1. Informacje bazowe
a. Imię: Eryk
b. Wiek: 27
c. Zainteresowania/Hobby:
Akwarystyka, Majsterkowanie i informatyka o szerokim zakresie, głównie programowanie i grafika.
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze:
Chyba nie jest to już konieczne, ze względu na fakt, że większość osób jakoś mnie zna, bardziej lub mniej. Dla tych którzy mnie nie kojarzą – żonaty, 3-letnia córa, prowadzę własną działalność gospodarczą. Zajmuję się chłodnictwem przemysłowym, klimatyzacją, wentylacją i pompami ciepła. Od niecałego roku znalazłem nowe hobby, a mianowicie prowadzenie akwarium. Zaczęło się od jednego małego, a teraz już mam 80L i 20L (w mniejszym żona hoduje „bejbiki”), z profesjonalnym sprzętem i chemią, miałbym używaną Multiplę za to xD (na większe nie mam miejsca chwilowo).
W sieci lubię udzielać się charytatywnie tam, gdzie mogę być potrzebny a moja pomoc jest chętnie przyjmowana. Jestem typem człowieka, który nie potrafi być tylko „pochłaniaczem” tego co inni produkują, ale sam także muszę coś dać od siebie.
Tutaj zaznaczę, że chociaż roleplay ogrywam od ponad 13 lat, to z wydaniem InGame (jak Szlaki) mam jakiś cholerny problem, aby się wkręcić, jednak wciąż próbuję. I nie chodzi tu o to, że jest dla mnie nurzące, bo inaczej dałbym sobie spokój dawno temu, ale mam jakiś wewnętrzny problem, aby „wbić” się w doświadczone postacie i się rozkręcić. No ale, jestem uparty i wciąż próbuję :D
Jak kogoś interesuje więcej faktów z mojego życia, chętnie opowiem, ale prywatnie :)
e. Nazwa konta Steam: MoonArt
f. Nazwa konta Discord: Key#3563
2. Scena RP/RP w JK3
a. Formy rozgrywki: IRC, Telegram, PBFy i poważniejsze discordówki, trochę InGame
b. Organizacje/Grupy: Trochę tego było, ale z obecnych to Herbia
c. Staż: Wiele, wiele lat.
d. Powód zakończenia gry: Trochę ich było, ciężko wszystko wymienić :) Ale to też wałkowałem kilka razy.
3. Postać
a. Imię i nazwisko: Nuru’acari’uminatta
b. Wiek: 21
c. Pochodzenie: Naporar
d. Rasa: Chiss
e. Wygląd:
Acari na pierwszy rzut oka posiada smukłą sylwetkę, lekko wysportowaną ale bez mocno uwydatnionych mięśni. Ma jasnoniebieską karnację i skórę pozbawioną widocznych skaz. Jak na chissa przystało, jej oczy niemal mienią się czerwienią, gdzie tęczówki i źrenica zarysowane są czernią. Usta posiadają naturalny kolor, niepoddawany „obróbce”.
Włosy sięgają jej trochę poniżej ramion, mają intensywnie niebieski kolor, przeplatany niemal podchodzącymi pod czerń pasmami. Naturalnie są one lekko uniesione i puszyste, zmieniając swoją formę tylko z powodu namoknięcia.
Zwykle jej wyraz twarzy jest dość tajemniczy, przenikający, typowy dla formalnego stylu życia, pełnego wojskowej musztry. Można czasami odnieść wrażenie, że ma ochotę wydrapać komuś oczy, ale głównie przez kolor oczu. Kiedy się uśmiecha, całkowicie zmienia to jej odbiór przez innych, chociaż pozostaje ta nuta tajemniczości.
f. Historia:
- Spędzisz tam kolejne kilka miesięcy, aż zmądrzejesz. Ciesz się, że trafiłaś na mnie, inaczej mogłoby się to skończyć gorzej.
