1. Informacje bazowea. Imię: Szymon
b. Wiek: 17
c. Zainteresowania/Hobby: Muzyka metalowa, gram na gitarze już dziewięć lat, działam w zespole, koncertuje. Oprócz muzyki jak większość młodych chłopaków kopałem w piłkę w paru lokalnych klubach przez ładnych parę lat.
d. Kilka zdań o sobie i swoim charakterze: Jestem skory do wszelkiej pomocy, nie jestem typem osoby, która lubi się kłócić i pozostawać w złych stosunkach z innymi osobami. Pozytywny, lubiący nowe wyzwania. Wciągnięty na maksa w świat roleplayingu, odgrywania losów swoich postaci, z którymi jak najbardziej można się utożsamiać. Tak zwane "better life", pozwalające na ucieczkę od problemów życia codziennego. Jestem osobą, która potrafi się zaangażować, by jak najlepiej prowadzić swoją działalność, swoją postać, która chce, by jej projekt wypadł jak najlepiej. Może nie jestem perfekcjonistą, ale staram się nie powtarzać po innych, wymyślać własne scenariusze czy też rozwiązania. Jestem osobą, która nie raz potrafi narzekać i bluzgać na grę z ludźmi, którzy grają na bardzo niskim poziomie, albo nie znają podstawowych zasad, jednak nigdy nie robię tego publicznie czy też na prywatnych wiadomościach, w końcu to RP, gdzie nie przekładamy stosunków OOC do świata IC.
e. Kontakt:
- email
szymonrechziegel@gmail.com- steam
https://steamcommunity.com/profiles/76561198263495980/2. Scena RP/RP w JK3a. Formy rozgrywki: Nigdy nie przyszło mi trafić na serwis roleplay w świecie Star Wars, moja rozgrywka opiera się głownie na produkcjach Rockstara, czyli po prostu serwery roleplay gta V czy przez chwilę SAMP. Miałem również nikłą styczność z G2O, lecz tego bym raczej nie zaliczał, bo to było pojedyncze wejście.
b. Organizacje/Grupy: Grałem na serwisach takich jak MSRP na SAMPie, LSVRP na gta V czy DistrictRP również na gta V. Na tym ostatnim spędziłem zdecydowanie najwięcej czasu, jednak nie była to emocjonująca rozgrywka ze względu na brak zainteresowania ze strony społeczności RP. Po prostu ciężko jest fajnie wykreować swoją postać bez graczy. Jeśli chodzi o to gdzie grałem i co najczęściej robiłem na serwisach gta roleplay to postacie kreowałem głównie pod typowego szarego mieszkańca lub szedłem w organizacje porządkowe, gdzie spędziłem chyba najwięcej czasu.
c. Staż: Stażu może zbyt długiego patrząc na zgromadzone tu osoby nie mam, siedzę w tym świecie od roku. Rok gry praktycznie bez przerw, stało się to takim moim małym hobby. Roleplay w uniwersum Star Wars może być nader interesujący, dlatego chciałbym po prostu spróbować swoich sił.
d. Powód zakończenia gry: Nie mogę powiedzieć, że zakończyłem swoją przygodę z roleplayem, obecnie nie mam po prostu gdzie grać, gdyż nie widzi mi się wracanie do rozgrywki w GTA:SA, natomiast tak jak już powiedziałem roleplay u was to będzie na pewno nowe, fajne doświadczenie, bazując na różnych zadaniach czy screenach u was na forum. Przyznam się szczerze - bardzo mi się spodobał zarys rozgrywki.
