecaka. Założył go na plecy i ugiął się pod jego ciężarem.
- Ruszamy do wyjścia.
Powoli dotarli na miejsce, obok wodospadu. Pojawił się jednak problem – jak przetransportować do wyjścia plecak – który był niesamowicie ciężki i Padawan nie mógł z nim skakać ani biegać.
Po wielu próbach, upadkach i niepowodzeniach – udało im się wspólnie poruszyć go Mocą ku wyjściu. Potem sami wskoczyli do wyjścia – zauważyli, że na zewnątrz jest ciemno. Mimo tego ruszyli do Akademii.
Gdy znaleźli się już na miejscu, odstawili plecak do zbrojowni i razem ruszyli do ambulatorium.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Skróciłem trochę część z transportowaniem plecaka.

4. Autor raportu: Padawan San Duur

: 17 maja 2009, 0:24
autor: Avar
Duchy Jedi

1. Data, godzina zdarzenia: 13.04.09, 18:45

2. Opis wydarzenia:

Niebo tego dnia było szczelnie zasnute chmurami. Z góry prawie nieustannie padał deszcz, przez co większość zewnętrznych terenów Akademii było zalanych wodą. Avarowi odpowiadały takie warunki – w końcu na Rodii padało prawie cały czas. Rodianin wyszedł do ogrodu, testując swoją nową zbroję. Była to dosyć prosta konstrukcja oparta na systemie połączonych ze sobą płytek durastalowych. Avar był z niej zadowolony, gdyż powinna zapewniać dobrą ochronę, a przy tym była wygodna i nie ograniczała ruchów. Adept otrząsnął się z zamyślenia. W ogrodzie znajdował się jeszcze medytujący Ishar oraz Nitram, który ćwiczył jakieś ciosy. Młody Jedi przywitał się z nimi i zaproponował Nitramowi mały sparing. Walczyli przez chwilę, cały czas moknąc na deszczu. Nagle Avar poczuł jakieś zakłócenie w Mocy. Nitram musiał też coś poczuć, ponieważ nagle zaczął się uważnie rozglądać, a na jego twarzy pojawiło się odczucie dezorientacji. Rodianin spojrzał na Ishara, który nie medytował już, lecz wpatrywał się bardzo uważnie w jakiś cień na skale. Jedi wytężył wzrok. To co zobaczył mocno nim wstrząsnęło. Na skale stał jego dawny Mistrz - Kal’dar. Z tego co wiedział przebywał on w Ambulatorium... chociaż po tym zdarzeniu z meteorytem wszystko mogło się zdarzyć. Avar natychmiast porzucił trening i podbiegł z mieczem w ręku do niego. W tym momencie ten się odwrócił i zaczął biec w kierunku głównej bramy Akademii. Rodianin spojrzał na Ishara i Nitrama. „Biegnijmy”- powiedzieli prawie jednocześnie. Avar skinął głową i puścili się w pościg za Upadłym Jedi.

Poza Akademią było jeszcze gorzej. Wszędzie było błoto, co skutecznie utrudniało wędrówkę, a we mgle nie było wiele widać. Kal’dar gdzieś zniknął, ale studenci parli dalej naprzód, próbując wyczuć go w Mocy. W końcu udało im się kogoś zlokalizować. Pobiegli w kierunku, z którego dobiegała do nich kogoś słaba obecność. Z cienia wyłonił się... San. Młodzi Jedi zdziwili się na jego widok. Okazało się, że podążał on za Vreekiem, gdy ten opuścił Akademię w nieznanym celu. San poprosił o wskazanie nam drogi powrotnej. Ishar stanowczo upierał się przy odprowadzeniu go, jednak Avar powiedział mu, że nie mają na to czasu, a San powinien sam znaleźć drogę dzięki Mocy. Nie czekając na resztę Rodianin pobiegł dalej. Ishar z Nitramem pobiegli za nim, chcąc go zatrzymać. San został na miejscu, a po chwili zniknął reszcie z oczu, tonąc we mgle. Po chwili studenci zatrzymali się. Kal’dar stał na jakimś rozwalającym się murze i wpatrywał się w nich. W powietrzu unosił się śpiew, który jak jakąś niewidzialną siłą ciągnął Jedi w jego stronę. Avar poddał się jego działaniu jako pierwszy. Ishar i Nitram wciąż walczyli z tą pokusą, jednak i oni w końcu jej ulegli. Upadły Jedi uśmiechnął się i zeskoczył na drugą stronę muru. Nie bacząc na nic Avar, Nitram i Ishar zrobili to samo.

Znaleźli się miejscu, które zmroziło im krew w żyłach. Stali na progu cmentarzyska, które, pomimo tego, że prawdopodobnie wszyscy już o nim zapomnieli, było dosyć... zatłoczone. W powietrzu unosiło się kilka świetlistych duchów, które latały dookoła. Przerażeni studenci podeszli bliżej wielkiego budynku na środku, prawdopodobnie jakiejś kaplicy. Jedi znowu słyszeli śpiew, lecz tym razem mogli go słuchać bez „efektów ubocznych”. Nagle jeden duch dosłownie przeleciał przez Avara. Ten odskoczył gwałtownie i otrząsnął się, jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody. „Zziimo” – wyjąkał. Cała trójka coraz bardziej się bała. Postanowili podejść do jednej ze zjaw, która stała w miejscu bez ruchu. Gdy tylko Avar i Ishar zobaczyli jej twarz stanęli jak wryci. „Savek?!”-powiedział cicho Ishar. „Przecież on nie żyje...”- odpowiedział mu „odległym” głosem Avar. Nitram popatrzył się na obu towarzyszy, gdyż nie wiedział co spowodowało u nich tą reakcję. „Kto to jest ten...”- spróbował zapytać Nitram, ale nie dokończył gdyż nagle duch rozpłynął się w powietrzu, jak gdyby nigdy go tam nie było. Avar i Ishar wstrząśnięci próbowali udawać, że nic się nie stało. Przy jednym z nagrobków stał następny duch. Tym razem jednak, o dzięki Mocy, nie był on żadnym zaginionym studentem. Był to starzec, który jako jedyny zwrócił uwagę na przybyszów. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie cierpienia. Przemówił do Jedi, ale każde jego słowo wypowiadane było z wielkim trudem. „Boli... Łańcuchy... Okowy... Uwolnijcie nas...”. Wtedy zjawa zniknęła. Nie wiedząc co robić dalej, adepci udali się do środka kaplicy. W środku, o dziwo, paliły się wszystkie pochodnie. Z sufitu zwisały grube łańcuchy, na których końcu wisiały duchy. Pomimo przerażenia Jedi szybko zrozumieli co mają zrobić. Avar zapalił swój miecz i rzucił nim, tak aby przeciąć jeden z łańcuchów. Zjawa opadła na ziemię, ukłoniła się i zniknęła. „Mam już dosyć tego znikania”- powiedział Avar, wzdrygając się. W krypcie znajdowały się jeszcze trzy takie łańcuchy. Studenci przecięli każdy łańcuch, a każda zjawa kłaniała się im i znikała. Wydawało się, że w środku nie mieli już nic do roboty. Wyszli więc na zewnątrz. Na cmentarzysku zrobiło się cicho. Wszystkie zjawy gdzieś się nagle pochowały. W zasięgu naszego wzroku znajdował się tylko ten starzec, tym razem jednak uśmiechnięty. Przemówił do nich: „Dziękuję wam. Nareszcie nasze dusze zaznają spokoju. Od dawna tkwiliśmy w tej pułapce pomiędzy życiem a śmiercią. Ten kto to zrobił zasługuje na najwyższe potępienie. Niestety na dole są jeszcze inni.”.”Jak można im pomóc?”-zapytał się Ishar. Starzec spojrzał na niego: „Musicie znaleźć źródło naszego cierpienia i zniszczyć je. Ale uważajcie, tamte dusze już dawno zatraciły się w swoim bólu – nie rozróżniają swoich od wrogów i atakują wszystko co napotkają. Chcą się zemścić za krzywdę, którą im zrobiono. A teraz – zabijcie mnie. To jedyny sposób, żebym mógł odzyskać spokój”. „Żegnaj” – powiedział Ishar, po czym zapalił miecz i uderzył nim ducha. „Dziękuję” – powiedział starzec i rozpłynął się. „Wróćmy do środka i poszukajmy przejścia na dół” – powiedział Avar, gdy już było po wszystkim. Nitram i Ishar zgodzili się na to. Ku ich zdziwieniu w krypcie, tam gdzie poprzednio znajdował się jakiś sarkofag, widniała wielka dziura, w której było widać schody na dół. Niestety, jak to często bywa, przejścia „pilnowały” trzy stwory, które rzuciły się do ataku, jak tylko zobaczyli młodych Jedi. Studenci szybko zapalili swoje miecze. Stwory okazały się trudniejszymi przeciwnikami niż się wydawało, jednak po chwili cała trójka leżała już na ziemi. Nagle z ich „wnętrzności” wyleciało czerwone światło, a gdy zgasło, już ich nie było. Studenci zagłębili się w czeluście Yavina IV.

Dotarli do wielkiego korytarza, którego sklepienie znajdowało się wysoko ponad ich głowami. Na jego środku czekał już na nich komitet powitalny – wielki, obrzydliwy duch oraz kilku stworów podobnych do tych z góry. Nagle w ich rękach pojawiły się miecze. Studenci strasznie się zdziwili, ale po chwili otrząsnęli się i unieśli swoją broń. Adepci szybko zostali rozdzieleni. Avar walczył z trzema stworami naraz, starając się, aby żaden cios go nie trafił. Na szczęście styl walki zombiaków, jak nazwał je w duchu Avar, był strasznie niechlujny, dzięki czemu łatwo było mu znaleźć luki w ich zasłonie i wykorzystać je. Po chwili walki pierwszy stwór padł po szybkim kontrataku wyprowadzonym z prawej strony w żebra. Zaraz potem Rodianin rozpłatał drugiego zombiaka, wykorzystując jego ogłuszenie po kopnięciu. Nagle ktoś zaatakował go od tyłu, tak że ledwo zdołał się uchylić. Był to ten wielki zombi, który teraz z kolei dopadł Ishara. Atak ten wyprowadził młodzika z rytmu, ale nie przeszkodził mu w zadaniu ciosu ostatniemu potworowi. Avar spojrzał po pobojowisku. Ishar właśnie pomagał zabić Nitramowi ostatniego ducha. Nitram nie wyglądał najlepiej, gdyż na jego głowie widniał piękny siniak. Cała trójka była zmęczona, jednak postanowili, że nie odpuszczą i pomogą tym duszom.