- Za co matko? Za chęć poznania tego, co leży poza naszymi granicami? Za chęć potwierdzenia tego, co pompują nam przez całe życie do głowy? Skoro panuje tam chaos to nie musisz się obawiać, nie zostanę tam dłużej niż muszę.
- Zastanów się, kim chcesz zostać, bo takimi działaniami i pytaniami, zmarnujesz życie sobie, a mi możesz zniszczyć karierę. Nie żyjesz tylko dla siebie Nuru’acari’uminatto. Nie pozwolę ci uganiać się za jakimiś wytworami wyobraźni.
- Więc pozwól mi się tylko przekonać, wtedy…
- Wystarczy, nigdzie nie polecisz, masz utrzymać stanowisko.
W tym momencie nagranie zostało zatrzymane.
No, to tak z grubsza zaczął się początek końca mojej kariery we flocie Imperium Chissów. Moja matka, Nuru’itani’uminatta, postanowiła przedłużyć mi „wyrok”, za chęć potwierdzenia tego, w co wszyscy wierzymy. Pewnie zastanawiasz się, w co wierzymy, prawda? A także skąd się tu wzięłam, skoro moja rasa tak bardzo się izoluje od innych? Może kilka faktów z mojego życia ci to nakreśli.
Zacznijmy od tego, że chociaż w normalnej rodzinie występuje zwykle ojciec i matka, tak w moim życiu była tylko matka. Moja wiedza o ojcu kończy się tylko na tym, że go miałam, a moja rodzicielka zdradziła tylko tyle, że zdezerterował i został skazany na śmierć. Zastanawiasz się teraz pewnie, dlaczego więc wstąpiłam do Sił Ekspansyjno-Obronnych, przecież powinnam nienawidzić wszystkiego, co związane z wojskiem za to, że odebrali mi ojca. Jednak u nas, służba wojskowa to niemal tradycja i jedna z najważniejszych gałęzi naszej kultury, nie da się tego nienawidzić, gdyż po prostu jest to naszym życiem. Inna sprawa, że moja rodzina od wielu pokoleń jest ściśle związana z Siłami Obronnymi, tak więc naturalne było to, że i ja się tam w końcu znajdę. A skoro takie było prawo, to nie można z tym dyskutować, ojciec najwyraźniej zasłużył na swój los i kropka. Tak…
Jeszcze do niedawna mogłabym tak pomyśleć, jednak wiele się zmieniło od czasu wojny z Vongami.
Przestaliśmy udawać, że problemy galaktyki nie są naszymi problemami, dołączyliśmy do wojny i wspólnie z innymi, wygraliśmy. Jednak spora część propagandy pozostała, tym z nas, szczególnie młodszym, dalej próbowano wmawiać, że tylko nasz rząd jest najlepszy i najlepiej może zaradzić problemom dręczącym galaktykę, ale ostatecznie wciąż dbaliśmy tylko o siebie. I pewnie dalej bym w to wierzyła, ale nie tylko wojna wpłynęła na mój sposób myślenia. Zabawne, jak nawet wojna i sojusz z innymi rasami nie może przełamać bariery życia w propagandzie i ksenofobii, a potrafi to sen. Nie śmiej się, to nie żart.
Zawsze byłam trochę inna niż wszyscy w Akademii, zawsze buntownicza i poddająca w weryfikację to, czego się uczyłam, ale nawet mnie dopadała propaganda i czasami łykałam pewne rzeczy na słowo, bez potwierdzenia tego swoimi obserwacjami. Skoro tak nas uczyli, to nie mogli przecież się mylić, prawda? A jednak. Jestem tu od kilku dni, ale już dostrzegłam, jak bardzo rzeczywistość nie ima się tego, co nam wpajano przez cały cykl kształcenia. Poza naszymi granicami, życie nie przebiega specjalnie inaczej, oczywiście są różnice, a sporo z nich ciężko mi zrozumieć, ale zupełnie inaczej przedstawiają to u nas.
