1. Informacje bazowea. Imię: Bożydar
b. Wiek: 24
c. Zainteresowania/Hobby: Hazard - Tutaj wchodzi wszystko, bukmacherka, wirtualne sporty, a szczególne miejsce w serduszku ma pokerek na pewnym serwisie, gdzie bardzo dobrze poznałem się z krupierkami. Sport, wrestling, Blender.
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Miły koleś z internetu. Profesor zapasów, który śledzi każde - związane z tym sportem - japońskie wydarzenie od niespełna dziesięciu lat. Pewna część mnie jest oddana również siłowni. Od kilku lat regularnie ćwiczę, aplikując przy tym sterydy anaboliczne. Nie wstydzę się tego, pomogły mi zbudować zadowalającą dla mnie tężyznę fizyczną. Jestem towarzyską osobą, lubię rozmawiać o wszystkim i o niczym, moja gadatliwość, to jednocześnie wada i zaleta. Noce spędzam na robieniu różnych pierdół w blenderze, mając w tym samym czasie odpalonego na pasku pokera.
e. Kontakt:
- email
bozydar.kasztanowski@protonmail.com- steam
https://steamcommunity.com/id/sysy-monke/2. Doświadczenie z RPa. Formy rozgrywki: SAMP (Serwisy zagraniczne), MTA, zapaśnicze pbfy, OFP, gothic multiplayer.
b. Organizacje/Grupy: Bywało różnie. Najczęściej kręciłem się przy jakichś dziwacznych projektach.
c. Staż: 9 lat.
d. Powód zakończenia gry: Brak miejsca do gry.
3. Postaća. Imię i nazwisko: Simon Arrs
b. Wiek: 25
c. Pochodzenie: Tatooine
d. Rasa: Człowiek
e. Wygląd: Śniady mężczyzna o drapieżnej budowie ciała i niedźwiedziej aparycji. Powagi dodaje mu kuriozalnych rozmiarów, ale również jakże urodziwego kształtu szczęka. Samą żuchwę akcentuje przeciętna szczeć. Łuki brwi lekko opadające po zewnętrznych kącikach, podkreślają jego delikatność i wrażliwość. Szyja mocno zarysowana ledwie widocznymi poziomymi liniami.
f. Historia:
- Zainwestuj w gogle ochronne, nie pociągniesz długo zasłaniając twarz kawałkiem szmaty - rzucił do mnie barman, nalewając trunku. Faktycznie, moje oczy były podrażnione przez piasek, ale moja aktualna sytuacja finansowa nie pozwalała na taki luksus jak gogle.
- Dzięki, przemyślę to. - Rzekłem jedynie, zabierając jednocześnie to coś, co nalał barman. Piwem nie można było tego nazwać, choć nie można się spodziewać cudów, gdy jest tańsze od szklanki wody. Obrzuciłem wzrokiem główną izbę kantyny jeszcze raz, prócz mnie i moich nowych znajomków nie było tutaj zbyt dużo klientów. Chociaż nie dziwota, w końcu godzina była wczesna, więc tylko ludzie mojego pokroju tutaj przesiadywali. Zresztą byłoby to ostatnie miejsce, do którego człowiek z groszem przy duszy by zawitał. Budynek już z zewnątrz odrzucał, stojąc jak potężny kloc z gołymi, niewykończonymi ścianami. W środku było jeszcze gorzej, gdyż ściany prócz tego, że były kompletnie nagie, to zdobiły je plamy różnych wielkości, kolorów i odcieni. Gdy korzystałem z toalety, nachodziły mnie wymioty, a do podłogi prawie się przykleiłem. Ale cóż, kto wybrzydza, ten nie pije. Ruszyłem wolnym krokiem w stronę stolika mojego, przy którym siedziało trzech podróżnych. Tak się nazywali, choć wiedziałem, że były to męty społeczne, które teraz ze mną piją, a wieczorem bez mrugnięcia okiem obrabowaliby mnie w ciemnej alejce, a potem zostawili moje truchło, żeby zgniło. Postawiłem piwo na stole, usiadłem na krześle plecami do ściany, by widzieć wejście i całe pomieszczenie.
- No, to na czym skończyłem? - Zagadałem, biorąc łyk piwa. Było naprawdę okropne, tak okropne, że biadolenie na ten temat jest wręcz obowiązkowe.
