Sanktuarium1. Data, godzina zdarzenia: 07.07.16, 19:30 - 01:00
2. Opis wydarzenia: Wyruszyliśmy po zmroku. Uczeń Jedi Siad pilotował myśliwiec strażacki. Wiekowy X-wing, wyposażony w radar sejsmiczny, elektromagnetyczny, termiczny oraz aparatura do badania składu powietrza. Jednostka zbliżała się do obiecującego terenu, a ja poznawałem aparaturę. Wlecieliśmy w kwadrat mapy E-14. Maszyna przemierzała spokojnie przestrzeń nieba, a aparatury pracowały spokojnie, poszukując podziemnych kompleksów. Czas dłużył się, a cierpliwość wydała owoce. Odebraliśmy odczyt o nienaturalnie cienkich, być może pustych w środku, ścian monstrualnego pasma górskiego. Sektor poszukiwań, zmniejszał się niechętnie. Odczyty aparatury jasno jednak wskazywały na nienaturalne zachowanie form pod okryciem skały. Odnaleźliśmy miejsce, zdające się być odpowiednie dla lądowania myśliwca. Do wyboru mieliśmy dwa otwory, wejścia. Wschodni i zachodni. Uczeń Siad wybrał wschodni, gdzie radary wykazały detaliczną aktywność elektromagnetyczną.
Droga na ślepo, po omacku. Puste, urwane tunele. Kilkakrotny powrót do głównego wgłębienia. Mój wzrok reagował jedynie na zacierającą się w mroku sylwetkę i rytm kroków Ucznia Jedi. Wszechobecny, spokojny cień rozdarła przed nami wreszcie ciepła poświata. Po krótkim momencie, wyryła się pomarańczową płaszczyzną. Nachalnie zapraszając do pozornie suchego i oświetlonego ogniem wnętrza. Wtedy wszystko się uruchomiło. Już przy pierwszych krokach, pozorna pustka sieni umknęła. Pojawiło się około pięciu gospodarzy. Zmaterializowali się znikąd, jeszcze przed momentem będąc całkiem splecionymi z aurą Prakith.
Niedostrzegalni dla obcego wzroku, wzroku intruzów. Rozpoczęła się walka, a przynajmniej pomiędzy Siadem, a gospodarzami – braćmi. Zostałem ranny w mgławicy ciosów, praktycznie natychmiast. Dezorientacja, atak z wielu stron jednocześnie był ponad moje siły. Zdaje się, że drzwi bocznych sieni, otwierały się jakby same. Nie jestem nawet w stanie opisać jak Uczeń Jedi, godnie bronił tytułu Padawana Inkwizytora. Jednak prawdą jest, że położył wielu, dematerializujących i materializujących się w koło kultystów. Bez szwanku.
Uczeń Jedi, opatrzył mnie i zabezpieczył moje rany. Przekroczyliśmy kolejny tunel, leżący naprzeciw wejścia, którym wtargnęliśmy do ich domostwa. Kolejna sala, była powtórką z pokazu imponujących umiejętności Siada. Tym razem sala była bardziej przestrzenna, wypełniona czworobocznymi kolumnami. Kultyści pojawiali się przez pewien ciąg czasu nieustępliwie. Determinacja aferowała ich na tyle, że odrąbane kończyny lub wylewające się trzewia, nie były wielką przeszkodą przed ponownym powstaniem do boju. Odniosłem dotkliwą ranę, nie mogłem pozwolić sobie jednak na odpływ adrenaliny, koncentracji i determinacji. Przeszliśmy dalej – gdzie na schodach, doszło do zderzenia mocy pomiędzy Uczniem Jedi, a kultystą. Pojedynek zakończył się ponownym triumfem Padawana Inkwizytora. O dziwo, jak się potem okazało – ostatni z braci mieszkający w tym kompleksie, zbliżył się do nas z ranny. Klęknął. Siad go dobił.