3. Postaća. Imię i nazwisko: Violet Suntessi
b. Wiek: 20
c. Pochodzenie: Mirial
d. Rasa: Mirialan
e. Wygląd: Wysoka miralianka, na głowie zawsze nosi kaptur chroniący jej wrażliwe organy, przeciętna sylwetka, waga w normie. Oliwkowa skóra, fioletowe oczy, włosy koloru czarnego. Tatuaże - jeden rozciągający się na twarzy, od prawego ucha do lewego, zaraz pod oczami przechodzący przez przegrodę nosową, pozostałe tatuaże znajdują się na dłoniach kobiety.
f. Historia:
Planeta Mirial - ojczyzna Miralian - położona jest w Zewnętrznych Rubieżach galaktyki, kwadrat Q-4. Planeta niezwykle bogata w minerały, jednak nie posiada ona zbytnio rozwiniętej fauny czy flory, bazuje głównie na bezkresnych, lodowych pustyniach.
10 ABY.Darwen Suntessi oraz jego małżonka Liberata spodziewają się dziecka. Nie należą do najbogatszych osób - wręcz przeciwnie, nie cierpią rodzimej planety, gdyby tylko nadarzyła się okazja do przeprowadzki na pewno by z niej skorzystali.
Pewnego dnia, który nie należał do najpiękniejszych do jednego z doków przybił statek - typowy frachtowiec, prawdopodobnie podróżniczy, oferujący przewóz osób do różnych części galaktyki. Ze statku wysiadła garstka ludzi, którzy od razu skierowali się do najbliższej kantyny, w celu dość oczywistym jakim była przerwa w podróży na posilenie się oraz uzupełnienie płynów. Fakt faktem nie brakowało na frachtowcu zasobów jedzenia czy picia, jednak nie było ono takiej jakości, jak to serwowane w kantynie.
-
Rex, Borch, sprężajcie ruchy, nie chcemy przecież spędzić tu całego dnia. Za 30 minut widzę was przed lokalem. - tym samym kapitan statku Lavar udał się w kierunku wyjścia z kantyny, po drodze dostrzegając siedzącą przy stoliku Liberatę wraz z Darwenem. Spojrzał na nich krótko, wzrok kierując głównie na Liberatę i jej brzuszek ciążowy. Jej mąż zaś siedział zaraz obok niej, przeliczając ostatnie kredyty z grymasem na twarzy.
Lavar nie zastanawiając się dłużej podszedł do stolika przy którym siedziała owa dwójka, położył swoją zmechanizowaną, metalową rękę na blat zaraz przed Darwenem, perfidnie się na niego gapiąc.
-
Moglibyśmy Ci w czymś pomóc, nieznajomy? Chyba nie jesteś stąd, prawda? - rzucił spoglądając krótko na Lavara, wzrokiem po chwili wrócił na stolik.
-
Pomóc, ta... - syknął przez zęby, swój wzrok kierując na siedzącą obok Liberatę, która trzymała się za brzuch. -
To nie ja jestem tym, komu trzeba tutaj pomóc.-
Słuchaj... nie chcemy problemów. Ledwo wiążemy koniec z końcem, sam widzisz, że wiele pieniędzy nam nie zostało, za niedługo będziemy znowu głodować, czekając na tą marną wypłatę. - zrezygnowany Darwen pokręcił głową na boki, wzroku ani na chwilę nie podniósł na Lavara, gapił się cały czas na stolik.
-
Widzieliście ten frachtowiec, który przybił do doków? Jesteśmy jednostką przewożącą ludzi w różne miejsca, oczywiście za odpowiednią opłatą. Mogę wam pomóc. - pociągnął nosem, wzrokiem wodząc od Liberaty do Darwena, przejechał drugą dłonią po stoliku, by zaraz po tym schować ją do kieszeni kurtki.
-
Ale zaraz... nie wiem czy słyszałeś, ale naprawdę nie mamy pieniędzy, z czego mielibyśmy Ci niby zapłacić? - powiedział zrezygnowanym głosem, unosząc finalnie wzrok i głowę w kierunku Lavara.