Krótko po wybuchu wojny z Vongami, nawet nie pamiętam dnia, kiedy się to stało, ale było to pewnej nocy, miałam dziwny sen. Zwykle sny szybko zapominamy, ale ten jeden pamiętam dość dobrze. Był bardzo dziwny, niemal czułam jakbym tam była. Opowiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać.
No dobrze, pamiętam, że klęczałam nad jakimś rodianinem, był ranny, ale wyglądało na to, że przeżyje. Słyszałam strzały i widziałam przelatujące niedaleko wiązki blasterów. Spojrzałam w lewo, widziałam chyba przyjaznych żołnierzy, odpowiadali ogniem na wprost, jednak nie widziałam napastników. Chciałam obrócić głowę w prawo, ale nim zdążyłam to zrobić, na ułamek sekundy zauważyłam lecącą z naprzeciwka wiązkę blastera. Byłam pewna, że oberwę, ale wtedy przed moimi oczami zrobiło się niemal oślepiająco jasno. Byłam pewna, że umarłam, ale nie, usłyszałam dziwne buczenie. Przetarłam oczy i spojrzałam w prawo nad siebie. Tuż obok mnie stała postać, miała długie kruczoczarne włosy, a oczy były jakieś dziwne, niebieski, ale jestem pewna, że była człowiekiem. W dłoni…, w dłoni trzymała miecz świetlny. Tak, wiem, jak to brzmi, nigdy w życiu nie widziałam żadnego z nich na oczy, a jedynie słyszałam to i owo, głównie plotki, ale ciężko o wiarygodne informacje w naszej przestrzeni. Jednak, jak sądzę, że była to Jedi, są oni u nas szanowani, a tym bardziej w naszej armii.
Jednak wracając, ta kobieta uśmiechnęła się do mnie, a zaraz za nią widziałam innych, niektórych twarze zdążyłam zapamiętać, innych nie. Kobieta wyciągnęła w moją stronę dłoń, a ja chwyciłam ją, wstałam. I teraz najlepsze, odezwała się w moją stronę, słyszałam jej głos, powiedziała tylko „Dołącz do nas”. I tyle, koniec, sen się urwał. Brzmi jak niezła historia wymyślona po proszkach, prawda? Jednak coś w tym śnie sprawiło, że zaczęłam powątpiewać w to, czego przez całe życie się tak kurczowo trzymałam, ale nie od razu, nie nagle, był to proces kilkutygodniowy, w czasie kiedy byłam odizolowana od kogokolwiek.
Pamiętasz nagranie, które odtworzyłam? Nigdy nie byłam przykładnym żołnierzem, często próbowałam wykonywać obowiązki po swojemu, czasami, aby ułatwić sobie życie, a czasami, aby było to wydajniejsze. Możesz nie znać naszej kultury, ale zwykle indywidua takie jak ja, mają u nas pod górkę, wychylanie się przed regulaminy, działanie po swojemu lub bez wyraźnego rozkazu, jest źle postrzegane, a często prowadzi do poważnych tarapatów. Kiedy wojna dobiegła końca, matka powróciła wraz z załogą do naszej przestrzeni, wtedy też zgodziła się, abym mogła służyć pod nią na jej krążowniku Adamant. I to chyba nie był dobry pomysł, który oczywiście był mój. Tak w ogóle to jestem pilotką. W trakcie wojny należałam do grupy obronnej Csilli, patrolowałam jej orbitę, strasznie nudny przydział. Dołączając na Adamant, miałam nadzieję na trochę akcji, ale wojna się skończyła, a ja znowu zostałam przydzielona do nudnego oblatywania myśliwców. No i kilka razy pozwoliłam sobie na niesubordynację, wykonując niebezpieczne manewry w pobliżu krążownika, przynajmniej takie były według matki, ja miałam wszystko pod kontrolą. I tak kilka chwil adrenaliny, przepłaciłam miesiącami na odludziu. Nie znałam swojego ojca, ale mam wrażenie, że uśmiechnąłby się na widok tej niesubordynacji. Zauważyłam, że tutaj relacje dziecko-rodzic wyglądają zupełnie inaczej, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ciężko mi to sobie wyobrazić, ale dzieci sprawiają wrażenie bardziej…zadowolonych, szczęśliwych. Nie mogę powiedzieć, że czuję się niekochana przez matkę, ale myślę, że mogłoby to wyglądać trochę lepiej. Pewnie poczułaby się zawiedziona, słysząc te słowa, ale z drugiej strony, nie wiem czy w ogóle by ją to ruszyło.