Korytarz doprowadził ich do przejścia zablokowanego wielkim kamieniem. Dzięki Mocy udało im się go jednak odsunąć i mogli dalej kontynuować wędrówkę. Znaleźli się w wielkiej jaskini, która kształtem przypomniała wąwóz. Po obu jej stronach, występowało sporo półek skalnych, a jedną ścianę z drugą łączyło wiele kamiennych mostów. Całość oświetlana była dziwnymi kryształami osadzonymi w posągach przedstawiających zakapturzone postacie. Wokół panowała cisza, którą od czasami zagłuszało wycie wiatru. Studenci postanowili ruszyć w lewą stronę „wąwozu”, gdyż obawiali się, że mogą nie przedostać się na półkę z prawej strony. Ścieżka, wyznaczona przez mosty i występy skalne, biegła ciągle w dół. Nagle, po jednym z zeskoków, wokół trójki Jedi zmaterializowało się kilka duchów (duchów, nie zombiaków), dzierżących dziwne miecze. Nim ktokolwiek zdołał cokolwiek powiedzieć, zjawy ruszyły do ataku. Miecze świetlne prawie natychmiast obudziły się do życia. Avar sparował kilka pierwszych ciosów, przekazując kontrolę nad swoimi ruchami w ręce Mocy. Rodianin spróbował wykonać kontrę. Gdy ostrze miało już przeciąć zjawę na pół, ta nagle zniknęła pod ziemią. To wytrąciło młodzika z równowagi. Kolejny atak nadszedł z prawej. Avar musiał się cofnąć, jednak zamiast twardego gruntu pod nogami natrafił na... powietrze. Zdziwiony Rodianin przeleciał kilka metrów i z hukiem wyrżnął w jeden z mostów poniżej. Z wielkim trudem podniósł się. Nagle zobaczył spadającego Ishara, który, podobne jak Avar, został strącony z góry. Na szczęście Keldor w ostatnim momencie złapał się krawędzi mostu. W jego stronę leciał duch gotowy dobić przeciwnika. Rodianin, pokonując ogromy ból pleców, podbiegł do Ishara i pchnął ducha Mocą, co, o dziwo, okazało się skuteczną bronią w walce z nimi. Po chwili Keldor wczołgał się na górę i razem z Avarem wskoczył na górę. Tam Nitram wydawał się dogorywać. Jego szata w kilku miejscach była przecięta i czerwona od krwi. Obaj starsi Jedi natychmiast zaatakowali zjawy, aby go odciążyć. Adept walczył teraz z tylko jednym duchem, a nie z czterema jak poprzednio. Jedna zjawa gdzieś się ulotniła. Pole walki przerodziło się w trzy pojedynki. Avar ograniczał się do parowania ciosów i do wspomagania się od czasu do czasu Mocą. Wiedział jednak, że w ten sposób nie wygra. Nagle stało się coś dziwnego: wszystkie zjawy zamarły i znikły, jak gdyby nigdy ich nie było. Zrobiło się bardzo cicho. Avar spojrzał na siebie. Zbroja była wgnieciona w miejscu upadku i w kilku miejscach wyszczerbiona przez miecz. Rodianin wzdrygnął się, wyobrażając sobie co by się stało, gdyby nie miał pancerza. Ponad to na jego nodze widniało spore rozcięcie, które dopiero teraz zaczęło boleć. Widać adrenalina przestawała działać. Ishar wyglądał podobnie, z tym że jego jedna ręka wisiała prawie bezwładnie. Najgorzej, znowu, wyglądał Nitram, który chyba nie do końca wiedział gdzie się znajduje. Cała trójka przystanęła na chwilę, aby odpocząć. Nitram jakby trochę doszedł do siebie, jednak widać było, że długo już nie wytrzyma. Studenci ruszyli dalej. Przez większą ciszę nic się nie działo, a jedyne co było słychać to echo ich kroków i głosów. Na jednym z pomostów znowu dopadły ich duchy. Tym razem jednak nie zaatakowały od razu. Pomimo to Jedi mocno ściskali rękojeści swych mieczy. Dudniący głos przeszył powietrze: „Odejdźcie, albo zgińcie!”. Głos wydawał się dochodzić zewsząd i znikąd. „Nie odejdziemy, póki wam nie pomożemy”, krzyknął Ishar. W całej jaskini było słychać drwiący śmiech. „Kim jesteście, że uważacie, że możecie nam pomóc?”, odezwał się głos. „Jesteśmy uczniami Akademii Jedi na powierzchni. Uwolnimy was od tego cierpienia, jeśli tylko pozwolicie nam przejść.”, krzyknął znowu Ishar. „Chcecie nam pomóc, lecz zadajecie nam cierpienie. NIE CHCEMY TAKIEJ „POMOCY””, ryknął głos. „To wy zadaliście nam je jako pierwsi. Nawet jeśli uważacie, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić to i tak spróbujemy. Jesteśmy przyjaciółmi, nie wrogami” – powiedział Avar, przypinając miecz do pasa. Głos przez chwilę milczał. W końcu odezwał się: „Idźcie, ale wiedzcie, że tam czeka na was tylko śmierć.” Zjawy powoli rozstąpiły się i rozpłynęły, jak wiele innych poprzednio.

Dalsza wędrówka przebiegła już bez przeszkód. Po kilkunastu minutach Jedi stanęli przed wejściem do jakiejś ogromnej świątyni lub krypty. Nitram jakby się ożywił i stanął przy jednej z lamp zbudowanej z kryształów. „Może by wziąć kawałek ze sobą? Mogą się przydać do mieczy” – spytał się Nitram. Avar spojrzał na niego: „Dobry pomysł, tylko pospiesz się”. Nitram wyjął miecz i krótkim cięciem odkroił kawałek kryształu i schował do kieszeni. Wyczerpani Jedi weszli do środka wielkiej komnaty. Gdy tylko przekroczyli jej próg, na górze szerokich schodów, pomiędzy wysokimi na kilkanaście metrów kolumnami, zobaczyli ogromną ciemną postać. „ZŁODZIEJE!”, krzyknęła postać, „TCHÓRZE! HIENY CMENTARNE! CHODŹCIE I WALCZCIE!”. Jedi powoli ruszyli po schodach. W miarę jak się zbliżali, mogli dokładniej przyjrzeć się nieznajomemu. Okazał się on być kolejnym trupem, w takim stopniu rozkładu, że z twarzy prawie nic już mu nie zostało. W ręce trzymał ogromny topór, który pełen był zakrzepłej krwi. Biła od niego potężna energia Ciemnej Strony. Tak wielka, że zaczęła przytłaczać studentów. „Gińcie!”, powiedział cicho trup. Nagle za nim pojawiło się kilku innych zombiaków, również pełnych Ciemnej Strony. „Czekaj, możemy oddać ten kryształ! Dajcie go...” – próbował uratować sytuację Avar. Było już jednak za późno. Walka na śmierć i życie rozgorzała na dobre. Pierwszy padł Nitram. Co prawda udało mu się sparować uderzenie topora, jednak siła uderzenia była tak duża, że nogi załamały się pod nim jak zapałki. Następny był Ishar. Co prawda całkiem sprawnie szło mu parowanie ciosów, jednak w starciu z Ciemną Stroną nie miał jeszcze szans. Trup złapał go Mocą i rzucił o podłogę. Wylądował obok Nitrama. Oboje byli nieprzytomni. Wstrząśnięty Avar stał i patrzył na to co się stało. Trup spojrzał na niego, „Zostaliśmy tylko my. Proponuję pojedynek według pradawnych zasad. Tylko umiejętności szermierki. Żadnej Mocy. Jeśli wygrasz – odejdziecie. Jeśli przegrasz...”. Trup wykonał wymowny gest, przejeżdżając sobie ostrzem topora po gardle. Avar zdołał tylko skinąć głową. Walka rozpoczęła się ponownie. Avar był zdesperowany i wycieńczony. Przerażał go fakt, że to on niego zależy los jego towarzyszy. Prawdopodobnie przez to przegrał. Już po krótkiej wymianie ciosów Rodianin znalazł się na podłodze. Przeciwnik ustawił się, aby zadać ostateczny cios. Avar spróbował się podnieść, jednak był za wolny. Potężny cios trafił go w nogę miażdżąc kości i przerywając mięśnie. Student prawie natychmiast stracił przytomność...


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Brak

4. Autor raportu: Uczeń Jedi Avar Neus

: 22 maja 2009, 22:57
autor: Cradum Vanukar
Wyprawa do dżungli

1. Data, godzina zdarzenia: 16.05.09, 16.00

2. Opis wydarzenia:

- Idźcie do ogrodu, wychodzimy. Ja do was dołączę – powiedział Vreek do Padawanów na kolejnym treningu.
Uczniowie ruszyli w kierunku wyjścia z Akademii, po chwili zjawił się Rycerz. Po chwili byli już w dżungli, w której jak zwykle mimo ciepłej pory roku padał deszcz. Na dalszej drodze napotkali Howlery i Raptory. Jednak były one bardziej agresywne niż zwykle.
- To dziwne – rzekł Vreek – nigdy same nie atakowały. No nic, ruszamy.
Padawani ruszyli cały czas broniąc się przed zwierzętami. Po dość długim czasie dotarli w dziwne miejsce.
- Zachowajcie szczególną ostrożność – poinstruował ich nauczyciel – trzymajcie się razem i nie oddalajcie się zbytnio od siebie.
Szli razem przez ciemne tunele oświetlone tylko pojedynczymi pochodniami. Po chwili Vreek zatrzymał się i powiedział:
- Słyszycie to ? Czekajcie.
Po czym skoczył w dal. Padawani zastanawiając się nad tym, co mogło przyciągnąć uwagę Rycerza, usłyszeli znajomy ryk.
- Chodźmy, nie możemy go tak zostawić – powiedział Jekk.
- Gdybym mógł to bym go nie ratował … ale to mój obowiązek jako Jedi – odparł Binol
Ruszyli przed siebie i już po chwili ujrzeli dwa stwory. Aktywowali miecze i byli gotowi na starcie.
- Nie walczcie z nimi fizycznie … – szepnął San. – Pozdrowienia od Ablazera – krzyknął.
- Shh, Jedi .. – syknął jeden z nich.
Widać było, że jeden ze stworów ma lepszą budowę niż drugi, który był mniejszy i mniej masywny. Podejrzewali, że ten większy jest prawdopodobnie wodzem.
- Nie chcemy kłopotów – powiedział San – chcemy tylko odzyskać naszego nauczyciela.
- Kłopoty to już macie – odrzekł większy stwór.
Padawan podszedł bliżej stworzeń i popatrzył się prosto w oczy Wodza.
- Chcemy odzyskać nauczyciela – powtórzył
- Jak tam Twój koleżka ? – zapytał mniejszy potwór. – Rytuał niedługo dobiegnie końca..
- Nitram ? Powiedzmy, że odpoczywa.
- Wynoście się z nassszego terytorium – odezwał się Wódz.
- Wracajmy .. – rzekli Jekk i Binol, jednak San się nie ruszył.
- Nie odejdę stąd bez Vreeka – powiedział stanowczo.
- Odważny jesteś .. – zripostował większy
- San, chodźmy … nie szukamy zaczepki
Uczeń machnął ręką i odszedł razem z dwoma Padawanami.
- Zostawiamy tak Vreeka czy wracamy ?
- Wyślę komunikat Mistrzowi Ablazerowi – powiedział Binol
- Może poszukajmy go w którejś z jaskiń ?
- Ruszajmy ..
Zawrócili, jednak potworów już nie było. Ruszyli dalej, po jakimś czasie skręci w prawo, do dość dziwnej jaskini, w której było dużo kryształów.
- Lepiej nie bierzmy sobie pamiątek, chyba pamiętacie co się stało z Nitramem ? – powiedział San
- Racja .. – odparł Jekk
Brnąc głębiej Binol dostrzegł ślady, które urywały się przy ścianie z litej skały. Nie dało się jej przeciąć, a dźwięk po odbiciu wskazywał, że nie ma nic za nią. Na suficie można było zauważyć mnóstwo śluzu, oraz pustkę. Pustkę po jakimś elemencie, który widocznie zabrano.
- Wydaje mi się, że ta pustka .. W tym miejscu było jajo.
- Było, ale go nie ma ..
Jekk zabrał próbkę śluzu, a San próbował przeciąć kryształy – jednak na daremno.
- Szkoda, że Barta tu nie ma – powiedział Padawan ze smutkiem w głosie – może on wiedziałby coś na temat tych kryształów i tego miejsca …
Wyszli z jaskini zastanawiając się co dalej mają robić. Po chwili usłyszeli dźwięk komunikatora.
- Wracajcie do Akademii – powiedział Mistrz – Sami nie dacie tam rady.
- Czyli wracamy ..
Padawani ruszyli z powrotem. Gdy dotarli na miejsce, od razu spotkali Barta, który spostrzegł, że brakuje Vreeka.
- Gdzie wasz nauczyciel ?
- Sami nie wiemy … wygląda na to, że został porwany ..
- Co !?
San wyjaśnił w skrócie Bartowi całą sytuację, a Jekk z Binolem udali się do komnat, by sprawdzić śluz…