-
Potraktuj to jako dobry gest nieznajomego, podobno ludzie, którzy czynią dobrze zostają później nagrodzeni. - parsknął śmiechem, chowając drugą rękę do kieszeni. -
Ruszamy za jakieś dwadzieścia minut, weźcie najpotrzebniejsze rzeczy, załatwię wam wolny przedział. - powiedział spokojnym, ciepłym głosem, wbijając wzrok w brzuch Liberaty. Po chwili odchrząknął, odbijając się od stolika po czym ruszył w kierunku wyjścia.
Darwen i Liberata zamilkli, nie dowierzając co się właśnie wydarzyło, w ich głowach krążyła jedynie myśl - a co jeśli to pułapka? Nie czekając dłużej zabrali się do spakowania najpotrzebniejszych przedmiotów po czym udali się w kierunku frachtowca. Przed wejściem na platformę zatrzymał ich pewien osobnik rasy Chistori, dzierżący pistolet blasterowy w obydwu rękach, spojrzał na nich wrogo po czym usłyszał przez słuchawkę w uchu następujące słowa:
-
Zydar, wpuść ich i zaprowadź do przedziału numer 125. Są ode mnie. - w słuchawce dało się usłyszeć głos Lavara, który najwyraźniej obserwował sytuację na jednej z kamer.
Chistori nie czekając dłużej nieco się odsunął na bok, by Ci mogli wejść na statek, następnie zaprowadził ich do wyznaczonego przedziału, gdzie się z nimi pożegnał, zwykłym skinięciem głowy.
Po dość długiej podróży udało im się dotrzeć na Corelię - planetę znajdującą się w Światach jądra. Ich celem było słynne Coronet City.
Po zadokowaniu frachtowca do miasta, mirialańską parę zatrzymał Lavar.
-
Kiedyś mi się odwdzięczycie, wiem, że nie wybraliście tego miasta przypadkowo. Zdradzisz mi swoje imię? - położył metalową dłoń na barku Darwena, spoglądając na niego z wyczuwalnym, sarkastycznym uśmiechem.
-
Nazywam się Darwen. Darwen Suntessi. Odwdzięczymy Ci się kiedyś, na pewno! Możesz być tego pewny! - na jego twarzy pojawił się uśmiech, ujął swoją małżonkę za dłoń i opuścił frachtowiec Lavara, spoglądając na kapitana przez ramię.
-
Do zobaczenia, Darwen! - krzyknął, obracając się na pięcie. Nie minęło nawet 10 sekund, a kapitan zniknął w czeluściach frachtowca, który po niedługiej chwili odbił od planety, ruszając w dalszą podróż.
29 ABYViolet Suntessi - rozpoznawalna mirialanka w Coronet City, znana ze swoich "cyrkowych" sztuczek. Violet korzystając ze swoich wrodzonych cech jakimi są niebywała zwinność i gibkość zarabia na ulicach Coronet, głównie fioletowooką mirialankę można było spotkać na Diadem Square, rynku stolicy planety. Dziewczyna zawsze była dość skryta w sobie, zimna i sucha - tak jak ludzie opisują mirialańskie kobiety, porównując je do samej planety. Zależało jej tylko na pieniądzach, mimo, że jej rodzina nie była już tak biedna jak za czasów, gdy Liberata była w ciąży. Darwen dzięki kontaktom wśród przedstawicieli rasy ludzi w Coronet City znalazł dobrze płatną pracę, co pozwalało na nieco więcej przyjemności. Z czasem udało mu się zajść dość wysoko przez jego zaangażowanie, aż w końcu stał się współwłaścicielem jednej z firm produkujących części elektroniczne. Violet cieszyła się sławą, a to co robiła przychodziło jej z łatwością, nie miała z tym żadnych problemów, a robiła niemałe wrażenie. Pewnego przeciętnego dnia, gdy Violet robiła to co do niej należy do Coronet City przybił frachtowiec - ten sam frachtowiec, który zawitał do miasta 19 lat wcześniej z dwójką mirialanów. Fioletowooka była w trakcie swojego występu - popisowy numer, za który zawsze zgarniała masę kredytów, gdy nagle w z tłumu wyłoniła się trójka groźnie wyglądających ludzi, jeden z nich miał metalową protezę na prawej ręce i nie spuszczał wzroku z dziewczyny, natomiast dwójka stojąca kolejno po jego lewej i prawej obserwowała zgromadzenie, zachowując się w dość dziwny sposób, gdyż nie wiedzieli po co tu przyszli. Lavar cierpliwie czekał, aż skończy swoje przedstawienie, dorzucając do tego sporą ilość kredytów. Violet widząc gest Lavara wytrzeszczyła gały ze zdziwienia, podziękowała mu ukłonem po czym skończyła przedstawienie. Złapała za torbę której używała do magazynowania kredytów oraz podręcznych przedmiotów, gdy dostrzegła, że została przy niej jedynie owa trójka. Lavar podszedł powolnym krokiem do dziewczyny, krzyżując swoje ręce na wysokości klatki piersiowej, spojrzał na nią z góry i rzekł:
-
Jesteś strasznie podobna do matki, Suntessi. Ojciec w domu? - zagaił pewny siebie, podrzucił ramionami i uniósł jedną brew.
