autor: Aetas Hyenn dodano: 23 kwie 2017, 17:41

Kanał: Zamknięty, sieci wewnętrznej
Sektor: 5
Planeta: Prakith
Współrzędne planetarne: F-13
Nadawca: Adept Khai Akulaan
Data wydarzenia: 22.04.17
Priorytet: średni
- Kod: Zaznacz cały
Wczoraj na polecenie Inkwizytora udałem się śmigaczem do Gallii po zapas paliwa. Pogoda nie jest mocną stroną tej planety... choć muszę przyznać, że chłodne powietrze sprawiało iż nie byłem taki senny momentami.
Mniejsza...
Kiedy dotarłem do okolicy biura firmy musiałem zrezygnować ze śmigacza i ruszyć dalej z buta. Na początku wszystko wydawało się być tylko kwestią czasu... spotkałem trochę już nawaloną grupkę studentów, która ku mojemu zaskoczeniu była dosyć przyjaźnie nastawiona. Łyknąłem z nimi piwko i poprosiłem o ewentualną pomoc, po krótkiej chwili zostałem tylko ja i rodianin Wogan - bardzo otwarta osoba, prawdopodobnie przez jego stan ale zawsze to coś. Tak czy inaczej, miałem cholernego pecha - tej nocy rozgrywany był mecz w coś co nazywa się ''huttball'', wszystko fajnie gdyby nie fakt że grane były derby - drużyna z Gallii z drużyną ze Skoth.
Ulice stały się cholernie niebezpieczne, wszędzie było pełno łebków gotowych obić mi pysk za krzywe spojrzenie, ogólnie to ujmując - jedna wielka dżungla.
Wogan robił przez pewien czas za mojego przewodnika, jednak postanowiłem że lepiej będzie się od niego odłączyć... był trochę pijany i zaczepiał wszystko co ruszało się na ulicy.
W dalszej części dzielnicy zrobiło się naprawde gorąco, udało mi się umknąć małej grupce patoli. Bez przewodnika, zadecydowałem że ruszę po prostu przed siebie, starając się znaleźć kogoś kto mógłby mnie pokierować.
Po kilku minutach zaczepił mnie rodianin, niestety nie był to Wogan tylko jeden z miejscowych zbirów? patoli? Zresztą... sytuacja zrobiła się nerwowa kiedy chciał dostać ode mnie tak naprawdę cokolwiek. Na moje szczęście pod wielkim budynkiem rozpoczęła się strzelanina kiboli, wszystko działo się strasznie szybko - najpierw jeden z tych debili odciągnął ode mnie swojego kolegę krzycząc ''że zaraz zjawi się tutaj policja i że są ofiary'', a później kiedy zorientowałem się że jestem przy właściwym budynku - ulica Portowa 14 - wyszła do mnie ochrona firmy zabierając mnie do środka.
Poczułem wielką ulgę, siedząc w bezpiecznym pokoju, mogąc się nieco rozluźnić. Wdaliśmy się w pogawędkę, w której dowiedziałem się trochę więcej o tym co się aktualnie dzieje.
Po dłuższej chwili, kiedy wyszło na jaw że przyleciałem specjalnie do biura - przeszliśmy do interesów. Zakupiłem 89 litrów paliwa oraz opłaciłem transport do bazy. W międzyczasie sytuację na ulicy opanowała policja... z tego co zrozumiałem. Faktycznie, wracając do śmigacza ulice były puste, co prawda wszędzie były porozwalane butelki czy petardy itp, ale nie było już tego całego bydła.
Powrót do bazy był zdecydowanie gorszy niż lot do miasta.