- Miałeś nam opowiedzieć o życiu najemnika - rzekł jeden z nich, rachityczny człowiek, który zęby miał czarne, a włosy białe, choć w tej samej ilości. Patrząc na niego, można by powiedzieć, że żebrak, że biedak. Lecz ja widziałem w nim przebiegłego szczura, który wykorzystuje swój wygląd, by przechytrzyć osobę stojącą mu na drodze.
- Mówię to wam tylko dlatego, że się nie znamy, a ja jestem tu przejazdem. Poza tym jest duża szansa, że przez waszą profesję wkrótce umrzecie, więc mam gdzieś, że będziecie o tym wiedzieć. Słuchajcie, bo nie będę się powtarzać. - Skończywszy swój wywód, pociągnąłem jeszcze jeden łyk parszywego trunku.
Czym było dla mnie życie najemnika? Chyba jedynie sposobem zarobku, tak sobie to tłumaczyłem. Większość durniów dołączyła do bandy, żeby stykać się z resztą nieudaczników i chrzanić o nieistniejącym braterstwie, ale ja? Nie byłem taki, nie wstąpiłem do grupy Lena, żeby poczuć się członkiem rodziny, chciałem zafundować sobie dobre życie — byłem głupcem. Nie należałem do tych legendarnych łowców, o których można usłyszeć w opowieściach. Byłem prostym kwatermistrzem. Zajmowałem się sprzętem i to cholernie dobrze. Potrafię wcisnąć każdy element wyposażenia w idealne miejsce, aby jak najefektywniej wykorzystać przestrzeń. Logistyka w zaopatrzeniu bywa ważniejsza niż umiejętności w walce. Bycie facetem od sprzętu pozbawiło mnie kolorowych opowieści, czy zabijania gigantycznych kreatur — byłem tutaj częścią dobrze naoliwionej maszyny. Śmierć była jej rozdziałem. Im szybciej ją zaakceptowałem, tym bardziej mogłem cieszyć się swoim pobytem na Tatooine. Tak przynajmniej mówił Veer, chyba najbardziej łebski żołnierz w całej tej niedokształconej bandzie najemników. Miałem zamiar wziąć jego słowa do serca, gdyby nie to, że po ich wypowiedzeniu padł pod moimi stopami w groteskowej pozie z wypływającym mózgiem. Uświadomiłem sobie, że nawet najwybitniejszy umysł nie uniknie nadlatującego zza pleców strzału. W bandzie służyłem już kilka tygodni, lecz to miał być pierwszy tak poważny bój.
Wszystko poszło nie tak. Wynajęto nas, by wytropić najeźdźców lokalnej farmy wilgoci, ale to oni znaleźli nas pierwsi. Zasadzka. Żart o wzroście dugów przerwało barwiste smagnięcie przeszywające gardło jednego z towarzyszy. Strzały pojawiały się zewsząd i znikąd. Wylękniony sięgnąłem do kabury po blaster, tylko po to, aby paść na kolana. Moje struchlałe spojrzenie widziało jedynie szarżujących beze mnie wiarusów. Ludzie pustyni zaczęli wylewać się zza wydm, ich przerażające ryki potrafiły sparaliżować największych chojraków w naszej grupie. Cała walka nie trwała nawet godziny, minęło dwadzieścia minut i większość moich „braci” wykrwawiała się lub była już po drugiej stronie. Nasza przegrana była oczywista, lecz bój trwał. Ostatni ludzie Lena odrzucali swoje życie w walce z tymi dzikusami, nie interesowało ich już to czy wyjdą żywi z tej potyczki. W którymś momencie przypomniałem sobie słowa Veera, odsunąłem się od miejsca konfliktu i przez kilka sekund rozmyślałem nad tym co powiedział nasz grupowy myśliciel. Zaakceptować śmierć? Cieszyć się życiem? Nie jestem taki jak oni, nie obchodzą mnie jego słowa, chcę przeżyć. Spanikowany i przytłoczony natłokiem myśli rzuciłem swój blaster, odpiąłem pas i zacząłem uciekać. W tamtym miejscu, w tamtym momencie zostałem dezerterem, zostawiłem swoich walczących towarzyszy. Biegnąc słyszałem makabryczne krzyki i obelgi w moją stronę wykrzyczane ostatkiem sił przez umierających najemników. Podczas ucieczki przełamałem swoje wewnętrzne ja, aby spojrzeć na brutalne pole bitwy, które zostawiłem za sobą. Dotąd pamiętam ten obraz. Polegli towarzysze stali się pokrywą dla ogromnej fałdy piachu. Twarze przyozdobiło złudzenie obszyte w wełniane worki. Jaskrawe mięśnie przy niektórych mężczyznach przybrały fioletowy kolor, a inne szary. Gdy spoglądałem na wygasłe życia piaskowych mumii, szalejący w powietrzu piach zdawał się rozpraszać w gęstej atmosferze z przerażającą dokładnością. A ja coraz bardziej oddalałem się od pobojowiska, przemierzałem pustynie walcząc z myślami. Sądziłem, że moje morale jest niczym klinga wykuta w ogniu dyscypliny, a były jedynie moją imaginacją. Przedłużona samotność zmusiła mnie do refleksji nad samym sobą — zrozumiałem, że nie poradzę sobie na tym świecie w pojedynkę. Nie jestem już tym gnojem, który zostawiłby swoich towarzyszy u bram śmierci. Zmieniłem się. Podróżowałem po wielu zadupiach w pogoni za jakimkolwiek pomysłem na życie.