-
Eee... znamy się? - tak samo jak on uniosła jedną brew w geście zdziwienia, skrzywiła się nieco przekrzywiajac głowę w bok.
-
Ależ oczywiście! Nie pamiętasz wujka Lavara? Niech no ja Cię uściskam! - podszedł nieco bliżej do dziewczyny, wyciągając do niej ręce.
-
Wujek Lavar... nigdy mi o Tobie nie wspominali. - złapała za jego ręce na wysokości nadgarstków, opuściła je gwałtownie w dół po czym zarzuciła torbę na ramię. -
Masz jakąś sprawę do mojego ojca?-
Dokładnie tak, moja droga. Widzę, że nieźle wam się powodzi! - klepnął w jej torbę, pokręcił głową na boki. -
Zaprowadzisz mnie do niego czy sam mam go znaleźć? - wyszczerzył się do dziewczyny.
-
Nawet jeśli to nie jest twój interes, człowieku. Jeśli koniecznie chcesz z nim pogadać to mogę Cię do niego zaprowadzić, ale to będzie ostatnia rzecz o jaką będziesz mógł mnie prosić. - powiedziała oschłym głosem, mrużąc nieco oczy. Poprawiła kaptur na głowie po czym udała się w kierunku firmy w której pracuje Darwen, wraz z nią udała się tam również trójka, Lavar, Rex i Borch.
Po dziesięciu minutach podróży w pomieszczeniu służbowym rozległo się pukanie, a wraz z nim znajomy głos Violet. Darwen otworzył drzwi i momentalnie opadła mu szczenka. Dostrzegając Lavara i jego znajomych w towarzystwie swojej córki przełknął głośno ślinę i odchrząknął.
-
Lavar? To ty?-
Darweeen! Stary druhu! - przeciągnął imię faceta, wyciągnął do niego ręce.
-
Tak... witaj. - tak samo jak wcześniej jego córka opuścił dłonie Lavara, skinął głową na zaplecze i rzekł. -
Chodź pogadać na osobności.Lavar wraz z Darwenem udali się na owe zaplecze, Violet została z Rexem i Borchem, kręcąc głową na boki. Nie minęła chwila, a fioletowooka udała się w kierunku wyjścia. Tymczasem na zapleczu toczyła się rozmowa.
-
Widzę, że nieźle się dorobiłeś, Darwen! Chyba w końcu będziesz mógł mi zapłacić, co? Opowiedz mi coś o tej firmie, wygląda nader ciekawie! - powiedział z entuzjazmem, śmiejąc się po chwili.
-
No... dzięki znajomościom udało mi się znaleźć pracę, po 19 latach ciężkiej pracy zostałem współwłaścicielem, Lavar. Myślę, że mógłbym Ci dużo zagwarantować w zamian za udzieloną mi pomoc. - przytaknął głową po tych słowach, odchrząknął.