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Przepraszam za chaotyczną akcje, ale dopiero sobie przypomniałem o sprawozdaniu i chciałem je napisać jeszcze przed wycieczką.

4. Autor raportu: Padawan San Duur

: 21 cze 2009, 21:52
autor: Tanna Saarai
W głąb ziemi - część I

1. Data, godzina zdarzenia:
17.06.09 - 17.40 - 21.30
18.06.09 - 16.00 - 17.00

2. Opis wydarzenia:

Etap I: Dżungla i jaskinia

Spotkaliśmy się na dziedzińcu w Akademii i po sprawdzeniu zapasów ruszyliśmy w głąb dżungli. Cała podróż zajęła nam pół dnia, ale wreszcie dotarliśmy na miejsce gdzie zaginął Vreek. Gdy weszliśmy do jaskini, w której byliśmy ostatnio nie zauważyliśmy prawie żadnych zmian. Czuć jednak było niezwykłą energię pulsującą z kryształów.
Staraliśmy się znaleźć jakieś wejście, przejście bądź coś, co mogłoby dać nam jakąś wskazówkę jak dostać się tam gdzie dostał się Vreek. Przeszukaliśmy jaskinie wzdłuż i wszerz dość pobieżnie. Stare, prawie zatarte ślady stóp, kryształy wyrastające z ziemi i zaschła, dziwna substancja, którą badamy w laboratorium to wszystko, co zdołaliśmy dostrzec w pierwszych sekundach pobytu w jaskini.
Starając się wymyślić coś sensownego San i Squell postanowili poszukać czegoś na własną rękę w dość mechaniczny sposób. Starali się przebić ściany, lecz okazały się za grube. Próbowali wykopać dół i odnaleźć przejście, lecz ziemia okazała się być litą skałą. Ostrzegałem ich, że to nie ma sensu i tylko się zmęczą, woleli jednak spróbować. Sam przeszukiwałem ściany dokładniej niżeli poprzednio. Moją uwagę przykuły dziwne kryształy, które wydawały się być jakby żywe. Próbując wyczuć ich energię zdałem sobie sprawę, że nie przyniesie to wielkiego skutku, zważywszy na moje niewielkie umiejętności jednak próbowałem dalej. Efekt był dokładnie taki, jakiego oczekiwałem. Nic nie wskórałem.
W międzyczasie San i Squell również doszli do wniosku, że ich wysiłki na niewiele się zdadzą i również odpuścili. Ubrudzeni i zmęczeni postanowili przeszukać jak ja dokładniej jaskinie. Nie zwracając na nich zbytniej uwagi zainteresowałem się kolejnymi kryształami, tym razem umiejscowionymi na ścianie niedaleko miejsca gdzie urywały się ślady stóp. Pociągnąłem delikatnie za kilka z nich i jaskinia się zatrzęsła, wydając z siebie jakby krzyk. Niewyraźny i cichy, jednak wystarczająco głośny by go usłyszeć. Powtórzyłem operację, mocniej jednak ciągnąc za kryształy. Tym razem reakcja była gwałtowniejsza. Krzyki głośniejsze, niemalże paraliżujące, przeraźliwe…
W międzyczasie San odkrył jakiś element wystający z ściany, przy której urywały się ślady. Nie powiedział o tym reszcie grupy bądź ja nie usłyszałem jednak nikt się tym nie zainteresował. Bardziej ciekawiły nas wyżej wymienione kryształy i ich dziwne właściwości… Po czasie jednak postanowiłem zaniechać prób wskórania czegoś za pomocą kryształów i udałem się do ściany, przy której wcześniej stał San. Również zauważyłem element i spróbowałem go wyciągnąć. Jednak bez skutku. Gdy pchnąłem po ścianie zaczęła spływać krew, układając się w napis ”Złóżcie świętą ofiarę i wejdźcie”. Zaczęliśmy żartować z Squellem, by San się poświęcił, bo z nas żadni święci. Niespodziewanie on wziął to na poważnie. Podszedł do kryształu, przy którym stałem wcześniej, podwinął rękaw i sprawnym ruchem rozciął sobie rękę. Osobiście byłem w lekkim szoku, ale nie starałem się go powstrzymać. Gdy jego krew zaczęła kapać na lekko rozkopaną ziemię przy ścianie z napisem napis zaczął się zmieniać w coś w rodzaju wrót. Ziemia się zatrzęsła… Rozległ się huk otwierających się wrót i mogliśmy wejść do środka.

Etap II: Wnętrze jaskini

Po około dwóch godzinach wędrówki przez zimne, mokre i ciemne korytarze jaskini znaleźliśmy się w dziwnym tunelu wgłębi jaskini. Był ciemny i oświetlony jedynie pochodniami dającymi niewiele światła. Atmosfera strachu i przerażenia towarzyszyła nam od wejścia do jaskini jednak teraz przybrała na sile. Szliśmy przez tunele zdając sobie sprawę, że każdy krok bliżej celu to każdy krok bliżej tego, co musi się stać. A wiedzieliśmy dobrze, że to coś, co się nam przyśniło tam na nas czeka. Przynajmniej ja wiedziałem o tym bardzo dobrze. Koledzy nie zwierzali mi się ze swoich uczuć. Prowadziłem ich przez tunele instynktownie wybierając odpowiednią drogę, jakbym wiedział gdzie muszę się udać i jak… Przechodząc w pewnych miejscach miałem wrażenie, że już tu byłem. Przed moimi oczyma przewijały się obrazy ze snu, które wskazywały mi właściwy kierunek. Gdy dotarliśmy do wielkiej Sali wypełnionej lawą po brzegi poczuliśmy żar, jaki od niej bije. Zdaliśmy sobie sprawę, że tutaj droga się kończy. Musieliśmy znieść inną.
Po jakimś czasie dotarliśmy do wielkiej dziury wypełnionej wodą. Zapach był odrażający, a gdy Squell zbadał jej temperaturę okazało się, iż jest również bardzo ciepła. San wysnuł teorię, iż ukryta w skałach magma może powodować, iż woda się podgrzewa. Słuchając wielu dyskusji Barta z Mistrzem Lightdustem o przeróżnych sprawach medycznych zrozumiałem, że wejście do tej wody grozi śmiercią. Odradziłem pomysł wejścia do wody Squellowi, który mnie poparł. Znów musieliśmy szukać innego wyjścia.
Szukając potwierdzeń obrazów ze snu natrafiliśmy na patrolującego strażnika. Był on podobny do stworzeń, które spotkaliśmy podczas treningu z Vreekiem, pamiętnego dnia, gdy zniknął. Były odziane w niezbyt gruby pancerz, ich twarz przyodziewała maska wykonana z trwałego materiału a ciało było bardzo umięśnione. Ruszyłem w prawo, w najbliższy zakręt prosząc kolegów by podążyli za mną. Gdy po niedługiej chwili dotarłem do dużego pomieszczenia, przez środek, którego przebijała się jakby rzeka spostrzegłem, iż jestem sam. Zaniepokoiłem się jednak po chwili usłyszałem trzaski. Wiedziałem doskonale, co się święci. Owe trzaski były tupotem stup, na moje nieszczęście uciekających. Na końcu korytarza, którym dostałem się do Sali spostrzegłem Sana, a tuż za nim Squella. Nie minęły dwie sekundy nim moim oczom ukazał się strażnik, którego prawdopodobnie wcześniej udało nam się uniknąć. Widocznie moi koledzy musieli dać się nakryć, a potwór zaczął ich gonić. Rzucając szybkie ”Co się stało?!” w odpowiedzi dostałem tylko ”Wiej! Do wody!”. Nie namyślając się długo usłuchałem kolegów i za nimi wskoczyłem do wody, gdzie wydawało mi się, iż jest głębiej.
Pod wodą nie było łatwiej niż na lądzie. Tunel, który został prawdopodobnie bardzo dawno temu zalany wodą wskazywał jasną drogę. Tracąc z oczu kolegów, gdy wskoczyłem do wody instynktownie ruszyłem w lewo. Nie byłem pewien czy istnieje inna droga, jednak wiedziałem, że ta jest właściwa. Po chwili dotarłem do kolegów, którzy starali się wypchnąć wielką skałę w górę. Nie zdążyłem do nich dopłynąć, gdy już wychodzili na powierzchnię. Zrobiłem to samo, co oni, a gdy mogłem już swobodnie oddychać moim oczom ukazał się niezwykły widok… Świątynia