Penetracja kolejnych segmentów podziemi, doprowadziła nas do korytarza wypełnionego celami. Wydaje mi się, że w poprzednim akcie musieliśmy pozbawić żywota ostatniego z tutejszych mieszkańców. Ich stroje wskazywały na pełen wachlarz rang od niższych-braci, po protektora. Cele pełne były śladów wskazujących na ich częste użytkowanie. Wiedziałem kogo w nich mogli trzymać. Pożywienie, zwierzęta cywilizacji oraz samice do rozpłodu. Te drugie używa się wielokrotnie, do czasu, aż spełniają swoją funkcję. Znaleźliśmy dwa ciała, kobiece. Po innych resztki wydzielin organizmów, różnego rodzaju. Jedno z ciał, jeszcze żyło. Było zdolne chodzić, przyjmowało słowa. Kobietę można było nadal uratować, cała ta rzeź… wtargnięcie, to wszystko mogło okazać się owocne w tym jednym żywocie. Zamknięte w jej uratowaniu. Dlatego też, podjęliśmy wszelkie środki aby okiełznać trwogę, wyczerpanie, zblazowanie… Zmusić ją do pójścia z nami. Udało się, ale w ostatnich chwilach kiedy właśnie miała się podnosić doszedł do nas odgłos wybuchu, spadających ciężkich głazów. Z początku były to subtelne, znaczące zachwiania statycznością kompleksu. Zaczęliśmy biec do wyjścia, zawalonego. Uczeń Jedi, odnalazł wrota. Żadna znana siła nie byłaby w stanie ich otworzyć. Oprócz mocy. Uczynił to. Kobieta wbiegła, wyrwała mi się. Zaczęła spadać w dół.
Tunel był przedziwnym tworem, wbrew wszelkim prawidłom wypełniała go czerń, nieprzenikniona dla światła i wzroku. Ciągnął się w dół, a jedynym sposobem poruszania się w nim, były skalne ustępy. Odnajdowało się je po omacku, całkiem na ślepo. Po naszym skoku do wnętrza tunelu, przypadkiem. Przekraczanie tej kultystycznej ścieżki, miało w sobie coś nienaturalnego. Nie umiem sprecyzować co, to wrażenie ściśle splata się z chwilą.
Przejście zrzuciło nas na platformie, czegoś w rodzaju magazynu. Cała wielka grota przepełniona była mnogimi, zawieszonymi na belkowaniu platformami, mostami czasem korytarzami. W koło upchnięto mnogość skrzyń, najróżniejszej maści. Jedna rodzina kontenerów wyróżniała się od razu, rodzina spod loga Sanarisa. Zdążyłem zrobić dwa zdjęcia do materiału dowodowego, właśnie kontenera Sanarisa i drugiego, który jest pudełkiem po mikrofalówce. Prawdopodobnie, po prostu ją ukradziono. Opis kontenera Sanarisa wskazywał na czterysta kilogramów deshu. Co się tyczy ratowanej kobiety – nie było jej w pobliżu. Prawdopodobnie zaczęlibyśmy jej poszukiwania, gdyby nie “Subiekci”. Dokładniej wiązki, archaicznych blasterów, które zalewały nas przez następne, dłużące się minuty pociskami. Uczeń Jedi Siad, nakazał mi trzymanie się z dala od pola ostrzału, kolejne obrażenia skończyłyby się niechybnie agonią. O ile, szermierzy kultu byli ponad moje siły, to strzelcy nie stanowili większych problemów w unikaniu ich ostrzału, nawet w tym stanie. Uczeń Siad, za to nie miał najmniejszych problemu w ich stopniowej eliminacji, nawet mimo ich ciągłego splatania się z aurą prakith i momentalnych zniknięć, pojawień na naszych plecach. Czasem, nawet z ciężkim blasterem. Było ich prawdziwe mrowie, a jedyne co my mogliśmy uczynić to umykać w dół kompleksu. Na co raz to dalsze od powierzchni poziomy. W między czasie, dało się posłyszeć mentalny przekaz… upiornego entuzjazmu. Zachęcającego “Subiektów”, do marnowania swoich egzystencji. Dotarliśmy na sam dół, komnaty z metalową konstrukcją wewnątrz. Kolejna część walki o przetrwanie