- Aż w końcu trafiłem tutaj. O podróży nie ma co opowiadać, nie była ciekawa. - Od długiego mówienia, piekło mnie gardło. Przepłukałem je tym paskudnym trunkiem, które imitowało piwo. Skrzywiłem się, gdy resztki tych popłuczyn zostawiły okropny posmak w moich ustach. Choć było tanie, nie mogłem sobie pozwolić na następne. Pieniądze ostatnio nie potrafiły się przy mnie zatrzymać na dłużej.
- Znacie kogoś, kto miałby pracę dla kogoś takiego jak ja? Nie różnimy się, także jestem pewien, że macie tu kontakty. - Spojrzałem po ich twarzach i od razu wiedziałem, że jeszcze dziś poznam kogoś, kto odmieni moją sytuację. Chociaż, kto wie? Może to będzie moja ostatnia robota, ponieważ skończę w piachu. Lecz wolałbym umrzeć zarabiając na siebie, niż z głodu lub wycieńczenia. A najlepiej, to wolałbym nie umierać wcale, lecz na to nie mam najmniejszego wpływu. Moi kompani spojrzeli po sobie, po chwili zastanowienia kiwnęli głowami. Ten wychudzony z brakami w uzębieniu odezwał się jako pierwszy.
- Jest taki jeden.. Pracodawca. Być może znajdzie się coś dla siebie, lecz ostrzegam, skurwysyn pobiera wysoki procent. - Musiałem się odchylić w krześle, gdyż odór z jego paszczy był jeszcze gorszy niż te szczyny, które wypiłem wcześniej.
- I co, zapoznacie mnie z nim tak od razu? Bez żadnych testów zaufania? - Uniosłem brew podejrzliwie, chociaż przyjąłbym się u niego, nawet jeśli pobierałby połowę zapłaty dla siebie.
- Wiesz dobrze, że w tej branży wypadki śmiertelne są bardzo częste, więc nie można wybrzydzać w zatrudnianiu pracowników. - Rachityk zarechotał, a po chwili zaczął kaszleć. Na stół poleciały krople krwi. Odsunąłem się od stołu jeszcze bardziej.
- To kiedy mogę go poznać? - Starałem się zachować obojętny ton głosu, by nie wyjść na zdesperowanego.
- Dokończymy pić i możemy ruszać, po południu mieliśmy do niego zawitać. - Skwitowałem jego słowa jedynie przytaknięciem. Założyłem ręce za głowę, rozparłem się wygodnie w kolebiącym krześle. Wbiłem wzrok w drzwi, czekając, aż reszta towarzystwa dopije swoje trunki.
4. Informacje dodatkowea. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Szukam zgranego grona, przy którym będzie można dobrze spędzić czas i będzie po prostu w porządku. W grze jest dla mnie najważniejsze wczucie się w postać, mój dobry przyjaciel kiedyś powiedział ,,Roleplay to implozja, a wrestling eksplozja'' Na swój sposób - Nieco dziwaczny - Te dwie rzeczy mają ze sobą wiele wspólnego.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? Od mojego znajomego, który kiedyś tu pogrywał.