Etap III: Świątynia w mroku

Skała, którą wypchnęli San i Squell starając się wydostać na powierzchnię z zalanych wodą tuneli okazała się być tronem w wielkiej, wspaniale oświetlonej Sali. Kryształy umieszczone na wielkich filarach podtrzymujących sufit oświetlały pomieszczenie swoim jasnym, wręcz oślepiającym, gdy patrzyło się na niego dłużej światłem. W głębi pomieszczenia zdawała się szaleć burza. Wyładowania energii, z której czuć było, iż jest negatywna i zepsuta do szpiku kości przebijały się przez sufit, aż do podłogi bardzo utrudniając przejście przez pomieszczenie. ”Ruszajmy i nie zatrzymujcie się” rzuciłem biegnąc przed siebie i unikając piorunów. Dzięki temu, iż słabo czułem gdzie znajduje się energia było mi znacznie łatwiej przebyć tą próbę nie odnosząc obrażeń. Moim towarzyszom nie poszło jednak tak łatwo. Usłyszałem krzyk jakby ktoś dostał piorunem. Odwróciłem się i ujrzałem Sana leżącego na ziemi, a przy nim Squella. Poprosiłem ich, by się pospieszyli, bo znów mogą oberwać. Po chwili znaleźli się przy mnie i mogliśmy ruszać w głąb świątyni.
Dotarliśmy do wielkiej Sali na środku, której było coś w rodzaju grobowca z wielkim, jeszcze większym niż na ścianach kryształem. Niedługo później naszym oczom ukazała się zakapturzona postać. Wpatrując się w nas chwilę przemówiła chropowatym, głośnym i przeraźliwym głosem, który odbijał się echem od ścian świątyni.
-Witam was w mojej świątyni – przyglądał nam się nadal uważnie.
Byliśmy w stanie dostrzec jego budowę ciała i rysy twarzy. Był to mężczyzna w średnim wieku o szarej skórze i błyszczących na czerwono złowrogich oczach. Ciało miał dobrze umięśnione a jego postura sprawiała wrażenie, iż jest to doświadczony wojownik.
-Wybaczcie mi jej stan. Jest ona bardzo stara i zniszczona. Rozgośćcie się, gdzie wasze maniery.
-Wybacz nam… - odparłem ruszając w głąb Sali. Za mną podążyli San i Squell.
-Jam jest Lord Militus. Zapamiętajcie to imię, które zostało zapomniane przez waszych nędznych i głupich kronikarzy.
Gdy Lord Militus przemawiał nasze spojrzenia skupiły się na kryształach, które połyskiwały niezwykłym, błękitnym światłem. Gdy się zbliżyłem ujrzałem w nich jakąś istotę. Wydawało się, iż kryształy żyją lub coś żyje w nich. W międzyczasie Squell wskoczył na stojący na środku Sali sarkofag.
-CO ROBISZ CZARNA ZARAZO?! – rozległ się krzyk rozwścieczonego Militusa – TWÓJ BRAK SZACUNKU DLA ZMARŁYCH I IGNORANCJA MOŻE CIE WIELE KOSZTOWAĆ NĘDZNY JEDI!
-Wybacz nie wiedziałem, że to grobowiec
Wokół rozległo się parę grzmotów piorunów jednak ustały po krótkiej chwili, gdy Militus się trochę uspokoił.
-Naucz się szacunku do innych nędzny Jedi – już nieco spokojniejszym głosem sprostował Squella
-Ty się naucz tak nie wybuchać… O Lordzie – ironizował Militusa Squell
Militus zmierzył tylko wzrokiem Squella i nic nie odpowiedział. Popatrzył kolejno na mnie i Sana poczym począł mówić dalej.
-Jak już wspomniałem nazywam się Lord Militus, zapomniany przez was Jedi i historię, jaką przedstawiacie galaktyce. – mówił donośnym głosem z wyraźną dumą i podziwem dla samego siebie.
-Militus? Nigdy nie słyszałem. Może opowiesz nam o sobie – wtrącił się Squell przerywając przemówienie Militusowi.
-Przyda ci się nauka pokory Jedi, bo chyba jej nie nauczyli cie jej w szkoleniu. Ale ja cię z miłą chęcią nauczę.
-Wybacz mu Lordzie – wtrąciłem się starając ratować sytuację i nasze życia – Nie chcieliśmy Cię urazić. Co możemy zrobić byś zapomniał o tym incydencie?
-Ale uraziliście… - Zamilkł i ścisnął w swej dłoni rękojeść miecza świetlnego – Tak. Możecie coś zrobić. Lubię jak krzyczą i uciekają
-Nie chcemy z tobą walczyć – rzuciłem nie cofając się, gdy moi towarzysze to uczynili
-Ale ja chcę – Rzucił krótko zapalając miecz świetlny i rzucając się na nas z wściekłością.

W pomieszczeniu rozległa się burza – dosłownie. Pioruny strzelały z sufity i podłogi na oślep czasem trafiając niebezpiecznie blisko nas. Razem z Sanem skutecznie odciągaliśmy uwagę Militusa od Squella, który odmówił walki i nie zamierzał nam pomóc. Cofnął się do tyłu i obserwował jak mordercze ataki Lorda Sithów spadały na nas z wielką siłą jeden za drugim. Skutecznie parowałem ciosy czasem uginając się pod ich siłą. San jednak zaskoczony tempem ataków oberwał w ramie, w którym trzymał miecz. Ten wypadł mu na ziemię a San cofając się przed Militusem potknął się i przewrócił na ziemię. Lord Sithów chcąc skończyć z życiem Padawana uniósł dłoń, w której dzierżył miecz świetlny i zadał śmiertelny cios. Zdążyłem jednak w porę zareagować i powstrzymałem czerwone ostrze miecza Militusa, które zatrzymało się kilka centymetrów przed twarzą Sana.
Spojrzałem prosto w oczy Lordowi Sith unosząc swój miecz, który cały czas pozostawał w zwarciu z czerwonym jak krew ostrzem mojego przeciwnika. Poczułem, iż krew płynie szybciej w moich żyłach, serce bije mocniej w mojej piersi, ręka zadaje ciosy szybsze i silniejsze – teraz to ja przejąłem kontrolę. Militus cofał się pod naporem moich ciosów, aż niebezpiecznie zbliżył się do wielkiego otworu w ziemi. Nie miał już gdzie uciec a jego obrona była coraz słabsza i mniej skuteczna. Podbiłem jego miecz w górę i robiąc obrót o 180 stopni przebiłem brzuch mojego oponenta. Czas jakby się zatrzymał, burza ustała i wszystko zamilkło. Miecz wypadł z ręki Militusa prosto w otchłań. Obracając się by po raz ostatni spojrzeć mu prosto w oczy wyrwałem miecz z jego ciała. Milius spojrzał mi w oczy z przerażeniem i runął w tył. Obróciłem się w stronę Sana, który dobiegał do mnie. Na mych ustach malował się uśmiech i zadowolenie, że uchroniłem mego towarzysza od śmierci. Militus był martwy. Spotkała go honorowa śmierć i skończył jak prawdziwy wojownik przebyty ciosem Shiak
Tak przynajmniej się nam wydawało. Rozległ się niesamowity huk. Burza znów przybrała na sile. Była teraz silniejsza, niebezpieczniejsza i bardziej zabójcza. Z otchłani wyłoniło się ciało Militusa i stanęło na nogi nad sarkofagiem. Smugi światła przebiły znajdujące się w Sali kryształy, które pękły pod naporem uwalnianej z niej energii. Owa energia powędrowała do ciała Lorda Sith wypełniając go po brzegi. Miecz znalazł się znów w dłoni Ciemnego Pana i zajarzył się krwistym kolorem.
-JESTEM NIEPOKONANY! SŁYSZYSZ?! NIEPOKONANY – krzyczał rzucając się na mnie z całą siłą.
Zdążyłem jednak zapalić miecz i sparować atak. Znów wywiązała się walka. Militus znów zadawał bardzo silne ciosy jednak słabsze niż podczas pierwszego starcia. Wydawały się one mniej celne, wolniejsze, mniej skuteczne. Mimo to były tak silne, iż razem z Sanem cofaliśmy się cały czas parując je. Po kilku chwilach Sanowi udało się bardzo skutecznie sparować jeden z górnych ataków Militusa i odepchnął go od siebie tak, iż ten się przewrócił a miecz wypadł mu z dłoni. Od razu postanowiłem to wykorzystać i wyskoczyłem w powietrze z zamiarem ponownego zabicia Lorda Sithów. Ułożyłem w powietrzu dłonie na mieczu by zadać cios, który rozpłatałby ciało Militusa na dwie części. Byłem już w połowie odległości między mną a Ciemnym Panem, gdy nagle z nikąd pojawił się Squell – dokładnie na trasie mojego lotu – próbując obezwładnić Sitha. W ostatniej chwili zdążyłem powstrzymać cios i próbując wylądować, za Squellem i Militusem. Ten widząc mnie instynktownie pochylił się przykucając wystawiając mnie na ciosy Lorda Sith, który zdążył przywołać do swej dłoni miecz świetlny. Gdy przelatywałem nad leżącym wciąć Militusem i kucającym Squellem, pierwszy nie zmarnował okazji i zadał cios, który przebił się przez mą nogę i bark. Upadłem zaraz za nim na plecy z wielkim hukiem. Mój miecz zgasł i wypadł mi z dłoni odbijając się od posadzki i znikając z mojego wzroku. Militus jednym ciosem pięści posłał Squella na ścianę, przewracając go z dość niewygodnej dla niego pozycji. Zignorował moich towarzyszy i pragnąc jedynie zemsty za upokorzenie, jakiego doznał, gdy został przeze mnie pokonany po raz pierwszy ruszył biegiem w moim kierunku. Wstałem szybko na nogi mimo ogromnego bólu. Lord Sith był jednak przygotowany na tę ewentualność i z pomocą mocy wypchnął mnie do innego pomieszczenia. Przeleciałem przez niezbyt grube i dość stare kamienne wrota wybijając w nich wielką dziurę. Znalazłem się w pomieszczeniu z drugim grobowcem i wielkim kryształem na płycie go przykrywającej. Moi towarzysze zniknęli mi z pola widzenia i co gorsze nie miałem, czym się bronić, ponieważ nie wiedziałem gdzie znajduje się mój miecz świetlny. Lord Militus z rządzą mordu w oczach doskoczył do mnie leżącego na ziemi u stup grobowca i zadał górny cios wprost na me bezbronne i obolałe od przebicia się przez wrota ciało. Resztką sił zdążyłem przeturlać się w lewo i wstać na nogi, by zajść mego przeciwnika od tyłu. Gdy ten odwrócił się zadając poprzeczny cios uchyliłem się przykucając u uderzając pięścią w miejsce gdzie zadałem mu pierwszy, śmiertelny cios. Trafiłem dobrze w miejsce gdzie w pancerzu była dziura zadana mieczem świetlnym i trafiłem ponownie w brzuch Militusa – tym razem w przeponę odbierając mu na chwilę dech w piersiach. Drugi cios wymierzony został w łokieć przeciwnika od strony zewnętrznej zadając mu ból, który nie pozwolił mu utrzymać w dłoni miecza świetlnego. Chwyciłem go za tunikę i posłałem w stronę drzwi, przez które niedawno przeleciałem. Przyciągając do dłoni miecz świetlny postanowiłem nie zabijać Militusa, a nauczony doświadczeniami z poprzedniego pojedynku - i co ważniejsze – tym, co stało się po nim, jednym wprawnym ciosem przeciąłem na pół kryształ stojący na grobowcu.
Militus zawrzeszczał z bólu jakbym to jego trafił. Dostrzegłem w oddali nadbiegającego Sana i stojącego daleko przy ścianie Squella zapominając na chwilę o Militusie w duszy radowałem się, że nic im nie jest… obu, mimo, że przez tego drugiego prawie zginąłem. Lord Sith wykorzystał ten brak koncentracji i ponownie użył mocy by pchnąć mnie na ścianę pomieszczenia.
-Jeżeli nie mogę się zająć tobą… To zajmę się twoimi przyjaciółmi – rzucił do mnie uderzającego z hukiem o ścianę.
Zdążyłem zauważyć tylko jak z biegiem uderza na Sana, po czym straciłem na chwilę kontakt z otoczeniem. Mimo, że po części panowałem nad ciałem i wstałem na nogi wszystko mnie bardzo bolało. Kręciło mi się w głowie i nie byłem w stanie określić gdzie jestem. Ruszyłem przed siebie chwiejnym krokiem potykając się i przewracając kilka razy. Dotarłem wreszcie do wrót, przez które wybiegł Militus. Powoli wracała do mnie świadomość. Cały czas pragnąc w duszy by moim towarzyszom nic się nie stało podążałem dalej chwiejnym krokiem podbierając się ściany. Potknąłem się o kamień z wrót, przez które przeleciałem i upadłem na posadzkę uderzając o nią głową. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam był mój miecz świetlny, leżący bezpiecznie w rogu komnaty.
Minęła dłuższa chwila nim odzyskałem świadomość i kontrolę nad ciałem z pomocą Sana. Podając mi miecz świetlny uśmiechnął się do mnie przyjaźnie a jednocześnie z niepokojem.
-Militus został pokonany. Jednak uciekł przez tamte wrota – wskazał je palcem
-Ugh… Zatem co my tu robimy… Gońmy go… - dodałem z bólem w głosie podnosząc się na nogi
-To Ci raczej będzie potrzebne – ironicznie dodał Squell jakby nie przejmował się moimi doznaniami i tym, co przeszedłem
-Dzięki – odpowiedziałem mu – Biegiem. Nie dajmy mu uciec – ruszyłem w stronę wskazaną przez Sana a za mną moi towarzysze. Rozpoczął się pościg za uciekającym Lordem.