w tym segmencie, oparła się o nieustępliwe próby rozbicia blokady na kolejnych wrotach, które udało nam się odnaleźć. Blokadą były zwyczajne, zaspawane rury. Zacząłem uporczywie je ciąć, chcąc przekopać się przez nie treningowym mieczem świetlnym. Właściwości mojego ostrza skutecznie spowalniały proces. Siad odbierał kolejnych strzelców, osłaniając mnie przed ostrzałem. W pewnym momencie znikąd pojawiła się znów kobieta, a Uczeń Jedi słysząc jej lament ruszył na jej ratunek. Z powodzeniem, ja w tym czasie lawirowałem pomiędzy odpieraniem kultystów, a przecinaniem rur. Kiedy Siad powrócił, wszystko jakby ustało… Dokończył, o wiele sprawniej, przebijanie się przez barykadę. Teraz wiem, że… po prostu… zabiliśmy co do jednego, subiekta kultu…
Rozwarte wrota, okazały się kolejnym kuriozalnym tunelem. Siad zeskoczył, powstrzymując siebie i kobietę w jakiś sposób telekinezą. Wylądowali bez szwanku. Ja… popełniłem głupstwo, przed którego konsekwencjami uratowały mnie subtelności i olbrzymie pokłady szczęścia. Ciężko ranny, skoczyłem około piętnastu metrów w dół. Połamałbym się, gdyby nie liczne upadki z dachu na treningach, praca z Fenderusem nad akrobatyką i przede wszystkim, szybka reakcja telekinetyczna Siada. Obiłem się, przelatując przez czerń. Potrzebowałem nieco czasu, aby dojść do siebie i razem ze Siadem wspiąć się po schodach prowadzących na olbrzymią arenę.
Olbrzymia struktura architektoniczna. Olbrzymi okrąg o wzniesionych wysoko ścianach i przykryty olbrzymią kopułą. Kilka posągów o kultystycznej symbolice, być może sprzed kilku tysięcy lat. Na około nas wznosiły się trybuny, parę metrów nad okrągłym podium w dole. Układ schodów wskazywał jednak na to, że odbywały się tu raczej narady lub przemówienia do tłumów. Nad nami górował balkon, wznoszący się nad całą konstrukcją. Na jego platformie, czekała już na nas Triada Klanowa. Zaprosili nas w swoim żargonie, specyficznym sposobie mowy na szczyt. Po środku tron, siedział na nim mężczyzna odziany w czarną szatę, połączoną z zielono-jaskrawymi wstawkami. Czerń oznacza łowcę, całego klanu. Nie jest mi jednak wiadome co symbolizuje ostra zieleń. Jego dłonie spoczywały na potężnym ostrzu, dwuręcznym – podobnym do tego, które dzierży Starszy. Po jego prawicy, czarno odziany brat. Łowca, klanu. Persona usytuowana nawet ponad kuratorami i protektorami. Nosił broń, dwustronne ostrze. Trzeci z nich stał po lewicy, zasiadającego na tronie. Odziany był na biało, co jest niezmiernie ciekawe i niespotykane. W symbolice kultu biel nie występuje w żaden sposób, jeśli chodzi o ubiór. Wymowa, sposób wyrażania przez tą istotę wzbudził we mnie pewne podejrzenia. Możliwe, że to jednostka odpowiedzialna za odczytywanie znaków, wizji, woli starszych… choć może być zgoła inna. Faktem jest jednak, że cała trójka zaprosiła nas nieoczekiwanie do – pertraktacji.
Rozmowa zaczęła się od opowieści Dartha Andeddu. Przekazanej potomnym. Posiadł on bowiem w zamierzchłych czasach wiedzę o nadciągającym niebezpieczeństwie. Bezimiennych, bezimiennej sile spoza dostrzegalnego dla nas spektrum mocy. Spędził rok, nad medytacją nad tą wiedzą. Jego ciało obumarło, była to cena za wiedzę, którą zesłała na niego Ciemna Strona mocy. Mimo śmierci biologicznej, on sam przeżył. Posiadając tajniki, które wedle podań kultu mają być przydatne w obliczu nadciągającej inwazji. Jak ukrócić spaczenie i zagładę, mocy.