Za swoją indywidualność trafiłam na przygraniczną planetę, gdzie po za jednym niewielkim posterunkiem, nie było tam absolutnie niczego. Wylądowałam tam sama, a moim zadaniem przez najbliższe miesiące była obserwacja radarów, zapowiadało się cudownie nudno. Moja dowódczyni chyba nie wzięła jednak pod uwagę, że taka izolacja raczej nie zdziała dużo dobrego, a wręcz przeciwnie. Oczywiście nie chciałam tego, ale nie mając zbyt wiele zajęć, a tym bardziej do kogo otworzyć usta, myślałam tylko o żalu jaki miałam do matki. Trwało to dni i tygodnie, a obserwacja radarów, oglądanie filmów i słuchanie muzyki na niewiele się zdawało. Miałam swój myśliwiec i mogłabym stamtąd odlecieć, ale wtedy na pewno czekałby mnie sąd wojskowy. Instynkt przetrwania był jednak silniejszy, a robiąc coś takiego, naraziłabym też matkę, nie mogłabym jej tego zrobić. Chciałam żyć trochę inaczej, ale mimo wszystko byłam żołnierzem, musiałam balansować na granicy, ale jednak nie przekraczać pewnej linii. Jestem pilotem z pasji, ale bycie kolejnym pionkiem w szeregu nie jest mi pisane, chociaż odnajduję pewną radość z zapewnianiu bezpieczeństwa wszystkim tym, którzy sami nie mogą tego zrobić.
Minęły trzy, a może cztery miesiące od zesłania na tę skałę. Wtedy miałam też drugi sen. Pierwszy początkowo traktowałam jak dziwny, ale jednak zwykły sen, jednak jakie są szanse na drugi tego typu? Myślisz, że to zmyślam? Nie ważne, ale muszę ci go opowiedzieć, jeśli chcesz się dowiedzieć skąd się tu wzięłam i przede wszystkim, dlaczego.
Byłam w jakimś promie, nie pamiętam jednak go na tyle, aby określić model. Przez iluminatory widziałam przestrzeń, lecieliśmy. Siedziałam w strefie dla pasażerów, a obok mnie i naprzeciwko były inne istoty, jakiś quarren, miraluka, neimoidianin i ta kobieta, o której wspominałam wcześniej. Tym razem nikt nie skupiał się na mnie, gdyż wszyscy wyglądali na zmęczonych, usłyszałam tylko jedno zdanie, wypowiedziane przez kogoś z kokpitu. Pewnie interesuje cię jakie, prawda? Brzmiało „Zbliżamy się do Hakassi”. Cokolwiek to było, szanse na sen z tymi samymi postaciami były minimalne.
Wtedy właśnie zrozumiałam, że coś jest ze mną nie tak, wtedy dotarło do mnie, że pierwszy sen nie był tylko snem a bardziej…zaproszeniem? Musiałam się tego dowiedzieć, ale mogłam tego dokonać tylko za zgodą swojego dowódcy. No i tutaj wracamy do nagrania, tak właśnie wyglądała odpowiedź mojej matki, na prośbę o wykonanie lotu na Hakassi. Nie wiedziałam, czy to co śniłam było prawdą, czy udając się na Hakassi spotkam Jedi, a jeśli tak, to czy otrzymam wyjaśnienie tych dziwnych snów. Byłam jednak żołnierzem, chroniłam swoich rodaków, a oni robili to dla każdego, byli także poważaną organizacją, a możliwość wstąpienia w ich szeregi, byłoby wyróżnieniem dla mnie, mojej matki i naszej rasy…oczywiście gdyby tylko udałoby się tam dostać, bez jawnej dezercji. Musiałam coś wymyśleć, nie miałam zamiaru spędzić tutaj kolejnych kilku miesięcy.