Etap IV: Szczyt świątyni

Nasz pościg trwał bardzo długo. Przebyliśmy bardzo długą drogę, wiele schodów, aż wreszcie naszym oczom ukazała się postać Militusa znikającego za wielkimi drzwiami. Gdy przeszliśmy przez drzwi, które przed chwilą się zamknęły nasze oczy oślepiło jasne światło – światło słoneczne. Po kilku sekundach znów mogliśmy swobodnie używać oczu. Naszym oczom ukazał się widok skaczącego po gruzach Militusa. Gdy wskakiwał na najwyższy podest z kieszeni coś mu wypadło. Początkowe tego nie zważyliśmy i ruszyliśmy za nim. Militus wyskoczył przez otwarty dach świątyni albo tego czegoś na dach, czego byliśmy. Ruszylibyśmy za nim gdyby San nie dostrzegł lekko połyskującego przedmiotu, który wypadł Militusowi. Gdy się zbliżyliśmy okazało się, że to poszukiwany przez nas, holokron. Przedmiot emanujący bardzo złowrogą energią zaczął się kręcić by po chwili zatrzymać się i wskazać kierunek, w którym mamy podążać – a przynajmniej tak sądziliśmy. Ruszyliśmy, więc drogą wskazaną przez holokron.

Etap V: Świątynia pradawnych

Dotarliśmy do kolejnej świątyni. Tym razem jednak okolice jak i architektura nie były nam znane. Squell zaproponowałbyśmy odpoczęli, ponieważ biegamy za Militusem bardzo długo. Odparłem mu, że jeżeli chce to może odpocząć, ja natomiast idę wypełnić misję. San mnie poparł i ruszył za mną. Po chwili Squell także się dołączył. Poprosiłem kolegów o rozwagę i ostrożność. San jednak zbytnio się napalił i wystrzelił jak z procy w kierunku wrót świątyni. Od razu pobiegłem za nim podejrzewając podstęp ze strony Militusa. Naszym oczom ukazało się wielkie, zielone… coś oraz Militus czytający rozdziały jakiejś księgi. Gdy dostrzegł naszą obecność dokończył odczytywanie wersów księgi i zamknął ją z trzaskiem. Zszedł na dół starając się nas przekonać, iż wszystko, co zrobił, zrobił z przymusu. Że nie ma wolnej woli a jego czyny są czynami kontrolowanymi przez kogoś o wiele od niego potężniejszego. Tłumaczyłem mu, że każdy ma wybór... Że nasze czyny nie są od nikogo uzależnione. Nie chciał mnie jednak słuchać. ”Rytuał zakończony. Tylko Lord Sithów mógł go dokończyć i to właśnie zrobiłem” dodał po chwili milczenia. Poczuliśmy zimny oddech na plecach. W pomieszczeniu czuć było obecność kogoś poza nami.
Militius poprosił Sana o holorkon. Być może San nie wiedział, bądź zapomniał, że owy holokron podobno jest źródłem siły tych potężnych postaci, które na nas spoglądały z nikąd i oddał Militusowi holokron. Próbowałem go powstrzymać jednak odparł, iż ”Mieliśmy go tylko odnaleźć, nie zabierać”. Widocznie źle zrozumiał polecenia misji. Nie zdążyłem wytłumaczyć, że odnaleźć to nie znaczy znać położenie, ale także zabezpieczyć, ponieważ otoczył nas gęsty dym, który odciął nas od siebie. Militus cały czas smutnym i posępnym głosem dodał jeszcze tylko ”Przynajmniej teraz poznacie prawdę.”. Po chwili dym wdarł mi się do gardła i straciłem przytomność.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Mogłem pomylić godziny. Jeżeli tak się stało to przepraszam i proszę o zwrócenie mi uwagi.

4. Autor raportu: Padawan Binol

: 22 cze 2009, 13:51
autor: Cradum Vanukar
W głąb ziemi - część II

1. Data, godzina zdarzenia:
18.06.09 - 14.00 - 15.00
21.06.09 - 16.30 - 18.30

2. Opis wydarzenia:

Pościg za Militusem trwał dość długo. Po długiej drodze tunel zaczął prowadzić Padawanów do góry. Widzieli już światło, które ich oślepiło, oraz Lorda, który przed nimi uciekał. Gdy wyszli z tunelu – zobaczyli kompletną ruinę jakiejś kondygnacji. Dookoła nich rozpościerały się dziko rosnące pnącza. Jakieś 30 metrów od nich stał Militus. Szukał czegoś nerwowo na platformie, jednak po chwili rzucił się do ucieczki.
- Szybko, gońmy go ! – rzucił Binol
Pobiegli za postacią, ale San zatrzymał się w pewnej chwili i jego wzrok przykuł przedmiot, leżący na platformie, na której to Militus czegoś szukał. Zeskoczył na nią i dokładnie obejrzał przedmiot. Miał on kształ ostrosłupa.
- To .. holokron – powiedział do kolegów
Po chwili Squll zeskoczył na platformę, by go obejrzeć. Holokron w rękach Sana zaczął się wyrywać, niespokojnie obracać, aż w końcu jego czubek ustał, pokazując kierunek, w jakim udał się Lord Sith.
- Za nim! – krzyknął Binol – i ruszyli w kierunku, który wskazywał holokron.
Po długim czasie dotarli na miejsce cali przemoczeni i zmęczeni. Byli daleko od terenów Akademii. Ich oczom ukazała się stara świątynia, naprzeciwko której stało wielkie drzewo.
- Może odpoczniemy chwilę ? – zaproponował Squell
- Jak chcesz Ty odpoczywaj, my nie mamy czasu – odparł Binol i podbiegli do świątyni.
Była zniszczona i zaniedbana, chociaż mimo tego prezentowała się całkiem ładnie. Ruszyli przez drzwi, potem przez następne i jeszcze jedne, aż wreszcie ujrzeli Militusa, który nerwowo przewracał kartki w księdze na drugim końcu pomieszczenia. Na środku Sali lewitował wielki, zielony przedmiot. Padawani pobiegli do Militusa, który właśnie coś zapisywał w księdze. Skończył, zamknął księgę i podszedł do Uczniów.
- Wiecie co to jest ? – spytał jak gdyby nigdy nic.
- Nie – odpowiedzieli.
- To jajo, i tylko ja mogę dokończyć rytuał.
- Nie musisz tego robić – odparł Binol
- Muszę, nie mam wyboru.
- Każdy ma wybór – kontynuował Binol
- Nie ja – odparł Lord po czym krzyknął jedno, nie zrozumiałe słowo – Rytuał zakończony.
Padawani poczuli zimno, oraz wyczuli obecność innej istoty.
- Oddaj Holokron – zwrócił się do Sana
San bez problemów oddał mu holokron, mimo uporu Binola, że nie powinien.
Militus postawił holokron na ziemi.
- To jedyny sposób, żebyście przeżyli.
Po chwili holokron otworzył się i wyłonił się z niego głąb dymu. Padawani zaczęli się dusić, dym wdzierał im się do nozdrzy i płuc, aż w końcu zemdleli.