-
Współwłaścicielem mówisz! Hoho! Słuchaj Darwen, nie chcę zbyt wiele... wiesz co mi się marzy?-
No słucham? Kredyty? Nowe części? Może nowa proteza? - zerknął na jego metalową rękę, po chwili wrócił wzrokiem na jego twarz.
-
Udziały Darwen, udziały w twojej firmie! To jest zdecydowanie najlepsze, co mógłbyś mi załatwić! W końcu gdyby nie ja to by Cię tu nie było, mam rację? - uśmiechnął się sarkastycznie, syknął przez zęby.
-
Lavar to... to za dużo. Nie mogę się na to zgodzić. - powiedział stanowczo, kręcąc przecząco głową.
-
Hej hej hej! Jak to za dużo? Chcę tylko część udziałów, no wiesz o co chodzi. To przecież moja zasługa Darwen, zastanów się! Gdyby nie ja to dalej byś zdychał z głodu na Mirial! - zaśmiał się krótko.
-
Nie no, Lavar... mówię poważnie.- Ouu... - syknął przez zęby, pokręcił głową na boki. - Skoro nie chcesz odwdzięczyć się staremu druhowi... szkoda. - ze smutkiem na twarzy Lavar opuścił zaplecze, a zaraz po tym całą fabrykę. Siedzieli dość blisko przez resztę dnia, czekając, aż Darwen opuści firmę. Gdy tak się stało podążyli za nim aż do domu w którym urzędował. Po paru minutach od jego wejścia do mieszkania można było usłyszeć głośny huk.
30 ABY.Minął rok, odkąd rodzina Violet Suntessi została zastraszona przez bandę Lavara. Udziały Darwena w firmie przejął Lavar po "dogadaniu" się z drugim właścicielem. Darwen popadł w alkoholizm po utracie wieloletniej pracy, która zapewniała mu i jego rodzinie życie w dobrobycie, odłożone pieniądze na przyszłość zaczął przepijać w najlepszych kantynach w mieście, stopniowo schodząc z poziomem alkoholu proporcjonalnie do poziomu odwiedzanych miejsc. Media w mieście huczały o skandalu w firmie, który po czasie wyszedł na jaw - ludzie zaczęli widywać coraz bardziej staczającego się Darwena, znanego, byłego współwłaściciela firmy. Violet nie mogąc patrzeć na załamanie nerwowe ojca oraz brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony matki uciekła z domu, błądząc po ulicach wielkiego miasta. Owy brak zainteresowania dziewczyną sprawił, że rodzice nawet nie zorientowali się, gdy ta przestała przychodzić do domu, za swoje zarobione poprzez sztuczki kredyty kupowała sobie najpotrzebniejsze rzeczy, by przetrwać, natomiast jeśli jej ich brakowało - wracała do "biznesu".
Tylko przez jaki czas mogłaby sobie w ten sposób radzić?4. Informacje dodatkowea. Czego szukasz w RP w organizacji i co jest dla Ciebie w grze najważniejsze? Najważniejszym dla mnie czynnikiem w grze jest aktywność, ciekawe kreowanie swoich postaci oraz niepowtarzalny klimat bazujący na podstawie gry, realiów i obeznaniu w kwestiach związanych z lore. Może nie jestem jakimś znawcą star warsów, rzekłbym nawet, że wiem dość mało o uniwersum, jednak wydaje mi się, że posiadam wystarczającą wiedzę by nie spierdzielić nikomu rozgrywki.
b. Skąd dowiedziałeś się o organizacji? O organizacji dowiedziałem się podczas poszukiwań jakiejś alternatywy dla RP - wraz z @CoolNickname trafiliśmy na forum waszej organizacji, ja jednak potrzebowałem trochę więcej czasu, by zebrać się na wymyślenie ciekawej postaci oraz historii.