Ślęczałam nad rozwiązaniem kilka dni, ale w końcu udało mi się je znaleźć. Regulamin placówki jasno mówił, że w razie niemożności sprawowania obowiązków z powodu złego stanu zdrowia, wymagane jest zgłoszenie tego dowództwu, zorganizowane zostanie zastępstwo, a chory zostanie wysłany na leczenie. No cóż, nikt nie udowodni mi, że nie cierpię na powidoki przejściowe, spowodowane długim wpatrywaniem się w ekran, prawda? Nie mogłam jednak od tak zgłosić tego faktu, byłoby to podejrzane, dlatego wpierw dwa razy zgłosiłam, że radar coś wykrył. Błędna ocena sytuacji i angażowanie oddziału myśliwskiego szybko sprawiły, że to dowództwo samo skierowało zastępstwo, a mi kazali zgłosić się na badania. Teraz było już z górki, ale przynajmniej wróciłam do cywilizacji, na Csillę. Oczywiście nie obyło się bez małej pogadanki ze strony mojej dowódczyni, ale jakimś cudem nabrałam nawet ją, a przynajmniej tak sądzę, mogła też udawać aby cała sytuacja ucichła, nie angażując w to wyższych rangą. Nie byłam na tyle istotną chisską, aby ktoś więcej się mną interesował.
Wykorzystując urlop, a raczej zwolnienie lekarskie, miałam okazję wyrwać się z naszej przestrzeni. Dostałam zalecenie, aby dać odpocząć umysłowi i oczom, dlatego nie byłam przywiązana do domu i mogłam opuścić Csillę. Ze względu na otwarcie granic i łatwiejsze podróże, opuszczenie naszej przestrzeni nie było dużym problemem. Kilkanaście przesiadek później znalazłam się tutaj na Hakassi. I tak to wyglądało, dlatego się tu znalazłam. Teraz tylko zastanawiam się, jak znaleźć tych Jedi, krąży dużo plotek, ale nic pewnego. Niemądrze byłoby pytać o takie rzeczy na ulicy, to logiczne. Najlepiej będzie uciec się do oficjalnych miejsc, oni muszą mieć pojęcie o swoich „gościach”, a nawet jeśli będą to ukrywać, nie naślą na mnie typów spod ciemnej gwiazdy, nie żebym nie umiała się bronić, ale po co ryzykować? Prawdę mówiąc, wciąż nie przygotowałam wstępnej mowy, co ja im powiem, kiedy już ich spotkam? Czy godnie się przedstawię? Tego wymaga nasz protokół komunikacji z innymi rasami i rządami, jeśli to sknocę, mogę mieć poważne problemy, jeśli kiedyś wrócę do domu. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, będę mogła wrócić bez obaw, z podniesioną głową.
4. Informacje dodatkowe
a. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze?
Dobrej zabawy, zaangażowania w historię (ale to z mojej strony :D), ale przecież to już wiecie xD
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji?
No to już nieraz pisałem, wiadomo :D
c. Uwagi do karty.
Dzięki uwagom kolegów Zosha, Fella i Rylanora (wielki szacunek w waszą stronę), zmodernizowałem postać tak, aby mniej angażowała mnie swoją wiedzą o rodach, kulturze i ogólnie "świecie" chissów. Nie chodzi tutaj też o to, że nie przewertowałem ich historii, kultury i ogólnie wszystkiego co mogłem o nich znaleźć (włącznie z tekstem na Szlakach), ale jednak nie chcę robić z postaci biblioteki, a postać normalną, która ma prawo czegoś nie wiedzieć lub źle kojarzyć, a jednak zachować pewną ideę, którą kiedyś stworzyłem. Tak więc mam duże nadzieję, że postać będzie łatwa w prowadzeniu, ale jednak miała ciekawą przeszłość i charakter :)