Po pewnym czasie odzyskali świadomość, czuli się wypoczęci, lepiej niż poprzednio, jednak świat w którym byli był cały czarno-biały, wyprany z kolorów. Jedynie postacie otaczające ich zachowały barwy.
- To najlepsza Akademia w galaktyce – usłyszeli głos, obejrzeli się i dostrzegli dwie osoby, które ze sobą rozmawiały.
- Wiem.. i dlatego go tutaj oddaję.
- Nie ma powodów do zmartwień
- Ja .. rozumiem, jednak .. przychodzi mi to z wielkim żalem.
- Spokojnie, będzie czuł się jak w domu.
San podszedł i ukłonił się, jednak postacie nie zwróciły na nich uwagi. Wyciągnął rękę i pomachał nią przed twarzą postaci po prawej, jednak nadal nie zwracały na nich uwagi.
- To jakby .. wspomnienie – powiedział do kolegów.
Tymczasem Binol dostrzegł, że za ścianą wyłania się głowa chłopca, który miał łzy w oczach, jednak i on nie zwracał na nich uwagi.
- Chyba rozumiem .. – rzucił San
- Oświeć nas – zaproponował Binol z uśmiechem na twarzy.
- Ten stary oddaje to dziecko do Akademii.
I tak też było, okazało się, że ów ‘stary’ był ojcem dziecka. Zostawił go i odleciał, a wysoka postać ubrana na czerwono zbliżyła się w kierunku chłopca.
- Jestem Lord Tritus, a Ty jak się nazywasz ?
- Jorud – odpowiedział nieśmiało chłopiec.
- Zaprowadzę Cię do komnat, będziesz miał tu dobrze, uwierz.
- Co Pan ma przy boku ? – powiedział wskazując na prawy bok Tritusa
- To miecz świetlny. Też taki dostaniesz.
Oczy chłopca zaświeciły się, gdy to usłyszał. Ruszyli do komnat, w których przebywały już dwie osoby, starsze niż Jorud.
- To Twoi nowi koledzy – powiedział Lord Tritus i poklepał chłopca po plecach.
- Cześć ! – rzucił z entuzjazmem, jednak stracił go, gdy zobaczył posępne spojrzenia Adeptów.
Mistrz wyszedł – ruszył za nim Binol, jednak za drzwiami była tylko ciemność, więc wrócił. Adepci wstali i podeszli do dziecka. Można było dostrzec przerażenie na jego twarzy.
Dwaj mężczyźni zaczęli bić go, kopać i poniżać. San zamachnął się, by uderzyć jednego z nich, jednak pięść przeszła przez postać. Następnie wsadzili go do czegoś w rodzaju izolatki, i napełnili wodą. Chłopiec o mało się nie utopił, na szczęście. Na twarzach Padawanów malował się smutek i współczucie, oraz złość. Jorud stracił przytomność, a Adepci rzucili go na łóżko, śmiejąc się pod nosem. Nagle czas zaczął przyspieszać – wszystko się zamazało, lecz po chwili wróciło do normy. W pokoju nie było Adeptów, jedynie sam chłopiec. Do Sali wszedł Lord Tritus.
- Czas na trening.
Chłopiec ruszył za nim lekko kuśtykając, jednak Mistrz nie tego nie zauważył. Weszli do sali treningowej. Tritus wyjął miecz świetlny i wręczył go chłopcu.
- To Twój własny miecz świetlny, włącz go.
Chłopiec włączył miecz o czerwonym ostrzu.
- To mój ulubiony kolor – powiedział, a jego oczy znowu się zaświeciły.
- Zaraz sprawdzimy na co Cię stać – kontynuował nauczyciel.
Do Sali weszli dwaj Adepci, którzy prawie zabili Joruda.
- Walcz – nakazał Lord chłopcu.
Chłopiec niezręcznie posługiwał się bronią, nogi uginały mu się pod gradem ciosów Adeptów. Próbował atakować, jednak ich obrona była dość szczelna.
- Dość, możecie iść.
Adepci zmierzali do wyjścia, wtem chłopiec włączył miecz i ruszył na jednego z nich. Zaatakował adepta, który stał do niego odwrócony, mimo tego nie odniósł obrażeń.
- WYNOCHA – ryknął Tritus.
- Oni .. dzisiejszej nocy .. – zaczął chłopiec ze łzami w oczach.
Lord podniósł go za koszulę, widać, że był zły na chłopca.
- Ty chcesz zostać Sithem !? Jesteś zwykłym mazgajem, uciekałeś jak dzikie zwierze !
- Jaa.. przepraszam .. to się nigdy nie powtórzy ..
- Racja, nie powtórzy. – odparł i zaprowadził chłopca do izolatki.
Wsadził chłopca do pomieszczenia i zamknął drzwi.
- Mam nadzieje, że wszystko sobie przemyślisz. Zostaniesz tutaj na noc.
- Chłopiec usiadł w kącie i wtulił głowę między ręce.
Nauczyciel wyszedł, a czas znów zaczął przyspieszać.
- Został tak upokorzony .. miał ambicje .. – powiedział San.
Po chwili czas ustał i wszystko wróciło do normy. Do Sali wszedł Tritus i otworzył drzwi chłopcu.
- Czuję Twoje emocje .. to dobrze – zaczął – przemyślałeś sobie ?
- Tak, to już nigdy się nie powtórzy – powiedział Jorud. Na jego twarzy malował się gniew.
Chłopiec ruszył do wyjścia, a następnie udał się do innego miejsca. Ręką pomacał drzwi, a następnie przeszedł przez nie. W tym momencie z drzwi wyszedł Lord Militus.
- Aby przejść dalej, potrzebujecie słowo-klucz.
- Upokorzenie – rzucił krótko Padawan San
Drzwi otworzyły się i Militus wszedł do środka, a Padawani za nim. Znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu.
- Nie musicie mi dziękować – powiedział San z uśmiechem.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Brak

4. Autor raportu: Padawan San Duur

: 13 lip 2009, 9:42
autor: Cradum Vanukar
W głąb ziemi - część III

1. Data, godzina zdarzenia:
18.06.09 - 14.00 - 15.00
21.06.09 - 16.30 - 18.30

2. Opis wydarzenia:

- Ciemność, wszędzie ciemność - powiedział Militus, obok którego stał mały chłopiec.
Nagle Padawani pojawili się w innym miejscu. Dookoła było dość ciemno, pojedyncze miejsca rozświetlały pochodnie. Po środku stało kilka osób - w tym Lord Tritus i Jorud, oraz trzech potężnie zbudowanych ludzi.
- Stajesz się coraz silniejszy, mój uczniu - zaczął Tritus - powinieneś zmienić swoje imie, porzucić stare przyzwyczajenia.
Po dość długiej chwili milczenia mężczyzna odezwał się.
- Militus ...
- Widzę, że wzorowałeś się na moim - Lord zaśmiał się po cichu - Dobrze .. A więc od dziś jesteś Lordem Militusem. A teraz chodź ze mną, chcę Ci coś pokazać.
Ruszyli do pomieszczenia za nimi. Uczniom od razu w oczy rzucił się posąg Ragnosa stojący na końcu sali. Jednak nie to było najważniejsze w tym wspomnieniu. Przed posągiem Ragnosa klęczała skrępowana osoba, a za nią stało jajo, jednak o wiele mniejsze niż te, które widzieli ostatnio.
- Uformować pentagram - rzucił krótko Mistrz Militusa.
Ustawili się w odpowiednich miejscach, a Lord przemawiał.
- Dawno temu jeden z Lordów Sith przeprowadzał eksperyment, podczas którego stworzył potwory .. potwory służące do zabijania Jedi.
- Terentateki - wtrącił Binol.
- Były wrażliwe na Moc - kontynuował Tritus - były też silnie powiązane z Ciemną Stroną Mocy. Ich ilość wzrastała gdy w galaktyce pojawiał się nowy Lord Sith .. Czemu ? Ponieważ tylko on mógł dokończyć rytuał. Dlatego też zebraliśmy się tutaj. Potrzebna jest nam krew niewinnego - skinął lekko głową w kierunku skrępowanej postaci.
- Co stało się z Terentatekami ?
- Głupi Jedi urządzili sobie na nie polowanie, jednak większość z nich poległa. Część potworów zamieszkuje tereny na Yavin IV. W każdym razie, rytuał czas zacząć.
Podszedł do osoby klęczącej przed posągiem Ragnosa i dosłownie wycisnął z niej krew na jajo. Trzech tęgich mężczyzn zapadło w dziwny trans, zaczęli wydawać z siebie pomruki. Po pewnym czasie, ku zdziwieniu Adeptów zaczęli oni po kolei upadać bezwładnie na ziemię.
- Widzisz Militusie ? Są słabi, my jesteśmy przyszłością ! Niedługo wyruszymy do Wielkiego Lorda, zabijemy go i będziemy rządzić galaktyką !
W oczach Militusa można było dostrzec pożądanie, ukłonił się lekko Mistrzowi i odszedł. Wędrował po kompleksie, rozmyślając nad czymś. W pewnej chwili przeszedł przez drzwi, a jednocześnie wyłonił się z nich "stary" Militus.
- Słowo klucz - rzucił krótko.
Padawani wymyślali coraz to nowsze odpowiedzi, jednak większość z nich daleka była od celu.
- Nie rzucajcie pustych słów, pomyślcie zanim coś powiecie, zastanówcie się - ciągnął dalej Lord.
- Pasja - powiedział San
- Tak .. pasja.
Drzwi otworzyły się i wszyscy przez nie przeszli.

Pojawili się w pałacu, był dość duży i ładny. Po dwóch stronach mieściły się schody, na piętrze znajdowało się wiele posągów z kryształami na szczycie. Dziwne malunki na podłodze dodatkowo zdobiły wystrój pomieszczenia.
- Przyszliśmy do Wielkiego Lorda.
Padawani słysząc znajomy głos energicznie się odwrócili. U wejścia zobaczyli Tritusa i jego ucznia. Dawny Jorud zmienił się, jego cera stała się bardziej szara.
- Wielki Lord już was oczekuje, zaprowadzę was - powiedział strażnik.
Binol, San i Squell ruszyli za nimi. Po dość długiej drodze stanęli przed obliczem Mrocznego Lorda.
- Mistrzu .. - zaczął Tritus i upadł na jedno kolano schylając głowę - przyszedłem z moim uczniem. Jest już gotowy by zostać Lordem Sith.
- Jak się nazywasz ? - zwrócił się Lord do ucznia.
- Militus.
- Mam tylko jedno pytanie .. Czy jesteś gotów zrobić wszystko dla swojego Mistrza ?
- Tak.
- W takim razie go zabij.
Militus wydawał się lekko zdezorientowany, jednak bez wahania dobył miecza i szybkim ruchem przebił Tritusa na wylot. Były mistrz nie zdążył nawet zareagować. Strażnik podszedł i zarzucił na ramię ciało.
- Tak więc idź. Od dziś jesteś Lordem Sith, Militusie.
Świeżo upieczony Lord ukłonił się lekko i pobiegł za strażnikiem.
- Zaczekaj chwile !
Strażnik zatrzymał się, a Militus wyjął z kieszeni Tritusa miecz świetlny i jajo, po czym ruszył. Przechadzał się po pałacu, aż w końcu znowu dotarł do drzwi, przez które przeszedł. Obok Padawanów pojawił się Lord.
- Czekam ...
Adepci jeszcze dłużej myśleli niż poprzednio.
- Zdrada ? - rzucił San
- Nie traktuje tego w takich kategoriach.
- Władza ? - odparł Binol
- Tak .. władza. To było ostatnie wspomnienie. Nie udało mi się zabić Lorda, wiedział o wszystkim wcześniej, nie wiem skąd. Wysłał zabójców, którzy odebrali mi życie ..
- Dla każdego jest szansa - zaczął Binol
- Ja jej nie mam, nie mam wolnej woli, wszystko zostało mi narzucone!
- W każdym z nas jest dobra i zła strona, Ty też masz w sobie dobrą.
- Mam ?
- Każdy z nas ma, wystarczy, że pozbędziesz się starych obyczajów.
- Czyli .. jest dla mnie szansa ?
- Dla każdego jest szansa - powtórzył Binol.
- Chodźcie - rzucił Militus i przeszli przez kolejne drzwi.