Czarny dym, ptak przelatujący nad słońcem północy.
Odbity blask dochodzi do kresu.
Nieuniknione przenika mrok.
Ostrze przecina powietrze, nie wydaje dźwięku, nie ma ostrza, nie ma mroku, nie ma światła.
Nieuniknione.
To z kolei, słowa tajemniczego – odzianego w biel.
Rozmowa miała na celu podjęcie decyzji. Głowa Klanu, złożyła nam propozycję. Wiedza, ich pana w zamian za… złożenie broni. Wyjawili nam otwarcie, Uczeń Siad wybił ich cały klan pozostawiając przy życiu, tylko triadę. Klan, jeden z wielu kultu, potrzebuje czasu aby się odbudować. Aby na nowo stać się silną rodziną, naturalnie wedle swojego postępowania i tresur. Odziany w biel, przepowiedział śmierć naszym obu frakcjom – jeśli teraz chwycimy za broń.
Podjęliśmy ze Siadem decyzję. Zgodziliśmy się. Dla mnie to nie była kwestia mojego żywota, nawet nie kwestia żywota Siada. Inwazja jest czymś, co nie mieści się w skali i postrzeganiu świata w barwach dobra i zła. Moralności, etyki… Po części zdaje się wykraczać nawet po za prawa mocy. Poświęciliśmy nawet, kobietę, którą udało nam się uratować… mimo, bezsensownych prób pertraktacji Siada z kultem o jej wolność. Ja nawet nie próbowałem. Odeszliśmy z kompleksu, tym razem wspinając się przez ogrom czasu w górę – jednym z tajemniczych tuneli. Odnaleźliśmy myśliwiec i odlecieliśmy.
Przejdę teraz do przepowiedni. Skupiając się na niej bez opisów rzeczywistości z tych wspomnień.
„Klątwa, jak każda rzecz, ceny wymaga do zapłacenia. Jak za użycie Mocy, płaci się życiem, tak za odzyskanie jej płaci się krwią. I ta cena, jest tym, co zdejmie plugastwo z ciał istot z przepowiedni – Ofiara z krwi dotkniętego przez Moc, dotyk jego krwi zdejmie klątwę z najeźdźcy. Lecz tylko ucieleśnione, czyste objawy Ciemnej Strony, zniszczą cielesne, żywe objawy spaczenia Mocy.”
3. Ewentualne uwagi sprawozdającego: Gdyby policja upominała się o raport z tego zdarzenia, sporządziłem oddzielny. Jego użycie leży w kwestii osób, które będą w to zaangażowane. Zadbałem o to aby raport miał naturalny dla moich sprawozdań ton, a różnice w nim do orginalnego są następujące:
-W początkowych potyczkach odniosłem lżejsze rany, moja sprawność w dalszym ciągu zdarzeń nie była tak upośledzona.
-Kobieta, którą znaleźliśmy leżała martwa w celi. Żadnych perspektyw na wyzwolenie jeńców.
-Brak dotkliwych ran wcześniej, konieczny jest do tego punktu. Spotkanie z Triadą Klanu zakończyło się nieuniknioną walką na śmierć i życie. Przeżyliśmy, moje rany są wynikiem właśnie tej potyczki. Przedstawiłem Siada, jako tego, który pokonuje oponentów.
-Uciekliśmy, ponieważ śmierć kultystów spowodowała nieznane nam anomalie w ich domu. Cały kompleks, się zawalił, odsłaniając jednocześnie tajne korytarze. Uszliśmy fartem z życiem, Uczeń Jedi pomagał mi się wydostać telekinezą.
-Możliwe, że jacyś kultyści przeżyli. Kompleksy były zbyt ogromne. Rozpisałem się również na temat "irracjonalności" tego miejsca. W razie, gdyby policji przyszło do głowy prowadzić tam jakieś poszukiwania.
Raport do użycia wedle uznania.
4. Autor raportu: Padawan Bar'a'ka