Obrazek
Padawani stojący przed drzwiami


Pojawili się w zupełnie innym miejscu. Wszędzie były pochodnie, łańcuchy i czaszki.
- Chcieliście, żebym pokazał wam moją najlepszą stronę duszy ... to jest najgorsza.
- Musisz ją zwalczyć w sobie, to walka, która musisz wygrać sam, my możemy Ci tylko pomagać.
Militus zaprowadził ich kawałek dalej, gdzie stały 4 filary.
- Namiętność, Zło, Strach, Pycha.
Nagle z filarów wyszły 4 postacie, uosobienia wcześniejszych emocji. Zaczęły z każdej strony atakować, jednak po pokonaniu wszystkich przez Padawanów, pojawiły się na nowo.
- Musisz je zniszczyć sam ! - rzucił Binol broniąc się przed atakami Zła.
Militus włączył miecz i po kolei zniszczył wszystkie uosobienia.
- Jak się czujesz ?
- Nie jestem jeszcze uwolniony .. czuje to .. Gdzie jest pycha ?! Musicie pomóc mi ją zwalczyć, pokonajcie mnie !
Ruszył szarżą na Sana, który szybko zareagował, włączył miecz i zrobił unik. Następne ataki były również silne i szybkie - Padawanowi ciężko było dostrzec każdy atak, jednak koncentrował się na ich obronie jak najmocniej. Militus pchnął mieczem, Adept szybko to sparował, odsunął miecz wroga i ciął jego nogi, ten jednak uskoczył atakując z góry na głowę ucznia. Ten zablokował cios, jednak Militus kopnął go w twarz. Stracił równowagę i upadł. Binol szybko ruszył do pomocy i w pore zablokował cios, który zmierzał w kierunku twarzy Sana. Tylko Squell stał zdezorientowany z boku. Binol odciągnął Militusa, a San szybko dobył miecza i wstał, ruszając szarżą na Lorda. We dwóch było im o wiele łatwiej. W pewnej chwili Binol kopnął Militusa, a ten zachwiał się. Widząc to, Padawani ruszyli do ataku. San pchnął mieczem najsilniej jak mógł, a Binol mu pomógł. Lord pod gradem ciosów wreszcie się ugiął i upadł.
- Pokonany .. Tak .. Pomogliście mi pokonać własną pychę.
- Nie ma już w Tobie zła.
- Ja .. dziękuje Wam. Chodźcie jeszcze ze mną.

Obrazek
San broniący się przed szarżą Militusa



Znaleźli się w zupełnie innym pomieszczeniu, które było pełne kryształów. Były Lord podszedł do jednego z nich i odkroił kawałek.
-Uleczona dusza waszego nauczyciela to nie wszystko .. Chodźcie, to już koniec ..

Tym razem obudzili się w świątyni, w której to pochłonął ich dym z holokronu. Zauważyli, że brakuje jaja, które znajdowało się po środku pomieszczenia. Zauważyli również, że Militus zmienił się. Przybrał postać dawnego Joruda, podrzucił holokron i zniszczył go.
- Co z antidotum ? - spytali się
- Chwilę .. - powiedział Jorud, który w tej chwili wpisywał coś do księgi. Gdy skończył, zamknął księgę, podszedł do misy nad nią i napełnił flakonik zawartością misy. Wziął ze sobą również księgę.
- To antidotum dla waszego nauczyciela, powinien wyzdrowieć. A to moja historia, spisana na kartach tej księgi. Weźcie ją i nie pozwólcie by o mnie zapomniano ... Teraz jestem wolny ... - wręczył księgę i flakonik Binolowi, po czym zaczął się wznosić do góry, ku otworowi.
- Czekaj ! Jak mamy zniszczyć potwora ?!
Jednak Jorud zniknął z ich pola widzenia. Wrócili do Akademii cali przemoczeni, jednak bez większych obrażeń. Binol rozchylił usta Vreeka i wlał mu zawartość flakonika. Zauważył, że zostało pare kropel na dnie, więc przeznaczył je do analizy w maszynie.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Sprawozdanie pisane za Squella, ponieważ o nim zapomniał. Na pewno jest dużo błędów, po prostu niestety nie pamiętam już paru faktów, za co przepraszam.

4. Autor raportu: Padawan San Duur

: 18 sie 2009, 16:15
autor: Rincen
Ucieczka z Akademii

1. Data, godzina zdarzenia: 17.08.09, 19.00 - 20.30

2. Opis wydarzenia:

Popołudnie powoli zamieniało się w wieczór. W Akademii panowała bardzo rozgorączkowana atmosfera - członkowie szykowali się na wyprawę do swiątyni terentateków. W Akademii zostało tylko kilku - dwóch adeptów - Arhim i Rincen, padawan Ishar oraz Rycerz Jedi Kannos, który miał zaopiekować się resztą.
Kiedy grupa wyznaczona na misję opuściła Akademię. Kannos wraz z podopiecznymi rozmawiali na dziedzińcu. Wymieniali się żartami na temat uczestniczących w misji - atmosfera była rozluźniona. Nie potrwało to jednak długo. Parę chwil później Jedi zauważyli czarny, gęsty dym rozprzestrzeniający się szybko - jego źródło wydawało się mieć miejsce przy wlocie do starego bunkra - Tego samego bunkra do którego studenci mieli kategoryczny zakaz wstępu.

Na szczęście grupa zachowała zimną krew - Kannos użył Mocy, żeby powstrzymać napierający z każdej strony dym, a Arhim, Rincen i Ishar pobiegli do kwater nieobecnych studentów. Zebrali tam wszystkie cyfronotesy, apteczki i rzeczy osobiste uczniów. Arhim zabrał również droida należącego do Jekka. Wszystko odbywało się w wielkim pośpiechu, ponieważ Kannos nie był w stanie zbyt długo utrzymywać potężnej masy trującego dymu.

-Biegnijcie! Szybciej! - wykrzyczał resztą sił, po czym upadł na kamienny dziedziniec. Arhim okazując przytomność umysłu zarządził przeniesienie Kannosa z dala od dymu - jak najbliżej do przejscia odkrywającego wyjście poza mury kompleksu - nieopodal Sal Pamięci. Rycerz ocknął się w drodze i po chwili mógł biec o własnych siłach.

Jedi pobiegli szybko przez tereny okalające Akademię co chwilę potykając się o kamienie i wystające korzenie. Dobiegli w końcu do wodospadu nieopodal zewnętrznych murów i wieżyczki obronnej. Z pomocą linek (czy jak w przypadku Kannosa - z pomocą Mocy) wdrapali się na skały przy wodospadzie, gdzie można było uniknąć ewentualnego niebezpieczeństwa. Ishar rozdał adeptom ich miecze po czym razem z Kannosem jako że byli najbardziej dotknięci przez trujące opary upadli na kamienie, jak nieżywi szybko pogrążając się w niespokojnym śnie. Dwóch stojących jeszcze na nogach adeptów - Arhim i Rincen mieli za zadanie rozpalić ognisko i czuwać podczas snu pozostałych. Chiss ściął drzewo rosnące nieopodal za pomocą swojego miecza świetlnego. Nagle adepci zostali ogłuszeni przez potężny wrzask - howlery bez większego problemu wdrapały się na skarpę, atakując studentów. Mimo ogłuszającego dźwięku Ishar i Kannos nadal spali jak zabici - trucizna działała widać wyjątkowo silnie. Rincen i Arhim zabili howlery bez większych problemów, za to z bólem uszu. Ponadto Rodianin chcąc uprzedzić dalsze ataki rzucił się na howlera śpiącego nieopodal nie zauważając raptorów, które polowały w pobliżu. Drapieżniki szybko porzuciły swoją marną zdobycz i rzuciły się na Arhima i Rincena.
-Biegnę do działka!! - wrzasnął w panice Rincen i rzucił się do wieżyczki obronnej.
-Dobra, naprowadzę ci je, żebyś miał je w zasięgu! - odkrzyknął Chiss po czym zaczął drażnić raptory żółtym światłem miecza świetlnego.
Rincen szybko zajął stanowisko na wieżyczce po czym zastrzelił obydwa raptory. Adepci poćwiartowali mięso raptorów znacznie lepsze jakościowo od marnego ścierwa howlerów.

Pozostało jeszcze tylko rozpalić ognisko. Arhim porobał ścięte drzewo na kawałki po czym ułożył je w jednym miejscu i przykrył swoją szatą. Naśrodku umieścił swój miecz treningowy, który zaraz potem zniszczył swoim zwykłym mieczem. Wybuch spowodował zapalenie się szaty, a następnie rozprzestrzenienia się ognia na drewno. Ognisko było gotowe.
W końcu z nastaniem prawdziwej nocy pojawiła się grupa Jedi, którzy uczestniczyli w misji.


3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Przyznam się szczerze, że nie potrafiłem odtworzyć dialogów dlatego trochę drętwo to wypada.

4. Autor raportu: Adept Rincen Meergo

: 18 sie 2009, 20:36
autor: Xarthes
Ostateczna konfrontacja - część I

1. Data, godzina zdarzenia: 18.08.09, 19:00-20:00

2. Opis wydarzenia: Odprawa jak zwykle nieco się opóźniała, budując nieco nerwową atmosferę przed z pozoru łatwą misją. Jeon Vreek dotarł do oczekujących na dziedzińcu wybrańców do tej wyprawy. Po krótkich słowach wstępu i instrukcjach dotyczących dowodzenia i niespodziewanych wydarzeń, Jedi wyruszyli żwawym i ochoczym krokiem w nieznane. Dżungla jak zawsze przywitała ich najgorzej jak tylko potrafiła. Grunt pod nogami był grząski, rzęsisty deszcz dokuczał każdemu z maszerujących. Wysokie zbocze po którym wszyscy schodzili z wielką ostrożnością umożliwiło w miarę szybkie zauważenie raptorów. Mistrz Ablazer postanowił przetestować swojego ucznia i rozkazał mu zejść do zwierząt by je uspokoić. Po krótkiej chwili jednak bestie stawały się jednak jeszcze bardziej rozjuszone, do akcji więc weszli Padawani i Rycerze ucząc stwory czym jest miecz świetlny. Niestety nie obyło się bez pierwszych rannych. Uczeń Binol skończył z dość głębokimi ranami, zaś Padawan San z niewielkimi zadrapaniami. Błyskawicznie sprawą zają się Rycerz Bart. Niestety, jego zapasy były bardzo małe i już na samym początku podróży się wyczerpały. Kompania ruszyła dalej przemierzając mnogie przeszkody, jednak najgroźniejszym wrogiem okazało się zmęczenie i aura pogodowa Yavin IV. Nie raz ktoś nurkował w błocie po kostki czy nawet kolana, podmokły teren również musiał być pokonywany sporymi łukami. W końcu jednak wszyscy stanęli przed wzgórzem, za którego w oddali dało ujrzeć się olbrzymią dolinę na końcu której znajdowała się tajemnicza brama. Przed wspinaczką został zarządzony odpoczynek. Potrzebny on był głównie wycieńczonemu od leczenia Mocą rannych Rycerzowi Bartowi. Po wypoczynku trwającym około kwadrans wszyscy sprawnie zaczęli wspinaczke po lince umieszczonej przez Mistrza Ablazera. Widok doliny zaskoczył każdego, szczególnie, że wejście do niej, oraz ona sama była bogata w mnogie, niemalże nienaturalne ukształtowania terenu. Nasunęło to podejrzenia, że to przejście utworzyło się w ostatnich dniach przez występowanie tych wszystkich anomalii. Dolina była dziwnie spokojna, marsz przez nią zaja blisko dwie godziny. W tym czasie deszcz ustał poprawiając nieco nastroje wszystkich. W końcu jednak Jedi znaleźli się przed bramą do skalnej, niezwykle starej budowli i z zapartym tchem oglądali to co stało przed nimi...

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Brak

4. Autor raportu: Adept Xarthes

: 22 gru 2009, 10:41
autor: Cradum Vanukar
Kryjówka bandytów

1. Data, godzina zdarzenia: 28.11.09, 11.00

2. Opis wydarzenia:

Mistrz z uczniem razem wyruszyli przez bramę Akademii w kierunku doliny. Przed wejściem do niej stały 2 ścigacze.
- Przygotuj je, ja ustawię holodate - mruknął Vreek.
Podczas gdy San oporządzał ścigacze, Rycerz ustawiał holodate tak, by dawała znać, gdy będą w pobliżu miejsca, w którym coś się wydarzyło. Po krótkim pouczeniu Ucznia, wyruszyli na ścigaczach w głąb doliny. Dotarli do miejsca, w którym trzeba było przerzucić pojazdy, za co zabrał się Vreek, a San przyglądał się Howlerowi, który dziwnie się zachowywał.
Sprawiał wrażenie oszalałego, Rycerz próbował nawiązać z nim kontakt, jednak nie udało mu się, a zwierzę uciekło.
- Widocznie mu odbiło, i nie jestem pewien, czy to naturalne zjawisko - powiedział Vreek.
- Widocznie jest przestraszony - odparł San i wzruszył ramionami.
Podczas dalszej drogi spotkali jeszcze jednego Howlera, który prawdopodobnie odłączył się od stada.
- Rzadko zdarza się spotkać pojedyncze Howlery, z jakiegoś powodu odłączył się od grupy i dodatkowo boi się ludzi. Być może jesteśmy blisko.
Chwilę później holodata dała sygnał, że są w pobliżu dość istotnego miejsca. Wskazywała na budynek, przy którym Kannos Lightdust zgubił Rodianina.
San przeszukiwał dolną część budynku, a w zasadzie pozostałości po budynku, a Vreek górną. Ten drugi znalazł stare, zużyte części. Wyglądało to trochę jak skład złomu, jednak wsród tych starych części znalazły się i nowe, niestety nie można było ocenić kiedy zostały tu umieszczone.
Zeskoczyli na dół, a Rycerz skupił się i próbował wyczuć jakąś inną istotę. Wyczuł ślady energii życiowej za zniszczoną bramą.
- Chyba tu niedawno byli, a w takim razie - są niedaleko. Jeśli ich spotkamy i będą mieli ścigacze, celuj najpierw w nie. Bez nich będą bezbronni.
Następne miejsce było jakieś 300 metrów od poprzedniego. Było to miejsce, w którym Rodianin porzucił ścigacz. San dokładnie przyglądał się śladom, te jednak prowadziły w głąb doliny i w pewnym momencie się urywały.
Na dalszej drodze spotkali problem - ich droga prowadziła przez zbiornik wody.
- Jeśli trochę mi pomożesz, to uda nam się je przenieść - rzucił Vreek
San skinął głową i otworzył umysł.
Obydwa ścigacze udało się przenieść na drugą stronę brzegu, jednak to zadanie nieco wyczerpało Jedi.
Po przejściu przez wodę, holodata znowu zapiszczała. Było to miejsce, gdzie Layfon i Xarthes uciekali przed bandytami z generatorem. Oprócz tego wskazywała budynek, przy którym pościg się rozpoczął.
Przy budynku holodata znów dała znać. W środku niego Kannos i Jekk spotkali Rodianina.
Podczas przeszukiwania terenu, Vreek znalazł skrzynię nieopodal budynku. Po chwili dołączył do niego uczeń. San zaczął przeszukiwać dokładnie skrzynię i znalazł w niej mały, stary datapad. Ostrożnie go wyjął i włączył. Datapad miał uszkodzone dane, jednak dało się to naprawić. Po kolei zaczął szukać plików, które nadają się do odczytania, podczas gdy Vreek rozprawiał się z Howlerami. Gdy wrócił, San pokazał mu wiadomość o treści: "Słuchaj, zabiłem wczoraj tego rannego i zakopałem zwłoki w jaskini".
- Są jeszcze jakieś inne wiadomości ?
- Chyba nie.
Jednak było jeszcze 5 plików, które można było odczytać.
- Nie ma to jak dobrze sprawdzić, co San ?
Ten uśmiechnął się lekko i zaczął przeglądać dostępne pliki.
Pierwsza wiadomość zawierała treść: "Musimy usunąć ten posąg, czy tylko moim zdaniem wprowadza tutaj okropny nastrój?"
Obydwoje już wiedzieli o jaką jaskinię chodzi, jednak dalej czytali wiadomości.
Druga wiadomość: "Te głupie Jedi rozwaliły jeden z naszych pojazdów. Spróbujcie zdobyć gdzieś drugie, muszą być kolejne."
Trzecia wiadomość: "Przeklęty Kel Dor odstrzelił jednemu z nas łapę. Nie mówcie mu tego, ale chyba powinniśmy go zabić, w takim stanie juz na nic nam sie nie przyda."
Obydwoje szybko skojarzyli, że chodzi o Barta.
Czwarta wiadomość: "Jaskinia sprawdza się coraz lepiej, ale uważajcie chłopaki na tą wodę, możecie nią uszkodzić któryś ze sprzętów"
Piąta wiadomość: "Zekk, załatw tu coś do żarcia"
- Jaskinia, posąg. Chyba kojarzysz to miejsce
- Chyba na pewno.
- Mamy już obrany cel. W drogę
Dotarli do miejsca, w którym musieli pójść pieszo, a w zasadzie zeskoczyć na dół.
- Dobrze wyhamuj lot, inaczej zostanie z Ciebie plama.
Vreek zrobił cienką barierę wokół ścigaczy w razie gdyby Howlery próbowały się do nich dobrać.
Powoli zeszli w dół.
Po dotarciu na miejsce, Vreek zniósł barierę, inaczej utrzymywanie jej wyczerpałoby go.
Po krótkiej podróży dotarli do jaskini. Wokół niej było dużo truchła raptorów i innych zwierząt. Cały czas mając się na baczności weszli do jaskini.
Znaleźli się po drugiej stronie wodospadu. Przez wodę można było dostrzec sylwetkę jednej osoby. Po chwili do niej dołączyła druga i zaczęli rozmawiać. Gdy jedna z nich odwróciła się plecami, Vreek wykorzystał ten moment, podniósł kamień i cisnął nim w bandytę.
Ten padł na ziemię lekko zamroczony, a gdy wstał rzucił do drugiego.
- Wiem, że nie kochasz niczego co związane ze mną, ale do kuwy nędzy nie ciśnij mi w plecy kamieniami!
Tamten zaprzeczał, że to nie on, jednak marnie mu to szło.
- Teraz zaczekajmy, aż któryś padnie nieprzytomny - szepnął Vreek.
- Sami się wykończą - odparł San.
Po dość ostrej wymianie zdań przez piratów, Rycerz podniósł swój głos i rzekł:
- Rozgniewaliście ducha tego miejsca !
Głos rozszedł się po całej jaskini. Zdezorientował on bandytów, a niektórzy byli wystraszeni. Jeden z nich wpadł w szał i zaczął strzelać blasterem gdzie popadnie.
- Teraz musimy zaczekać aż sobie pójdą i wyłapać ich jak szczury.
Gdy bandyci się rozeszli, zeskoczyli na dół, a następnie wskoczyli na podniesienie, z którego mieli dobry widok na posąg i bandytów wokół niego. Vreek zaczął ruszać posągiem za pomocą Mocy, co nieco zdezorientowało bandytów ponownie, a San ciskał w nich kamieniami.
Niestety jeden z bandytów zorientował się, skąd lecą kamienie.
- Durnie, są na górze ! - krzyknął
Vreek i San rozdzielili się. San cofając się do tyłu spotkał jednego bandytę z blasterem, szybko rzucił się na niego i po paru ciosach pięściami, pchnął nim Mocą o ścianę, a następnie kopnął. Bandyta spadł na dół łamiąc sobie kręgosłup. Po drodze spotkał więzionego pilota republiki, któremu udało się chwilowo uciec. San wręczył mu blaster i kazał iść przodem.
W tym samym czasie Vreek rozprawiał się z innymi, niestety część bandytów zginęło podczas upadku z wysokości.
San zgubił gdzieś pilota podczas gdy podążał do Vreeka. Gdy do niego dotarł, ujrzał Trandoshanina trzymającego blaster przy skroni pilota.
- Ani kroku dalej, bo go zabiję !
- Masz nas w szachu, kolego - powiedział spokojnie Vreek
- Tak, mam ..
W tym samym czasie San oddalił się i obszedł Trandoshanina z drugiej strony, po czym uderzył go pięścią w skroń, a ten padł nieprzytomny.
- Dobra robota, zwiąż go jak świniaka - parsknął Rycerz.
Uczeń Jedi zdjął pasek Trandoshaninowi i innemu nieprzytomnemu bandycie z połamanymi nogami i mocno związał mu ręce i nogi.
Podczas gdy Vreek sprzeczał się z pilotem republiki podważając jego tożsamość, San sprawdzał, czy inni bandyci żyją. Ocalało tylko dwóch, Trandoshanin i ten z połamanymi nogami.
Doszło do użycia siły na pilocie, i Vreek zaatakował jego umysł naginając go według swojej woli. Wreszcie ten oddał mu broń i ruszyli ku wyjściu.
Przy wyjściu z jaskini słyszeli głośne kroki. W oddali można było zobaczyć zarys czegoś dużego. To był AT-ST.
San i Vreek zostawili bandytów i pilota przed jaskinią, a sami ruszyli rozprawić się z maszyną. AT-ST nadepnęło Rycerzowi na nogę, podczas gdy ten próbował obciąć mu odnóża. Wreszcie udało się i maszyna padła na ziemię.
San opatrzył Vreeka jak tylko umiał, dzięki czemu nie odczuwał takiego bólu przy chodzeniu. Po powrocie do jaskini spostrzegli, że pilot uciekł.
Gdy wrócili do doliny, ścigacze były w nienaruszonym stanie, a podróż przebiegła bez problemów. San zajął się więźniami i zostawił ich w jednym z korytarzy, a Binol postawił tam pole siłowe.

3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Przepraszam, że tak późno się to ukazało, następnym razem wezmę się za to od razu.

4. Autor raportu: Uczeń Jedi San Duur